poniedziałek, 30 grudnia 2013

Liebster Awards

"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera, który uznał, że to co robisz robisz dobrze :). Po odebraniu nominacji należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty wybierasz 11 osób ( poinformuj je o tym ) oraz zadajesz im 11 pytań.
Nie wolno nominować blogera, który cię nominował. "

Zostałam nominowana przez Bella Lada za co bardzo dziękuje :*


Pytania:
1.Co jest dla ciebie w życiu najważniejsze 
2.Co robisz, gdy w twoim życiu pojawiają się problemy i nie potrafisz sobie z nimi poradzić ?
3.Ile prowadzisz blogów?
4.Osoba która jest dla ciebie wzorem do naśladowania to 
5.Od jak dawna piszesz ?
6.Jesteś kibicem ?
7.Lubisz czytać książki? Jak tak to napisz tytuł ulubionej,
8.Największe marzenie ?
9.Co motywuje Cię do pisania ?10.Wymarzony chłopak ? 


Odpowiedzi :

1.Rodzina
2.Dzwonię do moich przyjaciółek bo, wiem że pomogą mi w trudnych chwilach. Ewentualnie rozmawiam z mamą, ponieważ bardzo jej ufam.
3.Jeden :)
4.Myślę że Jan Paweł II 
5.Od lipca :*
6.Tak. Arsenalu, Śląska Wrocław i Reprezentacji Polski w każdej dziedzinie sportu. 
7.Za bardzo nie. Ale jeśli miałabym wybierać...hm...chyba Romeo i Julia. 
8. Poznać Wojtka Szczęsnego i spędzić z nim resztę życia :* <3 Żartuję...poznać go i spędzić z nim jeden dzień :) 
9.Prośby mojej przyjaciółki. Najczęściej odbywa się to tak: "Debilko! Napisz wreszcie to opowiadanie bo mi się nudzi! No...Olciu...Proszę" To akurat na mnie działa :D
10. Przystojny, miły, sympatyczny, zabawny, skromny, ma być wierzący i chodzić do kościoła :) Ma mnie po prostu kochać i szanować :) 



Jeszcze raz dziękuje za nominacje :)


Pytania ode mnie :
1. Komu najbardziej ufasz?
2. Ideał mężczyzny?
3.Ulubiona piosenka?
4.Wzór do naśladowania...
5. BVB vs Bayern Monachium 
6.Ulubiony klub z Ekstraklasy ?
7.Ulubione imię dla chłopaka?
8.Jak nazwałabyś swoją córeczkę?
9.Recz bez której nie umiesz funkcjonować?
10.Największe marzenie?
11. Osoba której najbardziej nienawidzisz w naszym kraju?


Nominuję blogi :


Pozdrawiam :) 

niedziela, 29 grudnia 2013

Theo Walcott

Witajcie! :)  Na wstępie życzę wam wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym roku 2014 ! Oraz  udanego sylwestra :D 
Dedykacja dla Kasi  piszącej z Anonima <3
Pytanko! Czy chcecie żebym dodała kolejną historię w Sylwestra czy dopiero za tydzień? Pytam się, bo nie wiem czy nie zbrzydła wam moja twórczość :)
Papa ! :* 


Coraz więcej młodych ludzi, nie może się doczekać swoich 18-nastych urodzin bo, wtedy można się wyprowadzić z domu i żyć na własną rękę. Szkoda tylko że nie zawsze wiedzą jakie mogą być konsekwencje tej dorosłości. Ja się niestety przekonałam, i na dobre też mi to nie wyszło. Była piękna pogoda. Urodziny mojej przyjaciółki. Zawsze trzymałyśmy się we dwie i, jej osiemnaste urodziny też miałyśmy zamiar spędzić we dwie. W południe poszłyśmy na zakupy, a wieczorem do pewnego klubu. I gdybyśmy poszły do innego miejsca może wszystko potoczyłoby się inaczej. A tak tej pewnej nocy, poznałam właśnie jego. Miał na imię Theo. Oboje byliśmy sporo wypici. Wystarczająco żeby znaleźć się w jednym łóżku. Takim sposobem zaszłam w ciążę. Gdy powiedziałam o ciąży Theo nie był zadowolony....Ba! Był wściekły...powiedział że robi karierę, że ma dziewczynę, a to był tylko jednorazowy wybryk. Tylko że to ja nosiłam owoc tego wybryku...Gdy powiedziałam o tym rodzicom też wcale nie było inaczej. Byli wściekli. Jednak z pomocą przyszła mi moja kochana babcia mieszkająca na obrzeżach Londynu. To właśnie do niej się wprowadziłam, i to ona pomogła mi przy wychowywaniu mojego synka- Mikela. Tego dnia szliśmy przez zatłoczony Londyn do lodziarni na jego ulubione waniliowe lody. Wszystko byłoby ok, gdybyśmy po drodze nie spotkali właśnie jego...
-Cześć...-powiedział zaskoczony na mój widok gdy mijaliśmy się na chodniku.
-Hej...
-Fajnie cię widzieć po tylu latach.
-Słuchaj ja naprawdę nie mam czasu z tobą rozmawiać.
-Poczekaj! To mój syn??-zapytał łapiąc mnie za nadgarstek.
-Trzeba było się tym interesować pięć lat temu, jak byłam w ciąży!
-Ale...poczekaj...Ja tylko zapytałem...Jest strasznie do mnie podobny...
-Mamusiuu...ja chcie na lody...
-Już kochanie. Ten pan już sobie idzie.
-Proszę cię...Błagam...Porozmawiajmy!
-Ale my nie mamy o czym! Zrozum to! I daj mi i mojemu synowi spokój!
-Nie zapominaj że to też mój syn!
-Oo...No proszę...Tatuś się znalazł...Nie za szybko doszedłeś do wniosku że jesteś ojcem? Równie dobrze mogłeś się pojawić w jego życiu dopiero jak będzie pełnoletni.
-Błagam Cię...Daj mi naprawić mój błąd...Wiesz gdzie mieszkam prawda?
-No i co z tego?? Daj mi już spokój! Chodź synku...
Złapałam Mikela za rączkę i poszliśmy w stronę budynku. Byłam strasznie zdenerwowana. Nawet nie słuchałam tego co mówił mój syn.
-I wies mamo on ma taki duuuuzy samochód! I tak sybko nim...Mamuś! Nie słuchas...
-Słucham, synku, słucham...Tylko się troszeczkę zdenerwowałam.
-A kim był ten pan?-zapytał się pijąc soczek.
-Uważaj żebyś nie wylał...
-A kim on był?
-Ten pan...to taki...mój dawny kolega...
-Nie lubis go?
-Dlaczego się pytasz? Skarbie uważaj bo sobie poplamisz bluzeczkę.
Próbowałam zmienić temat i zaczęłam wycierać mu buzię.
-Lubis? Bo na niego ksycałaś...
-Kochanie...ja i ten pan...się kiedyś bardzo pokłóciliśmy, i już się nie lubimy. Zjadłeś już?
-Ehe...A pójdziemy na plac zabaw?
-Tak kochanie pójdziemy...-uśmiechnęłam się do syna.

Następnego dnia mocno padał deszcz. Nie chciałam iść do pracy w ulewę dlatego zamówiłam  taksówkę. Po pracy zaszłam do sklepu żeby zrobić zakupy. Niestety przy dziale z nabiałem spotkałam dobrze mi znanego mężczyznę.
-Hej...Widzisz znowu się widzimy to przeznaczenie!
-Cześć...Tak...Chyba pech który mnie ostatnio prześladuję.
-Proszę Cię...porozmawiajmy jak dwoje dorosłych ludzi....Nie zachowujmy się jak dzieci.
-Jak dziecko zachowałeś się wtedy! Bo pokazałeś jaki jesteś odpowiedzialny!
-Daj mi szansę...Chciałbym to naprawić...A chyba każdy zasługuję na szansę prawda?
-Dobrze, niech ci będzie.
Po zakupach poszliśmy do pobliskiej kawiarni. Zaczęliśmy rozmawiać. Oczywiście nie obyło się bez przekleństw, złości, krzyków, i płaczu. W końcu zgodziłam się na to aby, mógł oficjalnie poznać syna. Zgodziłam się...Tylko czemu skoro nie potrafiłam mu wybaczyć?

Po paru dniach miał nastąpić ten dzień. Zrobiłam pyszny obiad i czekałam na jego przyjście. Usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Hej...Wejdź...
-No hej. Dzięki.
-Dzień Dobly...-na korytarz wbiegł Mikel.
-Cześć.-ukucnął przy nim.
-Syneczku...Pamiętasz jak mama ci mówiła że twój tata gdzieś jest i na pewno go kiedyś poznasz?-zapytałam łamiącym głosem.
-Ehe...
-No to ja jestem twoim tatą.-powiedział Theo.
-Selio? To supel! A lubis samochody??
-Tak, bardzo.-uśmiechnął się do syna.
-To chodź, tata pokaze ci coś...
Wziął go za rękę i zaprowadził do swojego pokoju.
Ja natomiast zaczęłam przygotowywać do obiadu. Kiedy już skończyłam zawołałam ich na obiad. Mikusiowi nie zamykała się buzia. Cały czas miał do swojego taty różne pytania. Wieczorem Theo poszedł do domu. Zgodziłam się żeby lepiej poznał synka, i mógł go odwiedzać dwa razy w tygodniu. Mały był zachwycony. Theo zabierał go na swoje treningi, czasem na mecze. Kupował mu różne zabawki i wszystko co tylko chciał. Czasem mnie to denerwowało że go tak rozpieszcza, ale po chwili moja złość odchodziła.

Pół roku później.
Theo ma świetne kontakty z synem. Mikelowi długo brakowało ojca, a teraz gdy go ma, nie odstępuje go na krok. Ja natomiast, z Theo się nie pogodziłam...Nie potrafię...Może nie teraz. Po tym gdy w moje życie ponownie wkroczył Walcott, pojawił się jeszcze jeden mężczyzna. Ma na imię John. Bardzo się polubiliśmy. Mogę nawet powiedzieć że chyba coś do niego czuję. Tak...i on do mnie też...Ostatnio mi to nawet powiedział.

Parę tygodni później.
Nie myliłam się! Ja i John się w sobie zakochaliśmy! Wczoraj mi się oświadczył. Zgodziłam się. Tylko jakoś mój synek wcale za nim nie przepada. O! Właśnie Theo go przywiózł. Wyszłam otworzyć im drzwi.
-Hej! Jak było u taty?
-Ceść! Dobze...Mamuś...A ten twój kolega tez ci pzyjedzie??
-Nie, skarbie dzisiaj nie.
-To dobze. Bo on jest gupi!
-Kochanie tak nie można mówić.-upomniałam syna.
-Ale on mnie nie lubi...I ostatnio powiedział ze mój tata słabo gra w piłe...
-Tak ci powiedział? To faktycznie głupi ten wujek.-powiedział Theo, opierając się o szafkę na buty.
-Skarbie idź umyj rączki, zaraz obiadek.
-Oki.-powiedział i podreptał do łazienki.
-A kim jest ten nowy wujek? Jeśli można spytać...
-Tak. To mój narzeczony.
-Yyyy...narzeczony?
-No tak. Masz coś przeciwko? Chyba mam prawo być szczęśliwa.
-Tak. Masz. Tylko za nim coś zrobisz pomyśl czy twój syn będzie tak samo szczęśliwy jak ty.
-Jedź już.
-Rób co chcesz. Pa!
-Pa!
Theo mnie zdenerwował...Choć w sumie ma on po części rację. Jeśli mój syn go nie polubi, to  nie chcę żyć w taki sposób. W nocy obudziłam się zlana potem. Miałam okropny sen. Śniło mi się że, John bił mojego syna. Może naprawdę powinnam się zastanowić? A może to przez to że cały czas o tym myślę? Nie wiem sama...

Rok później.
Dzisiaj jest mój wielki dzień. Wychodzę za mąż. Za człowieka który mnie kocha, i stara się zrobić wszystko bym czuła się szczęśliwa ku jego boku. Koleżanki doradzały mi żebym, się zastanowiła czy dobrze robię. A ja jeszcze wczoraj się wahałam. Ale teraz gdy widzę tego przystojnego anglika czekającego na mnie przy ołtarzu jestem pewna. Tak! Jestem pewna! Chcę w tym dniu zostać żoną Theo. Tak wiem, zranił mnie i to potwornie. Ale gdy dowiedział się o tym moim ślubie z Johnem, zaczął mi okazywać więcej czułości, i zebrał się na odwagę by wyznać mi miłość. Stara się żebym była szczęśliwa. Ale gdy sobie pomyśle jaki mój syn będzie zadowolony gdy będziemy mieszkać w trójkę...O przepraszam! Wczoraj byłam u lekarza, i jestem w pierwszym miesiącu ciąży. Ominę pytanie czyje to dziecko. Tak to dziecko Walcotta. Mojego przyszłego męża. Koniec.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Olivier Giroud

Witajcie ! Przepraszam że, nie wczoraj tylko dzisiaj ale, nie myślałam że będzie tyle komentarzy za które dziękuję bo naprawdę motywują  :)  Więc tak życzę wam aby spełniły się wasze wszystkie marzenia i abyście spędziły te święta w miłym rodzinnym gronie :) Jednopart z dedykacją dla Asi <3
Pozdrawiam i śle buziaki :) 
Do niedzieli! :D

Wstałam wczesnym rankiem. Zjadłam pożywne śniadanie i ubrałam się w wygodną sukienkę. Ustałam jeszcze na chwilę przed lustrem stojącym w korytarzu i przyglądałam się na mój coraz większy brzuch. Westchnęłam ciężko i wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz. Szłam w stronę mieszkania mojej koleżanki-Isabel. Jako że jestem kobietą w ciąży, nie miałam najmniejszej chęci iść po schodach na piąte piętro. Weszłam więc do windy. W windzie obok mnie stał jakiś mężczyzna. Po jego ubiorze domyśliłam się że to pewnie ten piłkarz który mieszka na przeciwko Isabel, jak to ona na niego mówiła...Istne ciacho! Dla mnie to on był taki...średni. W pewnym momencie winda się zatrzymała, ale drzwi nie chciały się otworzyć.
-Ej! No co to ma być?
-Mnie się Pan pyta?
-No nie...ale...Chwila, moment ja to zaraz załatwię. Nie mogę się spóźnić na trening no!
Staliśmy i staliśmy a winda za nic nie chciała się otworzyć.
-No pięknie! To teraz mam zafundowaną ławkę rezerwowych na kolejny mecz!
-Mam Panu współczuć?
Uśmiechnął się rozbawiony. Zaczęliśmy rozmawiać o pogodzie i innych głupotach.
-Auł...-złapałam się za mój wielki brzuch.
-Co się dzieje? Rodzisz?
-Nie...chyba nie...
-Jak to chyba ?
-No bo, termin mam...auć...boli...
-Kiedy masz termin?
-Za miesiąc-odpowiedziałam ledwie mówiąc
-Ja nie mogę...niech coś zrobią z tą windą!
-Jak będziesz krzyczał to nic nie da...
-Tak, wiem przepraszam. Twój mąż wie gdzie jesteś?
-Ja nie mam męża...
-A tak...To jakiś narzeczony, chłopak?
-Nie. Jestem a raczej będę samotną matką, bo mój narzeczony zginął w wypadku samochodowym. Możesz mi jakoś pomóc?
Olivier pomógł mi usiąść na podłodze. Z każdą minutą czułam się co raz to gorzej. W końcu poczułam jak odeszły mi wody.
-Wody mi odeszły!
-A...al...ale co ja mam robić? Ja jestem tylko piłkarzem a nie lekarzem od porodu...Poczekaj...yymm....ja ci może jakoś pomogę co?
-Nie! Masz stać i się gapić jak rodzę-powiedziałam z sarkazmem. - Tak! Masz mi pomóc! Dociera?
-Spokojnie...
W tym momencie otworzyła się winda. Olivier bez pytania wziął mnie na ręce i zaniósł mnie do samochodu.
-Jesteś pewien? Jak nie zdążysz dojechać do szpitala to urodzę tu, i zaplamię ci całe auto.
-Trudno! Najważniejsze żebyś urodziła!
Pan Giroud zabrał mnie do szpitala i był przy mnie gdy na świat przyszła moja kochana córka- Melanie.
Byłam mu bardzo wdzięczna że mi pomógł tu dotrzeć, i przy porodzie trzymał mnie za rękę. Kilka dni później gdy byłam sama w sali w pewnym momencie, do sali weszło baardzo dużo osób. Jak się okazało byli to Olivier i jego koledzy z Arsenalu.
-To tak wygląda ta twoja niby  córcia??-ustał przed łóżeczkiem Melanii Alex.
-Jaka śliczna!-zachwycał się Theo.
-Nom...będzie z niej niezła dupa jak dorośnie-zarechotał Szczęsny.
-Ty żebym ja ci zaraz twojej dupy nie przetrzepał!-wkurzył się Olivier-A może byście się tak przywitali kulturalnie co? A nie wchodzicie jak do siebie! Wieśniaki jedne!
-Przepraszam...-zrobił smutną minę Wojtek.
-Dzień doooobryyy-powiedzieli chórem.
-Cześć. Miło mi was wszystkich poznać. Tylko żebyście się tak nie darli bo, moja córka przed sekundą zasnęła.
-Jasne, jasne. -odpowiedzieli.
-Podobna do ciebie-uśmiechnął się Kieran w moją stronę.
-Może troszkę...-odwzajemniłam uśmiech.
-A jak ma na imię?-spytał się Fabiański.
-Melanii
-O to tak jak moja żona!-uśmiechnął się uradowany Theo.
-Naprawdę?? Nie możliwe??? -zaczął z sarkazmem Olivier.-Dobra chłopaki! Dajcie jej spokój! Już raz dwa trzy na korytarz. Ja zaraz do was przyjdę.
Siedzieliśmy w ciszy aż w końcu zaczęłam:
-To teraz Melanii jest nazywana twoją "niby córką" ?
-Nie...po prostu...jak im opowiedziałem tą historie to zaczęli mówić że jestem dla niej jak ojciec....
-Bo w sumie tak może być...Melanii nigdy nie będzie mogła poznać swojego tatusia...-zaczęły spływać mi po policzkach łzy.
-Uspokój się...ja ci pomogę jak tylko będziesz tego chciała. Chcesz?
-Chce...
Pocałował mnie w czoło i przytulił do siebie.


Dwa lata później

Moja córka kończy dzisiaj dwa latka. A ja dziś ustanę na ślubnym kobiercu i zostanę Panią Giroud. Podczas gdy moja córka rosła i stawała się coraz większa, Olivier przyjeżdżał do mnie i starał mi się pomagać jak tylko mógł i potrafił. Z czasem jego odwiedziny stawały się coraz bardziej regularne. Zakochaliśmy się w sobie. Moja mała Melanii pokochała go jak prawdziwego tatę. Kocham Oliviera, ale w moim sercu zawsze będzie mój pierwszy narzeczony, czyli prawdziwy tata Melanii. Wiem i czuję że on będzie nad nią czuwał. Ale człowiekiem który ją wychowuję na dobrą dziewczynę jest właśnie Olivier. Którego obie mocno kochamy...A on nas . Koniec

niedziela, 22 grudnia 2013

Cesc Fàbregas

Hejo! Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta :D 
Piosenka dzięki której wymyśliłam opowiadanko też związana ze świętami :) Tak mnie naszło! http://www.youtube.com/watch?v=yXQViqx6GMY
Historia dla Franki piszącej z Anonima <33
Pozdrawiam i mocno ściskam :**
P.S. Jeśli będzie dużo komentarzy to postaram się dodać jeszcze dzisiaj następną historię, bo mam spore zaległości w dodawaniu. Papa! Wesołych Świąt ! 



Siedziałam  w samolocie lecącym do Barcelony. Tak do Barcelony, ponieważ tam mieszka mój tata. To były moje pierwsze święta za granicą. Moi rodzice rozwiedli się jak byłam mała. Zostałam z mamą i starszą siostrą, a tata wyjechał właśnie do Barcelony. Byłam strasznie podekscytowana. Z tych wrażeń nie zwróciłam nawet uwagi kiedy skończył się lot, i byłam już na miejscu. Na lotnisku czekał na mnie już mój tata. Przywitałam się z nim po czym wzięliśmy moje bagaże i pojechaliśmy do niego do domu.  Długo rozmawialiśmy o moich planach na przyszłość. Jaki wybiorę kierunek na studia i tym podobne. Grubo po północy położyłam się spać. Następnego dnia, mojemu tacie coś wyskoczyło w pracy i musiałam zostać sama w domu. Pomyślałam że nie będę się nudzić, tylko przejdę się po mieście. Szłam i szłam przyglądając się ludziom których mijałam. W pewnym momencie zadzwoniła moja przyjaciółka. Odebrałam i zaczęłam z nią rozmowę. Zajęta z nią gadką ustałam w pewnym miejscu i dalej rozmawiałam. Nagle zwróciłam uwagę że dużo osób patrzy się w moją stronę. Zaczęli się śmiać i coś do mnie mówić. Szybko skończyłam rozmawiać przez telefon, i skupić się na tym co do mnie mówią. Obok mnie stał jakiś facet. Błąd. Przystojny facet. Był tak samo zdezorientowany jak ja. W pewnym momencie jakiś chłopczyk krzyknął:
-Ej! Stoicie pod jemiołą! Musicie się pocałować.
Zaczęłam się śmiać, on tak samo. Nie wiedzieliśmy co mamy robić. W pewnym momencie pod wpływem wrażeń przysunęłam się do niego i lekko musnęłam jego wargi. On na to się szeroko uśmiechnął. Ludzie zaczęli klaskać a ja po prostu zwiałam. Natomiast ten facet zaczął mnie gonić. W pewnym momencie nie wytrzymałam i usiadłam na pobliskiej ławce. On usiadł obok mnie.
-Słabo biegasz...ale nieźle całujesz - zwrócił się do mnie i zaczął się śmiać.
-Bardzo dziękuje...naprawdę bardzo śmieszne-odpowiedziałam.
-Cesc.-wyciągnął rękę w moją stronę.
-Że co?
-Tak mam na imię.-uśmiechnął się szeroko.
-Aa...Frania-uśmiechnęłam się.
-Aha. Bardzo ładnie Fhaniu.
-Franiu! -poprawiłam go.
-Przepraszam...masz po prostu dziwne imię.
-Ja? Wiesz co koleś ty jesteś dziwny.
-Ja jestem dziwny? A kto mnie całuję na środku ulicy ? He? Wiesz że to będzie w gazetach?
-Niby z jakiej racji?
-Z takiej że jestem piłkarzem! A ich obchodzi wszystko co robię!
-Pff! Hiszpański Szczęsny się znalazł ! Następna pewna siebie piłkarzyna!
-Słucham?
-Niee...nic...Znasz tu może jakąś fajną kawiarnię? Mam ochotę się napić ciepłego kakaa.
Przytaknął po czym poszliśmy do przytulnej małej kawiarenki. Zamówiliśmy sobie po ciepłym kubku czekolady, i ciastku. Ni z tego ni z owego po prostu siedzieliśmy sobie przy jednym stoliku i wcinaliśmy ciasto. Dopiero wtedy zeszłam na ziemie.
-Wiesz co...ja...przepraszam.
-Za co? Przecież miło nam się rozmawia.
-No właśnie...Ja cie tu tak przyciągnęłam i zagaduje, a nie powinnam. Przecież ty masz pewnie jakąś żonę, albo coś...a ja cię tak po prostu bajeruję. Przepraszam.
-Żona? Phi! Jeszcze mi tego brakuje! Mi to wcale nie przeszkadza.- uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Ale...
-Ale mi się ciastko skończyło! Też chcesz jeszcze jedno?-od razu zmienił temat i zaczął inną gadkę.
Siedziałam z nim tak bardzo długo aż zrobiło się ciemno. Cesc odwiózł mnie do domu. Gdy tylko weszłam do domu tata od razu zaczął krzyczeć.
-Gdzieś ty się podziewała?!
-Poszłam się przejść...to chyba nic złego.
-Słucham? I tak chodziłaś? O tej porze? Sama?
-Nie...znaczy tak sama...ojejku jestem prawie dorosła.
-Prawie! Właśnie te prawie robi wielką różnice!
-O co ci chodzi?
-O co mi chodzi? O to że szlajasz się po obcym mieście a ktoś może ci zrobić krzywdę. A ja bym tego nie przeżył, gdyby coś ci się stało.-przyszedł i pocałował mnie w czoło.


Kilka dni później.
Obudziłam się w nocy. Nie mogłam spać. W pewnym momencie leżąc, dostałam smsa. Spojrzałam na telefon na ekranie widniało Cesc. (Dał mi swój numer gdy siedzieliśmy w kawiarni). Pytał się czy śpię. Odpisałam szybko że nie. On odpisał "Wyjdź na balkon" Po cichu wyszłam w samej piżamie na balkon. On stał na dworze z bukietem kwiatów.
-Pomyślałem że nie śpisz to przyszedłem-uśmiechnął się.
-Porąbało cię? Dobrze się czujesz? Człowieku jest środek nocy!
-Nie mogę przestać o tobie myśleć...Nic na to nie poradzę...
-Dobra poczekaj chwilę.
Szybko zeszłam na dół, i otworzyłam mu drzwi od domu.
-Wchodź, tylko cicho.
-Cześć. Nie mogę normalnie sypiać od kiedy cię poznałem. Cały czas o tobie myślę.
-To pewnie dlatego ja nie mogę zasnąć, od tamtej pory.-uśmiechnęłam się.
-Pocałujesz mnie?-zapytał.
-Chyba śnisz! No chyba że ten buziak będzie jako prezent na święta.
-A mogę?
Już chciałam mu odpowiedzieć że tak, gdy usłyszałam że tata schodzi na dół po schodach. Cesc szybko wybiegł z domu a ja zamknęłam drzwi.
-Córeczko? Gdzie ty się wybierasz?
-Ja? Nigdzie tatusiu. Tylko...miałam wrażenie że ktoś pukał do drzwi...
-Na pewno?
-Tak! Chodźmy spać bo, już późno.

Następnego dnia spotkałam się z moim " Romeem spod balkonu ". Nareszcie mogłam z nim normalnie pogadać...a przy okazji...wyznać miłość. Nasza znajomość powoli przeistaczała się w miłość. Niestety ja musiałam wracać do Polski. Bałam się że jak wrócę to już nigdy się nie zobaczymy, a on mnie zostawi i znajdzie sobie inną. Siedzieliśmy na ławce w parku. W pewnym momencie dotknęłam jego dłoni, i z łzami w oczach wyszeptałam:
-Naprawdę mnie kochasz?
-Tak. Na sto procent.
-I nie pozwolisz żeby działa mi się krzywda?
-Nigdy na to nie pozwolę.
-A będziesz tym moim jedynym?
-Jeśli tylko tego chcesz to tak.
-A zrobisz dla mnie wszystko?
-Co tylko zechcesz.
-A nie znajdziesz sobie nowej dziewczyny jak wyjadę?
-Nie, bo kocham tylko ciebie.
-A chcesz...
-Tak chce. Nie wiem o co chodzi ale chcę. Franiu...jesteś dla mnie najważniejszą kobietą na świecie kocham cię.
Pocałował mnie w czoło i przytulił do siebie. Po paru dniach wróciłam do Polski. Na każde wolne ferie, jeździłam do Barcelony żeby się z nim spotykać i przy okazji odwiedzać tatę. Po paru latach gdy, skończyłam studia przeprowadziłam się do niego do Barcelony. Jesteśmy właśnie w podróży po ślubnej. Kochamy się, i nie zamierzamy nigdy niszczyć naszego szczęścia. Koniec.








niedziela, 8 grudnia 2013

Zlatan Ibrahimović

Hejo :) Historia dla czytelniczki piszącej z Anonima <3
Zostawiam was z tą historią i lecę uczyć się z geografii :(
Papa :) Buziaczki :*



Szłam ulicami mojego miasta. W pewnym momencie podeszła do mnie cyganka. Od razu chciałam zrobić krok w tył i sobie pójść w drugą stronę, lecz ona złapała mnie za rękę.
-Stój! Nie bój się. Nie chce ci zrobić krzywdy, ani nie chcę od ciebie pieniędzy. Widzę w twoich oczach dużo planów...Daj dłoń.
-A daj mi spokój kobieto! Idź se wróżyć gdzie indziej!
-No daj...Cyganka prawdę ci powie....i pieniędzy też nie chce! Po prostu daj dłoń.
Nie wiem co mnie podkusiło ale wystawiłam rękę.
-Hmm...Czeka cię kariera! Dużo pieniędzy...ładne mieszkanie...Wyjedziesz stąd!
-Aha, i co jeszcze tam widzisz? Mogę już iść??
-Widzę...mężczyznę...dużo starszego od ciebie...Uważaj on jest żonaty! Ma dzieci...
-Hahaha...ale ty śmieszna jesteś! Ja z żonatym facetem? Miałabym dzieciom ojca zabierać? Po za tym ja mam chłopaka który mnie kocha!  Dobra, dzięki za te twoje wróżby papa! Cyganeczko!
-Uważaj! Nie śmiej się! Mówię to co widzę. Widzę to w twoich oczach. Jesteś nieszczęśliwa, szukasz swojego miejsca na ziemi. Niedługo go znajdziesz! Uważaj na tego mężczyznę!
Mówiła coś jeszcze dalej ale już jej nie słuchałam. Bo i po co? Szłam właśnie na spotkanie z moim chłopakiem-Danielem. A przez tą cyganichę byłam tylko spóźniona. Gdy weszłam do kawiarni poczułam zdenerwowanie. Tylko niby czemu??
-Hej skarbie!-podeszłam do niego i dałam mu buziaka.
-Cześć...Posłuchaj...musimy poważnie porozmawiać.
-No dobrze. To mów.
-Bo...ja ...
-No mów! Daniel coś ty znów wymyślił co? Hmm? Przeskrobałeś coś? -uśmiechałam się do niego bo, myślałam że to tylko taka słodka gadka.
-Ja nie wyobrażam sobie przyszłości z tobą!
-Co...?
-Nie kocham cie już. Nie chce z tobą być. To co między nami było...to...to się wypaliło.
-Wyjdź stąd...-powiedziałam ledwo słyszalnie.
On wyszedł bez żadnych wyjaśnień. Po prostu poszedł. Ja wyszłam zaraz za nim. Usiadłam na ławce w parku i zaczęłam płakać. Pozwoliłam żeby po moich policzkach ciekły łzy...Czułam się bezsilna. Następnego dnia gdy, przyszłam do pracy mój szef chciał mnie widzieć u siebie w gabinecie. Aha...Czyli kolejny pech?
Nie. Tym razem było szczęście. Mój szef powiedział że dostaję możliwość wyjechania do Paryża. Ja jako że z całej firmy znałam francuski zostałam wytypowana do wyjazdu na szkolenie które miało by trwać pół roku. Zgodziłam się. Bo co? Miałam przepuścić taką szansę? No nie...nie ja.

Kilka tygodni później.
Byłam właśnie w samolocie, lecącym do Paryża. Zaczęłam obmyślać wszystko co wydarzyło się dotychczas w moim życiu. Rozstanie z Danielem, wyjazd...Wszystko przez tą cygankę! Przez nią rozstałam się z Danielem...A może to po prostu moja wina? Robiłam coś nie tak...Ale co?...Jeszcze tylko żebym miała romans z żonatym facetem! O nie! Na pewno nie! Obmyślając zasnęłam.

Tydzień później.
Tu jest pięknie! Paryż to cudowne miasto! A w pracy wszyscy wydają się być mili. Dostałam nawet służbowe mieszkanie które jest naprawdę ładne, i wystrojone w taki sposób w jaki zawsze marzyłam wystroić nasz dom...Nasz...Mój i Daniela...Aj! Nie! Jego już nie ma! Ten rozdział jest już zamknięty!
Dzisiaj rano idąc do pracy wpadłam na jakiegoś wysokiego faceta.
-Uważaj może co?-zaczęłam po francusku.
-Najmocniej przepraszam-spojrzał mi się w oczy. Były cudowne...
-Aleee...nic się nie stało...Nie powinnam tak na pana naskoczyć...przepraszam.
-To ja przepraszam. Nie lubię wersji "pan" Zlatan jestem- wyciągnął do mnie dłoń.
-Miło mi...Pan nie...Ty nie jesteś francuzem?
-Nie. Ja jes...
-O matko!-spojrzałam na zegarek i się przeraziłam. Byłam prawie spóźniona.
-Co się stało? Pomóc?
-Jestem prawie spóźniona.
-Może mógłbym cię podwieźć?
-Mógłbyś?
Tak-uśmiechnął się szeroko.
Zabujałam się w jego oczach, uśmiechu...Gdy byłam już pod firmą, na pożegnanie cmoknęłam go w policzek. On w odpowiedzi ładnie się uśmiechnął i dał mi swój numer. Kilka dni później się z nim spotkałam. Potem za dwa tygodnie. Aż w końcu zaczęliśmy się spotykać regularnie, o określonych godzinach i miejscach. Pewnego dnia stało się coś....Coś...Te coś miało nazwę łóżko...Ta....wiadome chyba o co chodzi. Najgorsze jednak było to, że kilka dni później widziałam go z jakąś kobietą i dwójką dzieci na mieście.Wyglądali na szczęśliwych....A ja? Ja znów czułam się zraniona.
Następnego dnia gdy Zlatan chciał się ze mną spotkać odmówiłam. Przyjechał do mieszkania. Nie wpuściłam go. Zadzwoniłam i wszystko mu wyjaśniłam, że wiem że on ma mnie tylko jako zabawkę. Mężczyzna...uważaj...żonaty...dzieci...Przecież ja bym nigdy na to nie pozwoliła! To tylko jakiś zły sen! Co to ma być? A jednak...pokochałam tego starszego, żonatego ojca tamtych dzieci...Zlatana...Ku*wa...spodobał mi się! A najgorsze że sama to zaczęłam! Jestem sobie winna...


Rok później.
Dzisiaj wyjeżdżam na stałe do Paryża. Dostałam umowę o stałą pracę. Jak dostanę awans to będę nawet miała służbowy samochód a, mieszkanie też mogę sobie zostawić. Wszystko było tak jak powiedziała cyganka...No prawie. Ładne mieszkanie, praca, pieniądze...tylko...Zlatan...Nie wiem co się z nim dzieje. Nie widziałam go ponad rok...Ciekawe czy nadal wyrywa młode dziewczyny ? Kilka dni później idąc tą samą drogą co wtedy(kiedy się spotkaliśmy ze Zlatanem) wpadłam na wysokiego mężczyznę. Tak...To było on...
-Hej...-zaczął.
-Cześć! Jak tam? Co u żony? Jak u dzieciaków?
-Szczerze? Coraz gorzej. Moja żona zginęła w wypadku samochodowym, z dziećmi nie umiem dać sobie rady...A u ciebie?
-No ja właśnie wróciłam z Polski, i przeprowadziłam się na stałe tu. Przykro mi z powodu twojej żony...
-Takie niestety jest życie...
-Zlatan? Mogę ci jakoś pomóc?
-W sumie...miałabym małą prośbę.
-Mów!-uśmiechnęłam się do niego.
-Jutro mam mecz, a moje dzieci nie mają z kim zostać bo, opiekunka się rozchorowała...i...
-Mam z nimi zostać?
-A mogłabyś ?
-Tak!-uśmiechnęłam się.-Z przyjemnością bo, bardzo lubię dzieci.
Następnego dnia, spędziłam cały dzień z dziećmi Zlatana. Musze przyznać że się z tymi szkrabami polubiłam. Oglądaliśmy wspólnie mecz w którym Zlatan, strzelił bramkę i dedykował ją swojej zmarłej małżonce. Zrobiło mi się przykro. Gdyby nie ja...to może wszystko byłoby inaczej? Może gdyby ta cyganka wtedy mnie nie zaczepiła to...
-Tatuś!!-moje rozmyślenia przerwał krzyk dzieci.
-Moje kochane dzieciaczki-wziął oboje na ręce.
-Oglądaliśmy twojego mecza! Wiesz?-zaczęły na przemian się przekrzykiwać.
-Naprawdę? To super!
Podeszłam do niego i powiedziałam:
-To ja już może pójdę...Nie będę wam przeszkadzać...
-Nie przeszkadzasz. Zostań. Oczywiście jeśli chcesz.
-A mogę?
-Tak.
Nasze twarze zbliżyły się do siebie. A ja po chwili zatopiłam się w jego czułych ustach.

I tak od paru miesięcy jestem jego narzeczoną, i zastępczą mamą jego dzieci. Jednak cyganki czasem mówią prawdę...Ale lepiej ich nie słuchać i nie brać sobie tego do serca.  Koniec.

wtorek, 3 grudnia 2013

Łukasz Piszczek (2)

Hej! Jednopart z dedykacją dla Karolina Szczęsna <33
Pozdrawiam! Mam nadzieje że się spodoba :)

Rzecz której nienawidzę ? Zdecydowanie budzik. A najbardziej w takie dni jak ten. Kiedy za oknem leje deszcz, a mnie czekają długie godziny w szpitalu. Tak, w szpitalu ponieważ pracuję jako pielęgniarka.
 Wstałam z wielką niechęcią i podreptałam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się i uczesałam. O śniadaniu oczywiście nie było mowy bo jak to ja nie zdążyłam nawet tego śniadania sobie zrobić a, co dopiero zjeść. Po kilku godzinach byłam już w pracy. Na izbie przyjęć zrobił się głośny tłok i szum. Zapytałam się koleżanki o co chodzi. To opowiedziała że do naszego szpitala przyjechała jakaś Agata Błaszczykowska. A ja wielka fanka BVB i Reprezentacji w piłce kopanej, od razu skumałam że jest to żona naszego kapitana - Jakuba Błaszczykowskiego. Usłyszałam że  jest ona w ciąży i właśnie odeszły jej wody i będzie rodzić tu w naszym szpitalu. No proszę, słabo chyba czytam te magazyny plotkarskie bo, o żadnej ciąży nie słyszałam. No trudno, pomyślałam i wróciłam do swoich obowiązków. Idąc korytarzem zderzyłam się z jakimś mężczyzną. Po chwili, gdy podnosiłam się z podłogi ujrzałam nikogo innego jak Kubę Błaszczykowskiego! A obok niego stał jego przyjaciel. Mój ideał...błękitne oczy i zaczesane do góry blond włosy...Ideał...Ymm...Znaczy no...ten...Łukasz Piszczek! Wpatrywałam się w nich jak w święte obrazki. W pewnym momencie Kuba powiedział:
-Przepraszam Panią. Nic pani nie jest? Szukam sali, w której jest moja żona i...może mi pani pomóc?
-Jasne.Nie nic mi nie jest. Sala 74. Zaprowadzić panów?
Kuba pokiwał głową. Zaprowadziłam ich obu do sali. Żona Kuby już trzymała małą kopię Błaszcza na rękach.
-Agatko, skarbie...Przepraszam ale ten kretyn Piszczek najpierw musiał sobie włosy na żel postawić a dopiero potem mnie przywiózł.Wybacz mi że nie byłem przy porodzie.
-Oj Kubuś uspokój się...-powiedziała jego małżonka.
-Jaki żel? Ja żelu na włosy nie używam ciołku!
-Nie odzywaj się już nawet do mnie po nie będziesz chrzestnym Sebastiana!
-Tsa...Jasne a kogo weźmiesz na chrzestnego jak nie mnie? Co może Lewuska i jego Anulkę co?-powiedział i poszedł do małego Błaszczykowskiego który leżał niewinnie na łóżku obok mamy.
-To...ja...pójdę.-wydukałam w ich stronę.
-Ach tak. Jeszcze raz pani dziękuje! - powiedział Błaszczykowski.
-Nie ma za co- powiedziałam i poszłam.

I tak mijały kolejne dni, a mi w głowie cały czas siedział Łukasz. Ach te jego spojrzenie...Zakochać się można...Znaczy...można ale, nie trzeba. Po skończonej pracy, szłam w stronę Biedronki żeby zrobić jakieś zakupy. Od kiedy jestem sama zapominam o wielu sprawach. Między innymi o zapełnieniu lodówki w której już pewnie pingwiny rzucają się śnieżkami. Ach...ciężkie jest życie samotnego człowieka. Ze smutną miną weszłam do marketu. Pomyślałam że umilę sobie dzisiejszy wieczór i kupię sobie pudełko moich ulubionych malinowych lodów. Idąc z koszykiem zetknęłam się z jakimś mężczyzną. Od razu zwróciłam uwagę na kogo trafiłam.
-Oo...Przepraszam Pana bardzo-uśmiechnęłam się.
-Nic nie szkodzi. Chwilunia...ja panią znam!
-Tak...Ze szpitala.
-No tak...Pani jest tą anielską damą która mi robiła wtedy opatrunek na ramieniu.- wyszczerzył się.
-Nie...chyba mnie pan z kimś pomylił. Ja byłam tą pielęgniarką która zaprowadziła Pana i pańskiego kolegę do sali Pani Agaty.
-A faktycznie! Najmocniej przepraszam !
-Nie no...każdy się może pomylić. - uśmiechnęłam się na co on popatrzył się na mnie tak jak jeszcze żaden mężczyzna się na mnie nie patrzył.
-O widzę że ktoś tu lubi lody malinowe!-spojrzał się w zawartość mojego koszyka.
-Tak...bardzo.-czułam że się rumienie.
-Ja też bardzo lubię!~Właśnie takie!
-Naprawdę tyle nas łączy!-powiedziałam i próbowałam powstrzymać śmiech.
-Co nie? To może zjedzmy je razem? - zrobił dziubka jak Kuba Wojewódzki.  Oj Piszczu...nie zadawaj się z nim.
-Znaczy...no...możemy- odparłam z uśmiechem.
Po chwili poszłam do kasy zapłacić za zakupy. Zaraz potem poszłam i usadowiłam się w wygodnym samochodzie Piszczka. Pojechaliśmy do mojego mieszkania by razem zjeść nasze ulubione lody malinowe. Po jakimś czasie siedzieliśmy już u mnie w kuchni i konsumowaliśmy nasz deser. Rozmawialiśmy o swoim życiu, planach. W pewnym momencie wyszłam do łazienki. Gdy wyszłam z toalety i poszłam do kuchni Łukasza tam nie było. Poszłam i zobaczyłam jak stoi i ogląda moje ściany w sypialni.
-Błagam Cię tylko się nie śmiej że, mam 25 lat i przyklejam plakaty BVB. Po prostu od bardzo dawna ten klub lubię.
-Ale tu nie ma z czego się śmiać. Jestem dumny z ciebie że nam kibicujesz. Jak chcesz to mogę Ci kiedyś nawet dać bilet na mecz. Chcesz?-zapytał z uśmiechem.
-Haha jasne. Tylko jak ja tam dotrę i gdzie się zatrzymam, i kiedy to będzie?
-Wiesz jest coś takiego jak samolot, zatrzymasz się u mnie bo, mam dwie wolne sypialnie, a jak chcesz to za tydzień BVB rozgrywa mecz. Ja grał nie będę bo, leczę kontuzje. Więc będę mógł Ci potowarzyszyć. Hmm? Co ty na to?
-No w sumie...ok.

Tydzień później.
Myślałam że Łukasz żartował a on to mówił na serio! Przyjechał do mnie do domu i namówił mnie żebym z nim pojechała. Z wielkim trudem udało mi się wziąć trzy dni wolne. Na stadionie czułam się jak w pięknym śnie. Wreszcie mogłam nałożyć mój szaliczek w żółto czarnych barwach i wymachiwać nim na wszystkie strony. Piszczu tylko się  uśmiechał jak komentowałam każdą sytuację. Po meczu, który oczywiście "pszczółki" wygrały Łukasz zabrał mnie na tak zwaną bibę którą zawsze ktoś z drużyny organizuje. Tym razem impreza odbywała się u samego Roberta Lewandowskiego. Dziwne było tylko to jak się na mnie patrzył. Cały czas czułam na sobie jego obleśne spojrzenie. Gdybym wcześniej pomyślała co się może wydarzyć kazałabym Łukaszowi od razu jechać do domu. Wyszłam na chwilę do ogrodu bo, dzwoniła do mnie koleżanka. Gdy skończyłam rozmowę, czułam że ktoś stoi za mną. Był to on. Spojrzał się na mnie obleśnie, i zaczął sobie pozwalać na to na co nie powinien. Jednym słowem zaczął mnie obmacywać. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć. Ugryzłam go w rękę i szybko pobiegłam w stronę domu. Gdy Łukasz mnie zobaczył całą zapłakaną od razu mu powiedziałam że chce do domu. On bez wahania zawiózł mnie do swojego domu. Gdy byliśmy już na miejscu usiedliśmy razem w salonie, i zaczęłam mu opowiadać czemu chciałam wracać.
-Zabiję go! Pieprzony Lewusek!
-Ale Łukasz...Uspokój się. Proszę...
-Siedź tu ja zaraz wrócę!
-Ale Piszczuniu...Czekaj ja chcę ci coś powiedzieć! Nie zostawiaj mnie tu samej!-zaczęłam płakać.
-Mów! Zrobię wszystko co zechcesz!
-Nie rób nic...tylko po prostu bądź i...
-I?
-Tylko mnie kochaj!
Piszczek zrobił oczy jak pięć złotych po czym namiętnie mnie pocałował.

3 lata później.
Dzisiaj ja i mój mąż...Tak...Piszczulek...Obchodzimy rocznicę ślubu. Do szczęścia nie brakuje nam niczego. Ja znalazłam pracę tu w Dortmundzie, jestem w ciąży, przede wszystkim się kochamy, jesteśmy szczęśliwi...A co najważniejsze w naszej zamrażarce nigdy nie brakuje pudełka malinowych lodów. :)

niedziela, 1 grudnia 2013

Alex Oxlade-Chamberlain (2)

Hej! Jednopart z dedykacją dla Martyny <33
Na specjalne zamówienie jest zdrada :D
Jak chcecie następnego jednoparta, który ma być o Łukaszu Piszczku to się ładnie postarajcie :)
Powiedzmy że dodam kolejny po...hmm...8 komentarzach :)
Pozdrawiam :)


Kończyłam robić kolację. Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Mój mąż najwidoczniej wrócił z treningu. Był wściekły. Musiał się dowiedzieć...Wszedł do kuchni i spojrzał się na mnie tak jak nigdy. W jego spojrzeniu było tyle nienawiści, wściekłości...Bałam się spojrzeć mu w oczy. Patrzyłam się tępo w podłogę.
-Przepraszam...-tylko tyle wtedy potrafiłam mu powiedzieć.
-Daruj sobie! Jesteś dla mnie zwykłą...
-Nie kończ! Wiem...Doskonale wiem co o mnie teraz myślisz...Jeśli chcesz to pójdę na górę się spakować, i już mnie nigdy nie zobaczysz...-mówiłam ze łzami w oczach.
-Tak będzie najlepiej...-powiedział po czym udał się do salonu.
Jedna głupia noc...Za dużo wina...I wszystko potoczyło się za daleko...Zdradziłam swojego ukochanego męża Alexa, a on właśnie się o tym dowiedział. Skąd dowiedział się o mojej zdradzie? Tylko jedna osoba przychodziła mi na myśl. A mianowicie Kieran. Kieran Gibbs-najlepszy przyjaciel mojego męża, a przy okazji facet z którym go zdradziłam. Miałam ochotę go zabić. Najpierw jego a później siebie. Zapłakana zeszłam z walizkami za dół. Popatrzyłam się smutno na Alexa na co on, tylko powiedział żebym się wynosiła.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam przed siebie. Po drodze zajechałam do Kierana. Gdy mnie zobaczył z cwanym uśmieszkiem powiedział że mi się należało. Jak on śmiał? Za co? Przecież ja mu nigdy nic nie zrobiłam... W tym momencie życie było dla mnie cholernie nie sprawiedliwe. Po godzinie zapukałam do drzwi mojej przyjaciółki Emily. Przygarnęła mnie z otwartymi ramionami, po czym opowiedziałam jej o wszystkim. O tym jak zdradziłam mojego ukochanego męża, choć wcale tego nie chciałam...Po prostu zrobiłam to z własnej głupoty...

Tydzień później.
Dzisiaj jest mecz Arsenalu. W tym klubie gra mój mąż-Alex. To właśnie tu, na ich stadionie się poznaliśmy. Pamiętam to jak dziś...A teraz...Ach...Cały czas pod czas meczu miałam ochotę się rozpłakać. W pewnym momencie mój ukochany dostał czerwoną kartkę, za faul którego moim zdaniem wcale nie było. Widziałam złość która malowała się na jego twarzy. Było mi go okropnie szkoda. Miałam ochotę pobiec do niego i tak jak zawsze, pogłaskać go po głowie i powiedzieć że będzie dobrze. Że mój mały murzynek dla mnie zawsze jest zwycięzcą...Tylko tym razem on nie chciałby na mnie patrzeć. Następnego dnia gdy byłam na zakupach w centrum handlowym widziałam go z jakimś blond pustakiem. Miałam ochotę jej oczy wydrapać. No pięknie...szybko się po mnie pocieszył, nawet jeszcze nie rozmawialiśmy na temat rozwodu a on już ma inną.  Pomyślałam i poszłam przed siebie. Przez następne kilka dni nie mogłam się na niczym skupić. Cały czas myślałam o nim i tej blondynce. Po za tym źle się czułam, chciało mi się wymiotować. Emily kupiła mi test ciążowy. Bałam się go zrobić. No bo, to dziecko może być równie dobrze Kierana. Z bólem serca poszłam do łazienki i go zrobiłam. Te dwie czerwone kreski spowodowały że, poczułam się słabo. Będę matką! To był dla mnie szok! Tylko teraz jest pytanie. Kto jest ojcem? Musiałam to jakoś poukładać. Wsiadłam do samochodu i z piskiem opon ruszyłam w stronę stadionu bo, mieli akurat trening. Jadąc jednak nie zdążyłam zahamować na zakręcie. Wtedy czułam tylko mocny ból który ogarniał całe moje ciało.

2 Tygodnie później.
Powoli otwierałam powieki. Leżałam w białym pomieszczeniu który był pewnie szpitalną salą. Obok mojego łóżka, na krześle siedział Alex z głową opartą o szafkę. Musiał zasnąć. Lekko dotknęłam jego policzka. On od razu się ocknął.
-Kochanie...jak się czujesz?-zapytał z troską.
-Dobrze tylko troszkę boli mnie głowa...Jak tu trafiłam?
-Miałaś wypadek samochodowy. Byłaś w śpiączce przez dwa tygodnie. Wszyscy martwiliśmy się o ciebie.
-Ale...moment...A ja jestem...co z moim dzieckiem??-zaniosłam się płaczem.
-Kochanie...nie płacz, jego nie ma...nie udało się nic zrobić...-próbował mi spokojnie wytłumaczyć.
-Ale...-wybuchnęłam głośnym płaczem. On przysunął się do mnie bliżej, i czule pocałował w usta. Przytuliłam się mocno do niego. Leżeliśmy tak długo aż, w końcu się go spytałam.
-Alex...Wybaczysz mi?
-Skarbie...oczywiście że tak! Kocham Cię...Jest mi żal że zrobiłaś to z moim kumplem, ale jak byłaś w śpiączce i pomyślałem że mogłabyś się już nie obudzić a ja mógłbym Cię stracić, to o wszystkim zapomniałem. Kocham Cię.
-Ja ciebie też-odpowiedziałam i pocałowałam go czule w usta.
Po tygodniu zostałam wypisana ze szpitala. Wróciłam z mężem do naszego domu. Alex wybaczył mi zdradę. Jestem pewna że już nigdy go nie skrzywdzę. Zbyt mocno go kocham. Teraz jesteśmy jeszcze bardziej szczęśliwi niż byliśmy. Wreszcie zrozumieliśmy że nie potrafilibyśmy bez siebie żyć. Jedno jest pewne. Że jeżeli kogoś mocno kochamy, to wybaczymy mu wszystko. Koniec.

niedziela, 17 listopada 2013

Marco Reus (3)

Cześć! Tradycyjnie dodaję w niedzielę :) Dzisiaj historia z Marco, która jest  kontynuacją historii o Mario (http://historie-z-pamietnika.blogspot.com/2013/08/mario-goetze.html) . Ale to same zobaczycie :D Dedykacja dla Mayo <33
Tak więc, czytajcie komentujcie, polecajcie innym i trzymajcie się ciepło Olka <3 
P.S.Wpadajcie na tego bloga jak macie czas :) http://gunner16.blogspot.com/
Pozdrawiammmmm :)


W moim życiu wydarzyło się już wiele rzeczy. Na przykład straciłam dziewictwo z Mario, który się potem okazał moim przyrodnim bratem. Straciłam zaufanie do ojca...i wiele innych przykrych niespodzianek. Wczoraj spotkałam mojego brata. Tak, właśnie tu w Gdańsku. Przyjechał na wakacje ze swoją dziewczyną Karin, i przyjacielem Marco. Jestem szczęśliwa że układa mu się w życiu. Mi niestety nie. Mario koniecznie chce mnie zapoznać z tym swoim przyjacielem. A ja nie wiem czy to dobry pomysł. No ale skoro Mario tak nalega...Bratu się nie odmawia. Na drugi dzień wieczorem umówiliśmy się w nocnym klubie. Gdy weszłam przy stoliku już wszyscy na mnie czekali. Niepewnie podeszłam i się przywitałam.
-Hej...
-Cześć Siostra!-krzyknął Mario i mnie przytulił.
-Witaj! Mam na imię Karin, jestem dziewczyną twojego brata. Nie krępuj się znam waszą historię.-uśmiechnęła się życzliwie.
-Aha...Miło mi Cię poznać.
Przy stoliku siedział przystojny blondyn. To chyba ten Marco...Siedział z otwartą buzią i cały czas się na mnie patrzył.
-Cześć...Ty jesteś pewnie Marco??
-Jaaa....tak....Marco....Jestem...- wyciągnął rękę w moją stronę.
-Miło mi Cię poznać...Marco-uśmiechnęłam się.
-Marco! Opamiętaj się! Robisz z siebie błazna przy mojej kochanej siostrzyczce!
-Hahaha...Mario nie przesadzaj-śmiałam się razem z Karin.
-Mówiłeś że masz ładną siostrę...ale nie myślałem że aż tak...wydawało mi się że będzie tak samo brzydka ja ty! A tu proszę! Przepiękna dziewczyna!-powiedział Reus na co ja się zarumieniłam.
-Przestań ją komplementować bo, się zrobi jak burak-zaczął się śmiać mój brat.
-Mario! Uspokój się bo ten burak zaraz nakopie ci do dupy!-powiedziałam.
-Karin! Kochanie ratuj mnie!-zaczął udawać Mario.
I tak cały wieczór spędziliśmy na wygłupach.Nad ranem gdy wychodziłam z klubu Marco złapał mnie za rękę i zapytał czy znajdę czas by, pokazać mu okolicę. Powiedziałam że tak. Po czym dałam mu swój numer. Po kilku dniach, bardzo się z Marco zaprzyjaźniliśmy. Pewnego razu gdy szliśmy jedną z ciemnych uliczek, zaczął się przystawiać do mnie jakiś podejrzany typ. Marco oczywiście stanął w mojej obronie czym, niestety złamał nos. Od razu pojechałam z nim na pogotowie. Byłam wściekła z myślą, że musiał mnie bronić przed tym gościem i złamał nos. On poklepał mnie po ramieniu i chyba się domyślił bo, powiedział
-Nie przejmuj się! Ważne że tobie nic się nie stało! Jak ten facet by cie dotknął to od Mario dostał bym dwa razy gorzej!
- Tak...to prawda! Nie dość żebyś miał złamany nos to i pewnie połamane żebra...
-Ta! I jeszcze by mnie wykastrował!
Spojrzałam się z powagą na Marco. Po chwili obydwoje wybuchnęliśmy głośnym i niepohamowanym śmiechem. Po kilku godzinach na poprawę humoru poszliśmy do pobliskiej lodziarni. Podczas jedzenia deseru zaczęliśmy się wygłupiać. Ludzie zaczęli się na nas gapić. Nam to jednak nie przeszkadzało. W pewnym momencie gdy się ubrudziłam Marco chciał mnie wytrzeć i lekko dotknął moich ust. Przybliżył się i zaczęliśmy się całować. Poszliśmy do hotelu w którym się zatrzymał. Zaczęliśmy się rozbierać i...wtedy wróciły do mnie tamte wspomnienia...Spotkanie z Mario...Nasza wspólna noc...Wybuchałam płaczem. Reus natychmiast mnie przytulił i zaczął pocieszać. On wiedział...Wiedział o wszystkim. Powiedziałam że chcę do domu. Marco zaproponował że mnie odprowadzi. Wychodziliśmy z jego pokoju i akurat spotkaliśmy Mario i Karin. Gdy zobaczyli że mam oczy czerwone od płaczu. Zaczęli się wypytywać. Mario wpadł w szał.
-Coś ty jej zrobił?? Skrzywdziłeś ją? Powiedz! Zbiję cię!!-Mario rzucił się na swojego przyjaciela.
-Mario! Uspokój się! Zostaw go! Ja...ja go kocham! Nie masz prawa go krzywdzić!
- Co??...Szwagier!!-Mario rzucił mu się w ramiona. Tym razem obyło się bez pięści.
I w taki oto sposób złapałam się na odwagę i wyznałam miłość Marco. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie jak bardzo mi na nim zależy. Po dwóch latach  urodziła nam się córka. Kochamy się i jesteśmy ze sobą szczęśliwi.
Koniec.

sobota, 16 listopada 2013

Alex Oxlade-Chamberlain

Hej! :) Dotrzymuję obietnicy że dodam po 7 komentarzach :) Jednopart dla Anonimowej ( Tak Martynko domyśliłam się że chodzi o ciebie :D) <33 Wybaczcie mi za tą historię ale...poniosła mnie fantazja jak to pisałam :D :D Do jutra! 


Listonosz zapukał do mych drzwi od mieszkania. Wstałam z kanapy, i otworzyłam drzwi. Listonosz dał mi jakieś rachunki i białą kopertę. Pożegnałam się z nim po czym, położyłam wszystko na stolik w salonie. Otworzyłam białą kopertę. Było to zaproszenie na ślub mojej przyjaciółki Aleksandry z Wojtkiem Szczęsnym. Byłam tym zdziwiona. No tak, nie widziałam się z Olą prawie półtora roku. Odkąd wyjechała na studia do Londynu bardzo rzadko się widziałyśmy. Złapałam za telefon i do niej zadzwoniłam. Rozmawiałyśmy chyba z 3 godziny. Ślub miał się odbyć za 2 miesiące. Zaczęłam planować wszystko na ten dzień. Po kilku tygodniach miałam już wszystko zaplanowane. Wymyśliłam że na ślub pójdę w tym . Problem był tylko jeden. Mianowicie miałam tam pójść sama. No cóż, korona mi z głowy nie spadnie. Pomyślałam, i tak zrobiłam. Nadszedł ten dzień. Podjechałam taksówką pod kościół. Ola i Wojtek pięknie razem wyglądali. Gdy w czasie mszy odmawiali przysięgę, popłynęła mi z oka jedna łza. Poczułam ukłucie w sercu, ponieważ ja nigdy nie miałam szczęścia do mężczyzn. Szybko jednak tą łzę otarłam. Nie zamierzałam się rozbeczeć przy wszystkich gościach! O nie! To nie w moim stylu! Ja...zawsze byłam silna...Zawsze...I dziś też zamierzałam być silna. Po ceremonii ślubnej tradycyjnie młoda para przyjmowała życzenie i.t.d. Później wszyscy pojechali na salę weselną. Tam to się dopiero działo. Koło dwunastej w nocy po torcie nastał pewien moment. Panna młoda usiadła na krześle i miała rzucić welonem. Gdy Ola siadała spojrzała się na mnie i puściła mi oczko. Bałam się że, coś wymyśliła. No i dobrze myślałam. Nie wiem czy to przypadek czy celowo to zrobiła ale, welon złapałam właśnie ja.! No dobra. Boję się. Po kilku minutach okazało się że mam zatańczyć z jakimś czarnoskórym kolegą Wojtka. Wydawał się być całkiem sympatyczny. Przyjemnie się z nim tańczyło. Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie bo, cudownie czułam się w jego ramionach. Po naszym tańcu wyszłam na zewnątrz, żeby trochę ochłonąć. On wyszedł zaraz za mną. Był przejęty bo, bał się że coś mi zrobił albo coś. Powiedziałam mu że wszystko ok, tylko na chwilę wyszłam bo zrobiło mi się gorąco. Uśmiechnął się i poszedł na salę. Po dwóch godzinach wszyscy byli już porządnie pijani. Ten cały Robert Lewandowski tak się schlał że zaczął tańczyć na stole :). Ja wzrokiem szukałam mojego czarnoskórego znajomego. Siedział sam z głową opartą o stół. Podeszłam do niego i zapytałam się czy wszystko w porządku. Jak się okazało zasnął przy stole. Zaczęłam go budzić. Gdy się ocknął, pięknie się do mnie  wyszczerzył i prawie spadł z krzesła. Pomogłam mu się ogarnąć, i zaprowadziłam go do jego pokoju, ponieważ zaraz obok sali był hotel dla gości. Weszłam z nim do jego pokoju i ułożyłam go na łóżku.
- Poczekaj...zostań ze mną...Boję się sam spać...- wydukał po angielsku.
- No dobra, to posuń się. - odparłam.
Zdjęłam buty i sukienkę i położyłam się obok niego. Uznałam że spać w samej bieliźnie będzie mi wygodniej. On przysunął się do mnie i przytulił się jak mały chłopczyk. Nic na to nie powiedziałam tylko, po chwili zasnęłam. Rano gdy się obudziłam on siedział na brzegu łóżka w samych bokserkach i się na mnie patrzył.
- Ymm...Cześć? - niepewnie zaczęłam.
- No cześć. Jak tam?
- Dobrze tylko trochę boli mnie głowa po, wczorajszym.
- Hahahahaha. Jak wy to Polacy mówicie?Kac morderca nie ma serca hahah :)
- Haha bardzo śmieszne! Lepszy nie jesteś! Tylko zauważ że to ja cię tu przyciągnęłam a nie ty mnie! Angielki pijaku! - ze śmiechu rzuciłam w niego poduszką.
- Ej! Moment...chciałaś mnie zaciągnąć do łóżka tak?? Na pierwszym spotkaniu? Szybka jesteś- uśmiechnął się.
- Pff! Powiedział co wiedział!- udałam obrażoną na co on zaczął się śmiać.
- A tak w ogóle jak ty masz na imię?- zapytał.
- Martyna!-wyciągnęłam rękę.
-Marti...
-Nie! MARTYNA!
-M-a-r-t-y-n-a! Martyna!
-No! Teraz dobrze! Musisz się podszkolić z polskiego.- powiedziałam.
-Pff! Po co? Ja mam na imię Alex bo, nie zdążyłem się przedstawić.
-Hmm...Alex...ładnie. To wiesz co...weź się na chwilkę odwróć albo wyjdź bo ja chcę się ubrać.
-Ale ty jesteś ubrana! Prawie...- wyszczerzył się.
- Won! Ale to już!- zaśmiałam się.
- No dobra...
Ubrałam się po, czym powędrowałam do swojego pokoju. Odświeżyłam się, przebrałam i poszłam na salę gdzie zaczynały się poprawiny. Gdy szłam spotkałam po drodze Alexa, więc poszliśmy razem. Gdy byliśmy już na sali, widziałam jak Wojtek z Olą coś sobie mówili na ucho i się do nas uśmiechali. Oni mnie chcą zeswatać? O nie! Chociaż w sumie...czemu nie? Udawałam że niczego się nie domyślam, i poszłam w stronę młodej pary żeby się przywitać.
-Hej. Jak tam?- powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha Ola.
-Kochanie daj im spokój, nie widzisz że i tak się niczego nie dowiesz.-powiedział jej mąż.
-Przykro mi ale ja was nie rozumiem.-powiedziałam z uśmiechem.
-Możecie mówić przy mnie po angielsku? Bo nic nie rozumiem.-powiedział Alex.
-Bo widzisz Martyna powiedziała że fajny chłopak z ciebie-powiedziała z radością moja przyjaciółka.
-I chce się z tobą umówić!-wyszczerzył się jej mąż.
- A ja was pozabijam! - powiedziałam i oddaliłam się.
Zaraz jednak przyszedł Alex, i usiadł obok mnie. Zaczął się ze mnie śmiać że tak zareagowałam, bo w końcu to tylko żarty. Ja jednak nie byłam zadowolona. Po chwili jednak zaczęłam się śmiać bo Chambo ( jak się okazało tak na niego wołają w klubie) zaczął mi opowiadać jakieś śmieszne historie. Widziałam jak Olka z Wojtkiem się na nas patrzą. Oszczędziłam im tego gapienia, i zaraz z Alexem poszliśmy na spacer. Tam rozmawialiśmy o marzeniach i planach na przyszłość. Podczas rozmowy doszło do czegoś czego bym sobie nigdy nie wyobrażała. Do pocałunku. Bardzo namiętnego pocałunku. A potem tych pocałunków było więcej i więcej.


I tak oto poznałam mojego obecnego męża. Bardzo go kocham. Jesteśmy parą od 4 lat. Oczywiście naszymi świadkami na ślubie byli nie kto inny jak Ola i Wojtek bo, gdyby nie oni raczej nigdy byśmy na siebie nie zwrócili uwagi. Bo jak się potem okazało, Pan Młody wszystko sobie ukartował ze swoją małżonką. I nie bez powodu to właśnie ja i Chambo zostaliśmy chrzestnymi ich synka- Michała, bo wtedy jeszcze parą nie byliśmy. Natomiast później już tak :)
Koniec.

niedziela, 10 listopada 2013

Patryk Mikita

Cześć! Dzisiaj taki tam sobie Legionista- Patryk Mikita. Dedykacja dla Anonimowej czytelniczki <33
 Szantaż! Po 7 komentarzach dodaję jednoparta, wcześniej niż za tydzień :) 
Ściskam was ciepło, bo za oknem zimno!! Papa :***
P.S. Daje linka do piosenki przy której wpadłam na pomysł co do głównego bohatera ;) Tak wiem...Piosenka ma się g*wno do opowiadania ale co tam! 
http://www.youtube.com/watch?v=lbNBrfs-vvU


Środek lipca. Od tygodnia jestem u mojej kuzynki w Warszawie. Dla mnie to miasto to jedna wielka dżungla. Wszyscy ludzie się gdzieś śpieszą, a na ulicy spotkać można same plastiki typu Natalia Siwiec albo ta laska od tego piłkarza...yy..Olka Chlebicka! Wczoraj jak byłam z Laurą  (moją kuzynką) na Łazienkowskiej  to siedziałam właśnie koło tej laluni. Jak Kosecki strzelił bramkę to ta cizia aż tipsa złamała. No ogólnie to nie moje klimaty. A dzisiaj jak jechałam sobie rowerkiem koło stadionu Legii, to przez przypadek wjechałam na jakiegoś chłopaka. Ubrany był w dresy w barwach Legii...czyli na sto procent jest piłkarzem. Z resztą nawet nie wiem bo, zamiast się przedstawić to, on zaczął na mnie wrzeszczeć. A wyglądało to mniej więcej tak:
- Ej! Ty laska! Uważaj co??? Ślepa jesteś czy jak??! Umiesz w ogóle tym rowerem jeździć??
- Może grzeczniej?
- Tsa! A za kogo ty się panienko uważasz co?
- Pieprzony warszawiak!
Mruknęłam, i pojechałam dalej.

Kolejny dzień.
Pomyślałam że jak dzisiaj niedziela, to przydałoby się pójść do kościoła. Po mszy jednak zamiast iść do domu poszłam w kierunku parku. A kogo tam zobaczyłam? Wielce poszkodowanego przez tą która nie umie jeździć na rowerze. Siedziałam na ławce i patrzyłam się na ludzi w około. Nagle ujrzałam właśnie jego. Szedł z jakąś wymalowaną pindą...Przepraszam. Nie szedł! Ona, spokojnie z zadartą głową szła przed siebie stukając szpilkami, a on jak jakiś piesek biegł za nią. Z tego co udało mi się usłyszeć to ją przepraszał. Jednak, pech chciał że ona zatrzymała się bardzo blisko mojej ławki, a jak on już do niej podszedł to ona zdzieliła go torebeczką którą wymachiwała w każdą stronę. Po znokautowaniu swojego...ymm...chłopaka? Odwróciła się na pięcie i poszła. Na widok jego miny zaczęłam się głośno śmiać. Zauważył to.
- No i z czego tak się cieszysz??
- A no bo widzisz. Ja nie umiem podobno jeździć na rowerze. A ty nie umiesz obchodzić się z dziewczynami.
- Wsadź sobie te porównania dziewczynko! Najlepiej tam gdzie ci światełko nie świeci!
- Ojoj...Wielki piłkarzyk się zdenerwował! Ty! Legionista! Złość piękności szkodzi!
On na to pokazał mi tylko środkowy palec i poszedł w swoją stronę.

Tydzień później.
Dzisiaj moja kuzynka przyprowadziła do domu swojego nowego chłopaka. Okazał się nim być Michał Żyro-Piłkarz Legii Warszawy. Zapytałam się go o to czy nie gra u nich przypadkiem taki chłopak ( i tu mu wytłumaczyłam jak on wygląda). Pokiwał twierdząco głową na co powiedział że zwie się on Patryk.
Pff! Brzydki chłopak, to i brzydkie imię! Pomyślałam i zaraz zmieniliśmy temat.

Sobota
Dzisiaj z Laurą idziemy do jej chłopaka Michała, na jakąś tam imprezę. Obawiałam się najgorszego. Że mają tam być praktycznie wszyscy piłkarze z Legii. A co się z tym wiążę? Mikita? Tak! Własnie on! No ale poszłam. Gdy weszłam do pokoju w którym się impreza toczyła zobaczyłam go. Siedział ze smutną miną na kanapie. Do nikogo się nie odzywał. Pomyślałam że ten burak nie jest wart tego żebym się z nim przywitała dlatego, nawet nie zwracałam na niego większej uwagi. Po paru godzinach gdy na imprezie zostało może z siedem osób, ktoś krzyknął żebyśmy zagrali w butelkę. Nie było osoby która by się nie zgodziła. Usadowiliśmy się na środku pomieszczenia. Graliśmy, i graliśmy aż butelka wskazała na mnie i na niego. Ja dawałam mu wyzwanie. Wymyśliłam sobie żeby zrobił striptiz. On na to wybuchł agresją i złością. Wyszedł z imprezy bez żadnego pożegnania.
- Cśiii!...Nie płacz mała....Będzie dobrze...On tak zawsze ma! Okres mu się zbliża, to wariuje! Tak jak moja Marlena przed miesiączką...- powiedział nachlany w trzy dupy Furman.
-Dominik! Do domu!- krzyknęła jego dziewczyna i złapała za rękę po czym wyszli.
Pomyślałam że lepiej będzie  jak ja tez pójdę. Laura pomogła trochę Michałowi sprzątnąć i pojechałyśmy do domu.  Nie mogłam zasnąć. Przejęłam się zachowaniem Patyka...Może naprawdę te wyzwanie było za ostre? No ale w końcu to tylko zabawa...Dziwny on jest, pomyślałam i zasnęłam.

Następny dzień.
Dzisiaj niedziela. Dzień lenistwa. Jak w każdą niedzielę udałam się do kościoła, by podziękować Bogu za miniony tydzień. Po mszy moim rytuałem było pójście do parku. Poszłam i tym razem. Niestety nigdzie nie było wolnych ławek. Musiałam się gdzieś dosiąść. Usiadłam koło małej dziewczynki.która mogła mieć z trzy lata.
- Przepraszam...? Siedzisz tu sama?
-Nie. tylko mój tatuś na chwile poszedł kupić mi watę cukrową.
-Aha...a mogę na chwilkę usiąść obok ciebie?
-Tak...ładne ma pani buty. Moja mama też takie nosiła...Ale już nie nosi.
-Dziękuje. A dlaczego ich nie nosi?
- Bo powiedziała że woli karierę modelki niż mnie...- na te słowa dziewczynka posmutniała
-Ojejku...Jak masz na imię?
-Patrycja...Po tatusiu.
-Jak to po tatusiu?
-No bo tata ma na imię Patryk.
Nawet nie zdążyłam niczego powiedzieć bo, moim oczom ukazał się Mikita! Mikita? Tak! Patryk! W samej osobie!
- Moment...To twój tata?
- Yhm. Tata daj tą watę!
- Już...córciu...wiesz co...
-Ej ty! Legionista ! To ile ty miałeś lat jak zaczynałeś?
-Zamknij się. Córeczko chodź pójdziemy na plac zabaw.
- Tatusiu a czy ta ciocia może iść z nami?? Plosee!!
- Tak ciocia z przyjemnością z wami pójdzie.
Uśmiechnęłam się i wzięłam małą za rączkę. Gdy byliśmy już na miejscu Patrycja poszła się bawić a ja i Patryk usiedliśmy na ławce.
-Opowiesz mi o co w tym wszystkim chodzi?
-A to twoja sprawa?
-Nie...Ale może mogę jakoś pomóc...
- Na przykład w czym?
-O matko Patryk! Powiedz mi o czym ta mała mówiła i już!
-Niech będzie że, ci zaufam.
A więc takim sposobem dowiedziałam się że Pan Mikita ma córkę o której istnieniu dowiedział się nie dawno gdy, to jego narzeczona zostawiła go z małą i powiedziała że wyjeżdża bo chce robić karierę.
Zrobiło mi się go szkoda. Bo był w trudnej sytuacji. Postanowiłam mu jakoś pomóc.

Rok później.
Co zmieniło się w moim życiu? Oj sporo...przez rok baardzo dużo.
Np. ostatnio Patryk mi się oświadczył, jego córka Patrycja zaczęła do mnie mówić mamo. Zamieszkałam w mojej tak zwanej dżungli ( Warszawie), i jeszcze wiele innych rzeczy. Ale co się najważniejsze zmieniło zrozumiałam że ciężko jest oceniać człowieka po jednym spotkaniu. Teraz wiem że to był błąd. Na szczęście uczymy się na błędach.
Koniec.



niedziela, 3 listopada 2013

David Villa

Tak jak obiecałam dodaję  po pięciu komentarzach :) 
Jednopart dla Anonimowej czytelniczki mego nudnego bloga <3 
Następny za tydzień, jeśli dożyję! :) Bo czuję że jak Arsenal w środę przegra z BVB, to chyba dostanę załamania nerwowego :D A wy komu kibicujecie w środę?
Pozdrawiam. 

Usiadłam na ławce i patrzyłam się na moje wnuki, które rozgrywały między sobą mecz w piłkę nożną. Uśmiechnęłam się widząc jak uganiają po ogrodzie za piłką. W pewnym momencie obok mnie usiadła moja najstarsza wnuczka- Sara.
- Nie grasz z nimi?- zapytałam.
-Nie. Piłka nożna jest dla lamusów. – urwała krótko.
-Nie mów tak dziecko. Nie mów. A tym bardziej przy dziadku! Zraniłabyś mu serce gdyby teraz to usłyszał.
- No ale nie słyszy, bo zasnął przed telewizorem!
- Jak to zasnął? Przecież zaraz mecz Barcelony!
- Oj da babcia spokój…Ten mecz jest taki ważny??
-Tak. Dla dziadka bardzo. Kiedyś w tym klubie grał.
- A no faktycznie! Tata coś kiedyś opowiadał…
-Tak…pamiętam to jak dziś…To wtedy się poznaliśmy.
-Jak grał w Barcelonie?

-Nie…troszkę później. Ale czasy gdy tam grał pamiętam bardzo dobrze. Widzisz twoja stara babcia była wielkim fanem piłki nożnej! I jestem nim do dziś. Gdyby nie moja miłość do tego sportu nigdy bym się z twoim dziadkiem nie ożeniła...Tylko musiała posłuchać się moich rodziców i ożenić z kimś kogo nie kochałam...
-Babciu? Czy ty coś ukrywasz?
-Oj...Sarciu...Są w życiu takie sprawy o których się nie mówi.
- Ale babcia mi powie prawda?
- Nie! To tajemnica! O tym wiemy tylko ja i twój dziadzio.
- Babciu...proszę powiedz mi! Obiecuje że nikomu nie powiem i zostanie to tylko między nami! Obiecuje!
- Ale nie masz prawa nikomu powiedzieć!

                                                                        ***
13 lipca  2013r. 
Leżałam na łóżku słuchając muzyki. Strasznie mi się nudziło tej soboty. Usłyszałam pukanie do drzwi. Do pokoju wszedł mój tato. Kazał mi zejść na dół . Bez żadnych obaw poszłam do pokoju w którym moja rodzina przyjmowała gości. Siedział tam kolega mojego ojca, ze swoim synem. Usiadłam przy stole i słuchałam o czym mówili. Na jedno zdanie włosy stanęły mi dęba. Nasi ojcowie rozmawiali na temat...Ślubu? Że niby ja...i ten chłopak? Chłopak którego nie znam? Którego nie kocham? Nie! W życiu! Zaczęłam kłócić się z ojcem. On jednak miał gdzieś mój sprzeciw. On chyba oszalał! Nie zostanę żoną tego chłopaka z przymusu! Wybiegłam z domu. Poszłam na stadion Atletico Madryt. Usiadłam na trybunach i zaczęłam płakać. Z moich oczu płynął potok łez. Płakałam bo, wiedziałam że nie mam innego wyboru i mój tata jest nieugięty. Będę musiała się z nim ożenić. Jedyne rozwiązanie w tej sytuacji widziałam w brutalny sposób. Śmierć. Ale nie chciałam popełniać samobójstwa. Nie chciałam. Zawsze marzyłam że spotkam mężczyznę swojego życia i będę miała z nim gromadkę dzieci. Niestety mój tata chciał uszczęśliwić mnie na siłę. W pewnym momencie poczułam dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam mojego idola- Davida Villę. Dopiero teraz sobie przypomniałam że on od niedawna już nie jest piłkarzem Barcy. Usiadł obok mnie i zapytał co się dzieje. Zaczęłam mu opowiadać o sytuacji jaka mnie spotkała. Wiem, nie powinnam bo to obcy mi mężczyzna...Jednak rozum mówił mi że mogę mu zaufać. Rozmawialiśmy przez długi czas. W końcu zadzwonił mój telefon. To ojciec. Kazał mi wracać do domu. Szybko wstałam i ruszałam ku wyjściu. David złapał mnie za rękę. Zapytał mnie jak mam na imię. Powiedziałam mu, i już chciałam biec do domu gdy, ten dał mi swój numer telefonu i kazał dzwonić jeśli coś się wydarzy. Obiecał że mi pomoże. Gdy wróciłam do domu tato, zrobił mi awanturę. Zamknęłam się w swoim pokoju. Z żalu i rozpaczy zasnęłam. Obudziłam się w środku nocy. Nie mogłam z powrotem zasnąć. Usiadłam na parapecie i tępo patrzyłam się w ulice. Padał deszcz. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Miałam 10 nieodebranych połączeń od Davida. No tak zapomniałam do niego zadzwonić...Zawsze marzyłam o tym żeby go spotkać i móc z nim porozmawiać. Teraz gdy było to możliwe i mam nawet jego numer nie czułam wielkiej radości. Napisałam mu smsa żeby się nie martwił i że jest ok lecz, po chwili do mnie zadzwonił i domyślił się że nic nie jest w porządku. Umówiliśmy się na następny dzień. Potem umawialiśmy się jeszcze kilka razy. Oczywiście potajemnie. Pewnego razu a dokładniej to było nasze 8 spotkanie, David mnie pocałował. Poczułam się taka wyjątkowa, i że pierwszy raz komuś na mnie zależy...i to z wzajemnością. Po miesiącu czasu, gdy mój tata zaczął coraz bardziej się przygotowywać do mojego ślubu, mój ukochany z którym można by powiedzieć porządnie romansowałam dał mi pewną propozycję. Mianowicie miałam z nim wyjechać do Niemiec. Miałam mętlik w głowie. Kochałam go, ale bałam się sprzeciwić ojcu...Jednak uznałam że nie mogę go stracić. Pewnej nocy spakowałam się i wyjechałam z moim już wtedy narzeczonym. Ojciec próbował mnie szukać lecz, na marne. Wysłałam mu tylko list, że jestem szczęśliwa i  żeby mnie nie szukał. Potem ożeniłam się z Davidem. Było mi smutno że na naszym ślubie nie było nikogo z mojej rodziny ale, musiałam się z tym pogodzić. Po roku czasu na świat przyszła nasza córka. Potem po kilku latach syn, i na końcu znowu córka. Po kilkunastu latach wróciliśmy do Hiszpanii.


                                                                       ***


- Potem nasza córka urodziła ciebie.- otarłam starą dłonią łzę z policzka. 
- Babciu...przepraszam...Nie powinnam...
- Ale Sarciu...Nic złego nie zrobiłaś.
- Dziękuje że mi o tym powiedziałaś- cmoknęła mnie w policzek- Pójdę obudzić dziadka na mecz. 
Koniec. 

sobota, 2 listopada 2013

Mattia De Sciglio

Na wstępie przepraszam że tak długo nie pisałam, ale miałam zepsuty komputer i dopadło mnie coś takiego jak brak weny i chęci do pisania. Na szczęście moje chęci wróciły i dzisiaj dodaje historię. Mam nadzieje że czekałyście, i jeszcze na tego bloga wchodzicie. 
Jednopart dla Anonimowej czytelniczki ! <3 
P.S. W związku z nadrobieniem zaległości (w dodawaniu jednopartów) następne  opowiadanie będzie dodane po pięciu komentarzach :) Pozdrawiam. 

Deszczowy poranek. Obudziłam się z mocnym bólem głowy. Wczorajszy dzień zaliczam do najgorszych w moim życiu. Wstałam i podeszłam do biurka, na którym leżała biała koperta. Po raz kolejny, ją otworzyłam i wyjęłam zaproszenie które, było w środku. Zaproszenie na ślub. Ślub mojej, przyjaciółki i mojego byłego chłopaka. Teraz raczej, byłej przyjaciółki.  Nie wiem jak Clara, mogła mi to zrobić zawsze byłyśmy nie rozłączne. Ona nigdy nie lubiła Marcella - mojego byłego. Tak...lubić go nie lubiła, ale do łóżka z nim poszła. Nienawidziłam ich obojgu. Chciałam ich zniszczyć. Ale zrozumiałam że to nic by nie dało. Nie miałam chłopaka, co równoważyło się z tym że nie miałam z kim iść na ten nieszczęsny ślub. Koleżanka powiedziała że jej kuzyn dopiero co, rozstał się ze swoją dziewczyną i może do niego zadzwonić. Było mi to obojętne, ale w końcu się zgodziłam.

Tydzień później.
Dziś poznałam Mattię- kuzyna mojej koleżanki. Przystojny, zapatrzony w siebie buc. Młody piłkarz A.C.Milanu. Tyle w skrócie mogłam o nim powiedzieć. Oznajmiliśmy sobie że to tylko zwykła przysługa. Ja nie pójdę tam sama, a on się wylansuje. Nadszedł w końcu ten dzień. Ubrany w drogi garnitur podjechał pod moje mieszkanie. Ja byłam już gotowa. Ubrana byłam w to. Smutna wsiadłam z nim do auta. Gdy byliśmy już pod kościołem, prawie się rozpłakałam. Jednak byłam silna. Weszliśmy do środka i usiedliśmy w wolnej ławce. Gdy młoda para wchodziła do kościoła, usłyszałam załamany głos mojego towarzysza.
- O ku*wa. Co ona...tu? Z nim?...Ale...jak...
-Co się dzieje?
-To moja była!
-Co?? Ale jak to przecież ja się z nią przyjaźniłam...i ona mi tego nie powiedziała?
- Bo to był krótki romans!
-Ale...
-Co ale?
-Ciekawie się dobrali bo, to Pan Młody jest moim byłym chłopakiem!
-Przepraszam Cię bardzo ale...ja w tej uroczystości udziału brał nie będę.
-Ale...poczekaj! Co ze mną?
-Chodź- złapał mnie za rękę. - Chodź pokaże Ci gdzie można się dobrze nachlać.
Wyszliśmy z kościoła, i pojechaliśmy do małego baru. Wszyscy się na nas gapili, bo w tych ładnych ubraniach się bardzo wyróżnialiśmy. My jednak, oboje załamani topiliśmy smutki w kieliszkach wódki. Najpierw poszła jedna butelka, a potem kolejne. Potem jeszcze kolejne i w końcu urwał mi się film. Rano obudziłam się w ramionach Matti. Wrzasnęłam, po czym on się obudził , oboje odskoczyliśmy od siebie. Żadne z nas nie pamiętało jak się znaleźliśmy oboje, nadzy (?) w jednym łóżku, w dodatku w jego mieszkaniu. Ubraliśmy się i na spokojnie, przy kawie próbowaliśmy przypomnieć sobie nasze wczorajsze wyjście z baru. Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. W drzwiach stała moja przyjaciółka Clara. Była cała zapłakana. Siedząc w kuchni słyszałam jak mu się żaliła że, gdy go wczoraj zobaczyła to wszystko do niej wróciło i, uciekła z przed ołtarza. Nie mogłam wytrzymać. Wyszłam i wszystko jej wygarnęłam. Że jest podła, zakłamana i perfidnie manipuluje innymi. Ona była strasznie zdziwiona. Gdy mnie zobaczyła krzyknęła i wybiegła z mieszkania. Nie wiem co jej się stało. Ale mało mnie to w tej chwili obchodziło. Pod wpływem nerwów i impulsu pocałowałam Mattię w usta. On na to się tylko uśmiechnął i pocałował mnie w czoło.

Pół roku później.
Siedząc przed telewizorem w salonie, dotykam swojego okrągłego brzucha. No cóż, stało się. Za miesiąc mój ślub z Mattią. Czy tego chce? Nie wiem...Czasami myślę że tak. W końcu tak będzie lepiej dla dzidziusia, a dobro dziecka jest dla mnie najważniejsze. A może gdy lepiej się poznamy urodzi się między nami uczucie?
-Kopie?- usłyszałam głos chłopaka.
-Tak...Będzie z niego dobry piłkarz...po tatusiu :)
- Haha. Chodź zrobiłem kolację.
- Poczekaj...-złapałam go za rękę.
- Coś się stało?
- Nie...chcę Ci tylko powiedzieć że powoli się w tobie zakochuje.
- Głuptasie! Ja cię kocham już od dawna!
Pocałował mnie czule w usta i poszliśmy jeść kolację.
KONIEC.

niedziela, 29 września 2013

Mariusz Stępiński

Tak jak mówiłam dodaję drugi. :) Z dedykacją dla Weroooo... <3
Do następnych!
P.S.Miałabym prośbę jeśli czytacie tą historię to nie zapomnijcie przeczytać poprzedniej o Marco ponieważ, ona również jest dodana z dzisiaj :) :* Miłego czytania! 


Dzisiaj są 18 urodziny mojego brata. Przyjechał nawet ten jego durny kumpel z Niemiec-Mariusz. Strasznie go nie lubię. Jest za bardzo pewny siebie i uważa się za najlepszego na świecie. Nie cierpię takich osób. Dla mnie każdy człowiek jest taki sam. Nie ma lepszych. Ideały istnieją tylko w meksykańskich telenowelach i głupich romantycznych filmach. Nie wiem czemu mój brat  kumpluje  się z tym debilem. Ba! Nie kumpluję. On się z nim przyjaźni! I to od dobrych kilkunastu lat! Zawsze się ze mnie naśmiewał i uważał za głupią tylko dlatego bo jestem rok od nich młodsza. Wyjrzałam przez okno. Pod nasz dom podjechała taksówka. Z racji tego że byłam sama w domu bo mama była na zakupach, tata w pracy a brat pojechał przygotowywać wszystko na wieczór ( impreza z okazji 18-stki) musiałam zejść na dół i wpuścić tego barana do nas do domu. Zeszłam na dół w piżamie( piżama była w misie) i rozczochranych włosach. Nie uszło to oczywiście jego uwadze.
- Cześć! Ooo...Jak ładnie wyglądasz! Patelnia ci na głowę spadła czy teraz taka moda na fryzurę? -zapytał z cwanym uśmieszkiem.
-Witaj. Wejdź proszę do środka. No wiesz, taka moda na fryzurę o ósmej rano- odburknęłam.
-A przepraszam! Zapomniałem że ty lubisz sobie pospać do południa. -znów próbował mnie wnerwić.
-Rozgość się w salonie. Ja idę zmienić moją modną fryzurę i ubranie.
Pobiegłam na górę. Uczesałam włosy, ubrałam się, gdy zeszłam na dół w salonie byli już moja mama, brat i Mariusz.

Następny dzień.
Obudziłam się z  mocnym bólem głowy. Spałam w tej samej sukience w której byłam wczoraj na urodzinach mojego brata. Obok mnie spała Justyna- moja przyjaciółka (oczywiście w ubraniu) która również była na urodzinach.  Zeszłam na dół. W kuchni wyjęłam mleko z lodówki i zaczęłam pić nie biorąc szklanki.
-Wiesz że to nie higieniczne pic tak prosto z butelki?- powiedział idiota Stępiński. Z racji tego że byłam zamyślona a on, prawie to wykrzyczał wylałam prawie całą butelkę na siebie.
-A mamusia nie nauczyła mówić dzień dobry??
- Nie, ale nauczyła pić ze szklanki.
-  Gówno mnie obchodzi co cię nauczyła mama a czego nie. Wystarczy że nie szanujesz innych ludzi! I wiesz co? Lepiej będzie jak się nie będziesz do mnie odzywał!.
-Mała...wyluzuj, bo okresu dostaniesz- powiedział nadal z siebie zadowolony.
Wyszłam  nie słuchając go. W duchu modliłam się tylko o to żeby już stąd pojechał do tych swoich Niemiec! Niestety nie które słowa są czasem wypowiedziane w złą godzinę...

Ten sam dzień, wieczór.
Do mojego pokoju wparował mój brat.
-Siostra! Wstawaj! Mariusz w drodze na lotnisko miał wypadek musisz ze mną jechać!
-Ale dlaczego akurat ja?
-Nie wiem. Dostał jakiegoś wstrząsu! Nie pamięta nikogo oprócz ciebie.
W totalnym szoku ubrałam się i wyszłam z domu. Pojechałam z moim bratem do szpitala. Weszłam do sali Mariusza sama. Gdy mnie zobaczył zaczął wygadywać różne głupoty.
-  Kochanie! Jak dobrze że jesteś! Dlaczego wcześniej nie przyjechałaś??
- Yyy...no bo...czasu nie miałam...
- Ale teraz już mnie nie zostawisz prawda? Będziesz ze mną? I będziesz zawsze ze mną aż po grób?-pytał z nadzieją w głosie.
-Tak...teraz już Cię nie zostawię...
-To dobrze! Bardzo Cię kocham! Przytulisz mnie?
-Co??? To znaczy...tak przytulę...
Wtulił się we mnie jak małe dziecko przytula się do mamy.. Ten wstrząs był chyba poważny skoro przecież nigdy mnie nie lubił a , teraz mówi takie rzeczy.
Następnego dnia, cały czas siedziałam z Mariuszem. Patrzył na mnie jak w obrazek. Gdy przyjechała jego obecna dziewczyna rzucił w nią krzesłem i powiedział że kocha tylko mnie. Szczerze? Przeraziło mnie to.
Jednak po kilku dniach wszystko wróciło do normy.. Mariuszek jak był nie miły taki właśnie jest teraz. Zapomniał o tym co się wydarzyło w ciągu tych kilku dni...Zapomniał...albo udawał że nie pamięta. Mi jednak było przykro. Starałam się, cały czas przy nim była a w jednej chwili stałam się dla niego nikim. Zwykłą wredną dziewuchą. Po dwóch dniach dostałam bukiet kwiatów. W bileciku było napisane "Dziękuje ci za wszystkie dni w których byłaś ze mną, przepraszam za wszystkie docinki z mojej strony. Nigdy nie miałem odwagi powiedzieć  ci że cię kocham bo, ty zawsze uważałaś mnie za nadętego dupka. Przepraszam i dziękuje M." Gdy to przeczytałam uświadomiłam sobie że nie mogę stracić chłopaka który mnie  kocha. Szybko wsiadłam na rower i pojechałam na dworzec autobusowy z którego Mariusz miał pojechać na lotnisko do Warszawy. Zobaczyłam go stojącego w  kolejce do autobusu. Gdy miał już wsiadać krzyknęłam jego imię. Odwrócił się i podbiegł do mnie. Patrzył mi się w oczy a ja wyszeptałam mu ciche POCAŁUJ MNIE. Zaczął mnie namiętnie całować. Po paru minutach zaczął padać deszcz nam jednak to nie przeszkodziło w pocałunku. Przytuleni obiecaliśmy sobie miłość aż po grób.
KONIEC.

Marco Reus (2)

Witam was tej słonecznej niedzieli! Historia z dedykacją dla Ola <33 !
P.S. Nowa historia pojawi się jeszcze dziś. Tak jak pisałyście będę się starać dodawać 2 razy w tygodniu!  Miłego czytanka ! :*





Szłam ulicami Leverkusen. Ubrana w czarną koronkową sukienkę kierowałam się do pobliskiego klubu w którym byłam umówiona z moimi trzema przyjaciółkami : Steffi, Tanją i Ullą. Po paru godzinach świetnie się bawiłyśmy. W pewnym momencie podszedł do mnie wysoki blondyn i poprosił mnie do tańca. Zgodziłam się. Bardzo miło mi się z nim tańczyło. Po krótkiej rozmowie z nim, wróciłam do stolika przy którym siedziały moje przyjaciółki. Gdy usiadłam Ulla krzyknęła:
- Tańczyłaś z tym piłkarzem???- zapytała.
-Z jakim piłkarzem?
-No z tym blondynem...To piłkarz Marco Reus!
- Ahaa...A gdzie on niby gra??
- No jak to gdzie??? W Borussi Dortmund!!! Jak można tego nie wiedzieć?? Przecież tam gra ten słodziaśny blondyn z Polski...Mmmm...Piscek!! I ten drugi...Baścikowski! Albo ten...trzeci...Robert! Ach...Nic tylko się przeprowadzić do Polski! Ale u nas tez są niezłe ciacha np. Sahin, Hummels, Bender...
Ulla kontynuowała swój monolog dotyczący piłkarzy, ja zamiast jej słuchać myślałam o Marco. Moje rozmyślenia przerwał właśnie on. Ponownie prosił mnie o to żebym z nim zatańczyła. Z lekkim zawahaniem się zgodziłam. Przetańczyłam z nim całą noc. Rano gdy się obudziłam  , zwróciłam uwagę że nie jestem u siebie w domu. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Spojrzałam w prawo i ujrzałam leżącego obok mnie nagiego Reusa. Wzięłam moją sukienkę, bieliznę które leżały porozrzucane na podłodze. Ubrałam się i po cichu wyszłam z pokoju hotelowego w którym zatrzymał się piłkarz. Wróciłam do domu i jeszcze raz próbowałam sobie przypomnieć to co wydarzyło się minionej nocy. Tak...teraz już pamiętam. Strasznie sobie z dziewczynami przypiłam. No tak, alkohol robi swoje. Przespałam się z tym piłkarzem...Zła na siebie położyłam się i zasnęłam.

2 miesiące później.
Byłam dzisiaj u lekarza. Stało się coś czego najbardziej nie chciałam. Zaszłam w ciążę...na dodatek z tym piłkarzem...Szybko włączyłam komputer i wpisałam w wyszukiwarkę jego imię i nazwisko. W jednym z portali plotkarskich przeczytałam że ma dziewczynę. No to fajnie... Jestem w ciąży z zajętym facetem. Gorzej być nie mogło! Zapłakana nie wiedząc co ze sobą zrobić poszłam do Steffi. Ta widząc mnie w takim stanie zaparzyła mi ziół na uspokojenie. Opowiedziałam jej o tamtej nocy i o ciąży. Powiedziała że pojedzie ze mną do Dortmundu i pomoże mi porozmawiać z Marco. Parę dni później byliśmy już w drodze na stadion BVB. Steffi wzięła sprawy w swoje ręce. Wyciągnęła mnie siłą z auta i zaprowadziła na trening "pszczółek". Ze zdenerwowaniem podeszłam do ich trenera Jurgena Kloppa i poprosiłam żeby na chwilkę zawołał Marco Reusa, ponieważ jest to dla mnie bardzo ważne. On z uśmiechem na twarzy się zgodził. Po chwili przybiegł Marco.
-Tak trenerze? Ooo....To ty...Coś się stało?
-Marco...musimy porozmawiać.
-Dobrze, ale nie teraz. Wiesz, mam trening- odparł z uśmiechem. Jestem tylko ciekawa czy jak się dowie o ciąży to też się będzie tak cieszył. Po skończonym treningu Marco  zaprosił mnie na kawę do pobliskiej kawiarni. Długo siedzieliśmy w ciszy. W końcu się odezwałam.
-Marco...posłuchaj... ja...jestem z tobą w ciąży!
- Co? Naprawdę? Ze mną tak? Znaczy...no tak ze mną...pamiętam! Po prostu jestem w szoku.
-Wiem. Dla mnie to tez było zaskoczenie. Posłuchaj sprawa wygląda tak. Myśl sobie o mnie co chcesz, ale gdybym mogła cofnąć czas to bym cofnęła dzień w którym Cię poznałam. Wiem że ty może tego dziecka nie chcesz bo, robisz karierę i masz narzeczoną ale ja tego dziecka nie usunę! Chcę urodzić!
-Oczywiście że urodzisz! Zrobiłem ci to dziecko, będę jego ojcem a, moją narzeczoną się nie przejmuj. Muszę ponieść konsekwencje tego co zrobiłem.
Byłam w szoku. Do tej pory myślałam że się będzie wypierał i.t.p. Ale jednak się pomyliłam...

Kilkanaście tygodni później.
Jestem w 6 miesiące ciąży. Obecnie mieszkam u Marco w Dortmundzie. Jest mi ciężko z myślą że muszę mu siedzieć na głowie. Ale Marco sam chciał żebym z nim zamieszkała. Tydzień temu poznałam rodziców Marco. Wydaje mi się że mnie polubili. Sytuacja między nami jest dziwna. Czasem próbujemy ze sobą normalnie i otwarcie porozmawiać, ale jest między nami jakaś bariera. Bądź co bądź Marco jest mi obcy. Chociaż w sumie nie taki obcy. Mieszkam u niego a za trzy miesiące urodzę mu dziecko. Co raz częściej zastanawiam się jak to będzie gdy już urodzę. Czy dalej będę mieszkać u Marco? Czy może będę mieszkać z moimi rodzicami? Siedziałam na kanapie w salonie gładząc się  po brzuchu. Marco wypędził mnie z kuchni mówiąc że nie mogę się przemęczać i kazał mi odpoczywać gdy on będzie przygotowywał kolację. W pewnym momencie krzyknęłam.
-Marco!
-Co się stało?? Zaczęło się?? Rodzisz? Teraz? Już? Poczekaj...yy..
-Marco...uspokój się. To dopiero 6 miesiąc. Po prostu Cię zawołałam bo poczułam kopanie. Reus uśmiechnął się szeroko po czym usiadł i dotknął dłonią mojego brzucha. W tym akurat momencie dzidziuś znów zaczął kopać.
-Będzie z niego dobry piłkarz! - zaśmiał się.

Dzień porodu.
Mam straszne bóle. Zadzwoniłam po Marco który jest akurat na treningu. Po 15 minutach Marco przyjechał. Godzinę później byłam już na sali porodowej. Marco powiedział że chce być przy porodzie. Przez cały czas gdy rodziłam naszego synka  Reus trzymał ,mnie za rękę. Gdy pielęgniarka położyła mi Thomasa (naszego synka) obok mnie Marco pocałował mnie w czoło i powiedział ciche "Kocham Cię". Tak...pierwszy raz to powiedział! Na drugi dzień przyjechali moi rodzice zobaczyć wnuka. Tata co prawda nie był zadowolony z mojej ciąży i tego że Marco jest ojcem dziecka ale, gdy zobaczył wnuka był mega szczęśliwy. Wieczorem przyjechali rodzice Marco. Byli bardzo wzruszeni gdy zobaczyli jak mały jest podobny do tatusia. Dzień później małego Reusika odwiedzili piłkarze BVB.

Kilka tygodni później.

Dzisiaj był mecz Borussi. Przegrali 2:1 ale, Marco strzelił bramkę i zadedykował ją Thomasowi. Gdy to zobaczyłam z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Nie wiem czemu ale się popłakałam. Wieczorem akurat gdy usypiałam synka, przyszedł Marco. Złożyłam lekkiego buziaka na policzku Marco po szepnęłam mu do ucha że dla mnie i naszego syna zawsze jest zwycięzcą. On na to przytulił mnie do siebie i powiedział że jestem kimś naprawdę ważnym w jego życiu. Kilka dni później gdy rozwieszałam pranie Marco przyszedł i zapytał.
-Słuchaj...może byśmy tak...No i wesz...Thomas jest już  całkiem spory i...
-Marco! Mów co wymyśliłeś !- powiedziałam rozbawiona jego zachowaniem.
- No bo pomyślałem że tobie też się należy chwila odpoczynku. Cały czas siedzisz w domu, sprzątasz, gotujesz, zajmujesz się dzieckiem. Może chciałabyś pójść sobie na jakieś zakupy?
-No w sumie...to tak...ale skoro ty masz cały czas treningi to kto się zajmie Thomasem??
-Moja mama już się zgodziła! - powiedział z entuzjazmem.
-Aha...czyli ja się dowiaduję ostatnia?
-To nie tak..Bo wiesz...Ja jeszcze tak myślałem że może byśmy tak jutro spędzili razem wieczór??
- No w sumie...dlaczego nie?
-Ok.
Marco pocałował mnie w policzek i poszedł do pokoju Thomasa.
Dzisiaj byłam na zakupach. Kupiłam sobie miętową sukienkę i czarne szpilki. Przy okazji poszłam do fryzjera. Ścięłam sobie włosy i przefarbowałam się na ciemny blond. Wieczorem ubrana w moje nowe nabytki pojechałam z Marco do eleganckiej restauracji. Gdy zjedliśmy kolację, poszliśmy na spacer. Spacerowaliśmy po nocnym Dortmundzie. W pewnym momencie Marco się zatrzymał, ukląkł przede mną i wyjął małe czerwone pudełeczko.
-Wyjdziesz za mnie? Ja wiem że mogłabyś mieć każdego bo, jesteś bardzo atrakcyjną kobietą i możesz nie czuć tego co ja ale...wiedz że bardzo mocno Cię kocham i nawet jeśli nie chcesz zostać moją żoną to będę się o ciebie starał.
Stałam przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Dlatego bez namysłu krzyknęłam:
-Tak!! Tak! Marco kocham cię ! Wyjdę za ciebie!
Wsunął mi pierścionek na palec po czym namiętnie pocałował.


5 lat później.
Dzisiaj Marco ma urodziny. Ja obecnie jestem w ciąży po raz trzeci. Rok po naszym ślubie urodziłam córeczkę której daliśmy na imię Cathy. Marco ma nadzieję że tym razem znów  urodzę chłopczyka. Thomas mówi że w przyszłości chce zostać bramkarzem i chce bronić strzały tatusia.


niedziela, 22 września 2013

Jakub Błaszczykowski (2)

Hej! :) Dzisiaj taka smutna historia, i bez happy endu...Mam nadzieję że mnie za to nie zabijecie :) 
Ważna sprawa! Czy chcecie żebym dodawała po dwie historie w tygodniu, czy jedną ?? Na odpowiedzi czekam w komentarzach :) Jednopart dla Aleksandra Germanotta <33

          Drogi Jakubie…!
„Grudniowy wieczór. Sobota. Spotkanie klasowe po latach. Wszyscy sobie opowiadają o
swoich mężach, żonach, dzieciach. Ja? Siedzę i słucham tego wszystkiego popijając kolorowego drinka. Nie mam się czym chwalić…W pewnym momencie wchodzisz TY.
Moja dawna miłość. Sławny piłkarz, dobry mąż…a przede wszystkim ojciec. Wszyscy cię miło witają. Tylko nie ja. Siedzę i patrzę jak nasi znajomi na ciebie naskakują, chwalą. Przez chwilę przyglądam się tej sytuacji. Po paru minutach każdy rozchodzi się w swoją stronę. Podchodzisz do mnie. Przytulasz mnie jak dawną znajomą. Twój szczery uśmiech powala mnie na kolana. Rozmawiamy, wspominamy dawne czasy. Wspominamy jak zawsze ode mnie ściągałeś na sprawdzianach z polskiego. Po chwili większość osób się dosiada i nie mamy jak pogadać. A przecież mamy tyle do obgadania. Po zakończonej imprezie dajesz mi swój numer. Mówisz że jesteś w Truskolasach do poniedziałku. Następnego dnia spotykamy się w małej kawiarni w Częstochowie gdzie ja obecnie mieszkam. Wspominamy, śmiejemy się, w końcu rozpoczynasz najtrudniejszy dla mnie temat. Mąż. Jestem z nim rozwiedziona od dwóch lat. Nigdy nam się nie układało…Bo jak miało się układać skoro przez całe moje do tych czasowe życie kochałam i kocham jedną osobę. Ciebie. Ale nie miałam odwagi ci nigdy powiedzieć że nie jesteś dla mnie tylko przyjacielem. A gdy już miałam odwagę w twoim życiu pojawiła się twoja obecna żona-Agata. Ładna blondynka. Widziałam ją w telewizji jak było Euro2012. Na mojej twarzy pojawia się blady uśmiech i szepcze cicho że jestem rozwiedziona. Mam ochotę wybiec z tego miejsca i krzyknąć głośno że cię kocham!!!!! Że cierpię z miłości do ciebie… Po jakimś czasie nasze spotkanie się kończy. Dajesz mi adres i mówisz żebym do ciebie przyjechała do Dortmundu bo Agata chce mnie poznać…

Kilka miesięcy później.
Mój świat runął do góry nogami. Wyszłam od lekarza. Mam raka…Nie wyjdę z tego. Zostało mi kilka miesięcy  życia. Jadę do mojego rodzinnego domu. Rozmawiam z rodzicami. Oni mnie pocieszają ale te ich pocieszenie nic mi nie da…Wracam do swojego mieszkania.  Pakuję się. Następnego dnia lecę do Dortmundu. Zatrzymuje się w hotelu. Idę na stadion BVB. Siadam na trybunach. Zauważasz mnie. Podczas przerwy idziesz uśmiechnięty w moją stronę. Witasz się ze mną i pytasz się co się stało że jestem smutna i dlaczego nie powiedziałam mu że przyjeżdżam. Wybucham płaczem. Mówię ci o wszystkim. O tym  że niedługo umrę i że przez całe życie cię  kochałam i kocham do tej pory. Nic nie mówisz. Wstajesz, każesz czekać. Mówisz coś do trenera, i idziesz w stronę szatni. Klopp krzyczy coś w twoją stronę lecz ty go nie słuchasz. Po paru minutach bierzesz mnie za rękę i prowadzisz do srebrnego opla. Jedziesz cały czas przed siebie. Stajesz. Każesz mi wysiąść. Przywiozłeś mnie na piękną zieloną polanę. Patrzysz mi w oczy. Całujesz mnie namiętnie i przytulasz. Zaczynasz płakać. Ja z resztą też. Oboje płaczemy. Błagam cię abyś był ze mną do końca mojego życia. Obiecujesz że będziesz. Odwozisz mnie pod hotel. Na drugi dzień rano słyszę pukanie do drzwi. Otwieram i widzę ciebie z walizkami. Mówisz że żona cię wyrzuciła z domu po tym jak jej powiedziałeś że teraz musisz być ze mną. Całuje cię. Zdejmujesz ze mnie piżamę. Kochasz mnie tak jak nikt nigdy tego nie robił. Wtulam się w twoje ramiona, zasypiam.

Kilka tygodni później .
Jestem w szpitalu. Czuję jak ten rak wyżera mnie od środka. Powoli się budzę. Śpisz na krześle. Dotykam twojego policzka. Przebudzasz się. Pytasz mnie czy wszystko w porządku. Mówię że tak żebyś pojechał odpocząć. Ty jednak odmawiasz. Cały czas jesteś przy mnie. Źle się czuję proszę żebyś zawołał pielęgniarkę. Szybko wybiegasz i wracasz z lekarzem. Wiozą mnie na jakąś specjalną salę. Lekarz mówi mi wprost że to są ostatnie moje dni życia. Po moim policzku powoli spływają łzy. Mówię żebyś mnie przytulił. Kładziesz się obok mnie na szpitalnym łóżku. Przytulasz mnie. W pewnym momencie dzwoni do ciebie telefon. Każe ci wyjść i odebrać. Z niesmakiem wychodzisz. Wyjmuję pamiętnik spod łóżka i zaczynam pisać dla ciebie ten list. Moją ostatnią wolą jest to żebyś po mojej śmierci wrócił do Agaty i Oliwki żebyś był szczęśliwy. Życie jest zbyt piękne żebyś marnował go na opłakiwanie mnie. Pamiętaj Kuba że zawsze cię kochałam i gdy będę już tam na górze będę się tobą opiekować i czuwać nad tobą. Na końcu mojego listu chciałabym abyś przeprosił  ode mnie swoją żonę. To wspaniała kobieta a ja psuje jej życie. Psuje życie wam wszystkim…  Dziękuje Ci że byłeś ze mną do końca. Naprawdę bardzo ci dziękuje….Pamiętaj o mnie. Kuba !!!! Kocham cię!! Na zawsze w moim sercu…”