sobota, 29 marca 2014

Siem de Jong

Hej :) Ta dam ! A oto i ja, oraz moje dziwaczne historyjki :) Rozpisywać się nie będę, błagać o komentarze też nie. Zostawiam was z tą lekturą, i do zobaczenia kiedyś tam :)
Dedyk dla Jaa   <3 
Buziaki :*** Pozdrawiam :) Olka. 

Idąc uliczkami Amsterdamu, po moich policzkach spływały łzy. Nie wiedziałam czy mam mu o tym powiedzieć czy nie. A może zakończę to sama? Przy okazji i ja ukrócę sobie życie...
Stałam przed drzwiami. Niepewnie zapukałam. Otworzył mi on. Ten sam z którym ostatnio straciłam dziewictwo. Jak zwykle tonęłam w jego cudnych oczach. Zaprosił mnie do środka. Jak miałam mu o tym powiedzieć? Jak zacząć? Przecież ja jestem tylko małolatą którą zaliczył kilkanaście dni temu. Nawet nie mam osiemnastu lat... A jak on mi nie pomoże? Pomyślałam, że teraz albo nigdy.
-Jestem w ciąży...-wyszeptałam.
-Co? Jaja sobie robisz? Dziewczyno wiesz ile ty masz lat? Ja cię do niczego nie zmuszałem, sama chciałaś. -zaczął się tłumaczyć.
-Wiem...Dlatego zrobię to co już dawno powinnam.-chciałam wyjść, ale on złapał mnie za nadgarstek.
-Co chcesz zrobić? - zapytał.
-Nie ważne. Nie wiem po co tu w ogóle przyszłam...
-Zostań. Siadaj. Znajdziemy wyjście z tej sytuacji. -powiedział spokojnym tonem.

Kilka dni później.


Siedziałam na zajęciach matematyki. Zrobiło mi słabo. Zapytałam czy mogę wyjść. Poszła ze mną koleżanka.
- Ej a robiłaś ten test?-zapytała Eva.
-Robiłam.- powiedziałam.
-I co? - zapytała.
-Pozytywny...
-Powiedziałaś rodzicom? Laska, jak twój ojciec się dowie to będziesz miała przerąbane...-mówiła Eva.
-Wiem. Dlatego im nie powiem.
-To jak masz zamiar to załatwić? Chcesz usunąć?
-Nie...On i jego żona nie mogą mieć dzieci...
-No tylko mi nie mów że ty chcesz...-przerwałam jej.
-Tak. Dokładnie tak. Urodzę i oddam im. Przynajmniej będzie miało matkę która będzie go kochać, będzie bardziej odpowiedzialna, no i będzie przy ojcu.
-Ale jak ty chcesz to zrobić?
-Nie wiem...Coś wymyśle. Niedługo koniec roku szkolnego. Może wyślą mnie gdzieś do jakiejś ciotki czy coś...
-Ale co ty sobie wyobrażasz że oni nie zauważą? Twoja matka się skapnie, a po za tym nie zdążysz urodzić...
-Nie bój żaby... Dam sobie rade.
-Mała...Kumplujemy się już tyle lat, chce ci pomóc...Jest takie miejsce gdzie mogłabyś normalnie urodzić i tam wychować...-mówiła.
-Ale ja nie chcę go wychowywać! Chce normalnie kończyć naukę...
-Jak chcesz. Kuzynka mi opowiadała o takim przypadku, i na początku podobno jest tak, że tego dzieciaka nie chcesz a potem jak się urodzi to nie widzisz po za nim świata.-dalej mówiła Eva.
-Nie przejmuj się mną. Jestem prawie dorosła...-powiedziałam.
-Prawie robi różnicę!
-Daj mi święty spokój ! - krzyknęłam i wróciłam do sali lekcyjnej.

 

2 miesiące później.
Są wakacje. Dzisiaj byłam u lekarza. Moja ciąża jest zagrożona, muszę na siebie bardziej uważać. Boję się że rodzice wiedzą. Mama ostatnio tak dziwnie mi się przygląda...Może dlatego że zawsze byłam niejadkiem a teraz pochłaniam jedzenie garściami? Nie wiem. Bardzo się boje. Zamyślona szłam do znanego mi domu. Domu, w którym niedługo będzie mieszkało moje dziecko. Mianowicie domu Sieme de Jonga ( nie zabijajcie ale kompletnie nie wiem jak to się odmienia! :) )
-Wejdź...- powiedział przygnębiony.
-Coś się stało? Jest twoja żona?- pytałam.
-Nie ma i nie będzie.-powiedział.
-Dlaczego?-zapytałam zszokowana.
-Ona nie żyje...
-Co?? Ale...co z moim dzieckiem ? Znaczy z waszym...Przecież obiecaliście mu zapewnić prawdziwy dom, taki jakiego ja mu nigdy nie dam... Ja sobie nie dam rady. Moi rodzice się o ciąży dowiedzieć nie mogą! Przecież mnie zabiją jak się dowiedzą!-mówiłam.
- Pomogę ci. Zamieszkasz u mnie, będziesz je wychowywać tu. Razem ze mną.
-Ale...nie, ja tak nie chcę!-ta informacja mną wstrząsnęła.
-A jak chcesz? Chcesz sobie sama dać radę ? - mówił ze spokojem.
-Nie...Ale moi rodzice...
-Pomogę ci... Pomogę...Teraz ty i moje dziecko jesteście dla mnie najważniejsi.- powiedział obejmując mnie ramieniem.
 

Dwa lata później.
 Od roku jestem mamą małej dziewczynki. Przepraszam, przesłodkiej dziewczynki. Jej tata - Siem, stara się aby nic nigdy nie brakowało ani mi ani jej. Gdy rodzice dowiedzieli się o ciąży wyrzucili mnie z domu. Zamieszkałam u Sieme. Dzisiaj mam zamiar zrobić coś co już dawno planowałam. Z moją ukochaną córką, którą trzymałam na ręku, zapukałam do drzwi.
-Cześć mamo...-powiedziałam cicho na widok rodzicielki.
-Córeczko...To jest...moja wnuczka? Proszę wejdź...Proszę chociaż na chwilę, szukaliśmy cię z tatą ale nie mogliśmy znaleźć...-mówiła mama płacząc.
-Dobrze wejdę...
Rozmawiałam z mamą i tatą wiele godzin. Wybaczyłam im to co zrobili. Bądź co bądź to moi rodzice. Gdyby nie oni nic bym nigdy nie osiągnęła. Kocham ich. Gdy wróciłam do domu wyjęłam walizkę i zaczęłam pakować siebie i córkę.
-Gdzie wy tak długo byłyście? Martwiłem się.-powiedział biorąc małą na ręce.
-U moich rodziców.
-U kogo?
-U moich rodziców. Takie to dziwne? Każdy miał, albo ma rodziców.- uśmiechnęłam się lekko.
-Pogodziłaś się z nimi?-zapytał. W jego oczach ujrzałam radość. Doskonale wiedział jak trudno było mi się pogodzić z tym jak długo ich nie widziałam.
-Tak. Powiedzieli że powinnam do nich wrócić tak więc...
-Nie. Tylko mi nie mów że chcesz się do nich wyprowadzić. A co ze mną? Ja zostanę tu sam? Proszę cię, nie zostawiaj mnie ja sobie sam nie poradzę! Dziewczyno, ma najdroższa ja bez ciebie i małej żyć nie potrafię kocham ci...
-Dokończ. - uśmiechnęłam się.
-Kocham Cię. No nie mów że ty mnie nie. - uśmiechnął się szeroko obejmując mnie w pasie.
-No może troszeczkę...- powiedziałam całując go czule w usta.

Koniec.




poniedziałek, 24 marca 2014

Christian Eriksen

   Hej ! Na wstępie ogromnie przepraszam za tak długą nieobecność. Zastanawiam się nad zawieszeniem bloga. Nie chodzi o małą liczbę czytających ( bo mi taka liczba czytelników odpowiada) czy o brak weny ( bo tego również nie brakuje). Przyczyną jest po prostu brak czasu. Mam dużo nauki, przygotowanie do bierzmowania, plus projekt edukacyjny który muszę mieć zaliczony. Jest mi ciężko się zebrać i pisać na swoim blogu, co dopiero czytać innych. Także przepraszam was, wszystkich którzy jeszcze czasem tu zaglądają. Kiedy dodam następny? Nie wiem. Jeżeli macie do mnie jakieś pytania, zapraszam do zakładki KĄCIK PYTAŃ. 
Jednopart z dedykacją dla Jaa   <3 <3 
Taka tam sobie piosenka do rozdziału...Jak chcecie to sobie włączcie    https://www.youtube.com/watch?v=N5EmuRq5opY                                   

Buziaki <333 :***** Pozdrawiam :) Olka9. 




Obudziłam się w sali szpitalnej. Wszystko mnie bolało, zwłaszcza nogi. Przy moim łóżku siedzieli rodzice. Okazało się że miałam wypadek samochodowy, i nie będę mogła już chodzić o własnych siłach. Byłam załamana. Po moich policzkach spływały strumienie łez. Przecież byłam szczęśliwa...A ktoś sprawił że już nie jestem. Po kilku dniach, do mojej sali wszedł pewien mężczyzna. W ręku trzymał czerwony bukiet róż. Zdziwiłam się na jego widok.
-Cześć. Mam na imię Christian. Jestem...Jestem...Sprawcą wypadku...w którym...-jąkał się wpatrując w podłogę.
-Domyślam się kim jesteś. Daj mi spokój!! Wyjdź stąd.! I to już! - wściekła, krzyczałam w jego stronę.
-Ale...spróbujmy porozmawiać...-mówił.
-Nie! Idź stąd! Mało ci jeszcze? Nie wystarcza ci to że będę przez ciebie kaleką?? Co? Mowę zabrało? Wynoś się...-mówiłam przez łzy.
-Dobrze...Przyjdę innym razem.
-Nie będzie następnego razu! - krzyknęłam, lecz on już wyszedł z sali.
Nienawidziłam tego faceta. Co on sobie myślał?? Jakim cudem on jest jeszcze na wolności?? Znowu się rozbeczałam. Wyjęłam z szafki moją ulubioną białą czekoladę. To była jedyna rzecz jaka mogłaby poprawić mi wtedy humor. W nocy rozmyślałam nad tym czy może z tym facetem nie pogadać...Tylko o czym? Że ja będę kaleką a on jest zdrów jak ryba? Że jest mu przykro? A co mnie to obchodzi? No właśnie...Zawsze myślałam tylko o sobie, to teraz mam. Następnego dnia przyszedł do mnie znowu ten facet.
-Cześć. Mogę wejść? - zapytał niepewnie.
-No...ok. Chodź. - powiedziałam.
-Rozmawiałem z lekarzem...Jak będziesz chciała możesz już w następnym tygodniu zacząć rehabilitacje...Chce ci powiedzieć że jeśli czegoś będziesz potrzebować to zawsze możesz na mnie liczyć. Tak wiem, głupio to brzmi, ale...
-Ty...ty...ty świnio jedna!- powiedziałam bez namysłu.
-Wiem że jesteś pewnie na mnie zła, rozumiem masz do tego prawo...-przerwałam mu.
-Ty...Ty...na ciebie słów nie ma! Wynoś mi się stąd! - rzuciłam w niego pomarańczą która leżała na szafce.
-Dobrze, przepraszam, gdybym wiedział, że jesteś aż tak zła...
-Ja jestem zła? Nie no ludzie! Człowieku to jest cud że ja żyję! Że ty żyjesz! Że jeszcze cię nie zabiłam...-ostanie słowo powiedziałam już spokojniej.
-Naprawdę jest mi przykro, że tak się stało...Gdybym mógł to cofnąć...Z chęcią bym się zamienił, z tobą tak w ogóle, ja za szybko jechałem ja powinienem tu leżeć...
-Ty debilu! Mi nie o to chodzi! Kretynie!
-Przepraszam. Naprawdę cię przepraszam, wyzywaj mnie dalej. Proszę, zasłużyłem sobie. - powiedział ze spokojem.
-Ty łajdaku! Ty ofiaro losu! Jakim prawem masz tu jeszcze czelność przychodzić?? Ludzie...Siedzę w jednym pomieszczeniu z facetem który gra w Tottenhamie...Ja fanka Arsenalu? Ciesz się że żyjesz! Gdybym miała sprawne nogi to bym cię chyba zatłukła- powiedziałam patrząc się na niego z pogardą.
-Słucham? Znaczy się...Ty mnie wyzywasz...bo...jesteś fanką Arsenalu...A ja gram w...
-Nie wypowiadaj przy mnie nazwy tego klubu! Nienawidzę ich! Tak samo jak każdego piłkarza który tam gra! I każdego kto chociaż raz im kibicował!
-Nie przesadzasz?- zapytał.
-Ja przesadzam? Ja? Ty jeszcze śmiesz mi powiedzieć że ja przesadzam ?? Ty pokrako jedna! A żeby ci się chciały nogi połamać ! - mówiłam do niego, a on się tylko uśmiechał.
-O przepraszam bardzo, ostatnio to Arsenal skopał nam tyłki. - powiedział.
-No i bardzo dobrze! Należało się wam!-powiedziałam zirytowana.
-Ale niby za co?
-Za jajco!
-Dobra, nie denerwuj się tak. Może skończmy temat piłki nożnej co? - powiedział.
-Ok...
Przez następne kilka godzin Christian nie wychodził z mojej sali. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Opowiadał mi o swoim dzieciństwie, o tym jak został piłkarzem. Miło mi się z nim gadało. Po tym jak go bliżej poznałam to muszę przyznać że jest dość sympatyczny...Pomimo że gra w Tottenhamie.

2 miesiące później.

Gapiłam się tępo w okno. W pewnym momencie do sali wszedł Eriksen.
-Hej księżniczko. Jak tam? Ćwiczyłaś już dzisiaj? Przyniosłem ci twój ulubiony sok...Co się dzieje? - zapytał siadając obok mnie.
-Przestań mnie tak, codziennie odwiedzać...Marnujesz tylko swój czas.- powiedziałam nie patrząc na niego.
-O co chodzi? Przecież wiesz że teraz złapałem długą kontuzję i mam mnóstwo wolnego czasu. Robię z nim co chce. - powiedział.
-Ale twojej dziewczynie się to nie podoba.- powiedziałam patrząc mu się prosto w oczy. Po chwili po moich policzkach spływały łzy. Christian objął mnie ramieniem.
-Co ta wariatka ci nagadała?- zapytał.
-Że przeze mnie się od siebie oddalacie, że rozbijam wasz związek...-mówiłam przez łzy.
-Nie płacz. Nie warto. Ona nie miała prawa ci tego powiedzieć.-mówił ze spokojem.
-Ale ona ma racje. Od wypadku, codziennie do mnie przychodzisz. Cały czas siedzisz u mnie, i spędzasz ze mną czas. Ona jest twoją dziewczyną, i to z nią powinieneś spędzać wolny czas.- dalej mówiłam płacząc.
-Ale ja jej nie kocham tylko ciebie...-powiedział ledwie słyszalnie.
-Co?? Co ty powiedziałeś?? - zapytałam zdziwiona.
-A ty myślisz że czemu cały czas u ciebie przesiaduję? Jesteś dla mnie bardzo ważna.-pocałował mnie lekko w usta.
-Obiecasz mi coś?-zapytałam.
-Jasne. Co tylko zechcesz.
-Jak naprawdę coś do mnie czujesz, to zostań ze mną, i obiecaj że nigdy mnie nie skrzywdzisz. Obiecaj. Proszę...
-Nigdy. Nigdy cię nie opuszczę, i nigdy cię nie skrzywdzę. Obiecuję. Kocham cię. - pocałował mnie namiętnie.

Dwa lata później.
Dzisiaj jest mój dzień. Biorę ślub z Christianem.  Dużo rehabilitacji zajęło mi to aby móc znów chodzić o własnych siłach, na własnych nogach. Właśnie przyglądałam się sobie w lustrze. Po raz kolejny podziwiałam moją suknię. Jestem mega szczęśliwa. Do pokoju wchodzi mama i jakaś kobieta. Tą kobietą jest była Christiana.
-No witaj. Musimy pogadać. - mówi z cwanym uśmieszkiem.
-To ja was zostawię same.-mówi mama i wychodzi.
-Czego chcesz? - mówię ze złością.
-Ja?? Niczego. Chciałam ci tylko powiedzieć że życzę ci szczęścia z nim...Choć wątpię żebyście byli szczęśliwi...W końcu noszę pod sercem jego dziecko...
-Coś ty powiedziała?? -krzyknęłam.
-To co słyszałaś...ładna sukienka..-powiedziała i wyszła.
Ja osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać...Do pokoju wszedł Christian, kazałam mu się wynosić. Przyznał się...Spał z nią. A obiecał że nigdy mnie nie skrzywdzi...I co ? I skrzywdził...Potwornie...
Nie wychodziłam z mojego pokoju aż do nocy. W nocy wymknęłam się przez okno, i chodziłam po mieście. W pewnym momencie usiadłam na ławkę w parku. Obok mnie usiadł jakiś facet.
-Zgubiła się pani? - zapytał.
-Nie...
-Coś się stało??
-Nie.
-A zna pani inne słowo niż nie?
-Nie.
On zaczął się śmiać. Mi też lekko namalował się uśmiech na twarzy.
-Łukasz jestem.-podał mi rękę.
Spojrzałam się na niego i kogo zobaczyłam?? Fabiańskiego! Tego którego zawsze mi szkoda gdy grzeje dupsko na ławce.
-Fabieński???!
-Fabiański. Troszkę nazwisko przekręciłaś. - uśmiechnął się.
-Przepraszam...Już mam dość...Miałam dzisiaj brać ślub, a mój narzeczony będzie ojcem...Co ja mam robić??
-Kochasz go?
-No...Niestety..
-Nie mów tak. Jak go kochasz to mu wybacz. O ile on chce jeszcze z tobą być. Powinnaś dać mu szansę. A ta laska pewnie kręci. Wszystkie tak mają.
-Ale on się przyznał do zdrady!
-No ale nie masz pewności że ona jest z nim w ciąży.
-Też prawda...
-Dobra, porozmawiałbym z tobą, ale zimno jest. Idę do domu. Tobie też to radzę. Wracaj do narzeczonego. Zimno jest. - uśmiechnął się i poszedł w swoją stronę. Ja po chwili również udałam się do domu. Fabiański dał mi dużo do myślenia. W końcu miłość powinna sobie wszystko wybaczać...Prawda?




Rok później.
Od tych wydarzeń minął rok. Dzisiaj ponownie, mam zostać żoną Christiana. Kocham go. Pomimo że mnie zdradził, pomimo że przez niego musiałam znowu uczyć się chodzić. Pomimo to chce z nim być.
-Pomimo wszytko kochana...-wyszeptał dotykając mojej dłoni.
-Pomimo wszystko kochanie...-powiedziałam po czym za chwilę weszliśmy do kościoła.
Koniec.