środa, 31 sierpnia 2016

Gerard Deulofeu

Hellooo!! Zostawiamy wam Gerarda. Mamy nadzieję, że Wam się spodoba. Następna historia w sobotę z udziałem Oscara. ;)
Ps. Pamiętajcie!:) Komentujesz?-Motywujesz!! :*

-Zrobić Ci kawy?- spytałam moją współlokatorkę.
-No chętnie się napiję przed wyjściem.
-A gdzie wychodzisz? - zapytałam zaciekawiona.
-Na imprezę z Arthurem.
- Nie za dużo tych imprez? Parę godzin temu wróciłaś z jednej, a zaraz idziesz na drugą.
- Oj przestań. Jestem młoda, muszę się wyszaleć. Ty też byś mogła. A nie tylko praca i praca.
- Dobrze wiesz że przyjechałam tutaj właśnie dla pracy, bo w moim miasteczku nie było tam praktycznie nic. A po drugie mam chłopaka i nie chciałabym żeby moja druga połówka imprezowała beze mnie.
-Chłopak nie ściana, można przesunąć. Właśnie jutro idziesz ze mną na podwójną randkę.
-Słucham? Czy Ty słyszałaś co ja powiedziałam. Mam chłopaka i nie zamierzam nigdzie wychodzić.
-To Ty mnie chyba nie słuchałaś. Popatrz na to z innej strony. Rozerwiesz się, zapomnisz o problemach, poznasz nowych ludzi, spędzisz miło czas. Zaufaj mi.
-Ale to jest jednak randka. Nie możesz wziąć innej koleżanki?
-Nie. No proszeeeee, ten chłopak z którym idziesz jest bardzo fajny.
-Dobra. Jeden raz.

"Randka" przebiegała w bardzo miłej atmosferze. Na samym początku byłam trochę zestresowana, ale później cały strach ze mnie zleciał. Rozmawialiśmy na przeróżne tematy, śmialiśmy się, opowiadaliśmy kawały. Ten cały Gerard jest naprawdę fajny. Z tego co zdołałam ustalić jest piłkarzem i gra w Evertonie. Niezłą kasę musi zbijać na kopaniu piłki. Garnitur, rolex na ręce, perfumy chyba od Hugo Bossa, ale poza tym normalny człowiek. Nie szpanuję kasą, a dla mnie to ważne. Nie lubię osób, które myślą że jak mają pieniądze to mogą wszystkimi pomiatać. Jednak moje założenia co do jego osoby, rozwiały się wraz z tym pytaniem:
-Może pojedziemy do mnie?- szepnął mi do ucha.
Bardzo się zmieszałam. Myślałam że to inny facet, a to typowy samiec alfa. Żadnej nie przepuści.
-Przepraszam, ale nie. Pójdę już. Bardzo rozbolała mnie głowa.- powiedziałam do towarzystwa.
-No co Ty. Nie idź. Impreza się jeszcze nie rozkręciła.-odpowiedziała moja koleżanka.
-Może innym razem. Naprawdę źle się czuję.- chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść.- Cześć.
Po powrocie moja współlokatorka zaczęła mi prawić morały, że co ja zrobiłam! Jak się zachowałam! Kiedy jej wyjaśniłam sytuacje, to ona do mnie, że takie rzeczy w ich świecie bardzo często się zdarzają. Dodała jeszcze że powinnam się zgodzić, bo przecież to nic takiego. Ja bym się zabawiła on też. No, ale przepraszam bardzo ja mam chłopka!

Tydzień później
Wracałam z pracy kiedy zobaczyłam znajomą twarz. To Gerard. Kiedy mnie zobaczył podbiegł do mnie.
-Słuchaj, przepraszam Cię za tamto. Nie o to mi chodziło... znaczy o to... głupio wyszło. Przepraszam- powiedział do mnie ze skruszoną miną.
-Okej. Nic się nie stało.-odpowiedziałam z uśmiechem.
-To może w ramach przeprosin pójdziesz ze mną dziś na kolację?- zapytał z nadzieją w głosie.
-Noo..dobrze.
-Super. To przyjadę po Ciebie o 19:00. Muszę już uciekać na trening. Do zobaczenia.
-Pa.
Kurde, co ja robię? Przecież mam chłopaka, ale z drugiej strony kolacja czysto przyjacielska to przecież nie zdrada. Tym zaproszeniem chciał mnie przeprosić. Tylko  pytanie.. Czy jego zamiary wobec mnie są czysto przyjacielskie.

Jakiś czas później 
Spotykamy się z Gerardem. To świetny facet. Wszystko się zaczęło od kolacji przeprosinowej, po której wylądowaliśmy w łóżku. Potem były następne spotkania i następne, a ja już nie wiedziałam co mam robić. Spotykam się tutaj z innym, a gdzie indziej mam chłopaka. Nie potrafiłam tego dłużej trzymać w sobie.
-Hej skarbie.-pocałował mnie na powitanie mój kochanek.
-Hej. Słuchaj, musimy porozmawiać. Muszę Ci coś powiedzieć. Ja... Ja mam chłopaka- powiedziałam do mężczyzny.
-Co? Jak to?
-No tak to. Byłam z nim zanim zaczęliśmy się spotykać. Nie myślałam że nasza znajomość zajdzie na taki etap. Nie wiem co mam teraz zrobić, bo czuję coś do was obu. Chcę się dalej z tobą spotykać, bo bardzo mi na tobie zależy.
-Nie obchodzi mnie to że masz chłopaka.-spojrzałam na niego a moje oczy przypominały pięciozłotówki. Po chwili dodał- zerwiesz z nim i będziemy mogli być nadal razem.
-Zerwać z nim?...To nie będzie takie proste. Jestem z nim już trzy lata.
-Spokojnie. Pojedziesz do niego i wszystko mu wytłumaczysz. Wiem,że to nie będzie łatwe, ale jeśli zależy Ci na mnie, to musisz to zrobić.
-Dobrze.. W weekend do niego pojadę.
-Cieszę się. - powiedział i złożył na moich ustach pocałunek.

Nie myślałam że ten weekend tak się potoczy. Kiedy mój chłopak zobaczył mnie po tak długiej przerwie, to tak się ucieszył, że aż wylądowaliśmy w łóżku. Jaka ja jestem beznadziejna. Miałam z nim zerwać a robię takie coś. Ciężko mi było wypowiedzieć te słowa "Koniec z nami" i summa summarum nie wypowiedziałam ich. Nie chciałam go skrzywdzić. Zrobił dla mnie tyle dobrego, a ja mam po tym wszystkim z nim zerwać?! Już nie wiem co mam robić.
Po powrocie przez kilka dni nie miałam kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie odbierałam od nikogo telefonów. Musiałam to wszystko przemyśleć. Z kim ja w końcu chcę być. Kiedy podjęłam już decyzję, los pokrzyżował moje plany. Spotkałam się z Gerardem w kawiarni obok mojego mieszkania. Chciałam mu powiedzieć, że to jego wybieram, że go kocham. W pewnym momencie do kawiarni wbiegł Paul i zaczął wykrzykiwać jak to ja jestem. On przyjeżdża do mnie, bo się martwi, że nie daje znaku życia a ja się z jakimś kolesiem zabawiam. Deulofeu stanął w mojej obronie. Zaczęli się szarpać. Próbowałam ich rozdzielić, ale to na marne. Dopiero obsługa dała radę. Paul powiedział że nie chce mnie znać i wyszedł z kawiarni. Nie chciałam, żeby w taki sposób się dowiedział, ale jak zwykle jest inaczej.

Kiedy myślałam, że moje życie wreszcie zacznie się układać z Gerardem, to znów stało się coś czego bym się nie spodziewała. Od paru dni bardzo źle się czułam. Ogólne osłabienie, wymioty. Bałam się co to może być. Miałam pewne przypuszczenia, ale żeby być pewną poszłam do apteki i kupiłam test ciążowy. Po zrobieniu go wskazywał on dwie kreski. Rozpłakałam się, ale nie ze szczęścia. Moja rekcja była taka, ponieważ nie wiedziałam kto jest ojcem. Musiałam się tego dowiedzieć. Kiedy byłam u ginekologa modliłam się w duchu, żeby powiedziała każdy tydzień oprócz tego, w którym spałam z Paulem . Jednak wiatr lubi mi wiać w oczy. Dopiero za parę miesięcy dowiem się kto jest ojcem maleństwa. Będzie nim albo Gerard, albo Paul.

Powiedziałam Gerardowi o wszystkim, O tym, że jestem w ciąży, ale nie wiem kto jest ojcem, bo spałam i z nim i z moim byłym chłopakiem. Kiedy się dowiedział był wściekły. Przez parę dni nie odzywał się do mnie. Jednak wybaczył mi, bo mnie kocha. Paulowi nie mówiłam o ciąży. Nie wiadomo kto był ojcem, więc chciałam poczekać. Deulofeu tak samo jak ja chciał wiedzieć, kto jest tatą maleńkiej Janet. Jakie było szczęście, że Gerard nim jest. Oboje byliśmy bardzo szczęśliwi, że ten niepokój się już skończył.

Dwa lata później 
-Gerard, skarbie muszę Ci coś powiedzieć- powiedziałam do blondyna.
-No co tam kochanie?
-Jestem w ciąży-powiedziałam z uśmiechem na ustach.
-Naprawdę? Jak się cieszę!! -wziął mnie na ręce i obkrecił kilka razy wokół własnej osi.- Mam nadzieję że tym razem  nie będziesz mi kazała czekać dziewięciu miesięcy,żebym się dowiedział że to moje dziecko- powiedział śmiejąc się do mnie.
- No wiesz co! - i dałam mu kuksańca w bok.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.




poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Przemysław Pawlicki

Cześć :D
Dzisiaj opowiadanie o Przemku, który jest żużlowcem. :D Pisząc opowiadanie o nim same mogłyśmy się dowiedzieć czegoś więcej na temat tej dziedziny :D Nie krzyczcie za mocno jak będą tu jakieś błędy. xDDD
Buziaki :*
Znalezione obrazy dla zapytania przemek pawilcki


Poniedziałek! Przez większość społeczeństwa znienawidzony dzień. Ja tam go lubię, bo lubię swoją pracę. Otóż jestem mechanikiem , a dokładniej naprawiam motocykle. Tak, jestem kobietą i kocham naprawiać jednoślady. Zaraził mnie tym brat a potem to już samo poszło. Za każdym razem jest coś innego do zrobienia , a mnie to cieszy, bo nie lubię robić cały czas tego samego. Niestety wiąże się to z tym, że każdego dnia muszę spotkać Przemka. Przemka Pawlickiego. Nie to że go nie lubię, ale wkurza mnie jak któryś raz z kolei zaprasza mnie na kolacje. Jest to męczące jeśli dzień w dzień pyta się o to samo a pracuje już tutaj pół roku. Nie inaczej było by też tego dnia, gdyby nie jeden szczegół... -Hej, co tam słychać?- zapytał. -Hej. Wszystko dobrze, a i od razu odpowiadam nie, nie pójdę dziś z Tobą na kolacje. -Nawet nie chciałem o to pytać. -Słucham? Coś się stało ?- zapytałam zdziwiona. -Nieeee. Po prostu …zakochałem się –powiedział rozmarzony –Ja ją kocham! -Ty się uderzyłeś czy jak? Bo gadasz jak potłuczony. Ty zakochany? Błagam! Ty dziewczyny co pięć minut zmieniasz. -Z nią jest inaczej. Ona jest inna, wyjątkowa. Kocham ją. Kobieta piękna, inteligentna, z poczuciem humoru i … niedostępna-powiedział zasmucony Przemek. -Wczoraj mówiłeś że mnie kochasz- powiedziałam sarkastycznie -Kochanie jeśli ona ma cokolwiek w tej głowie to nie umówi się z tobą.I co miałeś na myśli niedostępna? - Oj, to było wczoraj, a dziś jest dziś. Niedostępna bo nie chce się umówić.Mówi że nie umówi się z kimś takim jak ja... - Rzeczywiście jest bardzo inteligentna!! Skąd ty ją wytrzasnąłeś? -Na imprezie poznałem. Powiedz mi dlaczego ona nie chce się ze mną umówić? Przecież jestem przystojny, mądry, młody, sławny.- wymieniał swoje "zalety". -I bardzo skromny. -Czemu ona mnie nie chce? –zapytał zdenerwowany. - Przemek sorry, ale spójrz na siebie. Udajesz kogoś kim nie jesteś. Myślisz że jesteś jakimś polskim Casanovą, a to gówno prawda. Chodzisz dumny jak paw, bo ostatnio idzie ci całkiem dobrze na torze. Nie dziwie się że dziewczyna nie chce się z tobą umówić. Skoro Ci odmówiła to znaczy że ma coś w głowie, a nie tak jak inne twoje laski, które myślą o paznokciach, bucikach i o kasie którą chcą od Ciebie wyciągnąć. Nie znam jej, ale mogę ci już powiedzieć że ona taka nie jest i łatwo z nią nie będziesz miał, jeśli nadal chcesz do niej startować. -To co ja mam zrobić? -Zmienić się skarbie – uśmiechnęłam się do niego sztucznie. -Zmienić , łatwo powiedzieć. - westchnął. -Łatwo nie łatwo . Jak chcesz z nią być NA DŁUŻSZĄ METĘ to zmień swoje nawyki. -Skoro jesteś taka mądra to mi w tym pomóż! -Ja? Niby dlaczego? A po drugie co z tego niby będę miała? - Po pierwsze odczepię się od Ciebie, raz na zawsze a po drugie mogę szepnąć zarządowi słówko, że jesteś bardzo dobrym mechanikiem i żebyś pojechała na następne zawody . I tu już mnie miał. Chciałam jechać na te zawody , ale oni uważali że to za wcześnie , że gdzie dziewczyna mechanik na prawdziwe zawody! Że sobie nie poradzę.( HALOOOOOO!!! Zatrudniliście mnie i nie narzekacie jak na razie, to czemu nie mogę jechać??!_ -Lekcja pierwsza! Przestań udawać takiego Casanovę,czyli nie szpanujesz pieniędzmi, samochodem itp. - Jak to?! Już!? Teraz mam się uczyć? - Nie zamierzam nie jechać na zawody przez jakiegoś matoła, tylko dlatego że nie chce się teraz uczyć!! -Dobra , dobra . Kontynuuj. - powiedział i zaczął słuchać moich cennych rad.

Dwa tygodnie później
Siedziałam w warsztacie. Miałam akurat przerwę na drugie śniadanie. Wyszłam przed budynek i usiadłam na trawie. Wystawiłam twarz do słońca. Słońce mocno grzało. Nagle ktoś usiadł obok mnie.
-Od kiedy to się kobieta opala w kombinezonie roboczym?
-Przemek! Ja się nie opalam! - wstałam i weszłam do warsztatu.
-Oj dobra...Zastanawiam się czemu Ty mnie nie lubisz?-zapytał patrząc mi w oczy. Zmieszałam się. Nie wiedziałam co powiedzieć, bo w sumie nic mi on nie robił, a jakoś szczególnie miła dla niego nie byłam.
-Przecież ja Cię lubię.-powiedziałam.
-No właśnie widać...Dobra. Nie o tym chciałem z Tobą gadać. Przyszedłem podziękować, bo Dominika się ze mną umówiła.- powiedział zadowolony.
-No i za co mi dziękujesz?-zapytałam.
-Za Twoje cenne rady. Dzięki Tobie przestałem szpanować i nie rozrzucam pieniędzy na głupoty.
-Super...Dobra Przemek idź już. Ja mam masę roboty dzisiaj.
-Dobra. To cześć.-powiedział i wyszedł.
Wkurzona usiadłam i zaczęłam rozmyślać o co ja się wściekam. O Przemka? Czyżbym poczuła zazdrość? Ale jak można być zazdrosnym o kogoś z kim się nawet nie jest? Sama siebie nie rozumiałam...

Trzy miesiące później.
Dzisiaj są urodziny naszego wspólnego kolegi Tomka. Zostałam na nie zaproszona. Nie chciałam tam iść, bo wiedziałam, że będzie tam Przemek z Dominiką. Nie miałam ochoty ich oglądać razem. W ogóle nie chciałam wychodzić z domu. Postanowiłam jednak, że pójdę na godzinę i wrócę do siebie. Nałożyłam sukienkę, umalowałam się i wyprostowałam włosy. Ten widok był niecodzienny. W domu chodziłam w dresach, a w pracy nosiłam kombinezon. Na imprezie wszyscy pili. Narąbałam się w trzy dupy. Przemek o dziwo przyszedł sam. Wieczorem zaproponował, że mnie odwiezie, bo on nie pił wcale. Pod moim domem rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam go namiętnie całować. On po chwili mnie lekko od siebie odepchnął.
-Nie mogę...Mam Dominikę...-powiedział i poszedł zostawiając mnie samą.


Następny dzień.
Siedziałam skacowana w warsztacie i próbowałam się zabrać do jakiekolwiek roboty. W pewnym momencie wszedł Przemek. Wstydziłam się na niego spojrzeć.
-Przepraszam za wczoraj.-wyszeptałam nie patrząc na niego.
-Musimy pogadać. Nie wyobrażam sobie dalej naszej współpracy.-mówiąc to był zdenerwowany ale i smutny.
-Co masz na myśli, bo nie do końca rozumiem.-zapytałam zaskoczona.
- Powiedziałem Dominice o pocałunku. Powiedziała że jeśli chcę żebyśmy dalej byli razem masz już tutaj nie pracować.
-Słucham?! Ty siebie słyszysz? Mam zrezygnować z tego co kocham, bo jakaś dziewucha chce tego! Nie wierze że mówisz to tak spokojnie i jeszcze się na to zgadzasz.-wrzasnęłam.
-Uwierz mi i tak idę Ci na rękę. Dominika kazała mi od razu iść do prezesa i namówić go żeby cie zwolnił. Oboje wiemy że zrobi to o co go poproszę. Chcę żebyś potem łatwiej sobie znalazła pracę. 
-Nie wierze! Myślałam że jesteś inny, że się zmieniłeś, a ty nadal jesteś tym samym dupkiem! Głupia ja jeszcze się w Tobie zakochałam! Idiotka ze mnie!! - krzyknęłam i wybiegłam zapłakana.
Wieczorem siedziałam i ryczałam nad swoim losem. Mogłam z nim iść na kolację jak tyle razy mnie zapraszał... Może wszystko by się inaczej poukładało. Tydzień później poszłam po swoje rzeczy, które miałam w warsztacie. Były tam niektóre moje narzędzia i ubrania robocze. Spotkałam tam Przemka, który kłócił się z Dominiką.
-Jak to koniec? Jaki koniec? Dziewczyno wiesz ile dla Ciebie poświęciłem??-Przemek krzyczał do swojej dziewczyny.
-Zrozum, że się dusze w związku z Tobą! Nie wyobrażam sobie życia z Tobą...Wybacz Przemek. Nie nadajemy na tych samych falach...-powiedziała i opuściła warsztat.
-Przemek...-położyłam mu dłoń na ramieniu. Próbowałam go pocieszyć.
-Wiesz co? Dobrze, że się tak stało.-powiedział.
-Słucham??
-Dobrze, że sobie poszła. Po co mi ona...Jak mam Ciebie...-powiedział dotykając mojego policzka.
-Przemek...-patrzyłam w jego oczy, ale on położył mi palec na ustach.
-Cii...Nic nie mów. Pójdziesz ze mną na kolacje?-zapytał z nadzieją w głosie.
-Pójdę, ale teraz mnie pocałuj. - powiedziałam i zaczęliśmy się całować.

sobota, 27 sierpnia 2016

Manuel Neuer

Cześć! :) Dzisiaj Neuer :D Mamy nadzieję, że wam się spodoba :) Życzymy wam dużo słoneczka i uśmiechów w te ostatnie dni wakacji :* 
Buziaki! :*

Przez okna mojego nowego mieszkania wkradało się słońce. Nastaje nowy dzień. Moje nowe życie. Życie w Monachium. Ubrałam się w dres i poszłam pobiegać. Gdy skończyłam biegać zaszłam do sklepu. Tam zobaczyłam pewnego mężczyznę. Nie mogłam oderwać od niego oczu. On ode mnie tak samo. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę. Uśmiechnęłam się do niego i poszłam do kasy zapłacić za zakupy. Cały czas myślałam o facecie, którego widziałam. W nocy nie mogłam spać. Podobno kiedy człowiek nie może zasnąć to ktoś o nim myśli. Uśmiechnęłam się i kolejny raz tej nocy przekręciłam się na drugi bok i próbowałam zasnąć. Następnego dnia będąc w tym samym sklepie miałam nadzieję, że spotkam tego faceta, którego widziałam wczoraj. Niestety go nie zobaczyłam. Wzięłam jeszcze codzienną gazetę i zapłaciłam po czym pomaszerowałam do domu. W gazecie było coś co przykuło moją uwagę "Otwarty trening dla kibiców Bayernu Monachium". Pod nagłówkiem było zdjęcie piłkarzy Bayernu. Na pierwszym planie widoczny był facet o którym nie mogę przestać myśleć. Pomyślałam, że pójdę tam. Ot tak popatrzeć na niego. Będąc na treningu uważnie go obserwowałam. Jest naprawdę świetnym bramkarzem. Były momenty w których oboje na siebie spoglądaliśmy. Parę razy uśmiechnęliśmy się do siebie. Nic więcej się jednak nie wydarzyło. Dwa dni później spotkałam go w sklepie. On podszedł do mnie i uśmiechnął się.
-Kawa? Nie, nie. Kawa i ciastko! - powiedział.
-Słucham? - powiedziałam ze śmiechem.
-Kiedy? Gdzie? Mm może być dzisiaj. Jeśli chcesz jutro to dopiero wieczorem.
-Nie rozumiem o czym pan mówi.-mówiłam śmiejąc się do niego.
-Proponuję Pani randkę. To chyba nie przypadek, że widujemy się tak często? Hm? Może trzeba zrobić coś z tą znajomością? Nie sądzi pani?
-Sądzę...Sądzę, że znajdę dzisiaj godzinę na kawę i ciastko.
-To jesteśmy umówieni. Jestem Manuel. Kawiarnia dwie ulice dalej. Za dwie godziny?
-Tak. Może być za dwie godziny. - powiedziałam z radością.
On na koniec uśmiechnął się do mnie szeroko. Godziny spędzone z nim przy jednym stoliku były naprawdę miłe. Manuel był zabawny, sympatyczny i bardzo rozmowny. Umówiliśmy się na kolejną randkę.

Miesiąc później.
Ubrana w koszulkę Bayernu Monachium zbliżałam się na stadion. Dzisiaj jest ważny mecz dla tej drużyny. Manuel chce abym była tu razem z nim. Kibicowałam mu razem z innymi. Po meczu wziął mnie w swoje ramiona i zaczął całować.
-Jesteś świetna! - krzyczał.
-Ja? Przecież ja nie grałam.-mówiłam śmiejąc się.
-Jesteś świetna w tym co robisz. Wspierasz mnie. Bez Ciebie nie byłbym taki pewny siebie. Wiele zmieniłaś w moim życiu. Mam nadzieję, że zostaniesz w nim na długo.- powiedział po czym mocno mnie pocałował.
Następnego dnia obudziłam się w łóżku Neuera. Poszłam do kuchni zaparzyć kawę. Odwróciłam się, a Manuel siedział przy stole.
-Co mi się tak przyglądasz?-zapytałam.
-Jesteś piękna. Najpiękniejsza. Ta kuchnia kiedyś będzie Twoja. Wszystko tu będzie Twoje.
-O czym Ty mówisz?
-Chce dzielić z Tobą świat. Chcę żyć dla Ciebie. Zrobię wszystko, żeby między nami się nic nie zepsuło.
-Masz. Pij. Innym razem pogadamy o przyszłości. - powiedziałam i postawiłam mu kubek z kawą przed nosem.

Mijały dni, a nasza miłość kwitła. Były miłosne uniesienia, radosne, wspólne chwile. Były też kłótnie po których to Manuel zawsze mnie przepraszał. Minął rok. Byliśmy dalej parą. Pewnego dnia leżeliśmy z Manuelem na moim łóżku. On zaczął mówić o planach jakie ma wobec mnie. O tym jak chce założyć rodzinę.
-Kochanie...Kiedyś to nastąpi. Będziemy mieli dzieci. Nie lubisz dzieci?
-Manuel...Lubię. Tylko cieszmy się tym co jest teraz.
-W sobotę jest impreza u mojego kolegi. Pójdziemy? Czy mam iść sam?
-Pójdę z Tobą.-uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam.

W dniu imprezy Manuel był strasznie zdenerwowany. Nie mogłam się domyślić o co może mu chodzić. Jednak po godzinie imprezy, gdy byli już wszyscy Manuel klęknął przede mną na oczach wszystkich zgromadzonych.
-Kocham Cie. Zostań moją żoną. Proszę.
-Nie. Nie, Manuel. Nie zostanę Twoją żoną.
-Dlaczego? Kochamy się...Przecież jesteśmy szczęśliwi.
-Właśnie nie! Nie jesteśmy!
-O czym Ty mówisz? Nigdy nie narzekałaś będąc ze mną!
-Taki był właśnie mój plan! Pamiętasz co robiłeś 8 lat temu? Dokładnie 15 kwietnia? Potrąciłeś moją siostrę! Myślałeś, że nigdy się o tym nie dowiem? Wiem, że miałeś dobrego adwokata. Nie musiałeś siedzieć w więzieniu...Choć bardzo na to zasługujesz! Ona była moją jedyną siostrą! Moją najlepszą przyjaciółką! Nigdy nie mówiłam Ci o tym, że miałam siostrę, bo mógłbyś się wszystkiego domyśleć! Mi właśnie o to chodziło...Teraz będziesz cierpiał! Najpierw Cię w sobie rozkochałam, a teraz Cię zostawię! Myślałam przez lata w jaki sposób mogę Cię ukarać...To jedyny sposób żebyś cierpiał...
Wybuchnęłam płaczem. Wybiegłam stamtąd zostawiając go razem z naszymi znajomymi. Tysiące razy wyobrażałam sobie moment w którym wyjawię mu prawdę...Myślałam wtedy, że poczuje ulgę...Wręcz przeciwnie...Czuję się jeszcze gorzej...Z domu nie wychodziłam tydzień. W końcu stwierdziłam, że zostawię to wszystko i wrócę do rodzinnego miasta. Gdy wróciłam wieczorem, poszłam na cmentarz. Stojąc nad grobem swojej siostry wylewałam łzy. Płakałam, bo byłam głupia. Miałam się na nim zemścić, a się w nim zakochałam. Chciałam pomścić śmierć siostry i czuć satysfakcję, a cierpię jeszcze bardziej niż kiedyś. Poczułam zapach jego perfum. Odwróciłam lekko głowę. Stał za mną. Miał spuszczoną głowę, a w ręku trzymał znicz.
-Przepraszam...-tylko tyle potrafiłam powiedzieć przez łzy.
-To nie Twoja wina...Uwierz mi, że nie chciałem tego zrobić! Kocham Cię...Wiem, że nie chcesz mnie znać, ale uwierz mi, że naprawdę żałuję i nigdy nie przestanę Cie kochać.-powiedział przez łzy, które również spłynęły po jego policzkach.
-Manuel...Jestem w ciąży...
-Co teraz? Co zrobisz? Ja tego dziecka bardzo chcę. Już je kocham. -mówił do mnie patrząc mi w oczy.
-Ja nie wiem...nie wiem czego chce. Przytul mnie. - po tych słowach Manuel bardzo mocno mnie przytulił.

Dwa lata później.
Moja córka przyszła na świat 7 miesięcy po nieszczęsnych oświadczynach Manuela. Moja córka regularnie spotyka swojego tatę kilka razy w tygodniu. Nie jesteśmy razem z Manuelem. Chyba nie będziemy już umieli być razem...Chociaż nie wiadomo co jeszcze z nami będzie. Ostatnio coraz więcej czasu spędzamy razem. Wydarzenia sprzed lat bardzo nas od siebie dzielą. Jednak nasza mała córeczka bardzo nas do siebie zbliża. Miesiące decydowałam się na ten krok. W końcu jednak się odważyłam.
-Manuel...Malutka musi mieć ojca na cały etat...Ja sama nie mogę być dla niej ojcem i matką...Powoli zapominam o tym wszystkim, ale...ale jeszcze nie zapomniałam. Chcę Ci tylko powiedzieć, że...w każdej chwili możesz z nami zamieszkać. Bardzo mi pomagasz. Jestem Ci za to wdzięczna...
-Myślisz, że jest nadzieja na to, że kiedyś będziemy rodziną?-zapytał Manuel.
-Tak...Nadzieję zawsze trzeba mieć...
-Wiesz...ja...nie przestałem Cię kochać...
-Wiem. To są uczucia. Ich nie można po prostu usunąć. Ja też nie przestałam...
-Chodź do mnie.
Manuel mocno mnie do siebie przytulił, po czym wziął na ręce naszą malutką córkę i obie nas do siebie przytulił.

środa, 24 sierpnia 2016

Jack Wilshere

Hej :) Na początek chciałybyśmy podziękować za wszystkie komentarze. Jesteście kochane <3
Jest nam bardzo miło i jesteśmy zadowolone, że podobają wam się opowiadania, które dla was piszemy :) Staramy się żeby każda historia była inna :D Zostawiamy was z pomocnikiem Arsenalu i czekamy na komentarze :*
Buziaki :* :* :*

Siedziałam na ławce i obserwowałam jak moja młodsza siostra bawi się z innymi dziećmi na placu zabaw. Była młodsza ode mnie o 15 lat. To duża różnica wieku, ale bardzo kocham moją młodszą siostrę i świetnie się z nią dogaduję. Uwielbiam się z nią bawić i spędzać z nią czas. Siedziałam i uśmiechałam się pod nosem, gdy obok mnie nagle pojawił się on. Mężczyzna o pięknych czekoladowych oczach z lekkim zarostem na twarzy.
-To miejsce obok jest wolne?-zapytał, a mi w sekundzie zrobiło się słabo na jego widok.
-Yyy tak. Proszę. - powiedziałam, a on uśmiechnął się do mnie pokazując mi jak zajebiste są jego dołeczki.
-Lubię tu przychodzić z moim dziećmi, ale dzisiaj nie mam wcale ochoty na bieganie, więc trochę tu z Panią posiedzę. A Pani tu też ze swoimi dzieciakami?-zapytał i popatrzył mi w oczy.
-Nieee. Z młodszą siostrą.-czułam jak moje policzki płoną z czerwoności.
-Muszę tu chyba częściej przychodzić to może częściej będę Panią spotykał.-uśmiechnął się czarująco.
Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało, a on jeszcze bardziej mnie zagadywał. Po jakimś czasie moja młodsza siostra Susan przybiegła do mnie, bo chciała już wracać do domu. Musiałam, więc iść. Nowo poznany mężczyzna nie chciał jednak, abym o nim zapomniała. Prosił abym dała mu swój numer telefonu. Nie chciałam się zgodzić, bo myślałam że jest żonaty. On jednak rozwiał moje wszelkie wątpliwości. Był wolny. Rozstał się z matką swoich dzieci. Był do wzięcia. W takiej sytuacji nie mogłam mu odmówić. Dałam mu swój numer. Jack tego samego wieczoru do mnie napisał...
Jack:"Śpisz? Nie mogę przestać myśleć o Tobie...Spotkamy się?"
Szybko odpisałam mu, że z chęcią spotkam go jeszcze raz...

Kilka dni później.
Szłam podekscytowana na to spotkanie. Byłam pełna obaw. Bałam się czy nie wyjdę na kretynkę przy takim świetnym facecie. Podszedł do mnie z bukietem kwiatów.
-Piękne kwiaty dla pięknej kobiety.-powiedział i podarował mi je.
-Gdzie widzisz piękną kobietę?-zapytałam.
-Hahaha przed sobą.-jego uśmiech był uroczy. Tak jak cały on...jeszcze te dołeczki...
Poszliśmy razem na spacer. Cudownie mi się z nim rozmawiało. Na koniec zaprosił mnie na kolację. Później odwiózł mnie do domu i pocałował w policzek na pożegnanie. Jeszcze nigdy przy żadnym facecie nie byłam taka szczęśliwa. Kilka dni później znowu się spotkaliśmy. Jack zaprosił mnie do galerii sztuki. Dobrze trafił w mój gust. Uwielbiałam takie miejsca. Potem odprowadził mnie do domu. Całował mnie. Nie chciałam żeby ta chwila się kończyła.
-Jesteś...niesamowita. Nie mogę przestać o Tobie myśleć.
-Jack...ja nie chce być jakimś epizodem w Twoim życiu. Ja...
-Nie jesteś pierwszą lepszą!-przerwał mi i dotknął mojego policzka.
-To kim dla Ciebie jestem?
-Jesteś moim słońcem, skarbem. Dzień w którym Cię poznałem był najlepszym w moim życiu!
-W moim też...-wyszeptałam.
-Skarbie...Jesteś dla mnie bardzo ważna! Myślę tylko o Tobie...
Całował mnie z taką czułością...Przytulał i mówił czułe słówka. No jak tu się nie zakochać?

Kilka dni później.
Jack nie daje o sobie zapomnieć. Pisze, dzwoni do mnie. Dzisiaj też idę się z nim spotkać.
-Mam coś dla Ciebie.-powiedział gdy siedzieliśmy przy stoliku w restauracji.
-Jack...Co Ty znowu wymyśliłeś?
-Otwórz. Zobacz czy Ci się podobają.
 Otworzyłam pudełeczko. Były tam śliczne złote kolczyki z cyrkoniami.
-Są piękne.
-Nałóż je.-uśmiechnął się.
-Ale...to chyba nie dla mnie?
-Dla Ciebie. Zasługujesz na wszystko co piękne.-powiedział i pocałował moją dłoń.
-Jack...Ja tego nie mogę przyjąć...
-Dlaczego?
-Pewnie były bardzo drogie...Ja nie mogę tego przyjąć...
-Możesz. Jesteś piękną kobietą i mam nadzieję, że niedługo tylko moją.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Chciałbym żebyś była tylko moja. Moja na zawsze. Zakochałem się w Tobie. To co mówiłem ostatnio, gdy Cię odprowadzałem...Mówiłem na poważnie. Kocham Cię.
-Boże...Jack...
-A Ty? Co Ty do mnie czujesz?
-Zakochałam się w Tobie od pierwszego wejrzenia.
Pocałował mnie czule w usta. Resztę wieczoru spędziłam w jego mieszkaniu.

Miesiąc później. 
Weszłam do swojego pokoju i zmęczona padłam na łóżko. Cieszyłam się jak głupia. Cały dzień spędziłam z Wilsherem. Zakochałam się...Usłyszałam dźwięk telefonu. Myślałam, że to może Jack, ale to była moja przyjaciółka Ann. Zadzwoniłam do niej i umówiłam się z nią na następny dzień. Nazajutrz jasnowłosa zapukała do moich drzwi.
-Heeej!-rzuciła mi się w ramiona.
-Co taka zadowolona? Awansowałaś czy co?-zapytałam rozbawiona.
-Poznałam kogoś!-powiedziała ze łzami w oczach. Takiej szczęśliwej jej jeszcze nie widziałam...
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę! Myślałam, że już nikogo nie znajdziesz po tym jak Martin Cię zostawił...Dobrze, że jesteś znowu taka radosna i uśmiechnięta!-powiedziałam i jeszcze raz zaczęłyśmy się przytulać na środku korytarza. Potem jednak poszłyśmy do kuchni.
-Wiesz, bo...ja też kogoś poznałam!-powiedziałam podekscytowana.
-Serio?? Ej...Opowiedz coś o nim. - przyjaciółka była strasznie zaciekawiona.
-No jest sympatyczny, przystojny...Idealny jest!-wykrzyczałam zadowolona.
-A czym się zajmuje?
-Jest piłkarzem.
-Wow...To pewnie umięśniony co?-zapytała
-Noo i to bardzo.
-Mój ma zajebiste tatuaże.
-Mój ma zajebiste dołeczki...i dwójkę dzieci.
-Seriooo? A żona?
-Nie ma żony. Rozstał się z matką swoich dzieci.
-Uuu facet po przejściach tak? Mój na szczęście wolny i bez zobowiązań!
-Wiesz co? A może wzięłabyś tego swojego i poszlibyśmy w trójkę na mecz Arsenalu?
-Okej. W Arsenalu gra ten Twój Romeo?-zapytała rozbawiona.
-No tak. To co?
-Okej. Jesteśmy umówione.-przybiłyśmy sobie piątkę i zaczęłyśmy jeść ciasto.

Dzień meczu
Stałam pod mieszkaniem Ann. Wyszła sama i w dodatku smutna.
-Mała co jest? Gdzie ten Twój przystojniak z tatuażami?-zapytałam zdziwiona.
-Coś mu wypadło...Nie będzie go...-powiedziała niezadowolona.
-Szkoda...Następnym razem umówimy się w czwórkę. Dzisiaj pójdziemy sobie we dwie na mecz, a potem pójdziemy na jakieś pyszne jedzonko hm?-próbowałam ją pocieszyć.
-A ten Twój chłopak?
-Jack? Eee coś wymyślę. Pogadam z nim chwilę, a potem pójdziemy we dwie.
-Jack? Ja pierdziele nawet imiona mają takie same.
Wybuchnęłyśmy śmiechem. Nigdy nie byłyśmy takie szczęśliwe.
-Chodź. Będziemy się świetnie bawić!-powiedziałam zadowolona i poszłyśmy razem na stadion.
To co zobaczyłyśmy na stadionie musiałyśmy popić wódką... Niczym innym nie dało rady...

Tydzień później.
Dzisiaj zaprosiłam Wilshera do siebie. Przygotowałam pyszną kolację i ubrałam czarną krótką sukienkę. Jack podczas posiłku nie odrywał ode mnie oczu.
-Jesteś tak piękna...Mam na Ciebie ogromną ochotę!-powiedział przysuwając się jeszcze bliżej.
-Chodź do sypialni...Będzie gorąco!-powiedziałam przegryzając wargę...

*Jack*
Podążałem za nią i już nie mogłem się doczekać kiedy będziemy w sypialni. Gdy wszedłem do pokoju prawie dostałem zawału...Nie wiedziałem czy mam stamtąd uciec czy się poddać...
-Cześć kochanie.-powiedziała zadowolona Lauren...matka moich dzieci.
-Co tak stoisz? - Andriana...moja kochanka nr 1  patrzyła na mnie ze złością.
-No chodź do środka. - Ann chyba czekała aż nakopie mi w tyłek.
Stałem jak słup soli, a one siedziały w trzy na łóżku, a czwarta obok.
-Wiesz co? Ja się domyślałam, że kogoś masz...ale żeby trzy? Nasze dzieci potrzebują prawdziwego ojca, a nie kobieciarza, który będzie swoje plemniki zostawiał gdzie popadnie!- jeszcze nigdy nie widziałem Lauren tak wściekłej.
-Właśnie. Dzieci. Dobrze, że Lauren mi o nich wspomniała. Zamierzałeś mi powiedzieć, że jesteś szczęśliwym tatą dwójki dzieci??-zapytała Andriana.
-Wstydzisz się swoich pociech? Mi o nich też nie wspomniałeś.-powiedziała wściekła Ann.
Poczułem się jak debil...Wtedy odezwała się ona...

                                                                                                ***
Stałam i patrzyłam na niego z pogardą. Najchętniej nakopałabym mu w tyłek, ale wolę oszczędzić swoje nogi.
-Masz nam coś do powiedzenia?-zapytałam.
-Jaaa...ja nie umiałem inaczej...W każdej z was jest coś pięknego...-zaczął się tłumaczyć.
-Ojej biedny chłopiec...Pogubił się!-moja przyjaciółka rzuciła w niego poduszką.
-Ann...Spokojnie. Jack zapłaci za swoje kłamstewka. - Lauren powiedziała to ze spokojem i  uśmiechem na ustach.
-Lauren...Skarbie będę płacił alimenty jakie tylko zechcesz!-próbował robić z siebie biednego misia, który wiedział, że zrobił źle, ale miodek za bardzo smakował i wcale nie żałował. Jack właśnie tak się zachowywał. Nie żałował, ale wiedział, że zrobił źle.
-Jasne, że będziesz płacił! Dodatkowo zapłacisz mi i dziewczynom. No chyba, że chcesz żeby gazety się dowiedziały o wszystkim...-Lauren uśmiechnęła się triumfalnie.
-A wiecie, że ja mam takie fajne zdjęcia naszego misiaczka? Np. takie jak latał nago po moim mieszkaniu...Jack? Pamiętasz?-Andriana chyba najbardziej była zła na Wilshera.
-Dam wam tyle ile będziecie chciały! Ja...Nieee..Ja się poddaje!-powiedział i usiadł na podłodze.
-Wypierdzielaj z mojej podłogi i z mojego życia!-krzyknęłam na co on od razu się podniósł.
-Skoro się poddajesz to zostawisz mi też swój samochód! Będziemy miały za co latać na imprezy co nie dziewczyny?-zadowolona Lauren podniosła się z łóżka i pożegnała swojego byłego uderzeniem w twarz.
Jack wybiegł z mieszkania w jednej sekundzie...

Dwa tygodnie później.
Podniosłam się z leżaka. Podążałam wzrokiem za blondynem, który przeszedł blisko mojego legowiska.
-Ej! Jeszcze mało Ci wrażeń?? Szukasz kolejnego?-zapytała Andriana.
-Przestań! Jest młoda. Ma całe życie płakać przez naszego piłkarza? Nie ma się czym przejmować!-powiedziała Lauren wstając z leżaka.
-Życie to jest jednak piękne! Jack zapierdziela po boisku po to żeby opłacić nam wakacje w Hiszpanii.-Ann rozłożyła się obok mnie.
-Zapłacił za to co nam zrobił!
-Właśnie! On niech zapierdziela, a my się dobrze bawmy i...nie wspominajmy już o nim. - powiedziałam i rzuciłam piłeczkę do Archiego i Delilah, którzy bawili się obok leżaka swojej mamy.
Może nie znalazłam miłości swojego życia, ale znalazłam wspaniałe przyjaciółki. Sytuacja z Wilsherem bardzo nas do siebie zbliżyła. Polubiłyśmy się bardzo. Teraz spędzamy razem wakacje w Hiszpanii, które opłacił nam Jack. Chłopak bardzo się stara żeby nikt nie dowiedział się o jego nagich fotkach. A my? My leżakujemy i pijemy kolorowe drinki. Za to Jack został sam. Jednak żadnej z nas nie jest go żal.




poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Marco Reus

Heej :) Dziś nasz kochany Marco! :D Mamy nadzieję że historia wam się spodoba;)  Buziaki:*
Ps. Komentarze miło widziane ;) 

Dziś wybieram się na imprezę do mojej przyjaciółki Manueli, a na dodatek poznam go. Boję się,ale sama nie wiem czego. Mam nadzieję że wszystko się uda.
Założyłam czerwoną rozkloszowaną sukienkę na ramiączka a do tego czarne szpilki. Zrobiłam lekki makijaż a włosy zakręciłam w lekkie fale. Muszę przyznać że wyglądałam ładnie. Po 20 minutach byłam już na miejscu. Kiedy rozejrzałam się, nikogo praktycznie nie znałam. Nie należę do osób nieśmiałych ale też nie jestem na tyle odważna aby podejść do kogoś i zacząć rozmowę. Wolę jak ktoś podejdzie,albo zostaje mi przedstawiony. Niedługo po moim przyjściu podeszła do mnie gospodyni imprezy i jakiś mężczyzna.
- [T.I] to jest Marco- mój kolega z liceum.
- Marco to moja najlepsza przyjaciółka [T.I].
-Miło mi Cię poznać- powiedział uśmiechnięty blondyn.
- Mi również - uśmiechnęłam się do Dortmundzkiego zawodnika.
Bardzo dobrze mi się rozmawiało z Marco. Inteligenty, przystojny, kulturalny mężczyzna. Ciężko o takich w dzisiejszych czasach.
Z dnia na dzień Reus stawał mi się coraz bliższy. A po dwóch miesiącach od imprezy zostaliśmy parą. Cieszyłam się z tego powodu. Szkoda że nie mogło to trwać dłużej.

*oczami Marco*
 -Stary co Ci?- zapytał zainteresowany Goetze wchodząc do mojego domu.
-[T.I] ze mną zerwała.
- Co? Jak to ? Dlaczego?
-Sam bym chciał wiedzieć. Między nami było idealnie. Żadnych kłótni, nieporozumień, a ona z dnia na dzień ze mną zrywa i to bez żadnego powodu.
- Ej Marco nie obraź się, ale może byłeś za słaby w te klocki. Wiesz dziewczyna ma swoje potrzeby i...
- Sam jesteś słaby w te klocki.- Reus aż się zagotował- mówię Ci wszystko było okej. Nie zerwałaby z takiego powodu. Nie ona.
- To ja już nie wiem. A może zadzwoń do tej waszej wspólnej znajomej. Ona może coś wiedzieć.
Marco umówił się z Manuela, ale nic mu tak to naprawdę nie dało. Ona wiedziała,ale nie chciała mówić. Poradziła mu żeby sobie odpuścił, ale on nie był takim typem człowieka, który łatwo odpuszcza. Za każdym razem kiedy przyjeżdżał pod dom ukochanej nikt nie otwierał, albo nie chciał otworzyć. Jednak pewnego dnia udało się.
-Co ty tu robisz ?- powiedziała zdenerwowana blondynka
-Chciałbym w końcu to wszystko wyjaśnić.
-Co ty byś chciał wyjaśniać? Między nami koniec. Zrozum to!- i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Był załamany. Kobieta na której mu tak zależało, którą zaczął kochać, mówi mu żeby zapomniał.

Siedem miesięcy później
Ciężko mi było pozbierać się po tym związku. Niby to tylko dwa miesiące, ale żadnej kobiety nie obdarzyłem takim uczuciem jak ją, ale nie chciała tego. Do tej pory nie wiem czemu. Trudno, jej wybór. Trzeba żyć dalej.
Spacerując po parku zobaczyłem kobietę bardzo podobna do [T.I], jednak jedna rzecz się nie zgadzała. Kobieta, która stała kilka metrów dalej była w ciąży. Podszedłem bliżej i to była ona. Nie mogłem uwierzyć. Kiedy się otrząsnąłem podbiegłem do niej.
- Możesz mi to wytłumaczyć?!!
- Marco?
-Wytłumacz mi to!!
- A co tu tłumaczyć. Jestem w ciąży!
- To moje dziecko? Dlatego ze mną zerwałaś ?! Bo byłaś w ciąży?! Przecież dalibyśmy sobie radę!
- To i tak już nie ma sensu. Nie jesteśmy razem i niech tak zostanie. Cześć.
-Poczekaj!- złapał ją za ramię- dla mnie to ma sens, a w szczególności wiadomość, czy to moje dziecko!
- Tak, twoje! Ale poradzę sobie bez Ciebie! Nie potrzebuję twojej pomocy!!!
- Czy ty myślisz że po tym co mi powiedziałaś ja odpuszczę?! Mylisz się! [T.I] błagam Cię, spróbujmy jeszcze raz. Dla dziecka.
- Ale ja nie chcę z tobą być! To jest tylko i wyłącznie moje dziecko, a Ty nie masz czego szukać. Zapomnij.
- Ty chyba sobie żartujesz! Nie zapomnę o nim! Jeśli nie chcesz po dobroci, to trudno ale spotkamy się w sądzie, ja nie odpuszczę.
-Zrobisz to?
-Widząc twoje zachowanie, jestem niemal pewien że nie pozwolisz mi widywać dziecka.
- I tu masz rację.
-Więc spotkamy się w sądzie... Możesz mi  odpowiedzieć tylko na jedno pytanie? Szczerze. Dlaczego wtedy odeszłaś?
- Cześć Marco.
To moje dziecko. Jestem ojcem! Dlaczego ona to robi? Po co? Nie rozumiem.. Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Wiem jedno, nie zrezygnuje tak łatwo.

Wiele razy dzwoniłem do [T.I]. Za każdym razem słyszałem to samo- Zapomnij! Odczep się! Nie chcę nic od Ciebie- i tak w kółko. Nie chciałem załatwiać tego wszystkiego przez sąd, jednak nie miałem innego wyjścia. Spotkałem się z adwokatem i mieliśmy dogadane już wszystkie szczegóły. Jeśli dziecko okaże się moje, a czuje i wiem że jest moje, to po badaniach DNA [T.I] nie będzie  miała wyjścia. Będę mógł widywać mojego dziecko. Chociaż tyle.
Parę dni później po spotkaniu z adwokatem zadzwoniła do mnie Manuela i prosiła, abym natychmiast przyjechał do szpitala. Z [T.I] i z dzieckiem było źle. Szybko ubrałem buty i po 15 minutach byłem na miejscu. Dowiedziałem się że [T.I] zachorowała i przez to są jakieś komplikacje dotyczące dziecka. Wzięli ją na cesarskie cięcie, niestety nie mogłem przy niej być. Po paru godzinach mogłem wejść na salę, na której leżała moja śliczna córeczka i jej mama. [T.I] nadal była bardzo słaba, ale  przytomna. Kiedy zobaczyłem maleństwo, zakręciła mi się łza w oku. Taka malutka, drobniutka i na dodatek cała mama. Kropka w kropkę, ale też miała coś po mnie.. oczy. Zielone, piękne oczy.Kiedy zachwycałem się córką, [T.I] powiedziała do mnie coś czego bym się nie spodziewał.
-Przepraszam Marco. Przepraszam za wszystko.- mówiła to takim cichutkim, słabym głosem.
- Cii.. Nic nie mów. Musisz odpocząć. Porozmawiamy jak poczujesz się lepiej.
- Nie. Chcę rozmawiać teraz. Chcę to wszystko wytłumaczyć, zasługujesz na to. Zrozumiałam to dopiero wtedy kiedy pomyślałam że mogłoby któregoś z nas zabraknąć. Marco... te nasze spotkanie na imprezie, te zapoznanie akurat ze mną...  nie było przypadkowe. To było zaplanowane.... Półtora roku temu dowiedziałam się, że jeśli w ciągu trzech lat nie zajdę w ciąże.. nie będę mogła mieć dzieci.. Ty miałeś mi w tym pomóc..- mówiąc to płakała, wstydziła się tego co zrobiła - Miało być zapoznanie , "wykorzystanie" Ciebie i odejście. Pewnie się zastanawiasz dlaczego akurat Ty? Nie chciałam z byle kim iść do łóżka. Nie chciałam, aby moje dziecko miało byle jakiego ojca. Ty byłeś idealny. Manuela mi o tobie powiedziała i tak to się zaczęło. Przepraszam ... Wiem że nie chcesz mnie pewnie znać i to co teraz powiem jest pewnie mało istotne, ale nasz związek to były najlepsze dwa miesiące w moim życiu. Chcę, aby mała miała mamę i tatę... Razem..
Nic nie powiedział, po prostu wyszedł. Nie wierzył że to prawda, że mogła się posunąć do czegoś takiego. Całą noc myślał o tej całej sytuacji. Zadzwonił do Mario i poprosił go aby przyjechał. Dla niego było to wszytko za trudne.
-Co ja mam robić? Powiedz mi bo ja nie wiem- mówił załamany
-Stary nie wiem. Ta cała sytuacja jest chora. [T.I] zachowała się okropnie, ale z drugiej strony ją rozumiem. Dla kobiety dziecko to spełnienie marzeń. Dowiedziała się że może tego nie mieć i postąpiła jak postąpiła. Powinna w inny sposób, ale co się stało to się nie odstanie. Ja mam do Ciebie tylko jedno pytanie. Czy kochasz ją na tyle mocno żeby jej to wybaczyć?

*szpital *
- Jak się czujesz?- spytała zmartwiona Manuela.
- Fizycznie okej, psychicznie źle. Nawet nie wiesz jak żałuje tego co zrobiłam, tego że mu nie powiedziałam o wszystkim wcześniej.Mogłam być szczera z nim od początku.Kocham małą, to moje największe szczęście, ale przez moją głupotę straciłam mężczyznę, którego kocham.
- Ej. Posłuchaj mnie. Nie miałaś wyjścia. Fakt, straciłaś Marco, ale zyskałaś piękną i zdrową córeczkę.
Nie wiedziały że ich rozmowę ktoś nasłuchuję, Kiedy Manuela wyszła do sali wszedł on.
- Cześć.
- Marco.. Cześć. Ja...
- Poczekaj.Wiele myślałem o tym wszystkim. Nie powiem, skrzywdziłaś mnie. Czułem się jak debil. Bez żadnych skrupułów oszukałaś mnie, wykorzystałaś- mówił to z wściekłością, pogardą, a z moich oczu płynęły łzy- Ale pomimo to kocham Cię i tego małego szkraba, nie wyobrażam sobie życia bez was. Chcę zacząć od nowa. Bez żadnych tajemnic, kłamstw. Od nowa.
-Kocham Cię- płakałam, ale tym razem ze szczęścia.

Trzy lata później
Od roku jesteśmy małżeństwem. Lena jest oczkiem w głowie Marco. Niestety, nie możemy mieć już dzieci, ale jesteśmy szczęśliwi i to nam wystarcza.

sobota, 20 sierpnia 2016

Alexis Sánchez

Cześć! :) Wybaczcie nam nasze opóźnienie. Miało być w poniedziałek, w środę, a jednak jest w sobotę. Jednak teraz będziemy już regularnie. Od września wracamy do swoich szkół, więc opowiadania będą w środy i soboty. Poniedziałki nam odpadną, dlatego w następny poniedziałek (jeszcze wakacyjny) historia będzie na 100% dodana. :) Zostawiamy was z Alexisem :) Opowiadanie nie jest długie, ale może wam się spodoba. Czekamy na komentarze i pozdrawiamy was gorąco :*
Buziaki :* :* :* 


Ustałam na środku ulicy i wyciągnęłam z torby wielką mapę Londynu. Silny wiatr niestety nie pozwalał mi zobaczyć gdzie mam iść. Kilka metrów dalej stał mężczyzna. Przyglądał mi się. W pewnym momencie podszedł.
-Ta mapa chyba Ci się za bardzo nie przyda. Wiem co mówię, bo sam kiedyś próbowałem z niej korzystać. Jak chcesz to mogę Ci pomóc. Powiedz tylko gdzie się wybierasz.
-Emirates Stadium.
-Na stadion Arsenalu? Trafię tam z zamkniętymi oczami. - powiedział z czarującym uśmiechem.
-Dzięki, ale mi wystarczy jak mi wytłumaczysz jak tam dotrzeć.
-Spokojnie. Zaprowadzę Cię tam. Mam po drodze. Mogę zapytać co taka ładna dziewczyna jak Ty chce robić na stadionie po którym biegają spoceni faceci?-zapytał uśmiechając się szczerze.
-Szukam bałwana, który zrobił dziecko mojej siostrze.
-Aaa...Przepraszam...Nie powinienem pytać.
-Spoko. Teraz już nie masz co przepraszać.
-Jesteśmy na miejscu.-powiedział uśmiechając się serdecznie, gdy byliśmy już obok stadionu.
-O super. Dzięki, naprawdę.
-Nie ma sprawy. Miałem po drodze, bo tu właśnie pracuje.
-Jesteś piłkarzem??-zapytałam zdziwiona.
-Tak. - rzucił rozbawiony.
-Bardzo bardzo byłabym Ci wdzięczna gdybyś mi pomógł jakoś się dostać tam do środka. Ja muszę dorwać tego gnoja!
-Powiedz mi jak się ten "gnój" nazywa. Sam Ci go przyprowadzę.-powiedział śmiejąc się.
-Sanchez. 
-Słucham?-na twarzy mojego towarzysza pojawiło się zdziwienie. Jego mina wyglądałabym gdyby właśnie dowiedział się, że niespodziewanie został ojcem.
-Ja...Eee...Ja jestem Sanchez!!-wykrzyczał zdziwiony.
-Jak to? Chwilaa...To Ty jesteś tym durniem, który zrobił dzieciaka mojej siostrze?? Ty cymbale!
-Ale to niemożliwe. Ja nie wiem skąd taki pomysł, że to moje dziecko.
-Co Ty masz kapuściany łeb?? Nie wiesz skąd się dzieci biorą? Człowieku...Moja siostra ma za 2 miesiące rodzić. Zrobiłeś jej dzieciaka! Nie wypieraj się nawet!
-Nie. To nie tak. To na pewno nie tak. Za 3 godziny sobie wszystko wytłumaczymy.
-Za 3 godziny? I co ja mam robić przez ten czas?
-Idź..idź do sklepów z ubraniami. Chyba każda kobieta lubi przeglądać szmatki nie?
Stałam zdezorientowana. Nie wiedziałam co mam robić. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do siostry.

Trzy godziny później.
Siedziałam w mieszkaniu Alexisa i czekałam, aż wyjdzie z łazienki. Wyszedł w samym ręczniku i usiadł obok mnie na kanapie. Czułam się dziwnie przy mężczyźnie, który był prawie nagi.
-Możesz mi pokazać jakieś zdjęcie swojej siostry?-zapytał.
-Tak. - odpowiedziałam i pokazałam mu zdjęcia, które miałam na telefonie.
-Kurde...Faktycznie z nią spałem, ale tylko raz! To dawno było...Na dyskotece się poznaliśmy i wyszło...Ale to nie ja będę tatą! Zawsze używam gumek! To niemożliwe żebym był ojcem jej dziecka.
-Ty słyszysz samego siebie? Spałeś z nią! Czyli jest prawdopodobieństwo, że ten malec w jej brzuchu jest Twój!
-Ja jutro pakuję się razem z Tobą i pojedziemy do Twojej siostry! Wszystko sobie wyjaśnimy! Ja nie mogę być ojcem...Nie nadaję się do takiej roli...-powiedział i spojrzał na mnie przestraszony.

Następny dzień
Całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Jestem pewna, że to on sprawił, że moja młodsza siostrzyczka jest w stanie błogosławionym. Po kilku godzinach drogi podjechaliśmy pod dom.
-No wysiadaj. TATUSIU. -powiedziałam i wysiadłam z jego auta.
-Idę, idę...-powiedział cicho i poszedł za mną.
Gdy weszłam do domu od razu ruszyłam w stronę kuchni. Moja siostra nie była sama...Był z nią jej były chłopak.
-Co on tu robi??-zapytałam wskazując na jej byłego.
-A on?-zapytała patrząc na Sancheza.
-Przyjechał, bo musicie sobie wyjaśnić co będzie z waszym dzieckiem.
-Ej ej. Ty chyba czegoś tu nie wiesz. To ja jestem ojcem tego bobasa w jej brzuchu.-powiedział jej były chłopak.
-O czym on mówi?-zwróciłam się do siostry.
-On ma rację. Spałam z Alexisem. Poznaliśmy się jak byłam z dziewczynami w Londynie. Spałam z nim tylko raz i to w sumie zbyt dawno, aby to on mógł być ojcem...
-Dlaczego mnie oszukałaś??
-Oszukałam, bo chciałam go w robić w to ojcostwo, ale pogodziliśmy się...Alexis...Wracaj do domu. Nie jesteś tu potrzebny.
Spojrzałam na Sancheza. Stał zadowolony i patrzył na mnie jak na kretynkę. Nie wytrzymałam. Wyszłam przed dom i usiadłam na schodach.
-Przepraszam.-powiedziałam, gdy Alexis usiadł obok mnie.
-Spoko. To nie Twoja wina, że Cię oszukała. Chcesz pogadać?-zapytał i położył rękę na moim ramieniu.
-Chcę napić się piwa. Pójdziesz ze mną do baru?-zapytałam z nadzieją, że się zgodzi.
-Piwa nie wypije, bo jestem samochodem, ale mogę soczek z Tobą wypić.
Uśmiechnęłam się do niego i razem poszliśmy do baru.

Rok później. 
Moja siostra rok temu mnie okłamała. Zrobiłam z siebie idiotkę w oczach Alexisa. Jednak gdyby nie ta sytuacja nigdy byśmy się pewnie nie poznali. Alexis utrzymywał ze mną przez długi czas kontakt. Później dostałam ofertę pracy w Londynie. Wyjechałam i po kilku miesiącach wprowadziłam się do Sancheza. Jestem szczęśliwa z nim. Czuję niesmak, gdy pomyślę że spał z moją siostrą. Kocham go, a on mnie. Czemu więc mam cały czas wypominać ten incydent? Nie warto. Warto jednak iść za głosem serca. Moje szczęście znalazłam tu. W miejscu w którym nie mogłam odnaleźć się z mapą :)

sobota, 13 sierpnia 2016

Álvaro Morata

Heeeeeeeej :D Witamy was i zapraszamy na kolejną historię tym razem z zawodnikiem Realu Madryt :) Miałyśmy pisać więcej, a jakoś tego nie widać :D Wybaczcie, ale nie mamy czasu na pisanie. Trzeba przecież kibicować naszym na Igrzyskach prawda? :D Aj ten Zieliński...Różne opinie są na ten temat. Jedni go bronią, drudzy nie pozostawiają na nim suchej nitki. Kibicujmy tym, którzy walczą o medale ;) No właśnie. My lecimy, bo niedługo grają piłkarze ręczni :D A wy? Na czyj medal najbardziej liczycie? Komu kibicujecie najmocniej? :* :D 
Lecimy i nie rozpisujemy się :D Czytajcie, komentujcie. :) Za błędy nie bijcie :D
Buziaki :* :* :* 


Szłam ulicami Madrytu. Myślałam nad swoim życiem, które mogłoby wydawać się idealne. Czy jednak było?? Sama nie wiem. Pogubiłam się, dlatego moje życie wygląda tak, a nie inaczej. Z rozmyśleń wyrwał mnie miły głos.
-Przepraszam. Która jest godzina? Telefon zostawiłem w domu, zegarka też nie nałożyłem...-moje oczy ujrzały wysokiego, przystojnego bruneta.
-Jest 12:30.-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
-O! To super. Jeszcze mam czas się kawy napić! To może...może mi Pani potowarzyszy?-zapytał z promiennym uśmiechem.
-Ja?? Nie...-odpowiedziałam zdziwiona.
-To mam pić sam?-zapytał ze smutną miną.
-Niech Pan poszuka innej osoby do wypicia kawy. Ja się naprawdę spieszę.
-10 minut! Dobra 7 minut! Proszę.
Jego uśmiech był tak olśniewający, że nie mogłam mu odmówić. Chciałam coś wykombinować, ale nie dałam rady. Zgodziłam się iść z nim na kawę. To było cudowne 15 minut. Alvaro zostawił mi swój numer na chusteczce, ale wiedziałam że nie będę mogła zadzwonić. Po prostu nie...

Dwa tygodnie później.
Przygotowywałam obiad, gdy do kuchni wszedł mój starszy ode mnie mąż.
-Dzwonił Alvaro.
-Kto??-zapytałam ze zdziwieniem.
-Mój syn. Alvaro. Opowiadałem Ci kiedyś o nim. Od kiedy się wyprowadził ani razu do mnie nie przyjechał. Dzwonił raz na jakiś czas, ale bardzo rzadko.
-To dziwne, że mieszkacie w jednym mieście i nawet się nie spotykacie...-powiedziałam do męża.
-Chciałem żeby poszedł w moje ślady. A on co? Woli latać spocony po boisku i kopać piłkę. Gra w tym całym Realu, ale nie tego od niego oczekiwałem! Chciałem żeby się wykształcił. Przejął moją firmę...
-Za 20 minut będzie obiad. - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem i zajęłam się przygotowaniem posiłku.
-Zaprosiłem go do nas. Idź ubierz się w coś porządnego. Nienawidzę jak chodzisz w tym dresie po domu.
Posłuchałam męża i pomaszerowałam do garderoby. Przebrałam się i wróciłam do kuchni. Po kilku minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Moje serce biło jak oszalałe. Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. Stałam jak słup soli. Zza moich pleców wyłonił się mój mąż.
-Co tak stoicie? No zaproś Alvaro do domu.
Zdenerwowana poszłam nakryć do stołu. Przy obiedzie cały czas czułam na sobie jego wzrok. Po posiłku mężczyźni udali się do ogrodu. Długo rozmawiali. W pewnym momencie do mojego męża zadzwonił telefon. Jego syn wszedł do kuchni i usiadł przy stole, podczas gdy ja zmywałam naczynia.
-Moja siostra mi mówiła, że ojciec się ożenił z jakąś młodą laską, ale nie myślałem że akurat Ty możesz być jego żoną...
-Alvaro...Ja...-nie umiałam wydobyć z siebie odpowiednich słów.
-Nic nie mów. Rozumiem. Lubisz starych pierników, którzy mają pełne portfele nie?
-To nie tak! Twój ojciec mi bardzo pomógł kiedy miałam problemy...
-A Ty z wdzięczności zostałaś jego żoną tak?
-Alvaro...Byłam w ciężkiej sytuacji...
-W ciężkiej sytuacji? To ja jestem w ciężkiej sytuacji...Myślę o Tobie dnie i noce, a tu proszę. Kobieta na której punkcie oszalałem jest moją macochą!
-Alvaro...Porozmawiajmy jak dwoje dorosłych ludzi...
-Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. MAMO!
Wyszedł z kuchni. Nie pożegnał się nawet z ojcem. Po prostu wyszedł...

Kilka dni później.
Alvaro znowu pojawił się w naszym domu. O dziwo zachowywał się inaczej niż ostatnio. Był dla mnie miły. Coraz częściej zaczął nas odwiedzać. Pewnego dnia byłam w domu sama, a pod moimi drzwiami zjawił się Alvaro.
-Witaj. Mamusiu. - powiedział uśmiechając się szczerze.
-Cześć...Twojego taty nie ma.
-Tak?? To nawet lepiej. - powiedział rozsiadając się w salonie na kanapie.
-Alvaro...Ja wiem, że to wygląda tak jakbym leciała na kasę Twojego ojca, ale ja musiałam się z nim ożenić...Byłam w beznadziejnej sytuacji...
-No tak tak. Czyli jednak chodziło o pieniądze! - spojrzał mi w oczy.
-Tak...
-Naprawdę? Pieniądze się tyle dla Ciebie liczą, że sypiasz z takim antykiem jak mój ojciec??
-Nie liczą...Moja matka była ciężko chora...Musiałam jej pomóc...-powoli z oczu spływały mi kropelki łez.
-Nie płacz. Wiem coś na temat chorej matki. Sam ją straciłem...-posmutniał.
-Dość tych smutków...Chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy nie? -uśmiechnęłam się sztucznie.
-Nie wiem. Dla mnie dalej ta sytuacja jest chora. Najgorsze jest to że nie jesteś mi obojętna. Myślę o Tobie od kiedy się spotkaliśmy pierwszy raz. Teraz jak Cię poznałem bliżej w mojej głowie jesteś tylko Ty...Zakochałem się w Tobie.-złapał mnie za rękę i patrzył mi w oczy.
-Jestem żoną Twojego ojca...Nie możemy nic zrobić.-opuściłam pokój gościnny i pokierowałam się w stronę łazienki. Gdy opuściłam toaletę do domu wszedł mój mąż.
-Alvaro przed chwilą wyszedł. Pokłóciłaś się z nim?-zapytał z podejrzeniem.
-Nie. Zaszedł na chwilę, bo był w pobliżu i tyle.
-Płakałaś? Masz oczy czerwone...-podszedł do mnie i przyglądał się mojej twarzy.
-Wpadło mi coś do oka. - skłamałam i poszłam przygrzać mu obiad.

Kilka dni później.
Nie mogę spać po nocach. Nikt jeszcze nie wyznał mi miłości. W moich myślach jest tylko Alvaro. Cały czas zastanawiam się co mogę zrobić ze swoim życiem. Wtedy uświadamiam sobie, że nic nie mogę zrobić. Jestem mężatką. To ja po śmierci męża dostanę cały jego majątek. Ale czy tylko pieniądze się liczą?? Mąż tak bardzo mi pomógł, gdy moja mama była chora. Mam teraz uciec? Po tym jak dał mi pieniądze na leczenie matki? Jak pomagał mi w każdej ciężkiej sytuacji? Pogubiłam się...

Dwa tygodnie później.
Alvaro poprosił mnie o spotkanie. Okłamałam męża, że idę do koleżanki. Poszłam w umówione miejsce.
-Alvaro...-wyszeptałam na jego widok.
-Błagam Cię...Zostaw mojego ojca. Bądź ze mną! Kocham Cię...Jesteś kobietą, która namieszała mi w głowie. Wariuje na Twój widok. Proszę Cię. Kochanie...Pomogę Ci...Przecież też mam hajs...
-Alvaro! To nie chodzi o pieniądze!! Nie jesteś mi obojętny...Też Cię kocham...
-Wiedziałem! Wiedziałem, że jesteśmy dla siebie stworzeni!-przytulił mnie i zaczął całować.
-Alvaro...Nie mogę z Tobą być...Obiecałam Twojemu ojcu, że będę z nim do końca...
-A ja? Mam czekać aż mój ojczulek kopnie w kalendarz?
-Nie mogę go zostawić...Spróbuj mnie zrozumieć...
-W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak odejść z Twojego życia...
Odszedł, a ja zalałam się łzami...Spacerowałam po Madrycie. Postanowiłam, że wrócę, bo robi się ciemno.Wróciłam do domu cała czerwona od płaczu. Mój towarzysz życia czekał na mnie w kuchni. Siedział przy stole pijąc herbatę.
-Jest późno...Nie kładziesz się spać?-zapytałam nie patrząc mu w oczy.
-Znowu płakałaś. Spójrz na mnie do cholery!-uderzył pięścią w stół. Zlękłam się. Podniosłam głowę do góry i patrzyłam w jego stronę.
-To mój syn?
-Nie rozumiem...-powiedziałam ledwo słyszalnie.
-Alvaro zawrócił Ci w głowie?
-To nie tak...Między nami nic nie było...
-Wyprowadź się z mojego domu!
-Ale naprawdę między nami nic nie było!-zdenerwowana jeszcze bardziej zaczęłam się tłumaczyć.
-Ale naprawdę Ci wierzę! Idź i spakuj swoje rzeczy. Twoje miejsce jest obok mojego syna. Nie będziesz przecież marnowała całego życia przy takim staruchu jak ja. On Cię kocha. Będziesz mogła mieć z nim dzieci, ze mną to nie to samo. Dam Ci rozwód tak szybko jak tylko się da.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
-No idź! On na Ciebie czeka! Mój syn jest bardzo niecierpliwy. Pewnie czeka na jakiś znak od Ciebie.
-Nie wiem co powiedzieć...Tyle dla mnie zrobiłeś...
-Wystarczy, że Ty i mój syn zrobicie mi wnuka. No leć już.

2 Godziny później.
Czekałam, aż drzwi od jego mieszkania się otworzą. Po 3 minutach miałam już ochotę się zawrócić. Wtedy drzwi otworzył mi Alvaro.
-Co tu robisz?-zapytał zaspany.
-Twój ojciec kazał mi się wyprowadzić...
-Ten stary dziadyga Cię wyrzucił??!
-Nie, Alvaro. Uspokój się. Wszystko Ci wytłumaczę.-powiedziałam z lekkim uśmiechem, a on wpuścił mnie do swojego mieszkania.
-...no i spakowałam się i przyjechałam do Ciebie.
-To jest chyba najlepszy dzień w moim życiu. - powiedział i zaczął mnie całować.

Pół roku później.
Rozwiodłam się z moim przyszłym teściem. Tak, wiem. Brzmi to dziwnie. Jednak jestem bardzo szczęśliwa. Alvaro to człowiek przy którym nie smucę się ani minuty. Kocham go. Nie obchodzą mnie jego pieniądze. Obchodzi mnie to jaki jest. Jego dobroć, szczerość i miłość jaką mnie darzy.

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Carl Jenkinson

Hej :D To znowu my :) Dzisiaj Carl tak jak było w zamówieniach od naszej anonimowej czytelniczki tego skromniutkiego, biednego bloga :D Następnego możecie się spodziewać w sobotę :) Na środę raczej nie damy rady...Wybaczcie :) Pamiętajcie, że lubimy czytać wasze komentarze, bo motywują nas i to bardzo :) Przepraszamy za błędy, jeśli jakieś tu są. Pozdrawiamy :*


On
Nigdy nie widziałem takiej pięknej dziewczyny jak ona. Długie ciemne włosy. Delikatne dłonie. Niewinny uśmiech. Muszę się jak najszybciej z nią poznać!

Ona
Ten facet, którego spotkałam w windzie jest jakiś dziwny. Gapił się na mnie jak jakiś zboczeniec. Jeszcze mieszka naprzeciwko mnie. Dopiero co się tu przeprowadziłam, a już mi się nie podoba.

On
-Alex ona jest cudowna! Ma piękny uśmiech, taki niewinny jak anioł!
-Ale kto?-czarnoskóry popatrzył na mnie jak na debila.
-No moja nowa sąsiadka!
-Aaaa...A rozmawiałeś z nią chociaż?
-Nie. Nie miałem okazji...
-To najpierw z nią pogadaj, a potem się zachwycaj.- Gibbs otworzył swoją jadaczkę i zaczął udzielać mi rad.
-O o o! Posłuchaj Kierana! Będziesz się podniecał na jej widok, a ona może faceta ma? I co wtedy zrobisz?- stwierdził mój czarnoskóry kolega.
-Zrobię wszystko żeby była moja!- powiedziałem pewny siebie i wyszedłem z szatni kierując się na boisko.

Ona
Wychodząc z mieszkania spotkałam sąsiada. Razem weszliśmy do windy. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się do niego z grzeczności. On natomiast bardzo się do mnie wyszczerzył. Miałam ochotę się zaśmiać, gdy w jego zębach ujrzałam kawałki jedzenia. Wygląda na debila, ale jest całkiem przystojny.

On 
Czekałem aż wyjdzie z domu. Jak usłyszałem, że wychodzi to szybko nałożyłem buty na nogi i wyrwałem z mieszkania, aby choć przez chwilę ją zobaczyć. Znowu się do mnie uśmiechnęła. Jest cudowna!

Ona
Wracając z pracy zrobiłam zakupy. W windzie znowu spotkałam sąsiada. Przypadek? Nie sądzę.
-Może pomogę Pani z tymi zakupami?-zapytał.
-Chce mi Pan potrzymać zakupy do momentu aż znajdziemy się na naszym piętrze? - powiedziałam z rozbawieniem i udałam się do drzwi mojego mieszkania.

On 
Usłyszałem pewne głosy. Podszedłem do drzwi i zerknąłem przez judasza. Moja piękna sąsiadka przytulała się do jakiegoś faceta. Zaprosiła go do środka. Zdenerwowany zastanawiałem się kim on może dla niej być.
Następnego dnia, gdy wracałem z treningu do jej mieszkania wchodził facet. Jednak to nie był ten sam, który był u niej wczoraj. Zadzwoniłem do przyjaciela. Godzinę później obaj dyskutowaliśmy na jej temat.
-Myślisz, że ma dwóch?-zapytał Alex.
-Nie wiem. Jeśli ma dwóch to ja mogę być trzeci...
-Aż tak Ci się podoba? Wiesz chociaż jak ma na imię? Czym się zajmuję?
-A skąd mam to wiedzieć?-zapytałem.
-Oj Carl...Zagadaj do niej.
-Mam wrażenie, że ona mnie nie lubi...
-A kto Cię lubi? - zapytał kolega po czym zaczęliśmy grać w grę.

Ona
Wczesnym rankiem obudził mnie dzwonek do drzwi. To była moja przyjaciółka.
-Siemanko. Wpadłam zobaczyć w końcu Twoje nowe mieszkanie. Zmęczona jestem. Zrobisz kawy?-zapytała i usiadła w kuchni, a ja zaczęłam robić kawę dla siebie i dla niej.
-Masz tu jakieś ciacho?
-W szafce mam czekoladowe ciastka. Wyjmij sobie.
-O rany...Ja o faceta pytam. Jest tu jakiś fajny sąsiad może?
-Aa...No jest taki jeden. Mieszka naprzeciwko. Całkiem przystojny, ale dziwny. Jak go pierwszy raz zobaczyłam to myślałam, że to jakiś zboczeniec. Teraz w sumie bardziej mi wygląda na takiego no...Ubogiego umysłowo. Cały czas się śmieje i dziwnie się zachowuje.
-Eee przesadzasz...
-Nie przesadzam! Cały czas przychodzi do niego kolega. Wczoraj wychodził od niego rano...
-Myślisz, że jest homo?
-No nie wiem...Nawet by mnie to nie zdziwiło. Żadnej kobiety u niego nie widziałam. Zawsze przychodzą koledzy. Najczęściej ten co u niego nocował.
-Trzeba to sprawdzić. - odparła moja przyjaciółka i wzięła do buzi ciastko.
-Jak niby? Mam stać pod jego drzwiami i słuchać co robią?
-Mam lepszy pomysł. - wyszczerzyła się do mnie i już wiedziałam, że w jej głowie pojawił się jakiś szatański plan.

On
Podjechałem pod dom mojego przyjaciela. Wysiadłem z samochodu by na niego poczekać i zaczerpnąć świeżego powietrza. Po chwili pojawił się Alex.
-Carluś co jest? Sąsiadeczka się wyprowadziła? Będzie dobrze.- przyjaciel poklepał mnie po ramieniu i przytulił mnie po przyjacielsku.
-Spadaj Alex. Ona nie ma jednego. Nie ma dwóch. Ich jest sześciu!-powiedziałem mu, gdy wsiedliśmy do auta.
-No co Ty? A może ona jest...no wiesz...panią do towarzystwa...To dziwne, że tylu facetów ją odwiedza nie?
-Sam nie wiem...Chyba wybiję ją sobie z głowy.

Ona
Siedziałam na miejscu pasażera w samochodzie przyjaciółki.
-O ku*wa...Nie dość, że homo to jeszcze z czarnym!-moja przyjaciółka jak zwykle nie mogła sobie oszczędzić komentarzy.
-Przestań...Wracamy do domu. Nie wiem jak mogłam się na to zgodzić żeby śledzić kolesia, którego nawet nie znam!
-Ale chciałaś go poznać! A teraz wiesz, że nie warto.
-A może oni się po prostu przyjaźnią?-próbowałam sobie to jakoś normalnie wytłumaczyć.
-Dziewczyno! Od kiedy to faceci sypiają u siebie i przytulają na przywitanie?
-On nie wygląda na geja...
-Nie trzeba wyglądać żeby być!-stwierdziła moja przyjaciółka.
-Nie chcę już o tym gadać...

On
Wieczorem moja sąsiadka wyszła z domu. Kilka minut później razem z moimi kolegami wsiedliśmy do auta i zaczęliśmy ją śledzić. Poszła do eleganckiej kawiarni. Siedziała tam prawie dwie godziny.
-A może ona tam pracuje?-odezwał się Alex.
-Ej wychodzi! A kim jest ten starszy facet obok niej? - krzyknął Kieran, który siedział z tyłu.
-Chyba nie chcę wiedzieć...-odparłem.
-Patrz! Facet jej hajs daje! Ja nie mogę no...Jeszcze do samochodu wsiada z nim...Ej nie. Ja nie chce tego oglądać.-stwierdził Alex.
-Spoko Carl. Masz nas...Jedziemy do domu. Wypijemy po piwie i humor Ci się polepszy.- zaproponował Kieran i po kilkunastu minutach siedzieliśmy i piliśmy piwo w moim mieszkaniu.
Po kilku godzinach byliśmy mocno wcięci, bo nie tylko na piwach się skończyło. Proponowałem kolegom żeby zostali u mnie na noc, ale stwierdzili, że chcą wracać do swoich domów. Trochę głośno się zrobiło, gdy zaczęliśmy się żegnać. Otworzyłem im drzwi. Za nim weszli do windy zaczęliśmy się obejmować na pożegnanie.
-Ja pie*dole...Dwa murzyny i jeden biały...Takiego trójkąta jeszcze nie widziałam...
Spojrzałem w stronę drzwi sąsiadki. Były otwarte, a w progu stała ona i jeszcze jakaś dziewczyna, którą już kiedyś u niej widziałem.
-Słucham? - jej słowa sprawiły, że nie wiedziałem co powiedzieć.
-Nic nic. My nic do gejów nie mamy!-stwierdziły obie.
-Ja do prostytutek też nic. - powiedziałem po czym zabrałem się do siebie i położyłem się spać.

Ona
Prostytutek. P R O S T Y T U T K A. No nie. On chyba nie kierował tych słów do mnie? Musiałam z nim pogadać. Wieczorem czekałam pod drzwiami, aż wróci do domu. Poczekałam, aż wejdzie do mieszkania i po kilku minutach zadzwoniłam dzwonkiem do jego drzwi. Otworzył mi w samych spodniach. Bez koszulki. O ku*wa...Jaka klata. Całowałabym!
-My...Ja...Znaczy no tak. Musimy pogadać. - stwierdziłam gdy spojrzałam na jego twarz i przestałam się wpatrywać w jego kaloryfer.
-Zapraszam do środka.
Usiadłam w salonie na kanapie. On usiadł obok mnie.
-Jestem przedszkolanką. Nie dziwką. Okej?
-Ja...To nie tak...Po prostu tylu mężczyzn do Ciebie przychodziło i jeszcze ten pan w kawiarni...
-W jakiej kawiarni???-zrobiłam wielkie oczy.
-No...Kolega wpadł na pomysł żeby Cię śledzić...Przepraszam.
-Nie gniewam się. Też Cię śledziłam z przyjaciółką i widziałam jak się przytulasz do czarnoskórego. Czasami u Ciebie nocował. Myślałam, że jesteś gejem.
-Mam na imię Carl. Nie jestem gejem. Jestem piłkarzem.
-Okej...Mam 6 braci. Martwią się o mnie, dlatego często mnie odwiedzają. Ten pan z kawiarni to mój tata. Wie, że na siebie zarabiam sama i nie jestem już  dzieckiem to i tak często daje mi pieniądze. Nie za seks. Po prostu żebym miała gdyby mi zabrakło na rachunki czy na coś.
Uśmiechnęłam się do niego. On zaczął się śmiać.
-Naprawdę przepraszam. Ja sam bym na to nie wpadł. To koledzy...Oni...
-Spoko. Rozumiem. Moja przyjaciółka od razu stwierdziła, że jesteś gejem. Dziwna jest. Tak jak Twoi koledzy.
-Tak. Masz rację. Chcesz soku?-zapytał z uśmiechem.
-Tak, poproszę.

Oni.
Nasi przyjaciele trochę namieszali nam w głowach. Jednak wszystko dobrze się skończyło. Jesteśmy szczęśliwi ze sobą od 5 lat  i już nie śledzimy siebie nawzajem :)

sobota, 6 sierpnia 2016

Dawid Kownacki

Cześć! :) Na początek chciałybyśmy podziękować za komentarze pod poprzednim opowiadaniem :) Jest nam bardzo miło, że ktoś docenia nasze starania i podoba wam się to co tu wypisujemy :D
Jedna z naszych czytelniczek zaproponowała aby napisać coś o piłkarzu z Lecha Poznań. W zakładce ZAMÓWIENIA miałyśmy zamówienie o Dawidzie Kownackim, więc stwierdziłyśmy, że raz możemy napisać późniejsze zamówienie. Następne opowiadania będą jednak już tradycyjnie po kolei jak mamy w zamówieniach i nie będziemy nic przyspieszać. ;)
Zostawiamy was z Dawidem, Darkiem Dudką oraz żoną Darka (postać zupełnie zmyślona nie ma ona nic wspólnego z prawdziwą żoną Darka :D ). Czekamy na wasze komentarze, które sprawiają, że chcemy pisać jeszcze więcej. :)
Do poniedziałku! Buziaki :* 

                                                             ~~~~~~~~~~~~~~~~~

Lipiec, 2009 rok
-Kocham Cię Darek.-spojrzałam w oczy mojego ukochanego, który został moim mężem 10 minut temu.
-Ja też Cię kocham. Nigdy nie przestanę. 
-Darek...Obiecaj, że nigdy mnie nie skrzywdzisz...Nie zdradzisz...Nie uderzysz...
-Rybko...Kocham tylko Ciebie. Nigdy Cię nie zdradzę. Nigdy nie skrzywdzę. Obiecuję. 

Lipiec, 2016 rok
Wzięłam szklankę do ręki i wycelowałam nią w męża.
-Jak to w ciąży???-zapytałam.
-Kochanie...Posłuchaj. Ten romans trwał tylko miesiąc...
-Miesiąc?? To faktycznie mało...Ku*wa Darek! Mieliśmy być zawsze razem...Nigdy miałeś mnie nie zdradzić...
-Skarbie...Zawsze mi możesz wybaczyć. Ja już więcej tak nie postąpię.
Nie mogłam go słuchać. Wzięłam kolejną szklankę, która leżała na kuchennym blacie i po raz kolejny wycelowałam w Darka.
-Jak mam Ci wybaczyć? Słyszysz sam siebie? Sam powiedziałeś, że ta laska jest w ciąży tak? Ja mam udawać, że nic się nie stało? Dobrze Dareczku, wszystko Ci wybaczam będziemy szczęśliwą rodziną, pozwolę Ci mieć kontakt z Twoją kochanką i waszym dzieckiem. Darek...Chcę rozwodu. Wyprowadź się...
-Ale rybko...
-Żadnego ale! Wracam za 15 minut. Ciebie ma tu nie być...
Byłam załamana. Od sześciu lat staramy się o dziecko. Nic nie pomaga. Oboje jesteśmy zdrowi, ale ja dalej nie mogę zajść w ciążę. Za to mój mąż będzie rodzicem...Szkoda tylko, że nie mojego dziecka... Zrobiłabym dla niego wszystko... A on? On wdał się w romans z jakąś małolatą...Byłam załamana całą tą sytuacją. Nie wiedziałam co mam robić. Spacerowałam po Poznaniu i zastanawiałam się co dalej zrobię ze swoim życiem. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie znajomy głos.
-Dzień dobry.
Spojrzałam w prawą stronę. Moje oczy ujrzały chłopaka, który gra z moim mężem razem w Lechu Poznań. Zawsze kulturalny i grzeczny. Ma chyba 19 lat czy coś koło tego...Taki chłoptaś...Nawet kiedyś był u nas w domu, bo Darek go do nas zaprosił. Znałam go, ale nie wiedziałam o nim zbyt wiele.
-Dzień dobry...-odpowiedziałam cicho i ruszyłam przed siebie.
Wróciłam do domu. Darka już nie było. Otworzyłam wino i zaczęłam głośno płakać. Otworzyłam album ze zdjęciami. Ja i Darek nad morzem. Nasze pierwsze wakacje za granicą. Podróż poślubna. Wypełniona smutkiem wyrzuciłam album do kosza na śmieci. Byłam wściekła na Darka. Dałabym mu wszystko, a on tak po prostu mnie zdradził...Chciałam żeby cierpiał...

Kilka dni później.
Pojechałam pod stadion Lecha. Za 15 minut miał się skończyć trening. Czekałam na Darka. Mieliśmy rozmawiać o rozwodzie. Chciałam jak najszybciej zakończyć nasze małżeństwo. Czekając przed stadionem znowu zobaczyłam tego chłopaka. Dawid. Tak właśnie miał na imię. Uśmiechnęłam się w jego stronę. Odwzajemnił uśmiech i poszedł. Po chwili przyszedł Darek. Rozmawialiśmy o rozwodzie. Próbował mnie przekonać żebym zmieniła decyzję. Ja jednak byłam pewna. Wiedziałam czego chcę. Wieczorem przyjechała do mnie Agnieszka. Moja przyjaciółka, która wiedziała o mnie chyba wszystko.
-Widzisz...Ja go tak kochałam...A on mnie tak potraktował...-płakałam na ramieniu Agi.
-Kobieto przestań się nad sobą użalać. Nie ma co płakać przez frajera. Jesteś fajną babką po trzydziestce. Jeszcze całe życie przed Tobą. Możesz być szczęśliwa. Znajdź sobie kogoś. Darek znalazł sobie młodą laskę, a Ty masz być do końca życia sama?
-Wiesz co...Masz rację. Koniec z płakaniem po Darku. Znajdę sobie kogoś i będę szczęśliwa! Jeszcze będzie żałował tego, że mnie zdradził!

Miesiąc później.
Dzisiaj byłam w kwiaciarni. Zawsze lubiłam kwiaty, a praca w tym miejscu była dla mnie idealna. Chcąc oddalić się od Darka musiałam znaleźć sobie pracę. Nie będziemy żyli razem. Potrzebna była mi ta praca. Pewnego dnia do kwiaciarni przyszedł Dawid. Ten, którego ostatnio spotykałam na swojej drodze. Chciał kupić kwiaty dla swojej mamy. Zaczęłam z nim rozmowę. To właśnie tego dnia w mojej głowie zrodził się pomysł aby uwieść tego chłoptasia i przy okazji zemścić się na Darku. Nie miałam tylko pojęcia jak mam się do niego zbliżyć. Jednak to on sam pojawił się na mojej drodze. Szłam z pracy do domu i wtedy go spotkałam. Zagadywałam go jak tylko mogłam. Zaprosiłam go na kawę. Był zawstydzony i chciał mi odmówić. Jednak to ja wygrałam i 10 minut później Kownacki siedział u mnie w kuchni i pił ze mną kawę. Podrywałam go najlepiej jak umiałam. Wcisnęłam mu nawet swój numer do kieszeni.
-Pani Dudka...Ja tak nie mogę...-zaczerwienił się, gdy włożyłam mu karteczkę ze swoim numerem.
-Nie mów do mnie na Pani...Czuję się staro, a babcią jeszcze nie jestem.-uśmiechnęłam się do niego.
-Jak się Darek dowie, że ja u Pani teraz siedzę to mnie chyba zabije...
-Darka to nie powinno interesować z kim się spotykam. On ma swoje życie, a ja swoje. Niedługo będę wolna jak ptak. Będziesz mógł mnie odwiedzać kiedy tylko będziesz chciał.
Chłopak znowu się zaczerwienił. Był taki młody i czarujący. Robiłam wszystko aby był tylko mój. Owinęłam go sobie wokół palca. Po 2 miesiącach był już mój. Przyjeżdżał do mnie. Wychodziliśmy razem. Pewnego dnia przyszedł do mnie z podbitym okiem.
-To Darek Ci to zrobił??!!-zapytałam gdy zobaczyłam go w takim stanie.
-Musimy przestać się spotykać...Moja matka się dowiedziała. Ona nie daje mi żyć...Myśli, że to ja rozbiłem wasze małżeństwo...
-Dawid przestań...Jest mi dobrze z Tobą. Jesteśmy szczęśliwi...Nikt nam tego nie zabierze.- powiedziałam i przytuliłam się do niego.

3 tygodnie później.
Dostałam telefon ze szpitala. Dzwonili, bo Darek miał wypadek samochodowy. Szybko do niego pojechałam. Siedziałam przy jego łóżku i trzymałam go za rękę. Nie budził się. Bałam się o niego. Tak naprawdę nie przestałam go kochać. Gdy się obudził znowu mnie przepraszał. Zaczęliśmy rozmawiać o rozwodzie. Oboje dalej byliśmy w sobie zakochani. Tak jak kiedyś. Obiecałam mu, że żadnego rozwodu nie będzie. Chciałam z nim być. Następnego dnia do moich drzwi zapukał Dawid. Otworzyłam mu. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak wściekłego.
-Dobrze Ci było? O co Ci kobieto chodziło? Nie miałaś z kim sypiać? To mnie zaciągnęłaś parę razy do łóżka tak? Obiecywałaś mi, że będziemy razem. Znienawidzili mnie w Lechu chyba wszyscy. Mówili, że zabawiam się ze starszą od siebie, w dodatku z żoną Darka. Myślałem, że dam radę. Dla Ciebie, bo ja się naprawdę w Tobie zakochałem. A Ty...Ty się mną zabawiłaś...Myślisz, że on Cię kocha??? Kobieto...Jesteś naiwna. Twój Dareczek za niecały miesiąc żeni się z tą laską, której zrobił dziecko. Gdyby Cię kochał na pewno by się z nią nie związał...Byłaś moją pierwszą prawdziwą miłością...Nienawidzę Cię...

Jego słowa bardzo mocno mnie zabolały. Pojechałam do szpitala odwiedzić Darka. Ona była u niego...Przytulali się.  Był przy niej szczęśliwy. Poszłam tam i bez słowa dałam mu w twarz. Wyszłam stamtąd najszybciej jak umiałam. Płakałam dniami i nocami. Nie umiałam się pogodzić z tym co zrobiłam. Zraniłam Dawida. Nie chciałam tego, ale go zraniłam...Byłam wściekła na siebie. Wiedziałam, że on mi tego nie wybaczy. Po tygodniu okazało się, że jestem w ciąży.  Noszę pod sercem dziecko małolata. Z Darkiem długo byliśmy razem. Staraliśmy się o dziecko, ale nigdy nam nie wychodziło...Musiałam powiedzieć o dziecku  Dawidowi. Zadzwoniłam do niego i umówiliśmy się.
-Cześć. Masz 5 minut. - powiedział, gdy usiadł przy stoliku w kawiarni.
-Dawid...Jestem z Tobą w ciąży...Wiem, że nie chcesz mnie znać...Zraniłam Cię, ale nasze dziecko nie jest niczemu winne...Miałeś rację, Darek wcale mnie nie chce...Jest jeszcze jakaś nadzieja, że mi wybaczysz?
-Tak. Wybaczę Ci, ale tylko dla naszego dziecka. Moje maleństwo musi mieć matkę i ojca. Normalną rodzinę.
-Dawid...Przepraszam. Jesteś dla mnie bardzo ważny...Ja chciałam zemsty na byłym mężu, ale nie jesteś mi obojętny...Kocham Cię. Obiecuję, że już nigdy Cię nie zranię. Kiedy byliśmy razem to czułam się naprawdę szczęśliwa. Znowu byłam kochana...Potrzebowałam tego, ale nie chcę Cię wymazywać ze swojego życia. Dalej chce przy Tobie być...Nie chcesz pewnie tego słuchać, ale...-Dawid przerwał mi całując mnie w usta.
-Ja Cię też kocham. Najmocniej na świecie. Skoro będziemy mieli dziecko to...Zostaniesz moją żoną? Matka mnie znienawidzi jak się dowie, że będę miał żonę 12 lat starszą od siebie, ale najważniejszy jest nasz maluszek. Zgadasz się?-zapytał z nadzieją w głosie.
-Tak. Dawid...Jesteś dla mnie taki dobry...Kocham Cię.

Rok później.
Dzisiaj ja i Dawid bierzemy ślub. Nie zaprosiliśmy wielu gości, bo dużo osób się od nas odwróciło. Kocham Dawida i naszego synka Alana. To dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Zraniłam ukochanego, ale wybaczył mi to. Będę robiła wszystko aby już go nie skrzywdzić. Darek wyprowadził się z Poznania. Nie mam z nim żadnego kontaktu.Mam dwóch wspaniałych mężczyzn przy sobie. Jestem  szczęśliwa i nikt mi tego szczęścia nie odbierze. 

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Marco Reus

 Heeeej! Z góry was przepraszamy. Miało być w sobotę, a jest w   
poniedziałek. Musicie nas zrozumieć i nam wybaczyć. :* Dzisiaj Marco Reus dla anonimka <3
                                                       Ważna informacja/prośba :)
Mamy ogromną prośbę, jaką jest zostawianie po sobie śladu na naszym blogu. Przeczytałaś? Zostaw komentarz :) Dla Ciebie to chwilka, a dla nas wiadomość, że mamy dla kogo pisać ;) 
Będąc tu pokaż nam, że jesteś. Wystarczy komentarz typu "Jestem, przeczytałam". Dla nas to ogromna radość, że ktoś tu jeszcze zagląda :D 
Przypominamy wam też, że istnieje zakładka INFORMOWANI. Chcesz być informowana? Zostaw tam po sobie ślad, a żaden jednopart Cię nie ominie. :)
Ściskamy, pozdrawiamy!
Całuski :* 


                                                                          ***


Dortmund, 1995 r. 
Znowu słyszałam krzyki dochodzące z kuchni. Tata znowu kłóci się z mamą.
-Puszczasz się na lewo i prawo!- słyszałam głos taty.
-Nie ma Cię nigdy w domu! Tylko praca i praca. A ja? Ja i Twoja córka? Tylko pieniądze się dla Ciebie liczą! Nie dziw się, że sobie kogoś znalazłam!- krzyczała mama.
-Pracuję po to, żeby niczego wam nie brakowało!
Nie chciałam znowu słuchać ich kłótni. Otworzyłam okno w swoim pokoju i wyskoczyłam na podwórko. Pobiegłam pod dom mojego sąsiada. Marco jest w moim wieku. Bardzo go lubię. Zapukałam do okna jego pokoju. Miałam szczęście, bo jego pokój znajdował się na parterze tak jak mój.
-Hej. Jest noc co tu robisz?-zapytał mój kolega.
-Marco...Wyjdź...Moi rodzice znowu się kłócą...Ja nie chcę tego słuchać...Boję się...-powiedziałam zapłakana do kolegi.
-Poczekaj. Zaraz do Ciebie wyjdę. Już idę.
Po 5 minutach Marco wyszedł przed dom. Poszliśmy na huśtawkę, która znajdowała się za jego domem.
-Marco ja się boję, że oni się rozwiodą...-zaczęłam płakać wtulona do przyjaciela.
-Spokojnie...Wiesz, czasami tak jest lepiej jak rodzice się rozstają...
-Marco...Mama ostatnio mówiła o przeprowadzce...
-Jak to?-mój przyjaciel poderwał się z huśtawki.
-No tak to...-otarłam łzy z policzków.
-Cokolwiek by się stało zawsze będziemy przyjaciółmi! Pamiętaj o tym! Nigdy nie znajdę sobie lepszej przyjaciółki od Ciebie! Będziemy zawsze się wspierać i nawzajem pomagać. Choćby nie wiem co.
Marco przytulił mnie do siebie. Zawsze gdy bałam się krzyczących rodziców uciekałam do niego. Zawsze mi pomagał. Kochałam go jak brata.

Berlin, 2015 r.
Wstałam jak zwykle spóźniona. Nie zdążyłam wypić kawy, bo już musiałam być w pracy. Tam wcale nie było lepiej. Nienawidziłam swojej roboty. Nigdy nie chciałam być księgową...Nigdy też nie chciałam wyprowadzać się z Dortmundu jednak mama o tym wszystkim zadecydowała. Kochałam moją matkę, ale miałam jej dość. Podejmowała za mnie każdą decyzję. Nawet chłopaka mi znalazła. Totalny nudziarz...Wychodząc z pracy pomyślałam, że nie będę od razu wracać do domu. Skorzystam z okazji, że jest piękna wiosenna pogoda. Idąc ulicami Berlina zauważyłam grupkę młodych chłopców, którzy wymachiwali kartkami i robili sobie zdjęcia z jakimś piłkarzem. Będąc coraz bliżej nich dostrzegłam, że ten piłkarz to mój przyjaciel z dzieciństwa...
-Marco!-krzyknęłam w jego stronę, gdy byłam już bardzo blisko.
-Chce Pani zdjęcie? Proszę chwilkę poczekać.-powiedział zadowolony.
-Nie pamiętasz mnie...Szkoda...Marcuniu...
- Tak mówiła do mnie tylko...Nie...To Ty? Naprawdę to Ty?-zapytał zdziwiony. Minął dzieciaków i podszedł do mnie i mocno mnie do siebie przytulił.
-Minęło tyle lat...Ja...Wyprowadziłyście się tak nagle...-mówił patrząc mi w oczy.
-Wiem...Mama nawet nie pozwoliła mi się z Tobą pożegnać...Mieszkasz tu? Przecież grasz w Borussi.
-Skąd wiesz gdzie gram?-zapytał rozbawiony.
-Zawsze lubiłam z Tobą grać w piłkę! Nie pamiętasz? Nigdy nie umiałam strzelić Ci gola!- mówiłam śmiejąc się do niego.
-Pamiętam. Nigdy nie zapomniałem. Jestem w Berlinie tylko dzisiaj. Za dwie godziny miałem wracać, ale nic się nie stanie jak zaproszę Cię na kakao! Pamiętasz kakao, które robiła moja mama? Godzinami siedzieliśmy na huśtawce za moim domem.
-Tak, Marco pamiętam. To były najlepsze chwile w moim życiu...
Posmutniałam. Marco objął mnie ramieniem i poszliśmy w stronę kawiarni. Przegadaliśmy 4 godziny. Mogliśmy rozmawiać bez końca. Niestety musieliśmy się pożegnać. Wymieniliśmy się numerami. Obiecaliśmy sobie, że tym razem nie utracimy kontaktu.

2 Tygodnie później. 
Dzisiaj dzwonił do mnie Marco. Zaprasza mnie do Dortmundu na swoją imprezę. Nie mam szczerze ochoty tam jechać, gdy pomyślę ile osób tam będzie. Jednak nie chciałam mu tego robić. Pojechałam. Wchodząc do jego domu czułam się zakłopotana.
-Witaj! Bałem się, że nie przyjedziesz! - powiedział Marco omijając innych gości.
-Hej...Jestem, nie chciałam robić Ci przykrości. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek na przywitanie.
-To jest Scarlett...moja narzeczona. Ta impreza właśnie z tej okazji. Pobieramy się. Nie wyobrażam sobie żeby mogło Cię  zabraknąć na naszym ślubie.- powiedział, gdy podeszła do nas jego piękna blondynka.
-Cześć. Marco dużo mi o Tobie opowiadał.-powiedziała do mnie z uśmiechem na twarzy.
Za to on mi o Tobie wcale. Przywitałam się z nią, a po chwili wszyscy zaczęli się ze mną witać.
-Czeeeść. Ty jesteś koleżanka Marco? Piękność z jego dzieciństwa?-powiedział do mnie chłopak, który spóźnił się w porównaniu do innych gości.
-A Ty jesteś kto?-zapytałam, dusząc w sobie śmiech.
-Ja? Ja...Ale...Jak to? Ty mnie nie znasz? Najlepsze ciasteczko w Bayernie! - mówił ze zdziwieniem.
-Żartuję. Pamiętam Cię. Judasz. Jesteś judasz. Poszedłeś do znienawidzonej drużyny. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego najszczerzej jak potrafiłam.
-Ej...Ty się śmiejesz ze mnie? No wiesz co...
-Oj dobra dobra. Nic nie mam do Ciebie. To Twoje decyzje.- powiedziałam i po chwili zaczęliśmy normalną rozmowę.
Późną nocą postanowiłam udać się do hotelu. Będąc w wynajętym pokoju, zdjęłam tylko buty. Stwierdziłam, że umyję się rano. Kładąc się do łóżka myślałam o moim przyjacielu. Był szczęśliwy. Miał cudowną dziewczynę i kochał to co robił. Ja tego nie miałam. Owszem miałam dobrą pracę, przystojnego faceta, ale czy byłam szczęśliwa? Nie byłam. Chciałam żyć po swojemu. Co stało na przeszkodzie, aby rzucić wszystko i wyjechać jak najdalej z Niemiec? Nic. Nic nie stało na przeszkodzie. Po prostu nie miałam odwagi sprzeciwić się mojej matce, która kierowała mną od bardzo dawna.
Rano obudził mnie telefon od Reusa. Wiedział, że wyjeżdżam z Dortmundu za 4 godziny, dlatego chciał jeszcze ze mną porozmawiać. Spotkaliśmy się i gdy wypiliśmy razem kawę rozeszliśmy się. Ja wsiadłam do  samochodu  aby wracać do Berlina, a Marco udał się do domu aby spędzić czas ze swoją ukochaną.

Miesiąc później. 
Usiadłam na krześle w kuchni. Nie zdjęłam nawet kurtki.Nie miałam na nic siły. Na stół położyłam pierścionek, który dostałam godzinę temu od mojego chłopaka. Był piękny, ale dla mnie się to nie liczyło. Choćby obsypał mnie złotem i tak go nie chciałam. Czemu? Proste. Nie umiałam być z kimś kogo nie kocham. Jednak dalej to ciągnęłam. Przyjęłam zaręczyny, ale po co? Sama nie wiem...
Z kieszeni kurtki wyciągnęłam telefon. Dostałam smsa od Marco. Pomyślałam, że oddzwonię.
-Hej Marco. Pisałeś do mnie...Co tam?
-Chciałem się dowiedzieć co u mojej najlepszej koleżanki, ale chyba nie jest dobrze. Jesteś smutna. Płakałaś?
-Nie...Jeszcze nie...-odpowiedziałam ledwo słyszalnie.
-Co jest? Mogę Ci jakoś pomóc? Przecież wiesz, że możesz na mnie liczyć. Powiedz mi co się dzieje.
-Marco...Ja nie chcę opowiadać Ci o moich problemach...
-Od tego są przyjaciele. Przyjaciele słuchają i pomagają w potrzebie.
-Nie. Marco, nie chcę Ci nic mówić. Przepraszam.
Rozłączyłam się. Nie umiałam mu opowiedzieć o swojej głupocie. Nie kocham faceta, nie chcę z nim być, a dzisiaj zgodziłam się zostać jego żoną. Marco jednak chciał się dowiedzieć co mi leży na sercu. Następnego dnia rano  zapukał do moich drzwi. Otworzyłam mu je w samej koszulce, bo właśnie tak spałam każdej nocy.
-No no...Koleżanko. Jest na czym oko zawiesić. - uśmiechnął się blondyn i zaczął mnie obserwować od góry do dołu.
-Co Ty tu robisz? Nie masz treningów?-zapytałam.
-Mam, ale dzisiaj mam ważniejsze sprawy. Moja przyjaciółka potrzebuje pomocy, więc wujek Marco zjawia się ze słodkościami i zamienia się w słuch. Co się dzieje? Powiesz mi?- zapytał siadając na krześle w kuchni.
-Wychodzę za mąż...-powiedziałam ze smutkiem w głosie.
-Nie kochasz go? - Marco spojrzał mi w oczy.
-Nie kocham.
-Zerwij z nim. Zerwij z nim, bo zmarnujesz sobie życie. Nie kochając go, skrzywdzisz i jego i siebie. Rozumiesz?
-Rozumiem, ale to nie jest takie proste...
-Jest proste. Musisz mieć więcej wiary w siebie! Poradzisz sobie. Jeśli Ty w siebie nie uwierzysz to kto ma uwierzyć? Wujek Marco zawsze Ci pomoże! Pamiętaj.
Uśmiechnął się do mnie szeroko. Marco był kochany. Po tylu latach rozłąki dalej potrafiliśmy się dogadać. Obiecał mi kiedyś, że zawsze będzie mi pomagał, a teraz gdy się pogubiłam jest tu i mi pomaga. Scarlett ma w domu prawdziwy skarb.

3 Tygodnie później. 
Z samego rana pojechałam do Dortmundu. Mój ojciec był w ciężkim stanie. W szpitalu byłam cały czas przy nim. Po kilku godzinach zmarł. W tych ciężkich dla mnie chwilach był przy mnie Marco. Nawet nie wiem skąd się dowiedział o moim tacie i o tym, że jestem w Dortmundzie. Siedząc na szpitalnym korytarzu lamentowałam o straconych latach, w których nie widziałam się z ojcem. Marco bez słowa zabrał mnie do siebie do domu. Dał mi herbatę na uspokojenie i usiadł ze mną w salonie. Nic do mnie nie mówił. Nie musiał. Wystarczyło mi to, że przy mnie był.
-Dziękuje...-powiedziałam szeptem.
-Obiecałem Ci, że będę Ci pomagał i Cię wspierał. Dotrzymam słowa.
Marco bardzo mi pomógł w organizacji pogrzebu. Po śmierci mojego ojca zebrałam się na odwagę i zerwałam z moim narzeczonym. Zostawiłam wszystko co miałam w Berlinie. Wyprowadziłam się stamtąd i przeniosłam się do domu w którym kiedyś mieszkałam. Marco przyniósł akurat ostatni karton. Zawołałam go na górę. Mój pokój cały czas był w takim samym stanie jak wtedy kiedy matka wywiozła mnie do Berlina. Otworzyłam pamiętnik i zaczęłam czytać to co kiedyś w nim zapisywałam.

 Drogi Pamiętniczku! 
Moja mama zrobiła dzisiaj przepyszną pomidorówkę! Na obiedzie był u nas sąsiad. Mój kolega Marco. Bardzo go lubię, ale strasznie się zdenerwowałam, bo urwał głowę mojej ulubionej lalce. Jak jutro pójdę do niego do domu to przebiję jego piłkę! Zemszczę się na Tobie Reus! 


-To już wiem co stało się z moją piłką. - powiedział piłkarz po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-To była moja ulubiona lalka! Musiałam Ci zrobić na złość!
-No świetnie. Płakałem za Tobą jak się wyprowadziłaś, a Ty mi przebiłaś moją ulubioną piłkę!
-Naprawdę? Naprawdę płakałeś za mną?-zapytałam ze zdziwieniem.
-Tak. Byłaś moją najlepszą koleżanką. Chodziliśmy wszędzie razem. Byłem zły, że wyjechałaś bez słowa.
-Marco...Kochasz Scarlett?
Piłkarz spojrzał na mnie pytająco. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Powiedziałam ciche "przepraszam" i wyszłam z pokoju udając się na dół. Marco pożegnał się ze mną i wyszedł. Było mi głupio. To oczywiste, że ją kocha. W końcu on nie jest taki głupi jak ja. Chce się z nią ożenić, bo ją kocha...Tak jak nigdy nie pokocha mnie...

Kilka dni później.
Wróciłam zła do domu. Zdjęłam buty, ubranie i poszłam wziąć prysznic. Myjąc się usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi od łazienki. Odwróciłam głowę.
-Marco! Wyjdź stąd! Co Ty tu w ogóle robisz??!! -zaczęłam krzyczeć i zakrywać to co miałam do ukrycia.
-Już, już wychodzę. Myj się myj.-odpowiedział i wyszedł z łazienki.
Po kilku minutach w szlafroku powitałam mojego gościa w salonie.
-Możesz mi wytłumaczyć co robisz u mnie w domu?
-Przyszedłem, bo chciałem zapytać jak Ci poszła rozmowa o pracę. Drzwi były otwarte, więc stwierdziłem, że sam się rozgoszczę.-powiedział ze swoim uroczym uśmiechem.
-Nie dostałam tej pracy...Dalej jestem bezrobotna.
-Mam wielu znajomych. Pomogę Ci.
-Marco! Nie! Już wystarczająco mi pomogłeś...
-Przyjaciele od tego są.
-Marcuniu...Pomogłeś mi jak się pogubiłam ze swoim życiem. Pomogłeś mi się pozbierać po stracie ojca. Pomogłeś mi w przeprowadzce. Nie mogę cały czas oczekiwać na Twoją pomoc!
-Obiecałem Ci kiedyś, że będę przy Tobie, gdy będziesz potrzebować pomocy.
-A jak ktoś się do mnie włamie w nocy i będzie chciał mi zrobić krzywdę to co wtedy zrobisz? Jak mi pomożesz?
Popatrzył na mnie pytająco. Westchnął. Chciał coś powiedzieć, ale nie dałam mu się wysłowić.
-Marco. Posłuchaj. Dziękuję Ci za wszystko. Niedługo założysz rodzinę...Zapomnisz o tym, że Cię potrzebuje...
-Zawsze będziesz mogła zadzwonić. Przyjadę, gdy tylko dasz mi znać, że chcesz żebym był.
-Marco...A co zrobisz jak Ci powiem, że chcę żebyś zawsze już przy mnie był? Nie chcę żebyś przyjeżdżał. Chcę żebyś przy mnie był cały czas...Marco ja...Kocham Cię...Zrozumiałam, że nie jesteś już tylko przyjacielem.
-Posłuchaj ja...Ja Cię nie...Nie. Przepraszam.
Reus wyszedł z mojego mieszkania. Wiedziałam, że tak będzie, gdy tylko powiem mu o swoich uczuciach. Zostałam sama...

3 Godziny później.
Było już późno. Chciałam żeby ten dzień się już skończył. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Bałam się otworzyć, ale podeszłam do drzwi. Gdy je otworzyłam moim oczom ukazał się Marco.
-Co tu robisz?-zapytałam i skierowałam wzrok na jego buty, ponieważ nie chciałam patrzeć w jego oczy.
- Wyszedłem, bo musiałem to wszystko przemyśleć. Wróciłem, bo nie dokończyłem zdania...Ja Cię nie umiem wymazać ze swojej pamięci! Nie umiem nie myśleć o Tobie. Scarlett to piękna kobieta, ale nie ma tego co Ty. Jesteś taka drobna i niewinna. Nie umiem Cię zostawić. Leciałem do Ciebie z pomocą, bo jakaś nieznana siła mnie do Ciebie przyciągała. Uświadomiłaś mi dzisiaj, że to miłość. Najprawdziwsza miłość kochanie.
-Marco...
-Nic nie mów. Zostanę z Tobą. Obiecuję, że Cię nie zostawię. Będę Cię wspierał, kochał i pomagał. Kocham Cię. - Marco zaczął mnie całować. Po chwili jednak przerwał pocałunek. Popatrzył mi prosto w oczy, po chwili powiedział:
-Kocie...Ale nie przebijaj mi już nigdy piłek okej? -zapytał z szerokim uśmiechem.
-Nigdy więcej tego nie zrobię.
Pocałowałam go czule i przytuliłam się do niego mocno. W końcu byłam w tych ramionach w których zawsze pragnęłam być.