sobota, 11 marca 2017

Jenson Button

Witajcie misiaczki! Trochę rzadko tu wpadamy, ale szkoła nas dobija :(
Wysyłamy pozdrowienia na te coraz cieplejsze dni :)
Buziaki :*



Pogoda tego dnia nie zachęcała do wyjścia z domu. Ja jednak postanowiłam wyjść i iść tam gdzie zaplanowałam. Ubrałam się w ciepły płaszcz i obwiązałam się szalikiem. Gdy wyszłam z mieszkania po głowie przeszła mi myśl, aby się zawrócić i nigdzie się nie wybierać. Szybko tę myśl odrzuciłam i weszłam do windy. Po trzydziestu minutach znalazłam się na cmentarzu. Błądziłam między alejkami, szukając grobu młodej kobiety. Gdy byłam już zmęczona poszukiwaniami, które nie przynosiły rezultatu, postanowiłam wracać. Kierując się do wyjścia, spostrzegłam nagrobek, którego szukałam. Westchnęłam ciężko. Pomodliłam się i zapaliłam znicz.
-Chciałabym coś zrobić...Pomóc Twojej rodzinie tak jak Ty pomogłaś mi...-powiedziałam cichym głosem, a po twarzy spływały mi małe krople łez.
-Kim Pani jest?-usłyszałam męski głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego mężczyznę, który uważnie mi się przyglądał.
-Ja...-chciałam wytłumaczyć kim jestem, ale zwyczajnie nie potrafiłam złożyć normalnego zdania. Bez słowa wyminęłam mężczyznę i opuściłam cmentarz.

Tydzień później
Wyjęłam dwa kubki z szafki i wsypałam do nich herbaty.
-Byłam na cmentarzu.- odwróciłam się i powiedziałam do przyjaciółki, która siedziała przy stole i jadła ciasto.
-Po co?-zapytała wypluwając wypiek.
-Chciałam się pomodlić...-powiedziałam i usiadłam obok niej.
-Nie rozumiem po co w ogóle chciałaś się dowiedzieć kim ona była, jak się nazywała. Przecież to nie powinno Cię interesować...-przyjaciółka popatrzyła na mnie niezadowolona.
-Interesuje. Gdyby nie ona nie siedziałabym tu teraz z Tobą. Może ktoś z jej rodziny potrzebuje pomocy? Może zostawiła małe dzieci?
-I co Ty masz zamiar zrobić? Odwiedzić jej rodzinę i powiedzieć: "Cześć, mam serce waszej mamy, która zginęła w wypadku, dzięki jej śmierci mogę żyć"?
-Przestań!- wkurzona wstałam z miejsca i zaczęłam nerwowo chodzić po kuchni.
-A jak inaczej chcesz to zrobić?-zapytała.
-Sama nie wiem co chce zrobić! Na pewno chce ich poznać...Dowiedzieć się czegoś o nich...-mówiłam wpatrując się w okno.
-Uważam, że zrobiłaś źle dociekając jak się ta kobieta nazywała. Dostałaś serce? Dostałaś. Żyjesz? Żyjesz. To się powinno dla Ciebie liczyć. - przyjaciółka co raz bardziej działała mi na nerwy.
-Tobie się wszystko wydaje takie proste! To nie jest proste! Ja czuję, że oni mnie potrzebują...
-Jak mogą Cię potrzebować skoro Cię nie znają??!-wrzasnęła.
-Mam w sobie coś z  ich matki...Po prostu to czuję.-powiedziałam szczerze.
-Pomieszało Ci się w głowie!-powiedziała.
-Wiesz co? Może idź i przyjdź innym razem, bo ta wizyta chyba nie należy do udanych.
-Masz racje. Pójdę, a Ty się lepiej zastanów czy chcesz mieszać w życiu ludzi, którzy i tak wiele wycierpieli. Cześć.-powiedziała i wyszła z mieszkania.

Kilka dni później
Wróciłam do domu i położyłam zakupy na stole w kuchni. Wyjęłam gazetę, którą dzisiaj kupiłam i zdenerwowana zaczęłam czytać artykuł, którego tytuł brzmiał: "Znany kierowca wyścigowy nie może pozbierać się po śmierci żony".  Zdjęcie pod artykułem sprawiło, że zrozumiałam wszystko. Byłam posiadaczką serca, zmarłej żony Jensona Buttona...Z tego co przeczytałam wynikało, że został sam z dwójką dzieci. Zalałam się łzami. Czułam się odpowiedzialna za ich los i postanowiłam nie czekać. Umyłam się, ubrałam i wyszłam z mieszkania.

Tydzień później
Stałam przed dużymi dębowymi drzwiami. Chciałam już się wycofać, ale drzwi otworzyła mi mała dziewczynka.
-Dzień dobry. Jest może tata w domu?-zapytałam, a dziewczynka pokiwała głową.
Po chwili dołączył do niej mężczyzna z cmentarza.
-Słucham? W czym mogę pomóc?-zapytał.
-Ja...Jestem koleżanką z dzieciństwa pańskiej zmarłej żony ...-ostatnie słowo wypowiedziałam już nieco ciszej.
-Jasne. Wszyscy tak mówią, a potem wypisujecie jakieś głupoty w gazetach!- powiedział lekko wkurzony i chciał zamknąć drzwi, ale powstrzymałam go.
-Wyglądam na taką która kłamie?-zapytałam.
-Niech Pani wejdzie...- westchnął ciężko i zaprosił mnie do środka.
W domu panował bałagan. Mężczyzna zaprosił mnie do kuchni w której unosił się nieprzyjemny zapach, brudne naczynia w zlewie dotykały prawie sufitu. Ewidentnie nie radził sobie w roli samotnego ojca.
-Niech Pani siada.-wskazał mi krzesło przy dużym stole.
-Przyjaźniłam się z pana małżonką, ale to było tak dawno...Jeszcze w dzieciństwie...-nie patrząc w oczy mężczyzny kłamałam  najlepiej jak tylko umiałam, aby mi uwierzył.
-I co w związku z tym? - zapytał.
-Ona mi kiedyś pomogła...Chciałabym teraz się jakoś odwdzięczyć...-powiedziałam i spojrzałam w jego oczy, które były przepełnione smutkiem.
-Nigdy mi o Pani nie wspominała...-przyglądał mi się uważnie.
-Kiedyś bardzo się pokłóciłyśmy, ale teraz to nie jest ważne. Czy...Czy ja mogę jakoś pomóc?-zapytałam.
-Dlaczego zjawia się Pani teraz i tak nagle chce pomagać?-zapytał.
Spuściłam głowę w dół i rozmyślałam nad dobrą odpowiedzią. Gdy miałam już coś powiedzieć, rozdzwonił jego telefon. Wyszedł i wrócił po dziesięciu minutach.
-Muszę jechać, dlatego lepiej będzie jeśli na razie sobie Pani pójdzie...-powiedział.
-Dobrze. Rozumiem.-wstałam i skierowałam się do drzwi.
-Chwileczkę.- powiedział, a ja odwróciłam się w jego stronę - Niech Pani zostawi swój numer. Jak będę potrzebował pomocy to może się Pani przyda...- powiedział i na jego ustach można było ujrzeć lekki uśmiech przez krótką chwilę. Zapisałam swoje cyferki i wyszłam z mieszkania.

Tydzień później
Wracając z pracy postanowiłam zrobić zakupy. Przed supermarketem spotkałam Jensona i jego dzieci.
-Dzień dobry...-przywitałam się niepewnie.
-Pani nas śledzi?-zapytał zaskoczony.
-Przyszłam tylko na zakupy.-odpowiedziałam.
-Dobrze...Przepraszam. Nie powinienem tak reagować...Dzieci do samochodu!-krzyknął w kierunku swoich pociech.
-Tatooo a gdzie teraz jedziemy?-zapytał chłopiec.
-Pojedziecie do cioci.-odpowiedział.
-Ale ja jej nie lubię! Ona nie pozwala nam oglądać bajek i nie daje nam słodyczy!-zaprotestowała dziewczynka.
-Dzieci, nie róbcie cyrku. Posiedzicie grzecznie u cioci, a ja pojadę pozałatwiać sprawy.-powiedział.
-Ja nigdzie nie jadę!-tupnęła nogą dziewczynka.
-Spokojnie...Może...Może ja się nimi zajmę?-zapytałam.
-Pani?-zapytał patrząc na mnie uważnie.
-Mam całe wolne popołudnie. Mieszkam sama, więc mogę się nimi zająć.-przekonywałam go.
-A dużo masz kanałów z bajkami?-zapytał chłopiec.
-Jakieś na pewno znajdziemy.-powiedziałam i pogłaskałam go po głowie.
-Chcecie jechać do tej Pani?-zapytał swoje pociechy.
Dzieci pokiwały głowami na znak, że się zgadzają. Zabrałam je więc do swojego mieszkania. Oglądaliśmy razem bajki i jedliśmy frytki, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Przyjechałem po dzieciaki...-powiedział kierowca i zaprosiłam go do środka.
-Tatooo a przyjedziemy jeszcze kiedyś do tej cioci?-zapytała dziewczynka.
-Myślę, że tak. -odpowiedział.
-Możecie do mnie przyjeżdżać tak często jak tylko chcecie.- powiedziałam i przytuliłam ich na pożegnanie.
Po chwili cała trójka opuściła moje mieszkanie. Usiadłam przed telewizorem i zaczęłam oglądać bajkę, jednak po kilku minutach usłyszałam jak ktoś puka do drzwi. Przed nimi ujrzałam Buttona.
-Mały zostawił szalik...-powiedział.
-Tak, faktycznie. Proszę.-podałam go mężczyźnie.
-Jeśli chcesz to możesz nas odwiedzać...Tylko nie mów im prawdy...-popatrzył na mnie poważnie.
-Jakiej prawdy?-zapytałam zdenerwowana.
-Wiem o wszystkim. Lekarze na początku nie chcieli mi powiedzieć komu chcą przekazać jej serce...Ale w końcu się dowiedziałem. Byłem u Ciebie jak leżałaś w szpitalu. Na cmentarzu od razu Cię rozpoznałem. Byłem świadomy, że kłamiesz o tej przyjaźni z moją żoną...Widzę w Twoich oczach dobro jakie widziałem w niej...Możesz do nas przyjeżdżać, o ile chcesz...-wyszeptał ostatnie słowo i wyszedł z mieszkania.

Pół roku później. 
Zapukałam do drzwi, jednak nikt mi nie otwierał. Weszłam do domu, a w salonie ujrzałam Jensona z dziećmi, którzy trzymali tort.
-Wszystkiego najlepszego ciociu!-rzucili mi się w ramiona.
-Dziękuje kochani! Skąd w ogóle wiedzieliście że dzisiaj mam urodziny?-zapytałam.
-My wiemy wszystko!-powiedział Jenson.
-Na pewno.- zaśmiałam się.
-Zrobiliśmy Ci tort! Nasza mama lubiła czekoladowo-orzechowy, a Ty taki lubisz?-zapytał chłopiec.
-Uwielbiam!-przyznałam szczerze.
-To dobrze, że lubisz to co nasza mama.-powiedziała dziewczynka i wskoczyła mi na kolana.
Pocałowałam ją w głowę i mocno do siebie przytuliłam.
-Dzieciaki dajcie cioci spokojnie zjeść. Siadamy do stołu. - uśmiechnął się Jenson i po chwili razem zajadaliśmy się tortem.