sobota, 3 grudnia 2016

Mario Goetze

Cześć! :) Witamy was w pierwszą sobotę grudnia :) Chciałybyśmy podziękować za każdy komentarz. Jesteście kochane, bo po prostu jesteście z nami <3                                                                                        Do następnego :*                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                  
Dortmund, 2013 rok
Podjechałem pod dom mojego przyjaciela. Marco otworzył mi drzwi w samych bokserkach.
-Nie przeszkadzam Ci w tworzeniu małych Reusiątków?- zapytałem wyszczerzony.
-Ja w przeciwieństwie do Ciebie mam czym je robić.- wpuścił mnie do środka.
Siedzieliśmy w salonie i graliśmy w fifę. Marco w pewnym momencie poszedł do kuchni. Po chwili wrócił ze słoikiem bigosu i dwoma talerzami.
-Co tak śmierdzi?-zapytałem.
-Bigos. Babcia Fela od Kubulka przywiozła cały zapas. Kubulek się ze mną podzielił. Wiesz jakie to dobre?
-Oj Marco, Marco potrzebna Ci dziewczyna.
-Za to Tobie potrzeba doradcy...Ty naprawdę chcesz to zrobić?
-Ale co? Nie wiem o co Ci chodzi. - zapytałem zdziwiony.
-Pulpeciku...Mnie nie oszukasz...Wiem, że chcesz przejść do Bayernu...
-Marco no co Ty?
-Mario nie rób ze mnie idioty! -powiedział wstając z kanapy.
-Dobra, dobra- wzniosłem ręce w geście kapitulacji.
-Co dobra?!
-Odchodzę z Borussi...
-Ty pie*dolony  materialisto! Tylko kasa Ci w głowie??-spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Marco...-spojrzałem na przyjaciela i nie wiedziałem jak mam się wytłumaczyć...

Monachium, 2016 rok
Obudziłem się i moje kąciki ust powędrowały do góry. Spała tak spokojnie...Była taka bezbronna, cała moja. Usłyszałem dzwoniący telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Kimmich. Wyszedłem z sypialni i odebrałem telefon.
-Siema  Joshua co tam potrzebujesz?-zapytałem kolegę.
-Siema stary. Masz dzisiaj czas pogadać? Mam problem i myślę. że Ty możesz mi pomóc.
-No...dobra. Okej.
-To ja będę u Ciebie za 15 minut.
-Co??? Yyy...eee...nie! Znaczy no...A możesz przyjechać później? Straszny syf mam w mieszkaniu...Posprzątać muszę.
-Dobra. To za 2 godziny?
-Okej. - powiedziałem i rozłączyłem się.
Oparłem się o futrynę. Patrzyłem na nią jak śpi. Zrobiłbym wszystko żeby była tylko moja już na zawsze...

Kilka godzin później.
-Siema! Co jest?? W czym wujek Mario może Ci pomóc?-zapytałem ze sztucznych uśmiechem i już domyślałem się czego może chcieć mój klubowy kolega.
-Chodzi o moją dziewczynę...Jest między nami bardzo źle. Znika na całe noce. Kłócimy się cały czas...Kocham ją, ale ona chyba kogoś ma...-powiedział załamany.
Przez kilka minut nie mówiłem nic. Zastanawiałem się jak wybrnąć z tej sytuacji.
-Słuchaj Joshua...Jeśli wam się nie układa to może...To może nie warto tego dalej ciągnąć?-zapytałem niepewnie kolegę.
-Co Ty pierdzielisz? Jak to nie warto? Kocham ją! Będę o nią walczył!- powiedział i upił łyk piwa.
Nie wiedziałem jak mam dalej z nim rozmawiać. Chciałem jak najszybciej zostać sam i pomyśleć o tym w co się wplątałem. Następnego dnia pomyślałem, że odwiedzę mojego dawnego przyjaciela. Marco Reusa traktowałem jak brata, ale od kiedy grałem w Bayernie nie chciał ze mną utrzymywać kontaktu. Pomyślałem, że spróbuję i może zechce ze mną pogadać. Podjechałem pod jego dom. Stałem pod drzwiami i czekałem aż ktoś otworzy. Po chwili drzwi otworzył jak zawsze pół nagi Reus.
-Cześć Woody. Przeszkadzam?-zapytałem.
-Mariooo! Pulpecie!-Reus ucieszył się na mój widok. Objął mnie po przyjacielsku i zaprosił do środka. W salonie na kanapie siedziała blondynka, która miała na sobie tylko czarną koronkową bieliznę.
-Scarlett to jest Mario, Mario to Scarlett.-Reus zaczął nas sobie przedstawiać.
Poczułem się dziwnie. Dziewczyna była zawstydzona i zła na Marco.
-Cześć. Mario jestem!-pomachałem do dziewczyny.
-Scarlett Mario przyjechał do mnie w odwiedziny...No wiesz...Będziesz się nudzić tu z nami...-Marco podrapał się po głowie.
-Mam sobie iść, bo przyjechał Twój kolega?-dziewczyna mało nie zabiła go wzrokiem.
-Mario nie jest zwykłym kolegą. To przyjaciel. - Reus wyszczerzył się do dziewczyny.
-Przyjaciel????!!!! Marco...Ty jesteś niepoważny!-Scarlett pozbierała swoje ubrania i skierowała się do wyjścia.
-Scarlett! Poczekaj! Ja mogę sobie iść jeśli chcesz...Dokończycie...to co zaczęliście.-powiedziałem do kobiety.
-Zamknij się grubasie! A Ty Marco jeszcze pożałujesz swojego zachowania!-ubrała się na korytarzu i wyszła z domu.
-Nie ma się co przejmować. Przejdzie jej.-poklepał mnie Marco po ramieniu i poszedł się ubrać.

15 minut później.
Reus usiadł w salonie i popatrzył na mnie jakby tylko czekał aż zacznę mu opowiadać.
-Poznałem kogoś.-powiedziałem patrząc w ścianę.
-Tak?? A kim ona jest? Wielorybem?-roześmiał się Reus.
-Co wy macie do mojej wagi?-zapytałem ze złością.
-Przytyłeś Goetze! -zaśmiał się.
-Bardzo...Bardzo zabawne!-powiedziałem oburzony.
-Dobra, dobra. Opowiadaj o niej.-powiedział poważnie.
-Jest piękna jak poranek w sercu wiosny...
-Co Ty Mario? Ocipiałeś? Jakieś mi tu poematy wygłaszasz. Powiedz lepiej jak ma na imię.-Reus zaśmiał się i czekał na moją odpowiedź.
-Lina...Chodzi z Kimmichem.-powiedziałem patrząc na przyjaciela. Reus wypluł piwo, które chciał wypić.
-Co Ty gadasz??-Marco zdziwiony zdjął koszulkę, którą miał całą w piwie.
-Mam z nią romans.-powiedziałem i napiłem się piwa.
-O ku...On o tym wie?
-Domyśla się, że Lina kogoś ma. Gadał ze mną wczoraj, żalił się, że go chyba zdradza...
-Mario...Wracaj do nas. Tu w Dortmundzie wszyscy czekają na Twój powrót. Przecież w Bayernie i tak grzejesz ławkę. Zapomnij o niej. Albo zabieraj ją do Dortmundu i tu bądźcie razem.
-To nie takie proste Marco...Joshua by mnie zabił gdybym odbił mu dziewczynę. Po za tym kto niby tu na mnie czeka? Chyba tylko Ty przyjacielu.
-Tak Ci się tylko wydaje. Mario zastanów się.
Siedziałem u Marco i przez całą noc graliśmy w fife. Nad ranem zgarnąłem się do siebie. Wróciłem do Monachium.


Dwa tygodnie później.
Stałem w samych bokserkach w kuchni mojej ukochanej.
-Seksownie tak wyglądasz.-brunetka popatrzyła na mnie i pocałowała mnie w plecy.
-Jemu też to mówisz?-zapytałem.
-Mario...O co Ci znowu chodzi? Mi też nie jest łatwo...-chciała coś powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Witaj kochanie.-Kimmich wszedł z kwiatami do mieszkania Liny. Nie wiedziałem co mam robić. Zabić siebie czy poczekać, aż Joshua to zrobi.
-Skarbie...Nie spodziewałam się tu Ciebie...
-Widzę...-kolega z klubu popatrzył na mnie.
-Ja...Chyba lepiej pójdę.-chciałem iść po swoje ubrania, ale Joshua mi nie pozwolił.
-Od dawna ją bzykasz?-blondyn krzyknął, a potem popchnął mnie.
-Joshua uspokój się.-kobieta złapała go za rękę, ale odsunął się od niej.
-Nie odzywaj się! Powiedzcie lepiej ile to trwa?-zapytał bezradny.
-Rok...-powiedziałem, a po chwili poczułem silny ból w okolicach kości policzkowej.
-Straciłem kolegę...i miłość swojego życia.- Kimmich po tych słowach wyszedł z mieszkania Liny, a ja zostałem z nią sam.
-Mario...Lepiej będzie jeśli Ty także stąd pójdziesz.-wyszeptała.
Nie powiedziałem nic. Patrzyłem przez chwilę na nią, lecz po chwili poszedłem się ubrać i wyszedłem z jej mieszkania.

Następnego dnia.
Nie spałem całą noc. Przemyślałem wszystko. Rano ubrałem się i pojechałem na stadion gdzie miałem mieć trening.
-Czemu się nie przebrałeś?? Goetze! Co Ty sobie żarty robisz??-zapytał trener.
-Odchodzę z Bayernu. Nie zagram w ostatnim meczu. Po Mistrzostwach we Francji będę już w innym klubie. Przyszedłem Pana sam poinformować...
-Źle Ci było?-zapytał.
-Są rzeczy, które nie pozwalają mi na pozostanie tu...-powiedziałem i spojrzałem na Kimmicha, który rozgrzewał się nieopodal.
-Gdzie pójdziesz?-dopytywał Ancelotti.
-Tam skąd przyszedłem...Chcę wrócić do BVB.-powiedziałem zgodnie z prawdą.
-Jest w Tobie jednak coś ze zdrajcy.- trener popatrzył na mnie krzywo.
-Do widzenia.-rzuciłem i powoli odchodziłem. Podbiegł do mnie Lewy.
-Mario. Co jest? Nie trenujesz?-zapytał polak.
-Nie będę więcej z wami trenował. Wracam do Dortmundu, o ile jeszcze mnie tam zechcą. Pogadamy innym razem. Trzymaj się Lewus!
-Jasne. Rozumiem. Pozdrów Marco!- polak uściskał mnie na pożegnanie i wrócił do ćwiczeń. Natomiast ja wyszedłem ze stadionu i pojechałem do domu pakować się do wyprowadzki.

Lipiec
Wychodziłem z kwiaciarni trzymając w ręku bukiet pięknych kwiatów. Szedłem w jej stronę. Nie mogłem się doczekać, aż będę ją miał w swoich ramionach.
-Lina...Kochanie...-zacząłem obsypywać brunetkę pocałunkami.
-Mario...Mieliśmy tylko porozmawiać...-powiedziała cicho i odsunęła się ode mnie.
-Wiem, ale strasznie za Tobą tęskniłem...-powiedziałem zgodnie z prawdą.
-Joshua mi wybaczył...-powiedziała i spojrzała mi w oczy.
-Co mam przez to rozumieć??-zapytałem.
-Wróciliśmy do siebie...Mario...wybacz mi...-powiedziała nie patrząc na mnie.
-Lina, ale...-próbowałem ją przekonać do zmiany decyzji.
-Mario...Jestem w ciąży. Kimmich będzie ojcem, a ja niedługo jego żoną. Przyjmij to do wiadomości.
-A ja?? Linuś...Ty go kochasz? Powiedz prawdę...
-Kocham go. Nigdy nie przestałam...-powiedziała ze szczerością w oczach.
-A dziecko na pewno jest jego?? A może jednak to ja będę ojcem??-zapytałem z nadzieją.
-To dziecko nie jest Twoje. Byłam u lekarza...Wszystko wiem.-powiedziała patrząc mi w oczy.
Powiedziała ciche "przepraszam" po czym odeszła. Zostawiła mnie samego. Byłem załamany. Rzuciłem bukiet kwiatów na trawę. Tak mi się wtedy wydawało...
-Co Ty robisz człowieku??-zapytała mnie niska szatynka, w którą rzuciłem bukietem. Przez przypadek oczywiście.
-To przez przypadek...-powiedziałem nieprzejęty.
-Przypadek?? - rzuciła we mnie bukietem, który zgarnęła z ziemi.
-Co Ty robisz??-zapytałem lekko poddenerwowany.
-Przypadek. - wzruszyła ramionami, sztucznie się uśmiechnęła i poszła przed siebie.
Zostawiła mnie dziewczyna, a druga rzuciła we mnie kwiatami...

Kilka godzin później.
Wszedłem bez pukania do domu Reusa.
-Kurde Marco ja już nie wiem co mam robić!-powiedziałem wściekły wchodząc do salonu w  którym siedziała Scarlett.
-Co on tu ZNOWU robi?-blondynka spojrzała na swojego partnera.
-Przyzwyczajaj się. Mario ma w zwyczaju przyłazić do mnie kilka razy dziennie.-powiedział Marco.
-A ja?? Ja się już chyba wcale nie liczę!-powiedziała i wyminęła mnie wychodząc z domu.
-Twoja laska chyba mnie nie lubi...-powiedziałem patrząc na Reusa.
-A kogo ona lubi?? Ee nie przejmuj się nią. Siadaj. Gadałeś z Liną?-zapytał.
-Zostawiła mnie...Jest w ciąży z tym durniem...Wychodzi za niego...
-Kurde...Mario...no przykro mi.-poklepał mnie po ramieniu.
-Jeść mi się chce. Chodź na jakieś żarcie.- powiedziałem błagalnie na przyjaciela.
-A co proponujesz? Jedzonko u Ani Lewandowskiej?-blondyn się zaśmiał.
-Yyyy zupa z ziemniaków na mleku kokosowym? Nie, dziękuję. Jadłem i mało przy stole nie zwymiotowałem.-powiedziałem z obrzydzaniem na wspomnienie tego świństwa.
-Nie przesadzaj.-rzucił rozbawiony kolega.
-Spróbuj kiedyś zjeść tartą marchewkę z daktylami. Zatrucia dostaniesz.
-Dobra. To co? Piwo i niezdrowe żarcie? To lubi Mario najbardziej?-Reus znowu śmiał się z mojej wagi, ale to mi nie przeszkadzało. Tego dnia nic mi już nie przeszkadzało. Kilka godzin później znajdowaliśmy się w barze i piliśmy już kolejne piwo z rzędu.
-Powiedz mi jak to jest...Starasz się, a potem ona Ci mówi żebyś spadał?-zapytałem załamany.
-Nie przejmuj się nią. Widocznie nie była warta Ciebie. Chodź. Idziemy stąd już.
Wstałem i szedłem zamyślony. Nie zauważyłem niskiej szatynki idącej naprzeciw mnie ze szklanką piwa.
-Co Ty narobiłeś??-zapytała oburzona.
-Posprząta się...-powiedziałem zmieszany.
-A moja bluzka, która teraz śmierdzi piwem też się posprząta sama??
-Eee dramatyzujesz.-powiedziałem.
-Nie dość, że nie przeprosiłeś za sytuację w parku to jeszcze wpadasz na mnie, przez Ciebie tłukę szklankę i wylewam na siebie piwo! Odejdź Goetze, bo nie dość, że jesteś słaby w piłkę, to w dodatku jesteś gruby i gówno się znasz na byciu dżentelmenem!-szatynka wyrzuciła z siebie swoje opinie na mój temat i chciała mnie wyminąć, ale ją zatrzymałem.
-To Ty?-zapytałem zdziwiony.
-Ja czyli kto?
-No dziewczyna z parku...
-A na kogo Ci wyglądam?? Puść mnie, bo zaraz Ci przywalę!
-Najpierw musiałabyś mi dosięgać chociaż do ramienia.-rzuciłem do niej, ale ona pożegnała mnie środkowym palcem i zniknęła wśród innych.

Tydzień później.
Przemierzałem ulicę Dortmundu i zastanawiałem się jak Lina mogła tak postąpić? Zabawiła się mną. Miałem plany, marzenia. Chciałem zrobić wszystko żeby z nią być. Ona jednak wybrała Kimmicha. Postanowiłem, że czas zacząć zapomnieć o Linie. Spacerując zauważyłem znajomą szatynkę, która szła z zakupami przez miasto. Bez zastanowienia podbiegłem do niej.
-Cześć. Jestem grubasem i słabo gram w piłkę, ale może mogę Ci pomóc z tymi zakupami?-zapytałem posyłając jej uśmiech.
-Spadaj. -powiedziała i poszła przed siebie.
-Ej...Gniewasz się dalej??-zapytałem.
Dziewczyna stanęła ze mną twarzą w twarz.
-Idź sobie. -powiedziała.
-Co ja Ci zrobiłem??
-Nic.
-To dlaczego taka jesteś??
-Jaka?
-Niemiła?-zapytałem i odsunąłem się kilka kroków w tył. Patrząc na nią obawiałem się, że zaraz dostane w twarz.
-Czego Ty chcesz?-zapytała.
-Trafiamy na siebie. Sądzę, że to nie jest przypadek. -powiedziałam uśmiechając się głupio.
-I co w związku z tym??-zapytała wytrzeszczając oczy.
-Idziemy na kawę? -zapytałem.
-Nie pijam kawy. -powiedziała.
-A co pijasz??
-Lubię mleko.
Zaśmiałem się.
-To możemy iść na mleko i ciastka. Albo w ogóle iść...gdziekolwiek.
-Możemy...ale nie musimy. -uśmiechnęła się i poszła zostawiając mnie samego na chodniku.

Kilka dni później.
Reus popatrzył na mnie jak na wariata.
-Marioo...Puk puk w głowę. Chcesz śledzić jakąś dziewczynę?? Ty nawet nie znasz jej imienia!-blondyn popatrzył na mnie z politowaniem.
-Ja jestem Mario. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych!-wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę drzwi. Zatrzymałem się w połowie drogi i odwróciłem się.                                                                                        -A Lina? Już Ci przeszło?-blondyn zapytał
-Lina to zamknięty rozdział...Idziesz ze mną??-zapytałem z nadzieją w głosie.
-Idę, idę. -Marco zaśmiał się i razem ze mną ruszył w stronę osiedla na którym widziałem szatynkę.
-Marco!! To ona!-powiedziałem po 15 minutach,gdy byliśmy w miejscu w którym ostatni raz rozmawiałem z nieznajomą.
-Stój tu pulpecie. Ja to załatwię. Stań tam żeby Cię nie widziała.
Reus podszedł do dziewczyny. Rozmawiał z nią 3 minuty i wrócił do mnie, a dziewczyna poszła w swoją stronę.
-Ma na imię Inga. -powiedział zadowolony.
-Skąd wiesz??
-Yy rozmawiałem z nią?-Woody zaśmiał się. - Zaprosiłem ją na nasz trening. Ułóż sobie włosy na jutro. -przyjaciel poklepał mnie po ramieniu.

Następnego dnia.
-Cześć Inga. -powiedziałem i usiadłem obok szatynki.
-Cześć...Pulpecie. -powiedziała do mnie.
-Mówiłaś, że lubisz ciastka i mleko to może byśmy...
-Nie będę nigdzie z Tobą chodzić. Nie jestem jakąś modelką żeby się pokazywać z takim gwiazdorem jak Ty. -powiedziała.
-Oj Inga, Inga...
-Co??-zapytała.
-A jak jutro strzelę bramkę to się umówimy?-zapytałem z nadzieją.
-Wtedy tak. Tylko, że to jest niemożliwe. Grubasie. -powiedziała zadowolona akcentując ostatnie słowo.
-Pojutrze przed stadionem o 15. Nie spóźnij się. -powiedziałem i puściłem jej oczko.
-Akurat...-powiedziała, a ja poszedłem ćwiczyć.

Dwa dni później.
Stałem przed stadionem i czekałem na szatynkę. Robiłem wszystko, aby strzelić wczoraj bramkę. W pewnym momencie usłyszałem swoje imię. Odwróciłem głowę i zobaczyłem dziewczynę...
-Cześć Mario.
-Co tu robisz??-zapytałem.
-Chyba musimy pogadać.
-Nie mamy o czym!
-Mario...Kimmich to chyba nie to...
-Chyba??-powtórzyłem wściekły.
-Pomieszałam się w uczuciach...Mario...Kocham Cię!-powiedziała i rzuciła mi się w ramiona.
-Chyba Ci się godziny pomyliły...-usłyszałem głos Ingi.
-Inguś...To nie tak!!-odepchnąłem Linę i pobiegłem za Ingą.
-Ingunia to nie tak przecież. Za kogo mnie masz?? Myślisz, że ja się umawiam z Tobą, a potem z nią?
-Mario...Nie tłumacz się. Nie musisz mi mówić z kim się umawiasz, a z kim nie. To Twoja sprawa. Mi nic do tego. Tylko następnym razem nie zawracaj mi dupy, że się chcesz umówić...-powiedziała i odeszła smutna.
-Byłem wściekły na Linę! Z drugiej strony byłem zły na siebie, bo poczułem lekką radość na widok Liny...Zmieszany poszedłem do Reusa. Drzwi otworzyła mi Scarlett.
-Cześć Mario. Wiesz co?? Wpadłam na świetny pomysł! Może Ty się wprowadź do Marco co?? A ja jak będę Ci potrzebna...np. się poprzytulać to zadzwoń!-powiedziała Scarlett ze złością na Marco i wyszła z domu.
-Chodź Mario. Jutro polecę z kwiatkami i będzie dobrze. Co u Ciebie? -blondyn zapytał mnie.
-W mojej sytuacji to chyba nawet kwiatki nie pomogą...-powiedziałem załamany.

Tydzień później.
Siedziałem i jadłem trzecią już porcję frytek. Zastanawiałem się po co w ogóle pakowałem się w romans z Liną. Czy jej słowa były szczere?? Tak jak bardzo jej chciałem tak teraz wiem, że nie chce dziewczyny, która sama nie wie czego chce. Najpierw Kimmich, potem ja. Powrót do Kimmicha, a potem rzucamy się w ramiona Mario. Nie!
-Ja, Mario nie pozwolę na coś takiego! Mam swój honor! Jestem pulpetem, ale nie debilem, którym można się bawić!-pod wpływem emocji wstałem z miejsca i mówiłem sam do siebie. Ludzie siedzący przy stolikach obok mnie popatrzyli się i zaczęli klaskać, gdy skończyłem mówić. Odszedłem  od stolika i ruszyłem w stronę domu Ingi.
-Inga!! Inga!! Wiem, że tam jesteś! Otwórz!-krzyczałem pukając do drzwi.
-Skąd wiesz gdzie mieszkam?-zapytała cicho. Odwróciłem się, a ona stała za mną.
-Jestem Mario. Pulpet dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. -powiedziałem podchodząc do niej.
-Po co przyszedłeś??-zapytała.
-Na mleko i ciastka...-powiedziałem nie odrywając od niej oczu.
-A ona?
-Ona wpierdziela owsianki i jakieś warzywa gotowane na parze...To nie dla mnie. - wyszczerzyłem się do niej szeroko.
-Debil...-Inga przewróciła oczami.
-To co robimy? -zapytałem patrząc na brunetkę.
- Lubisz sznycle?-brunetka podeszła i szepnęła mi do ucha.
-Uwielbiam! Najlepsze są z ziemniakami! - powiedziałem i na samą myśl tego pysznego dania zaburczało mi w brzuchu.
-To chodź. Pulpecie. - Inga zaśmiała się i zaprosiła mnie do swojego domu.
-A jadłaś kiedyś polski bigos?? - zapytałem i ruszyłem za nią, zamykając za sobą drzwi.

Rok później. 
Zadowolony usiadłem przy stole w kuchni mojej dziewczyny. Patrzyłem jak Inga krząta się po kuchni.
-Jestem bardzo głodny...W sumie to nie wiem czy bardziej mam ochotę na Ciebie czy na jedzonko...-powiedziałem tuląc ją od tyłu.
-Najpierw jedzonko misiu. - Inga popatrzyła na mnie z chytrym spojrzeniem, a ja zadowolony usiadłem z powrotem przy stole.
-Smacznego. - uśmiechnęła się szeroko i usiadła na przeciwko mnie.
-Co to jest?- zapytałem zniesmaczony na widok zawartości talerza.
-Placki z buraków.- powiedziała rozbawiona.
-Chciałem golonkę...-spojrzałem na nią zasmucony.
-Mario! Nie możesz! Potem się nie ruszysz na treningu jak sadłem obrośniesz - Inga zaśmiała się i pocałowała mnie w czoło.
-Dla Ciebie to zjem...Ale tylko dla Ciebie!-podniosłem widelec do góry i zabrałem się za placki.
-Oo jaki kochany! Jak wszystko ładnie zjesz to dostaniesz deser.
-Jak deser ma być taki jak obiad to ja chyba nie mam ochoty...-powiedziałem jedząc z obrzydzeniem placki.
-W takim razie szarlotka z lodami Cię ominie. - Inga zaśmiała się machając mi przed oczami talerzem z ciastem.
-Inga! Do cholery! - wstałem i mocno złapałem dziewczynę w talii. - Kocham jedzenie, ale jeszcze bardziej kocham Ciebie.- powiedziałem i mocno ją do siebie przytuliłem.
-Ja Ciebie też kocham pulpeciku. - pocałowała mnie w policzek, a po chwili razem siedzieliśmy przy stole i zajadaliśmy się deserem.





sobota, 26 listopada 2016

Erik Lamela

Heej :* Jest sobota, więc zapraszamy do czytania kolejnego opowiadania :-D To zdjęcie mega nam się podoba, chociaż sam zawodnik jest z Tottenhamu, którego nie lubimy xd
Mimo to zdjęcie jest cudowne, piękne i urocze :* Och i ach :D 

Znalezione obrazy dla zapytania lamela erik

Stałam w kolejce po ulubione ciasto mojego synka. Byłam spóźniona już 15 minut. Wkurzyłam się i wyszłam z cukierni. Szłam bardzo szybko i nawet nie zauważyłam jak wpadłam na pewnego mężczyznę. Patrzyliśmy sobie w oczy. Dawno nie czułam tego co w tamtym momencie. Motyle w brzuchu na widok jakiegokolwiek chłopaka. Był bardzo przystojny. Najbardziej podobały mi się jego oczy...Po kilku sekundach patrzenia się na niego, wyminęłam go i poszłam w swoją stronę. Przez cały dzień nie mogłam się na niczym skupić. Cały czas myślałam o tym chłopaku...Potem jednak miałam inne sprawy na głowie i przestałam o nim myśleć...

Kilka dni później.
Zaprowadziłam syna do przedszkola i wracałam do domu. Mroźne powietrze sprawiało, że chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Nie lubiłam zimy. Jeszcze bardziej nie lubiłam świąt Bożego Narodzenia. Spędzałam je sama z synem za każdym razem. Miałam rodzinę, ale od kiedy urodził się Christian wszyscy się ode mnie odwrócili. Z rozmyśleń wyrwał mnie mężczyzna na którego wpadłam.
-Znowu na Ciebie wpadam.-popatrzyłam na chłopaka, którego ostatnio spotkałam w ten sam sposób.
Chciałam odejść, ale zatrzymał mnie.
-Modliłem się żeby znowu Cię spotkać. Bóg mnie wysłuchał.-powiedział uśmiechając się do mnie.
-Mnie Bóg chyba nie kocha...Przepraszam, ale muszę iść. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
-Nie idź. Zaczekaj. - powiedział błagalnie.
-Naprawdę muszę iść. My się nawet nie znamy...
-Jestem Erik. Już moje imię znasz. Gdzie Ci się tak spieszy? Jest ósma rano. -powiedział, a uśmiech nie znikał mu z twarzy.
-Idę do domu.
-Do domu? To ostro zabalowałaś jak tak.-zaśmiał się.
-Odprowadzałam syna do przedszkola.
-Masz syna? Jak ma na imię?
-Kim Ty w ogóle jesteś?-zapytałam, gdy zorientowałam się, że idzie obok mnie i próbuję nawiązać rozmowę.
-Jestem Erik, gram w piłkę nożną i śnisz mi się od dnia w którym Cię zobaczyłem.
-Dobrze Erik. Wysłuchałam Cię, a teraz życzę Ci miłego dnia i szybkiego powrotu do domu.-powiedziałam ze sztucznym uśmiechem i poszłam w swoją stronę. O dziwo nie poszedł za mną. Ucieszyłam się z tego powodu. Następnego dnia zaprowadzałam syna do przedszkola. Gdy wracałam spotkałam chłopaka, którego widziałam wczoraj.
-Hej.-powiedział ze szczerym uśmiechem.
-Śledzisz mnie??-zapytałam zdziwiona.
-Nie no coś Ty...Po prostu miałem nadzieję, że znowu się zobaczymy...
-Czego Ty chcesz ode mnie????-zapytałam. Miałam go dość.
-Umówisz się ze mną?-zapytał z miłym uśmiechem.
-A po co?
-Jak się ze mną umówisz to dam Ci spokój. Inaczej codziennie będziesz mnie spotykała, bo nie będę umiał sobie Ciebie odpuścić.
-A ja może mam męża co?-zapytałam z pewnością siebie, że może zaraz sobie da spokój.
-Nie masz obrączki. Z resztą nie wyglądasz na mężatkę.-powiedział z radością.-To co pójdziesz ze mną na kolację?
-Już Ty sobie nie planuj nie wiadomo czego. Jedyne co mogę Ci zaoferować to spacer. I to będzie nasze ostatnie spotkanie rozumiesz?-pogroziłam mu palcem.
-A jak Ci się spodobam?-zapytał.
-Nie podobasz mi się wcale i to się nie zmieni. - skłamałam.
-To kiedy na ten spacer?
-Jutro. Dzisiaj nie mam czasu.
-Nie mogę się doczekać jutra.-powiedział zadowolony.
-Pójdę raz i będę miała spokój...-powiedziałam pod nosem i skierowałam się do swojego mieszkania.

Następnego dnia.
Stałam i marzłam w miejscu gdzie miałam spotkać Erika. Spojrzałam w telefon.
-Jeszcze 5 minut i idę.-powiedziałam zła sama do siebie.
-Nie idź...Jestem.-odwróciłam się i zobaczyłam Erika.
-Po co Ci te kwiatki??-zapytałam.
-To dla Ciebie.-powiedział uśmiechnięty.
-Nie lubię kwiatków...-powiedziałam patrząc mu w oczy.
-Mam je wyrzucić?-zapytał ze smutkiem.
-Niee...Daj, wezmę...-powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
-Pójdziemy może na kawę?-zaproponował.
-Nie...-powiedziałam cicho.
-Przecież widzę, że Ci zimno. Chodź idziemy.-powiedział i poszedł w stronę galerii handlowej.
-Jeszcze trzy tygodnie i święta.-powiedział zadowolony kiedy chodziliśmy koło sklepów, które były przystrojone na zbliżające się Boże Narodzenie.
-Ta...Święta i po świętach...-powiedziałam pod nosem.
-Nie lubisz świąt??-zapytał zdziwiony.
-Nienawidzę...-wyszeptałam.
-Ale Twój syn chyba lubi?
-No lubi...
-Jesteś strasznie tajemnicza...-powiedział.
-Nie lubię mówić o sobie...
-A co lubisz?-zapytał rozbawiony.
Popatrzyłam na niego i pierwszy raz się do niego uśmiechnęłam szczerze.
-Lubię spędzać czas z synkiem i jeść gorzką czekoladę.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Ja lubię grać w piłkę. To moje całe życie. Nie wyobrażam sobie co miałbym robić, gdybym teraz nie był piłkarzem.
-Ja o piłce nie wiem nic...Nawet nie wiem co to faul...a spalony to już w ogóle...
-W Twoim domu nikt nie oglądał meczy?? Tata albo brat?
-Możemy zmienić temat?-zapytałam chłodno.
-Jasne...Jeśli powiedziałem coś nie tak...to przepraszam...
Uśmiechnęłam się do niego lekko i spuściłam głowę. Poszliśmy na kawę. Nie zwróciłam uwagi kiedy mijały kolejne godziny, a miał być tylko spacer...

Trzy tygodnie później.
Erik miał być tylko zwykłym znajomym z którym raz się spotkam i nic więcej się nie wydarzy. Było jednak inaczej. Piłkarz sprawiał, że coraz częściej się uśmiechałam. Zaprzyjaźnił się nawet z moim synem. Przygotowywałam obiad, gdy poczułam jego dotyk.
-Chciałbym żebyś gdzieś ze mną pojechała...-powiedział.
-Gdzie?-zapytałam spokojna.
-Chcę żebyś poznała moich rodziców.- na te słowa łyżka, którą miałam w ręku upadła na podłogę.
-Nie...Erik nie...-powiedziałam zdenerwowana.
-Dlaczego? Jesteś kimś ważnym dla mnie. Chcę żebyś ich poznała!
-Erik...Ile my się znamy? Nie, po prostu nie.
-Za kilka dni święta...Jak je spędzasz?
-Będę tu z Christianem. Nigdzie się stąd nie wybieram.-powiedziałam szczerze.
-Twoja rodzina do Ciebie przyjedzie?
-Nie.
-No właśnie. Jedź ze mną do moich rodziców!-powiedział.
-Erik nigdzie z Tobą nie pojadę!-powiedziałam wściekła na chłopaka.
-Przecież jesteśmy ze sobą tak blisko...Kochamy się...-powiedział obejmując mnie czule.
-To jest błąd, że jesteśmy razem.-powiedziałam.
-Dlaczego?-zapytał oburzony.
-Ja nie jestem dla Ciebie...-powiedziałam.
-Jak to nie? Nie przeszkadza mi Twój synek! Ja chce być razem z wami.-mówił przepełniony szczerością.
-Ale Ty o mnie nic nie wiesz!-krzyknęłam.
-Do jasnej cholery nic mi nie chcesz o sobie opowiadać! Jak mam coś o Tobie wiedzieć??-zapytał wściekły.
-Wyjdź...Idź już. Po prostu wyjdź i więcej tu nie przychodź.-otworzyłam mu drzwi od mieszkania i kazałam mu wychodzić.
Opuścił moje mieszkanie, a ja zalałam się łzami. Synek podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Mamusiu...Czemu płaczesz?-zapytał Christian.
-Nie ważne skarbie. Kocham Cię. Pamiętaj o tym.-powiedziałam przez łzy.
-Kocham Cię mamo.-powiedział i zaczął wycierać moje łzy swoimi małymi rączkami.

Następnego dnia.
Stałam i patrzyłam na śnieg, który padał za oknem. Jutro Boże Narodzenie...Usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Przestraszona poszłam otworzyć.
-Musimy porozmawiać!!-Erik wszedł do mojego mieszkania wściekły.
-O czym?-powiedziałam ledwo słyszalnie.
-O tym!-rzucił mi na stół zdjęcia na których byłam...
-Skąd to masz?
-Nie ważne skąd! To jest prawda??
Milczałam. Czułam jak łzy zaraz zaczną spływać po moich czerwonych ze wstydu policzkach.
-Jesteś...prostytutką? Powiedz mi! Cholera jasna powiedz mi!-krzyczał wściekły.
-Robiłam to dla Christiana...-powiedziałam i wybuchnęłam płaczem.
-Dlaczego mnie oszukałaś?? Mówiłaś, że sprzątasz biurowce w nocy, dlatego przychodzi opiekunka do małego, a Ty...Ty się puszczałaś!- krzyczał rozwścieczony.
-Nic nie rozumiesz! Jak zaszłam w ciążę miałam 18 lat...Rodzice nie chcieli mnie znać. Wyrzucili mnie z domu, nikt nie chciał mi pomóc. Wszyscy się ode mnie odwrócili. Musiałam sobie jakoś radzić. Robiłam to dla syna, żeby niczego mu nie brakowało...-mówiłam wycierając łzy rękawem.
-Jesteś zwykłą dziwką!-powiedział i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami...

Boże Narodzenie.
Siedziałam na łóżku w piżamie i z lekkim uśmiechem na ustach przyglądałam się jak mój mały synek otwiera prezent świąteczny. Był taki szczęśliwy jak ja kiedyś...
-Mamusiu...A czemu Ty nic nigdy nie dostajesz?-zapytał.
-Bo Ty jesteś moim największym prezentem! Twój uśmiech kochanie.-przytuliłam syna i pocałowałam go w czoło. Usłyszałam pukanie do drzwi, gdy je otworzyłam byłam strasznie zdziwiona.
-Jeśli przyszedłeś mnie wyzwać to żegnam...-powiedziałam bezsilna i chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, ale był silniejszy.
-Niee...Przyszedłem dać Christianowi prezent...-powiedział, a ja wpuściłam go do środka.
-Wujeeeeeek!-mój syn był jeszcze bardziej szczęśliwy, gdy zobaczył Erika.
-Hej mały!-wziął go na ręce i pocałował w głowę.
Rozczulił mnie ten widok. Głośno westchnęłam i poszłam do łazienki, aby nikt nie widział moich łez. Po chwili wyszłam i poszłam zrobić coś do jedzenia. Erik ustał obok mnie i przyglądał mi się.
-Przepraszam...-wyszeptał.
-Nie masz za co mnie przepraszać. Jestem zwykłą dziwką...-powiedziałam nie patrząc na niego.
-Jesteś cudowną osobą...Poświęciłaś się dla swojego dziecka...
-Jasne...Na pewno tak uważasz.-powiedziałam nie wierząc w jego słowa.
-Chce te święta spędzić z wami...
-Z dziwką? I jej dzieciakiem?-powiedziałam dławiąc się łzami.
-To nasze Święta, nasze Święta, ze mną jesteś Ty, a z Tobą ja...A z nami Twój syn, którego traktuję jak swojego. Kocham Cię...Pomogę Ci i wyjdziesz z tego gówna.- powiedział przytulając mnie do siebie.
-Nie zostawisz mnie??-zapytałam płacząc.
-Kochanie...Nigdy Cię nie zostawię! Kocham Cię!- powiedział całując moje mokre policzki.
-Ja też was kocham.-Christian przyszedł i wszyscy zaczęliśmy się przytulać.

Pięć lat później.
Siedziałam i patrzyłam jak Christian rozpakowuje prezenty razem ze swoją młodszą siostrą.
-Nie rozpakujesz swojego?-mój mąż wyszeptał mi do ucha.
-Nie muszę. Ty jesteś moim prezentem. Moim skarbem...Kocham Cię Erik...-powiedziałam i pocałowałam męża.
-Ja Ciebie też kochanie.-powiedział przytulając mnie do siebie.


niedziela, 20 listopada 2016

Erik Durm

Witamy was lekko spóźnione :) Zostawiamy Durma i lecimy się uczyć. W sobotę następny <3 Buziaki :*  Za błędy z góry przepraszamy :) :) :) 

Wskazówki zegarka wybiły godzinę dwudziestą trzecią. Pożegnałem się z kolegą i wyszedłem z mieszkania Reusa. Nałożyłem kaptur na głowę, a ręce schowałem do kieszeni. Ta listopadowa noc nie należała do ciepłych. Wręcz przeciwnie. Było cholernie zimno. Szedłem przez ulice Dortmundu i nagle zza zakrętu wyjechał samochód. Gdybym był dziesięć centymetrów bliżej auta, leżałbym plackiem na ulicy. Z samochodu wyszła młoda dziewczyna.
-Mogłaś mnie zabić kretynko!- wykrzyczałem.
-Ale nie zabiłam!-spojrzała na mnie, a ja dokładnie się jej przyglądałem.
-Ty masz w ogóle prawo jazdy?? - zadałem jej pytanie.
-Nie interesuj się, bo dostaniesz kociej mordy! - odpyskowała i udała się do samochodu.
-O nie, nie. Poczekaj! Ja jeszcze nie skończyłem!- powiedziałem i ustałem obok drzwi samochodu.
-Ale ja już muszę jechać!
-Ty? Dziecko. Ty nie umiesz jeździć! Chciałaś mnie zabić! Kto Ci dał auto??- powiedziałem, a ona przekręciła oczami.
-Samochód ukradłam od faceta mojej matki żeby zrobić jej i jemu na złość. Nie mam prawka, nie jestem nawet pełnoletnia. Przepraszam jeśli chciałam Cię zabić. Wracaj do domu, bo jest zimno. - jej drobna rączka odepchnęła mnie od samochodu, a sama wsiadła do auta. Gdy odjechała zostałem sam na środku ulicy.
-Dziwna dziewucha...Oby tylko nie zrobiła sobie krzywdy ani nikomu innemu. - pokręciłem głową i udałem się do swojego mieszkania. Otworzyłem drzwi, a z sypialni wyszła moja dziewczyna.
-Czemu Cię nie było tak długo? - Laura podeszła do mnie i mocno się do mnie przytuliła.
-Długa historia...
-Opowiesz mi rano. Teraz chodź. -uśmiechnęła się i pociągnęła w stronę sypialni.
-Kocham Cię wariatko. -pocałowałem ją i podreptałem za nią.

Tydzień później.
Chodziłem po galerii handlowej w poszukiwaniu idealnego prezentu urodzinowego dla Laury. Wychodząc ze sklepu z biżuterią poczułem w kieszeni wibrujący telefon.
-Co dręczy mojego kochanego Piszczusia? -zapytałem śmiejąc się do telefonu.
-Ewa z Sarą poleciały do Polski i tak sobie myślę, że może byś wpadł z chłopakami?
-Laura pojechała do siostry, więc idealnie mi pasuje. Jak się napije w trzy dupy to nikt mnie nie wyrzuci z domu. Przyjdę. - powiedziałem śmiejąc się.
-To zgarniaj Reusa i reszte, a ja lecę do sklepu po jakieś trunki. -polak rozłączył się, a ja wróciłem do domu.

Kilka godzin później.
Wstałem z kanapy i skierowałem się do wyjścia.
-A Ty gdzie?? - podchmielony Goetze zapytał zdziwiony.
-Lecę do domu. Dla mnie już koniec picia na dzisiaj. Siema chłopaki!-pomachałem im i poszedłem do wyjścia.
Gdy wyszedłem na zewnątrz poczułem mroźny wiatr. Z nieba powoli sypały płatki śniegu. Nałożyłem kaptur i ruszyłem w stronę swojego mieszkania.
-Jak się przespaceruje to może wytrzeźwieje?-powiedziałem sam do siebie i ruszyłem powolnym krokiem. Pomyślałem, że mogę skrócić sobie drogę i iść przez park. Wtedy dostrzegłem ją. Dziewczyna, która prawie mnie rozjechała siedziała na ławce. Podszedłem bliżej.
-Wiesz która jest godzina? -zapytałem siadając obok.
-A co to za różnica? -spojrzała w moje oczy, a ja dostrzegłem jej łzy, które powoli spływały po twarzy.
-Jest ciemno i zimno. Idź do domu, bo inaczej będziesz chora.
-Nikogo to nie zainteresuje...
-Mnie interesuje. Odprowadzić Cię? -zapytałem z troską.
-Jakoś nie mam ochoty wracać do domu...-powiedziała i odwróciła twarz.
-Siedzieć tu nie będziesz. Chodź. -wstałem i złapałem ją za rękę. Po kilkunastu minutach byliśmy już u mnie w mieszkaniu.
-Dam Ci koc i będziesz spała na kanapie w salonie. -powiedziałem do dziewczyny.
-Nie chce...-szepnęła i oparła się o ścianę.
-Wolisz siedzieć w parku i marznąć? -zapytałem rzucając koc na kanapę.
Pokręciła przecząco głową.
-Jak potrzebujesz skorzystać z łazienki to jest tam. -wskazałem ruchem głowy. Zostawiłem ją samą w salonie, a sam poszedłem do sypialni.

Następnego dnia.
Obudziłem się z bólem głowy. Wstałem i poszedłem do kuchni napić się wody. Dziewczyna siedziała przy stole w kuchni.
-Wyspałaś się? -zapytałem siadając obok niej.
-Tak. Dziękuje. -powiedziała.
-Spoko...Jestem do usług. - odpowiedziałem i napiłem się wody.
-Jesteś dziwny.
-Bo?
-Nie znasz mnie, a zaprosiłeś mnie do swojego domu...Nikt normalny by tego nie zrobił...-powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach.
-Powiedziałaś, że nie masz gdzie iść. To co miałem zrobić?
-Nie wiem.-uśmiechnęła się nieśmiało. - Lepiej będzie jak już pójdę.- wstała z miejsca, a ja złapałem ją za nadgarstek.
-A masz gdzie wracać? -zapytałem patrząc w jej duże oczy.
-Wczoraj kłóciłam się z matką i wyrzuciła mnie z domu, ale dzisiaj już jej pewnie przeszła złość na mnie. Pójdę już. Jeszcze raz dzięki. -powiedziała i po kilku minutach wyszła z mieszkania.

Kilka dni później.
Siedzialem w autobusie i gapiłem się w okno. Myślałem o Laurze i o tym jak bardzo ją kocham. Byliśmy ze sobą już dość długo i coraz bardziej zastanawiałem się nad oświadczynami.
Z nieba zaczęły spadać płatki śniegu. Pogoda była taka sama jak kilka dni temu, gdy wracałem od Piszczka. W mojej głowie pojawiły się myśli dotyczące tej nieznajomej dziewczyny. Najpierw mało mnie nie rozjechała, potem spotkałem ją w parku i zabrałem do swojego mieszkania. Obca mi zupełnie małolata spała pod moim dachem. Nawet nie wiem jak się nazywa. Nie wiem o niej nic.
-Haloo! Durm! Wracamy na ziemię!- Reus pomachał mi przed oczami.
-Jestem, jestem. -powiedziałem i porzuciłem swoje rozmyślenia.
-No właśnie widzę. Coś Ty taki? Za Laurą tęsknisz?-dopytywał.
-To też. -powiedziałem z lekkim uśmiechem na ustach, gdy pomyślałem o ukochanej.
-To o czym jeszcze myślisz?
-O wszystkim i o niczym. -rzuciłem i powróciłem do gapienia się w okno. Po kilku godzinach drogi dojechaliśmy do Monachium, gdzie mieliśmy rozegrać mecz.

Tydzień później.
Wstałem i poszedłem do kuchni. Moja ukochana przygotowywała śniadanie. Pocałowałem ją lekko w usta i przytuliłem.
-Siadaj. Zaraz będziemy jeść. -powiedziała zadowolona.
-Wiesz, że Cię kocham?-zapytałem.
-Wiem. -odpowiedziała i pocałowała mnie.
Po zjedzonym śniadaniu postanowiłem trochę pobiegać. Nie miałem dzisiaj treningu, więc pomyślałem że sam sobie pobiegam. Po 30 minutach byłem już w parku i biegałem między drzewkami. Zatrzymałem się obok ławki na której spotkałem tamtą dziewczynę. Usiadłem na moment, a po chwili zauważyłem i ją.
-Nie powinnaś być w szkole?-zapytałem patrząc na nią.
-Byłam, ale się zmyłam. -powiedziała patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.
-Spotykamy się już trzeci raz. Nocowałaś u mnie, a ja nawet nie wiem jak się nazywasz. -spojrzałem na nią z rozbawieniem.
-Nie pytałeś. -odpowiedziała.
-Ja jestem Erik.
-Durm. -dodała roześmiana.
-Oglądasz mecze?- zapytałem.
-Nie, ale mój ojciec oglądał.-powiedziała.
-Mogłabyś mi wytłumaczyć czemu jeździłaś po nocy cudzym samochodem? I czemu ostatnio siedziałaś tu w nocy? -spojrzałem pytająco.
-Mój ojciec pół roku temu zmarł. Moja matka po trzech miesiącach od jego śmierci przyprowadziła sobie nowego faceta. Cały czas są między nami o to kłótnie...Nie podoba mi się to, że po tak krótkim czasie matka znalazła sobie kogoś na miejsce ojca...Wtedy w nocy się z nią pokłóciłam...Wyszłam z domu i odjechałam jego samochodem, bo akurat zostawił kluczyki w środku. Nie wiem co chciałam przez to pokazać. Wiem, że to było głupie. Nie zastanawiałam się nad tym co robię. A ostatnio podczas kłótni wyrzuciła mnie z domu. Chciałam iść do mojego chłopaka, ale on też ma mnie w dupie...-westchnęła ciężko, a między nami zapanowała cisza.
-Powinnaś zrozumieć matkę. Każdy ma prawo kochać. Nikt nie chce być samotny...-powiedziałem patrząc w jej oczy.
-Nie jesteś na moim miejscu.-powiedziała.
-Wiem, ale nie możesz obwiniać swojej matki o to, że się zakochała. A z drugiej strony Twój chłopak to niezły frajer. Mam nadzieję, że już z nim nie jesteś?-zapytałem.
-Zerwałam z nim. A Ty? Masz kogoś?-spojrzała pytająco.
-Mam. -powiedziałem z uśmiechem.
Siedząc z tą młodą dziewczyną nie zwróciłem uwagi, że minęły dwie godziny. Rozmawialiśmy o wielu sprawach. Po jakimś czasie postanowiliśmy się rozejść w swoje strony.

24 grudnia
Nałożyłem kurtkę i wyszedłem z mieszkania. Miałem iść do sklepu, ale najpierw musiałem iść w umówione miejsce.
-Heej! - dziewczyna przytuliła mnie na przywitanie.
-Cześć. Patrzę, że humor dopisuje. -powiedziałem patrząc w jej duże oczy, które wręcz błyszczały z radości.
-Tak. Pogodziłam się na dobre z mamą. Zerwała z tym swoim facetem i teraz skupi się na relacjach ze mną. To wszystko dzięki Tobie. Powiedziałam jej o wszystkim co mi leżało na sercu i szczerze z nią porozmawiałam.
-No widzisz. Mówiłem, że będzie dobrze.-powiedziałem i poczochrałem jej grzywkę.
-Jeszcze raz Ci dziękuje. Za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Jesteś dla mnie zupełnie obcy, a pomogłeś mi i uświadomiłeś wiele rzeczy, gdy ostatnio rozmawialiśmy przez telefon. Naprawdę dziękuje. Tu masz coś ode mnie. -wręczyła mi duże plastikowe pudełko.
-Co to jest?
-Świąteczne pierniczki. Mam nadzieję, że będą smakowały Tobie i Twojej dziewczynie. - pocałowała mnie lekko w policzek i po kilku minutach rozmowy każde z nas poszło w swoją stronę.

Kilka godzin później.
Ubrany w elegancki garnitur przyglądałem się mojej dziewczynie. Mieliśmy za chwilę jechać do jej rodziców, ale najpierw chciałem coś zrobić.
-Laura...Poczekaj.
-Erik coś się stało? Masz dziwną minę...-powiedziała z troską.
-Kochanie...Kocham Cię. Zostań moją żoną. -powiedziałem z radością.
-Erik...-wyszeptała zaskoczona.
-Tak?
-Posłuchaj...nie mogę...-odwróciła głowę, aby na mnie nie patrzeć.
-Laura...zrobiłem coś nie tak?-zapytałem.
-Nie. To nie chodzi o Ciebie. Ja nie wiem czy Ty jesteś właśnie tym jedynym...Ja muszę mieć pewność...
-Ale przecież jesteśmy ze sobą tak długo...Kochamy się...Co jest nie tak? Czemu nie jesteś pewna?-dopytywałem.
-Nie umiem Ci na to odpowiedzieć. - powiedziała i wstała z kanapy.
-Nie chcesz założyć ze mną rodziny?-zapytałem z nadzieją, że może sobie tylko żartuje i zaraz wpadnie w moje ramiona.
-Przykro mi...Lepiej będzie jeśli sama pojadę do moich rodziców. - usiadłem
na kanapę i po chwili usłyszałem zamykające się drzwi.

31 grudnia
Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Spojrzałem na telefon. Sto nieodebranych połączeń. Wstałem i poszedłem do łazienki. Po tygodniowym piciu wyglądałem okropnie. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Przez chwilę udawałem, że mnie nie ma, ale osoba za drzwiami zawzięcie dzwoniła dzwonkiem. Nałożyłem dresy i poszedłem otworzyć.
-Jak Ty wyglądasz??- dziewczyna spojrzała zszokowana.
-Po co tu przyszłaś?-zapytałem.
-Jesteś pijany!
-Nie jestem pijany...Na lekkim kacu...
-Ty to nazywasz lekkim kacem??-zapytała i wepchnęła się do środka.
-Pokłóciłaś się z matką i nie masz gdzie spać? -zapytałem wkurzony.
-Przyszłam tu żeby zobaczyć co się z Tobą dzieje! Dzwoniłam do Ciebie, a Ty nawet nie raczyłeś odebrać!! -wrzasnęła.
-Laura się wyprowadziła...Zostawiła mnie...
Jak to? Kiedy? - zapytała z niedowierzaniem i usiadła na krześle w kuchni. Stałem oparty o blat i opowiedziałem jej po kolei co się sało. O odrzuconych zaręczynach i o tym jak Laura przyjechała w święta po swoje rzeczy.
-Przestań się zadręczać. Idź się umyj, a ja tu posprzątam. A ta głupia Laura niech się buja na drzewo! -powiedziała i ruszyła do sypialni aby w niej posprzątać. Po godzinie wyszedłem z łazienki. Mieszkanie lśniło z czystości.
-Jak spędzasz Sylwestra? -zapytałem siadając przy stole w kuchni.
-Idę do koleżanki na nockę. Do mojej mamy przyjechała jej siostra. Wysiedziałam się z mamą i ciocią całe święta, więc niech teraz się nagadają same. A Ty? -zapytała z troską.
-Nie wiem...Rodzice byli u mnie i chcieli mnie do siebie zabrać, ale wolałem tu zostać... Posiedzę sam przed telewizorem. -westchnąłem ciężko.
-Masz. Zjedz. -podsunęła mi talerz pod nos.
-Co to?
-Zupa pomidorowa. Średnio umiem gotować, ale może się nie otrujesz. - uśmiechnęła się lekko.
Popatrzyłem na nią i zabrałem się za jedzenie zupy.
-Nie przejmuj się...Będzie dobrze. Dzisiaj kończy się rok, a razem z nim Twoje zmartwienia. -poklepała mnie po ramieniu.
-Dziękuje. -wyszeptałem.
-Nie ma za co. Zrobiłam coś dla Ciebie tak samo jak Ty zrobiłeś dla mnie. -uśmiechnęła się szeroko.
-Jesteś aniołem.
-Jestem gówniarą, która prawie Cię zabiła, awanturowała się z matką i uciekała ze szkoły. -dopowiedziała.
-Ale masz dobre serce...-powiedziałem i przytuliłem ją lekko.
-Muszę iść. -powiedziała i wyszła z kuchni. Nałożyła kurtkę i buty po czym uśmiechnęła się do mnie szczerze.- Szczęśliwego Nowego roku. - powiedziała i cmoknęła mnie w policzek.

1 stycznia
Siedziałem przed telewizorem i jadłem ciastka. Oglądałem jakieś bezsensowne programy, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi.
-Przyszłaś sprawdzić czy nie mam bałaganu? -zapytałem z rozbawieniem.
-Przyszłam, bo chcę Ci złożyć życzenia na nowy rok. - powiedziała i stała w korytarzu patrząc mi w oczy.
Między nami panowała cisza, którą przerwał dzwonek do drzwi.
-Co tu robisz?-zapytałem, gdy zobaczyłem Laurę.
-Przyszłam, bo zostawiłam u Ciebie parę swoich rzeczy...
-To zabieraj je i bujaj się na drzewo!-moja młodsza koleżanka zwróciła się ze złością do Laury, która w ciągu trzech minut zabrała wszystkie swoje rzeczy i zniknęła z mojego mieszkania. My natomiast zasiedliśmy razem przed telewizorem i jedliśmy razem ciastka.
-Ile z nią byłeś?-zapytała.
-Pięć lat. - odpowiedziałem.
-To sporo...
-Jak już tak liczymy te lata...To ile Ty masz lat?-popatrzyłem na nią roześmiany.
-Ja?? Za miesiąc będę miała osiemnaście. - zaczęła się śmiać i włożyła ciastko do buzi.
-No to nieźle. - powiedziałem rozbawiony.
-Ale co?
-Nic.
-Jak to nic?
-No nic.
Oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Po chwili spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Moja dłoń dotykała jej policzka. Jej oczy zabłyszczały. Powoli przybliżałem się do niej. Lekko pocałowałem ją w usta, a ona odskoczyła, gdy zadzwonił jej telefon.
-Halo? Dobrze mamo. Tak mamo. Za pół godziny. Okej. - powiedziała i schowała telefon do kieszeni.
-Mama?
-Tak...Wygląda na to, że moja wizyta dobiega końca. - wstaliśmy obydwoje z kanapy i patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.

Czerwiec
Siedziałem w parku na ławce. Poczułem jak ktoś zasłania mi oczy.
-Jak się czuje zwycięzca Ligi Mistrzów?-moja dziewczyna spojrzała na mnie uśmiechnięta i pocałowała mnie w usta.
-Doskonale. A wiesz czemu? Bo to wszystko dzięki Tobie!-przytuliłem ją mocno do siebie.
-A co ja takiego zrobiłam?
-Prawie mnie zabiłaś. Nie pamiętasz?- oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Nie przeszkadza Ci, że jestem tyle młodsza od Ciebie?-zapytała patrząc mi w oczy.
-Nie. Jesteś wspaniałą dziewczyną, która sprawia że jestem bardzo szczęśliwy. - powiedziałem i po chwili nasze usta się złączyły.

sobota, 5 listopada 2016

Dariusz Formella

Witajcie! :) Dodajemy Darka, który tupał nogą i nie chciał się napisać, dlatego wyszło coś takiego xDD Może wam się spodoba :) Jeżeli będziecie zawiedzione opowiadaniem to bądźcie cierpliwe :D Następne opowiadania będą lepsze (tak nam się wydaje) :D Buziaki <3 




Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Wstałam z łóżka i odebrałam telefon.
-Haloo?-powiedziałam zaspana do słuchawki.
-Hej kochana. Słuchaj musisz mi pomóc. Mój tata jest w szpitalu...Ja muszę jechać do domu, pomóc mamie.-usłyszałam moją przyjaciółkę Aldonę.
-Jasne. Jedź. -powiedziałam, nieświadoma na co się właśnie zgodziłam.
-Kochana jesteś! Zaraz Ci podeślę adres. -powiedziała, a ja nagle obudziłam się do życia.
-Chwila! Moment!! Jaki adres??-zapytałam zdziwiona.
-No domu panny młodej. Miałam dzisiaj robić zdjęcia na ślubie i na weselu, ale nie mogę, bo muszę jechać...
-A ja już się cieszyłam, że chociaż jedna sobota wolna od tego latania z aparatem...-westchnęłam.
-Zrób to dla mnie. Proszę. Mogę za Ciebie jechać na chrzciny robić zdjęcia w następną niedzielę. Hm?? - próbowała mnie przekonać.
-Spoko. Pojadę. -mruknęłam.
Zakończyłam rozmowę z Aldoną i poszłam się umyć. Po godzinie 15 ubrałam się w ciemne spodnie i białą koszulę z czarnymi wzorkami i wpuściłam ją w spodnie. Na stopy nałożyłam czarne trampki, a włosy związałam w kucyka. Nałożyłam kilka bransoletek na nadgarstek i poszłam się lekko umalować. Gdy byłam już gotowa zabrałam swój plecak w którym miałam lustrzankę i inne potrzebne rzeczy i wyszłam z kawalerki zamykając ją na klucz. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę domu panny młodej. 40 minut później byłam w małym miasteczku za Poznaniem. Podjechałam pod dom w którym miałam zrobić zdjęcia Izabeli, która miała dzisiejszego dnia swój najlepszy dzień w życiu. Zapukałam do drzwi, a miły grubszy pan wpuścił mnie do środka. Ze schodów schodziła akurat wysoka blondynka. Była ładna, a jej duże pełne usta i spory biust na pewno powaliły Pana Młodego na kolana. Przywitałam się z nią i objaśniłam sytuację.
-Aldona nie mogła dzisiaj przyjechać z powodu pewnych problemów rodzinnych...Przyjechałam w jej zastępstwie. -uśmiechnęłam się życzliwie.
-Fotograf nawalił, Darka nie ma...Mamo. ..-blondynka zaniosła się płaczem i spojrzała na swoją rodzicielkę.
-Izuś uspokój się. Darek zaraz przyjedzie, a ta Pani na pewno robi świetne zdjęcia. Nie płacz, bo się makijaż rozmaże!-rudowłosa kobieta zaczęła ją pocieszać.
Darek...I wszystko jasne. Też kiedyś znałam pewnego Darka...Wolę jednak nie przypominać sobie o człowieku przez którego bardzo cierpiałam...
-Nie zawiedzie się Pani na mnie. Proszę nie płakać. Wszystko będzie dobrze.-uśmiechnęłam się do niej.
-Słyszysz Iza? Nie zamartwiaj się. - jej matka przytuliła ją do siebie.
W tym momencie drzwi się otworzyły, a do domu ktoś wszedł. Odwróciłam głowę...Zrobiło mi się słabo...
-Gdzieś Ty był?? Dzwoniłam tyle razy!-blondynka zaczęła krzyczeć.
-Musiałem jechać w jedno miejsce...-powiedział zmieszany, gdy mnie zauważył.
-Dzisiaj?? W taki ważny dzień?? Darek! Ty jesteś nienormalny!-Iza pobiegła na górę i po chwili usłyszałam głośnie trzaśnięcie drzwiami.
-Pójdę do niej.-rudowłosa kobieta pobiegła za córką po schodach.
-Co Ty chłopie odstawiasz? Poważny jesteś? Ty chcesz rodzinę z moją córką zakładać? A może Ty chciałeś zwiać? Rozmyśliłeś się czy co? -ojciec panny młodej był strasznie zły.Młody chłopak nic nie odpowiedział.  Po chwili jego przyszły teść skierował się w stronę drzwi i wyszedł z domu. Zostaliśmy tylko my.
-Narozrabiałeś...-powiedziałam i spojrzałam na jego twarz.
-Ta...A Ty? Co Ty tu w ogóle robisz?? Przyjechałaś się zemścić po tych kilku latach??-zapytał.
-Przyjechałam do pracy.-powiedziałam i wyjęłam z plecaka aparat. Po chwili drzwi się otworzyły, a do domu weszło dużo osób.

Jakiś czas później.
-Ja...Ja Dariusz...-Formella wymawiał powoli słowa przysięgi małżeńskiej. Podeszłam bliżej z aparatem i zrobiłam zdjęcie jak ślubuję swojej narzeczonej wierność. Szkoda, że on nie wie co to znaczy być wiernym...
-Darek...-Iza szepnęła do niego, a ten patrzył się na mnie jak sroka w gnat, i nic nie mówił. Wycofałam się trochę tak, aby na mnie nie patrzył.
-Ja Dariusz biorę sobie Ciebie Izabelo za żonę...
Po mszy młodzi wyszli przed kościół. Podeszłam z lustrzanką i zaczęłam robić im zdjęcia. Byłam na wielu ślubach, ale nigdy nie widziałam czegoś takiego. Pani Młoda uśmiechająca się sztucznie do zdjęć, jej mąż rozglądający się dookoła z widocznym grymasem na twarzy. Przyzwyczaiłam się raczej do radości jaką ludzie tryskali po wyjściu z kościoła po ślubie. U nich widziałam obojętność. Stali obok siebie jak dwoje obcych sobie ludzi. Kilka godzin później byłam już na sali weselnej. Wiadomo jak wygląda moja praca. Chodzenie z aparatem po sali i cykanie zdjęć ludziom, którzy się bawią. Chciałam nie patrzeć na Darka, jednak było to niemożliwe. W końcu to on i jego Iza byli bohaterami tego dnia. Robiłam zdjęcia dzieciom, które tańczyły na parkiecie. Kucnęłam, ale po chwili się wyprostowałam. Wtedy nagle przed oczami zobaczyłam Darka.
-Idziemy na jednego?-zapytał.
-Nie piję.
-Wódki się ze mną na moim ślubie nie napijesz?-zapytał zawiedziony.
-Jestem w pracy. - powiedziałam i wyminęłam go.
Odliczałam czas do końca mojego pobytu na weselu. W pewnym momencie pomyślałam, że na chwilę się wymknę. Wyszłam przed budynek i usiadłam na jednej z ławek.
-Zmieniłaś się.- podniosłam głowę do góry i zobaczyłam Darka.
-Wracaj na salę. Iza nie może zostać sama...-powiedziałam, a on usiadł obok mnie.
-Wśród 300 zaproszonych gości nie będzie się czuła samotna.-mruknął.
-Chyba mocno ją kochasz skoro się z nią żenisz. Zawsze powtarzałeś, że nikt Cię nie zaciągnie do ołtarza przed 30, a tu proszę. Za miesiąc dopiero 21 wiosna stuknie.- popatrzyłam na niego z ironicznym uśmiechem.
-W ciąży jest. Jak się jej rodzice dowiedzieli to nie było innej opcji. Ona mi się nawet nie podoba.-popatrzył na mnie z rozpaczą jaka malowała się na jego twarzy.
-Przykro mi...Albo w sumie...nie. Jednak nie jest mi przykro. - uśmiechnęłam się i weszłam do budynku zostawiając go samego...

Pół roku później.
Wróciłam do domu i zrobiłam sobie ciepłą herbatę. Trzymałam kubek z gorącym napojem i patrzyłam się na płatki śniegu, które było widać za oknem.
-Zima, zima, zima...Pada pada śnieg.-zaczęłam sobie nucić i wspominać dzieciństwo w którym uwielbiałam lepić bałwana. Byłam dorosła, pracowałam sama na siebie, ale dalej miałam w sobie coś z dziecka. Chciałam wybiec na zewnątrz i zatopić się w śniegu. Uśmiechnęłam się sama do siebie i usłyszałam wibrujący telefon. Podeszłam do szafki i wzięłam go do ręki, po czym przesunęłam zieloną strzałkę.
-Słucham?
-Dzień dobry. Z tej strony Izabela Formella. Była Pani na moim weselu i robiła tam zdjęcia.
-Tak...Coś z nimi nie tak?-zapytałam.
-Ależ skąd! Są świetne! Pomyślałam sobie, że mogłaby Pani robić zdjęcia na chrzcinach naszej córki.
-Urodziła Pani? Gratulacje...-powiedziałam z lekką złością, która ogarnęła mnie na słowo "córka".
-Tak. Za dwa tygodnie chcemy ochrzcić Marysię...Pasowałoby Pani?-zapytała, a ja poczułam jeszcze większą złość.
-Odezwę się do Pani jutro. Ja...muszę kończyć. Do usłyszenia. -powiedziałam i rzuciłam telefon na kanapę, która robiła również za moje łóżko. Poszłam do kuchni i wyjęłam z szuflady moją ulubioną mleczną czekoladę, którą zawsze trzymałam na "gorsze dni". Otworzyłam słodycz i usiadłam w pokoju na dywanie. Zajadałam się czekoladą, żeby poprawić sobie humor, ale z moich oczu i tak popłynęły słone łzy...

3 lata wcześniej.
Ubrana w granatową sukienkę zaczęłam przyjmować pierwszych gości.
-Kochana! Życzę Ci aby spełniły się wszystkie Twoje marzenia! Żebyś zawsze była taka szczęśliwa jaka jesteś teraz. -Luiza, moja kuzynka podarowała mi prezent z okazji mojej osiemnastki i mocno mnie przytuliła.
-Dziękuję kochana!-ucałowałam ją i zaczęłam witać się z innymi. Godzinę po rozpoczęciu imprezy przyszedł mój kolega Wojtek.
-Nie za wcześnie przyszedłeś?-zapytałam sarkastycznie.
-Przestań marudzić. Lepiej późno niż wcale!-blondyn zaśmiał się.
-Jasne! Ciesze się, że jesteś.
-No to wszystkiego dobrego! Żebyś miała dobrą pracę, żebyś z Darkiem miała dużo dzieci i wszystkiego co najlepsze!-mój kolega pocałował mnie w policzek.
-Dzięki Wojtuś, ale aż tak dużo dzieci to ja nie chce. -zaśmiałam się.
-Tak, wiemy. Twoim marzeniem jest mieć córkę i nazwać ją Marysia.-moja koleżanka Daria podeszła do nas i zaczęła się śmiać.
-A potem zamieszkamy razem z Darkiem za miastem i będziemy żyć długo i szczęśliwie.-Wojtek zaczął mnie naśladować.
-Przestańcie. -zaśmiałam się i udałam obrażoną.
-Przecież dobrze wiesz, że my Ci właśnie tego życzymy. Spełnienia Twoich marzeń. -Daria przytuliła mnie do siebie.
-No właśnie. Pójdę Darka poszukać. -odsunęłam się od koleżanki i ruszyłam na poszukiwania mojego chłopaka. Nigdzie jednak nie mogłam go znaleźć.
-No nic. Sam się znajdzie.-powiedziałam sama do siebie i poszłam w stronę sali, w której odbywała się moja urodzinowa impreza. W ostatnim momencie jednak się cofnęłam i zawróciłam się. Mój pęcherz zawołał, że musi do toalety. Wchodząc do łazienki usłyszałam dziwne odgłosy.
-O tak...- w tych jękach i okrzykach usłyszałam głos mojego ukochanego.
Nie zastanawiając się otworzyłam drzwi od kabiny i zaniosłam się płaczem.
-Jak mogliście?? Ty?? Jak Ci nie wstyd pieprzyć moją kuzynkę w tak ważnym dla mnie dniu?? A Tobie nie jest wstyd? Luiza jak mogłaś? A tak mi życzyłaś żeby mi się spełniły moje marzenia tak?? Pie*dolcie się dalej!! Nienawidzę was!!- wybiegłam z płaczem. Błąkałam się do rana. Gdy było już jasno wróciłam do domu.
-Dziecko kochane gdzie Ty byłaś??- mama rzuciła mi się na szyję.
-Jak Ty wyglądasz?? Ktoś Ci zrobił krzywdę? - ojciec przyglądał się mojej twarzy, która była cała czerwona od płaczu.
-Wszystko wam opowiem. Tylko dajcie mi na razie spokój. -wyszeptałam i poszłam do swojego pokoju, aby udać się do krainy Morfeusza.


                                                                                ***
Obudziłam się z bólem głowy. Dywan to nie jest dobre miejsce do spania. Usiadłam na łóżku. Zamknęłam oczy. Znowu miałam ten sen...Sen, który nie był zwykłym snem. To co mi się śniło wydarzyło się naprawdę. Darek, który sprawił, że straciłam zaufanie do ludzi znowu pojawił się w moim życiu...

Miesiąc później.
Zamknęłam powieki i oparłam głowę o kierownicę.
-Co ja tu robię...-wyszeptałam i po chwili sięgnęłam po swój plecak i wysiadłam z auta.
Stałam pod drzwiami z bijącym sercem.
-Dzień dobry. Ja jestem fotografem i miałam robić zdjęcia na chrzcinach Marysi. - powiedziałam drżącym głosem w stronę rudowłosej, która otworzyła mi wejściowe drzwi.
-Tak...Pamiętam panią...Chrzciny jednak się nie odbędą...-kobieta wpuściła mnie do środka, a na jej twarzy gościła złość.
-Coś się stało? -zapytałam.
-Mąż mojej córki...Zniknął. Przepadł. Nie ma go od wczoraj.- rudowłosa zaprosiła mnie do salonu i usiadła na kanapie obok mnie.
-To jest akurat do niego podobne...- wyszeptałam pod nosem, bo przypomniałam sobie momenty w których Darek pokazywał swoją gorszą stronę.
-Słucham?- kobieta przyjrzała mi się uważnie.
-Noo...Jak był ślub to też się spóźnił, więc może jeszcze jest nadzieja że przyjdzie...-ze sztucznym uśmiechem próbowałam  uspokoić teściową Darka.

Wieczorem wróciłam do domu. Izabela stwierdziła, że jej dziecko może być ochrzczone bez ojca. Zrobiłam zdjęcia, zjadłam obiad na który mnie zaprosili i postanowiłam wracać do domu. Maszerując po schodach myślałam o Darku. Cieszyłam się, że go dzisiaj nie spotkałam. Wchodząc na piętro na którym mieszkałam zauważyłam Darka stojącego pod moimi drzwiami.
-Co tu robisz??? -zdziwiona popatrzyłam na niego.
-Przygarniesz mnie?-zapytał spuszczając głowę w dół.
-Chyba sobie żartujesz! Bujaj się na drzewo! Masz żonę! Córkę, która dzisiaj miała swój ważny dzień, a Ciebie przy niej nie było!- podniosłam głos i wyjęłam klucze z torebki.
-Błagam Cię...Będę spał na podłodze, mogę nawet w wannie...-Darek złapał mnie za rękę i patrzył błagalną miną.
-Nie. -zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Zdjęłam kurtkę , buty i rzuciłam się na swoje łóżko. Skierowałam oczy na okno z którego było widać spadające płatki śniegu na ulicę.
-Pada...I jest zimno...-mruknęłam.
Schowałam twarz w dłonie.
-Będę tego żałować. -wstałam i podeszłam do wejściowych drzwi. Otworzyłam je.
-Dalej tu stoisz??-zapytałam lodowato Darka, który siedział na schodach.
-Siedzę...-mruknął.
-Tyle to ja widzę. - burknęłam - Właź. - otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam go do swojego mieszkania.
-Nawet nie wiesz ile dla mnie robisz. -piłkarz powoli zdejmował kurtkę, a ja podeszłam do szafy i wyjęłam z niej koc, który rzuciłam mu pod nogi.
-Śpisz na podłodze. -burknęłam.
-Mogę nawet spać u Twych stóp...
-Na takie rzeczy to sobie trzeba zasłużyć. -usiadłam na łóżku. On usiadł na fotelu w kącie.
-Czemu Cię dzisiaj nie było? Albo może inaczej. Gdzie byłeś?? -zapytałam patrząc na niego.
-Chodziłem po mieście cały dzień. Ja nie chcę mieszkać ani z nią, ani z jej rodzicami!- Formella spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam prawdziwą rozpacz.
-A mała? Ona się dla Ciebie nie liczy?? - spojrzałam w jego oczy i oczekiwałam szczerej odpowiedzi.
-Liczy, ale...
-Ale co?
-Ja nawet nie wiem czy ona jest moja...
-Jak to nie wiesz??
-No nie wiem...Nawet sama Iza tego nie wie...-Darek patrzył na mnie i oczekiwał, że zacznę mu współczuć.
-To nie jest mój problem. Kładź się w kuchni. Nie chce żebyś mnie oglądał jak śpię. -ruchem głowy wskazałam mu kuchnię.
-A poduszka...? Jakaś? Mała? -w odpowiedzi na jego pytanie rzuciłam w niego małą poduszeczką.
-Dziękuję. Jesteś dobrą, ciepłą osobą...Zasługujesz na fajnego faceta. - spojrzałam w jego oczy, które tym razem były przepełnione szczerością.
-Zejdź mi z oczu. -mruknęłam i skierowałam się do łazienki, a po kilku minutach znalazłam się w łóżku.

Dwa tygodnie później.
Od dwóch tygodni nie widziałam się z Darkiem. Dzisiaj jednak miało się to zmienić, bowiem zmierzałam do domu jego małżonki. Gdy zapukałam do drzwi ich domostwa usłyszałam dosyć wulgarne słowa i drzwi gwałtownie się otworzyły.
-Wynoś się! Więcej nie wracaj! - blondynka wyrzuciła walizkę przed dom, a bezradny Darek wyszedł z domu tak jak mu rozkazała.
-Dzień dobry. Proszę, niech Pani wejdzie. - tym razem blondynka spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się szeroko tak jakby wcale nie była zdenerwowana.
Dałam jej płytkę ze zdjęciami, odebrałam swoje wynagrodzenie i czym prędzej wyszłam z jej domu pakując się do auta. Jadąc zauważyłam Darka.
-Będę tego żałować...-wyszeptałam i zatrzymałam się.
-Dzięki...-mruknął siadając po chwili  na miejscu pasażera.
-Co zrobiłeś? - zapytałam.
-No właśnie chodzi o to że nic...
-Masz gdzie spać?
-Zadzwonię do kolegów. Może się znajdzie dla mnie miejsce.
-Jak chcesz to moja podłoga w kuchni jest wolna. - uśmiechnęłam się lekko.
-Dzięki. Może jednak nie skorzystam.- powiedział rozbawiony.
-Jak chcesz. - mruknęłam i pojechaliśmy dalej.

Tydzień później.
Siedziałam na wannie i wycierałam swoje mokre włosy. Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi narzuciłam na siebie dres i podreptałam do drzwi.
-Wiesz co ta małpa zrobiła?? Najpierw wyrzuciła mnie z domu, a teraz poleciała do gazet i powiedziała, że to ja ją zostawiłem. Na dzisiejszym treningu to mnie większość albo unikała albo zabijała wzrokiem.
-No to wytłumacz kolegom jak jest...
-Tłumaczyłem. Gorzej z tym, że trener mi nie wierzy...Ostatnio przyszedłem na kacu trenować...-Formella usiadł na moje łóżko.
-To po co piłeś?? No bo chyba nie z miłości do Izy...-popatrzyłam na niego, a on podniósł się ze swojego miejsca.
-Wiesz...Jesteś jedyną osobą, której mogę się wyżalić...-patrzył mi głęboko w oczy, a ja zrobiłam krok w tył.
-Czuję się zaszczycona naprawdę...-powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
-Ja...Chciałbym cofnąć czas...-Darek lekko mnie pocałował w usta. Po chwili pocałunku jednak się opamiętałam i odepchnęłam go.
-Idź już...-odwróciłam głowę w drugą stronę tak aby na niego nie patrzeć.
-Żona mnie wyrzuciła z domu...Koledzy się odwrócili...A Ty...Ty dalej jesteś dla mnie ważna...
-Wyjdź...-wyszeptałam.
-Ja wyjdę...Jak zmienisz zdanie to powiedz...
Pocałował mnie lekko w policzek i wyszedł. Oblizałam usta. Dalej czułam na nich smak jego ust...Bez namysłu otworzyłam drzwi.
-Darek...-Formella był na schodach, ale w ciągu sekundy znalazł się w moim mieszkaniu.
Moja miłość do niego odżyła w dniu kiedy go spotkałam. Nie mogłam się powstrzymać. Wiedziałam, że będę tego żałować. Mimo to zaczęłam go całować.
-Wybacz mi...-wyszeptał mi do ucha, gdy oderwał się od moich ust.
-Wybaczę...I co dalej?-spojrzałam w jego oczy.
-Rozwiodę się. Zmienię klub. Wyniesiemy się stąd. Będziemy żyli długo i szczęśliwie w domku za miastem.-Darek zaśmiał się i ponownie zaczął mnie całować.
-A Marysia?? Będzie się wychowywać bez taty? Nie chce zabierać dziecku ojca...
- Będę się z nią widywał, płacił alimenty. Z resztą Iza na pewno szybko znajdzie jej nowego tatusia.
-Darek...-ujęłam jego twarz w swoje dłonie.
-Tak?
-Nie wiem czy dobrze robimy...
-Nie myśl o tym. Za to co Ci zrobiłem, zasługujesz na wszystko co najlepsze. - Darek pocałował mnie w czoło.
-Zwariowałam...
-Bo?-Popatrzył na mnie zdziwiony.
-Bo rozbijam Twoje małżeństwo jeszcze bardziej niż jest rozbite, zabieram dziecku ojca, wybaczam Ci choć przyrzekłam sobie, że tego nie zrobię i... nadal Cię kocham...-przytuliłam się do niego, a on pogłaskał mnie po włosach. 

poniedziałek, 31 października 2016

James Magnussen

Hej!:* Bardzo przepraszamy za opóźnienie , ale niestety brak czasu. Czasem nawet i chęci... Nie wiemy dlaczego, ale jest was coraz mniej.. Dziewczyny, wiecie bardzo dobrze: Komentujesz-Motywujesz!! Nawet jakaś buźka, dwa słowa "jestem, czytam"  to naprawdę niewiele, a wiecie jak motywuje??! Bardzo!! Przepraszamy za błędy, ale opowiadanie pisane na szybko..
Buziaki:* i do zobaczenia! :)
Ps. Podsyłamy wam Jamesa. Domyślamy się że większość z was (w tym my, do pewnego czas) nie mają pojęcia jak wygląda nasz główny bohater. A jest na czym oko zawiesić;)^^


   

-Znowu mi to robisz! Kiedy Cię najbardziej potrzebuję, Ciebie zawsze nie ma. Wszystko jest ważniejsze ode mnie!.... Jasne, wiesz co, rób co chcesz! Cześć.- Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na półkę.
-Znów nie przyjdzie?- Zapytał mój kolega Mike.- Nie musisz odpowiadać, domyślałam się jaka jest odpowiedz.
-Jak zwykle jest ktoś ważniejszy  ode mnie. Tym razem to jego przyjaciel, który ma podobno jakiś problem, a tak naprawdę pewnie siedzą w barze i pija piwo.- odpowiedziałam łamiącym się głosem. W moich oczach zaszkliły łzy.
-Ej mała, nie płacz. Nie załamuj się. Wiem, że to jest dla Ciebie bardzo ważne, żeby był przy Tobie.
-To powiedz mi dlaczego za każdym razem, kiedy go zapraszam do teatru, żeby przyszedł zobaczył mnie, moją pracę to on i tak ma zawsze coś ważniejszego do załatwienia.
-To dlaczego z nim jesteś? Za każdym razem zadaję Ci te pytanie  i za każdym razem, mówisz mi że go kochasz, ale skarbie miłość musi odwzajemniać także ta druga osoba. Starać się, a nie tylko ta jedna połówka.
-Czy Ty musisz mieć zawsze rację?
-Tak- odpowiedział z uśmiechem na ustach.
-Dobra, dosyć tego użalania się nad sobą, a od Ciebie ktoś przyjdzie? - zapytałam z ciekawością.
-Tak. Bardzo cieszę się że będzie. To świetny facet, na pewno go polubisz.
-Nie wątpię w to.
Dalsze nasze rozmowy, przerwał fakt że zaraz mieliśmy wchodzić na scenę.
Po spektaklu Mike uprzedził mnie, że musi mnie z kimś poznać. Już nawet się domyślałam się z kim. Widać że jest dla niego bardzo ważny. Po około 15 minutach do garderoby przyszedł wysoki mężczyzna w obecności Mike'a. Przedstawił nam sobie, po czym oznajmił że zaraz wychodzimy coś zjeść. Nie chciałam wracać do domu, więc przystałam na propozycję.

Pół godziny później
-No to co zamawiamy?-zapytał mój przyjaciel.
-Zaskocz mnie- odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
-Okej, a Ty James co chcesz?
-Też zdaję się na twój gust.
-Dobra, to wracam za chwilę.-powiedział i poszedł do baru zamówić jedzenie.
-Czym się zajmujesz?-zapytałam z ciekawością w głosie Jamesa.
-Jestem pływakiem. A Ty zajmujesz się tylko graniem czy czymś jeszcze?
-Oprócz grania w teatrze jestem przedszkolanką. Kocham dzieci i nie wyobrażam sobie, żebym robiła coś innego.
-A ile masz tych dzieciaków?
-Jeśli Ci chodzi w mojej grupie, to ósemkę cudownych dzieci, a jeśli w życiu prywatnym to...
-A jeśli w życiu prywatnym to zero.-odpowiedział mój kochany przyjaciel od serca- i znając jej partnera szybko się to nie zmieni, ponieważ to głupek, który nie widzi co ma, tylko lata gdzieś zamiast przyjść na przedstawienie swojej dziewczyny, No, ale to nie moja sprawa więc się nie wtrącam..
-Dzięki, że przedstawiłeś całą moją sytuację życiową. Na prawdę nie trzeba było- powiedziałam z wyrzutem w stronę Mike'a.
-Oj blondyneczko, nie denerwuj się. Przepraszam. Po prostu wiesz, że nie lubię Kevina.
-Ale nie musisz mówić tego wszystkim znajomym.
-James to coś więcej niż znajomy. Spokojnie, wiesz że Cię kocham  i nie chcę dla Ciebie źle.
-Wiem, też Cię kocham.
Reszta wieczoru upłynęła nam w miłej atmosferze. Kurczę, zazdroszczę Mike'owi że ma Jamesa. On jest taki miły, czuły, zabawny. Widać że się kochają. Dlaczego fajni faceci są gejami???

Jakiś czas później
Bardzo zbliżyłam się z Jamesem. Można rzec że to mój przyjaciel. Rozumiemy się bez słów. Nawet Kevin zaczął być zazdrosny, ale jak mu powiedziałam że Magnussen to gej to odpuścił i wszystko było znów po staremu, czyli dalsza olewka mnie.
Już od 10 minut czekałam na Mike'a. Spóźniał się, ale już się do tego powili przyzwyczajałam. Dziś mieliśmy iść na zawody pływackie Jamesa. W życiu bym nie pomyślała że to może być tak emocjonujący sport. Niby to nic takiego. Paru mężczyzn lub kobiet pływa w tą i z powrotem, ale emocję przy dopingowaniu tej właśnie osoby są fantastyczne. Mój przyjaciel, bo teraz bez zwątpienia mogę go tak nazwać zdobył pierwsze miejsce, a kwiaty które podarowano mu wraz z medalem oddał mi. Bardzo miło mi się wtedy zrobiło. Szkoda tylko, że  dając mi je, nie myślał, że daje je ukochanej osobie tylko przyjaciółce. Chciałabym być na miejscu Mike'a. Mieć taką osobę przy sobie. Trudno mi w to uwierzyć, ale chyba zakochałam się w geju.

Miesiąc później 
*James*
Siedziałem na kanapie i oglądałem jakiś teleturniej. Chciałem choć przez chwilę zapomnieć o blondynce. Dlaczego ona musiała być z tym  całym Kevinem? Czy ona nie widzi jaki on jest? On jej nawet wcale nie kocha... Jakbym chciał być na jego miejscu. Mieć tak wspaniałą dziewczynę przy sobie, jednak ona traktuje mnie tylko jak przyjaciela. Jestem w beznadziejnej sytuacji. Nagle ktoś zaczął natarczywie dzwonić dzwonkiem domowym. Spojrzałem przez judasza i zobaczyłem zapłakaną twarz mojej przyjaciółki. Kiedy otworzyłem drzwi, wpadła w moje ramiona.Nie widziałem jej nigdy w takim stanie. Zawsze uśmiechnięta, radosna.
-Ej, mała co się stało?-zapytałem z troską.
-On mnie zdradził. Ta perfidna świnia mi to zrobiła. Zdradzał mnie z kim popadnie... Nawet przespał się z Panią Marisą, naszą garderobianą ,a ona jest starsza od niego o 12 lat.-mówiła płacząc.
-Spokojnie, nie płacz już. On nie był ciebie wart.
-Nie wiem dlaczego tak długo z nim byłam...Wiedziałam jaki jest.. Mimo że go już nawet nie kocham, to boli..
-Nie kochasz go?-zapytałem zaciekawiony.
-Już od jakiegoś czasu przestałam coś do niego czuć, ale byłam z nim z przyzwyczajenia... oraz dlatego że osoba na której mi zależy jest w związku ...
-Wszystko się ułoży, zobaczysz - powiedziałem do niej mało przekonującym tonem. Kiedy powiedziała, że kocha innego, pomyślałem że to może chodzi o mnie, ale kiedy dodała że ten chłopak ma kogoś wszystko prysło jak bańka mydlana.

Następnego dnia
Noc spędziłam u Magnussena. Rano czułam się już trochę lepiej. Postanowiłam że zadzwonię do mojego drugiego przyjaciela.
-Hej-usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
-Hej. Coś się stało? Masz bardzo przygnębiony głos.
-Pokłóciłem się z moją drugą połówką. Nie układa nam się od jakiegoś czasu...
-Czyli nie tylko u mnie, życie uczuciowe jest do bani.
-A co masz na myśli?-zapytał zaciekawiony.
-Nie jestem już z Kevinem. Zdradził mnie...
-Słucham ?!! Co za ....
-Mike'a proszę,  nie chcę o nim rozmawiać. To skończony temat. Lepiej powiedz, czy to coś poważnego u Ciebie?
-Chyba to już koniec, ale ja nie chce tego kończyć. Bardzo go kocham...
-Tylko mi się nie załamuj. Coś na to poradzimy. Spotkajmy się jutro o 14:00, pasuje ?
-Tak. To do jutra.
-Papa.
Muszę pogadać z Jamesem. Nie może tak być. Ci dwaj powinni być razem, pomimo tego że wolałabym żeby jeden z nich był hetero. Muszę jednak znaleźć odpowiedni moment do tej rozmowy, nie mogę tak od razu wypalić.

Wieczór
Siedzieliśmy nad basen popijając wino. Na niebie świeciły gwizdy, a muzyka grała w tle. Dlaczego tak nie może być zawsze?!! W pewnym momencie brunet poprosił mnie do tańca. Kołysaliśmy się w rytm muzyki.Nagle chłopak wrzucił mnie do wody. Myślałeś że to jest śmieszne? Oo niedoczekanie twoje, Chciałam go trochę przestraszyć i przez kilka chwil nie wynurzałam się. Po chwili poczułam jak jego silne ramiona oplatają moją talię. Kiedy wypłynęliśmy na powierzchnię zaczęłam się śmiać.
-To aż takie zabawne?
-Tak! Bardzo!-odpowiedziałam nadal się śmiejąc.
-Dla mnie to nie było zabawne. Myślałem, że naprawdę coś Ci się stało.-odpowiedział ze smutną miną.
-Trzeba było mnie nie wrzucać.- mówiąc to, on odgarnął z mojej twarzy kosmyk włosów, a po chwili złączył nasze usta pocałunkiem. Jeju... jak on świetne całuje. Jednak zaraz wróciłam do rzeczywistości i odsunęłam się od chłopaka.
-Co to miało być? -zapytałam z wyrzutem.
-Pocałunek- patrzył na mnie jak na jakąś głupią.
-Jak możesz coś takiego robić? Jak możesz robić to Mike'owi?- popatrzyłam na niego. Na jego twarzy malowało się zdziwienie. Nie czekałam na reakcję, tylko wyszłam z wody. James szybko uczynił to samo i złapał mnie za nadgarstek.
-O czym Ty mówisz? Co ma z tym wspólnego Mike??
-No jak to co?!! Jesteście przecież razem, a Ty zamiast ratować wasz związek to całujesz mnie!! Przecież jesteś gejem!
-Ja nie jestem żadnym gejem!! Jestem  w stu procentach hetero! Jak Ci takie coś mogło przyjść do głowy?!!
-No, ale jak to? Przecież on o Tobie mówił , że myślałam że jesteście razem. Mówił że jesteś dla niego bardzo ważny..
-Ważny jako przyjaciel. Znamy się od zerówki. Czy Ty naprawdę myślałaś, że ja jestem gejem? Że ja i Mike? Przecież my nawet się nie całowaliśmy...
-Myślałam, że może nie chcecie się z tym, aż tak obnosić...Przepraszam, głupio wyszło. Pójdę już..
-Nie, poczekaj.. Jeśli Ci teraz czegoś nie powiem to  już nigdy nie będę miał na tyle odwagi co teraz..Jedyną osobą,którą kocham jesteś Ty! Tylko Ty!-powiedział z uśmiechem na ustach- Wiem, że kochasz kogoś innego, ale musiałem Ci to powiedzieć bo...
-Też Cię kocham.
-Słucham?
-To Ciebie kocham. Cały czas mi o Ciebie chodziło, ale nie mogłam Ci tego powiedzieć, bo myślałam że jesteś...
Niestety, dalej nie mogłam się wypowiedzieć, bo brunet zamknął mi usta namiętnym pocałunkiem.

Dwa lata później 
Do tej pory chce mi się śmiać. A jakie było zdziwienie mojego przyjaciela, kiedy mu powiedziałam o moich wymysłach. Bardzo często mi to wypomina z moim mężem. Tak! Mężem! Od trzech miesięcy jesteśmy małżeństwem, a za kilka następnych pojawi się maleństwo. Mam tylko nadzieję, że będzie miało więcej rozumu niż jego mama.

niedziela, 23 października 2016

Chad le Clos

Cześć. 😊 Mamy nadzieję, że wybaczycie nam ten jeden dzień spóźnienia, oraz błędy, które mogą się znaleźć. Oddajemy opowiadanie w wasze ręce. CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE XD
Buziaki i do następnego ❤❤❤

Piłam herbatę i oglądałam telewizję. Spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że jest idealna godzina aby przejść się na spacer. Gdy byłam już kilka metrów od domu usłyszałam głos, który sprawił że zrobiło mi się słabo...
-Znalazłem Cię.-powiedział.
-Ty...Co tu robisz?- zapytałam przestraszona.
-Myślałaś, że tak po prostu pozwolę Ci odejść?? Dobrze wiem co ukrywasz. Domyśliłem się wszystkiego!- moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej.
-Chcesz z tym iść na policję??-zapytałam ledwo słyszalnie.
-Najpierw chce z Tobą porozmawiać! Wyjaśnimy sobie wszystko!-złapał mnie za rękę po czym wróciliśmy do mojego mieszkania...

                                                                                                             ***
Dwa lata wcześniej.
Wyjęłam na stół dwa talerzyki i sztućce. Czekałam na powrót mojego chłopaka z basenu. Spędzał tam dużo czasu. W końcu był pływakiem, jeździł na Mistrzostwa, zdobywał medale. Byłam z niego naprawdę dumna. Usłyszałam głos mojego ukochanego.
-Jestem!
-Heeeej. -powiedziałam i pocałowałam go na przywitanie.
-No cześć...Kotku idę się przebrać, bo zaraz wychodzę.-powiedział i ruszył w stronę sypialni.
-Wychodzisz??-zapytałam zdziwiona.
-Umówiłem się z chłopakami. Jedno piwo i wracam do domu, obiecuję Ci. -powiedział.
-Jasne. Idź. Znowu przesiedzę sama cały wieczór.-wkurzona usiadłam przy stole.
-Rybko...Nie bądź zła...-Chad usiadł obok mnie i pogłaskał mnie po policzku.
-Idź już...-uśmiechnęłam się sztucznie i poszłam zadzwonić do przyjaciółki. Godzinę później obie siedziałyśmy u mnie w salonie i piłyśmy wino.
-Nie bądź taka smutna...-przyjaciółka odłożyła kieliszek na stolik i spojrzała na mnie z troską.
-A jaka mam być? On mi nawet nie mówi gdzie idzie i o której wróci...-powiedziałam wkurzona i wypiłam duszkiem cały kieliszek po czym wypełniłam go winem.
-Dziewczyno! Czas się obudzić! - rzuciła we mnie poduszką.
-Ale o co Ci chodzi?
-Przecież to jest proste jak budowa cepa!-przyjaciółka patrzyła na mnie z politowaniem - On Cię zdradza!
-Chad?? No co Ty...Przecież się kochamy...-próbowałam bronić mojego chłopaka przed oskarżeniami z jej strony.
-Kochać, a być wiernym to nie jest to samo. -brunetka wzięła kieliszek do ręki i upiła łyk wina, a mi w głowie zaroiło się od różnych myśli...

Tydzień później.
Szłam ulicą i rozmawiałam przez telefon z moją mamą. Po drugiej stronie ulicy zobaczyłam znajomą kurtkę.
-Mamuś...Ja kończę...Potem zadzwonię...-przerwałam połączenie z rodzicielką i schowałam telefon do torebki. Dość szybkim krokiem szłam w stronę męskiej granatowej kurtki, a raczej w stronę kogoś kto ją na sobie miał. Przez 60 sekund w mojej głowie zdążyły się pojawić myśli na temat mojego ukochanego. Byłam pewna, że to on. Wszystko może byłoby normalne, gdyby nie fakt że szedł za rękę z wysoką blondynką...Para po chwili jednak zniknęła mi z pola widzenia. Zdenerwowana wróciłam do domu. Zdjęłam szybko buty i wyjęłam telefon, aby zadzwonić do Chada, jednak on wyszedł z kuchni trzymając w ręku dużą drewnianą łyżkę.
-Co Ty tu robisz??-zapytałam zdziwiona.
-No właśnie gotuje dla nas obiad. Nie poszedłem na basen, bo pomyślałem że jeden raz mogę nie iść.-podszedł i pocałował mnie delikatnie w czoło.
-Czyli dzisiaj nigdzie nie wychodziłeś?-zapytałam podejrzliwie.
-Nieee...Godzinę temu wstałem w łóżka.-uśmiechnął się rozbawiony, a mi kamień spadł z serca.
Poczułam się głupio. Jak w ogóle mogłam pomyśleć, że on mnie zdradza?? Przyjaciółka mi pewnie zazdrości, że mam takiego faceta obok siebie. Z rozmyśleń wyrwał mnie Chad:
-Halo! Wracamy na ziemię.-pomachał mi ręką przed oczami.
-Jestem. Zamyśliłam się.-powiedziałam z lekkim uśmiechem i poszłam z nim do kuchni przygotować posiłek.

Jakiś czas później.
Pomagałam ukochanemu pakować ostatnią walizkę. Smutna przytuliłam się mocno do niego. Nie chciałam żeby wyjeżdżał. Niestety przygotowania do Mistrzostw Świata zbliżały się wielkimi krokami.
-Tydzień szybko minie...-szepnął mi do ucha.
-Jeszcze nie pojechałeś na te cholerne zgrupowanie, a ja już chcę żebyś wrócił.-pocałowałam go i jeszcze mocniej wtuliłam się w jego ramiona.
-Dasz radę skarbie.-pocałował mnie w czoło.
Następnego dnia już go nie było. Siedziałam w kuchni i jadłam owsiankę. Wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer do siostry.
-Hej. Nie chcesz mnie odwiedzić?-zapytałam na wstępnie naszej rozmowy.
-Cześć...A po co?-zapytała ze zdziwieniem w głosie.
-Jak to po co? Jesteśmy siostrami, wiesz takie dwie dziewczynki co mają tych samych rodziców. Po za tym mówiłaś, że będziesz miała urlop. - powiedziałam.
-Słuchaj...Ja mam już plany...-powiedziała cicho - W ogóle to nie mam czasu. Musze kończyć. Zadzwonię do Ciebie jutro. Pa.
Zdziwiona jej zachowaniem odłożyłam telefon na stół. Po chwili jednak wybrałam numer do przyjaciółki.
-Dlaczego nie?-zapytałam po 5 minutach rozmowy.
-Ostatnio źle się czuje. Siedzę w domu i nigdzie nie wychodzę. Innym razem do Ciebie wpadnę. Trzymaj się!
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon. Wkurzona dokończyłam śniadanie. Fajnie, że jak ja kogoś potrzebuję to nikogo nie ma...Zrobiło mi się smutno.
-Na smutek najlepsze jest ciasto. - powiedziałam sama do siebie i poszłam się ogarnąć. Po piętnastu minutach kierowałam się w stronę sklepu w którym miałam kupić potrzebne składniki do ciasta. Wychodząc z zakupami widziałam znowu granatową męską kurtkę. Taką, którą miał mój chłopak...
-Niemożliwe...Przecież jest na zgrupowaniu...-mruknęłam i poszłam w stronę swojego domu. Po chwili jednak usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam głowę i ujrzałam mojego ukochanego...

Tydzień później.
Wyjęłam mięso z piekarnika, gdy usłyszałam otwierające się drzwi. Uśmiechnęłam się i wyszłam na korytarz.
-Kochany!-rzuciłam mu się na szyję.
-Jestem skarbie. Tak bardzo tęskniłem.-mówił patrząc mi w oczy.
-Ja za Tobą bardziej. Chodź. Zrobiłam Twoje ulubione danie.-powiedziałam zadowolona.
Po zjedzonym obiedzie poszliśmy do sypialni. Gdy mój chłopak zasnął po miłosnych uniesieniach, poszłam do kuchni. Siedząc przy stole zastanawiałam się nad tym co było między nim, a mną przez ostatnie lata. Po moich rozmyśleniach udałam się do sypialni gdzie po cichu zaczęłam się pakować...

                                    ***
                                                   
Dwa lata później.
Siedziałam i patrzyłam na niego jak nerwowo chodzi po mieszkaniu. W pewnym momencie głośno uderzył pięścią w stół.
-Cholera jasna!! Dlaczego???!! Powiedz mi dlaczego?-zapytał ze łzami w oczach.
-O to samo powinnam się zapytać Ciebie...-powiedziałam ze spokojem w głosie.
-Miałaś się nigdy o tym nie dowiedzieć...Zawsze kochałem tylko Ciebie!
-Kochałeś mnie, ale w wolnej chwili dymałeś moją siostrę??-zapytał patrząc prosto w jego oczy.
-Ona mną omotała. Uwierz mi...-powiedział zbliżając się do mnie, a ja gwałtownie się cofnęłam.
-Nie podchodź do mnie...Nie umiałam zrozumieć tego jak dwie najważniejsze osoby w moim życiu mogły zrobić mi coś tak okropnego...Dlatego to zrobiłam...Chciałam Cię ukarać...-powiedziałam siadając na kanapie.
-Wiem, że postąpiłem źle, ale jak mogłaś zrobić coś takiego? Zachowałem się jak ostatni cham. Debil ze mnie. Tylko czemu zrobiłaś akurat to?-zapytał patrząc na mnie.
-Chciałam żebyś cierpiał. Tak jak ja. Wiedziałam, że jak się okaże na Mistrzostwach, że brałeś doping to poniesiesz konsekwencje...Jak wróciłeś ze zgrupowania...Zgrupowania. Dobre sobie. Jak wróciłeś od mojej siostry to już o wszystkim wiedziałam...Wrzuciłam Ci to świństwo wszędzie gdzie się dało...Przepraszam...-powiedziałam i schowałam twarz w dłonie.
-Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? - zapytał, a ja podniosłam głowę.-Dalej Cię kocham.
-Nie wierzę.
-Spróbuj...-dotknął mojej dłoni.
-Jeśli chcesz to się do wszystkiego przyznam...Pójdę za kraty i będziesz czuł satysfakcję...Taką jaką ja czułam dwa lata temu...
-Chciałem, żebyś tylko mi się przyznała...
-Nic więcej ode mnie nie chcesz?
-Odpowiedz mi na jedno pytanie...Kochasz jeszcze mnie?
-A jak myślisz?-spojrzałam na niego, a on przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem...

Miesiąc później.
Siedziałam wygodnie na kanapie i piłam ciepłe kakao. Gdy sięgałam po pilot od telewizora, usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Godzina 22...Kogo niesie?-mruknęłam sama do siebie i poszłam w stronę wejściowych drzwi.
-Stoję u Twych drzwi, czy otworzysz mi? - Chad stał z bukietem kwiatów, a na jego twarzy gościł uśmiech.
-Przecież już otworzyłam...-wyszeptałam.
-To wpuść mnie do środka. Proszę. - spojrzał na mnie błagalnie, a ja się zgodziłam.
Usiedliśmy razem na kanapie. Przez dziesięć minut panowała grobowa cisza. W końcu jednak pływak przerwał milczenie.
-Bardzo mocno Cię kocham. Gdy byłem ostatnio u Ciebie...Jak już trzymałem Cię w swoich ramionach...Nie wytrzymałem. Przypomniałem sobie wiele rzeczy, dlatego wyszedłem bez słowa z mieszkania. -powiedział patrząc mi w oczy.
-A ja?? Ja nie pamiętam tego co zrobiłeś??-zapytałam ze złością w głosie.
-Właśnie po to tu jestem. Posłuchaj...-dotknął mojej dłoni - Nie umiem bez Ciebie żyć. Szukałem Cię, więc teraz gdy już Cię odnalazłem nie wyobrażam sobie, że nie będziemy razem! Wybaczmy sobie...Zapomnijmy...Błagam...-jego oczy się zaszkliły. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie i zaczęłam całować jego usta.
-Kocham...Bardzo Cię kocham. -mówiłam między pocałunkami.
-Jesteś całym moim światem. - ukochany popatrzył w moje oczy i kolejny raz poczułam jego usta na swoich.

sobota, 15 października 2016

Marco Reus

Heeej ❤ Dzisiaj opowiadanie o Marco. Czekamy na wasze komentarze i życzymy dużo ciepełka w te jesienne dni. 😊😊 
Buziaki 😘

Przeglądałem książeczki dla dzieci nie mając zielonego pojęcia, która nada się na prezent dla mojego siostrzeńca. Usłyszałem zza pleców miły głos. Odwróciłem się i ujrzałem ładną blondynkę, która wpatrywała się na mnie z serdecznym uśmiechem.
-Może w czymś pomóc?
-Szukam książeczki dla siostrzeńca...
-O księżniczkach raczej mu się nie spodoba.
Blondynka zabrała książkę, którą trzymałem w rękach i nie zwróciłem  uwagi, że jest dla dziewczynek.
Po 3 minutach płaciłem już przy kasie za książkę, którą wybrała dla mnie tajemnicza blondynka pracująca w księgarni. Gdy wychodziłem pożegnała mnie słodkim uśmiechem. Czułem, że to nie było nasze ostatnie spotkanie.

Dwa dni później.
Stałem przed lusterkiem i poprawiałem sobie fryzurę.
 -Wystroiłem się jak woźny w dniu nauczyciela...-powiedziałem sam do siebie i wyszedłem z domu.
Po 15 minutach byłem już w księgarni. Dyskretnie się rozglądałem, ale nigdzie nie widziałem mojej blondynki. Stałem przy regale z książkami kucharskimi i udawałem, że jestem zainteresowany kupić jedną z nich.
-Nie myślałam, że piłkarze lubią gotować. - odwróciłem się i powitałem ją szczerym uśmiechem.
-Pani tak zawsze?
-Co zawsze?
-Zachodzi klientów od tyłu.
Blondynka stała rozbawiona i patrzyła na mnie śmiejąc się. Po chwili już znałem jej imię i próbowałem umówić się z nią na spotkanie.

Dwa lata później.
Wstałem z łóżka i podreptałem do kuchni. Moja blondynka stała przy kuchennym blacie i rozrabiała ciasto na naleśniki.
-Jesteś piękna, kochana i wspaniała.- mówiłem i całowałem ją w szyję.
-A Ty jesteś najlepszym chłopakiem na świecie.-odwróciła się do mnie i pocałowała w usta. Byłem w niej zakochany do szaleństwa. Dałbym jej gwiazdkę z nieba jeśli tylko by chciała. Tego samego dnia, wieczorem w sypialni rozsypałem płatki kwiatków i zapaliłem dużo malutkich świeczek.
-Marco dobrze się czujesz?-blondynka zapytała, gdy weszła do pokoju.
-Kocham Cię. Zostań moją żoną. -powiedziałem i otworzyłem pudełeczko z pierścionkiem.
-Jesteś pewny, że chcesz być moim mężem?-zapytała.
-Niczego nigdy bardziej nie chciałem.-powiedziałem, a blondynka mocno mnie pocałowała.
-Kocham Cię. -wyszeptała cicho.

Pół roku później.
Wróciłem zmęczony z treningu. Opadłem ciężko na kanapę.
-Marcooo. Zrobiłam dzisiaj listę gości na nasze wesele. Spójrz.-narzeczona usiadła obok mnie.
-Kotek...Jestem zmęczony...Później na to zerknę ok? -zapytałem.
-A nie możesz teraz?
-Dobrze. Daj to.-lekko wkurzony spojrzałem na listę.
-Chyba zwariowałaś...
-Dlaczego??-zapytała.
-Ja nie chcę tylu ludzi na naszym ślubie.-spojrzałem w jej niebieskie oczy.
-Marco, ale to nie moja wina, że mam dużą rodzinę!
-Rozumiem, ale nie musisz chyba wszystkich zapraszać?
-Muszę. -odparła.
-Pewnie, że tak! Przecież to ja za wszystko zapłacę!-wkurzony wyszedłem z domu. Spacerowałem po Dortmundzie i zastanawiałem się czy aby na pewno jestem z odpowiednią osobą. Na niebie powoli robiło się ciemno. Stwierdziłem, że wolę napić się piwa niż wracać do domu. Pół godziny później siedziałem przy barze i piłem już drugi kufel piwa.
-Zajęte?- odwróciłem głowę i spojrzałem na drobną brunetkę wskazującą na krzesełko obok.
-Jasne. Siadaj. -powiedziałem uśmiechając się do niej. Zamówiła drinka i za jednym zamachem wypiła prawie wszystko. Patrzyłem na nią ze zdziwieniem.
-Często tu przychodzisz?- zapytała.
-Ja?? Niee...Jestem tu pierwszy raz...Pokłóciłem się z narzeczoną...
-Ja narzeczonego dzisiaj straciłam...Po dwóch latach powiedział, że mu się znudziłam...
-Musi być kretynem jeśli powiedział coś takiego do takiej dziewczyny jak Ty. -spojrzałem na nią, a ona lekko się uśmiechnęła.
-Jest kretynem. Zmarnowałam sobie dwa lata...
-Jeszcze całe życie przed Tobą. -powiedziałem.
-Za to Ty musisz korzystać z życia. Jak już będziesz miał żonę to skończą się wypady na piwo.
Oboje parsknęliśmy śmiechem. Po dwóch godzinach wyszliśmy z baru. Odprowadziłem nową znajomą pod jej dom.
-Dziękuje. Poprawiłeś mi humor.-brunetka uśmiechnęła się do mnie.
-Nie ma za co. Ja Tobie też dziękuje. Dzięki Tobie ten wieczór mogę zaliczyć do udanych...
Brunetka podeszła do mnie i pocałowała mnie namiętnie.
-Chyba już pójdę...-powiedziałem i poszedłem do domu.
Wszedłem najciszej jak umiałem. Na schodach spotkałem jednak narzeczoną.
-Czemu wróciłeś tak późno?? Gdzie Ty w ogóle byłeś?- blondynka strzelała pytaniami jak z armaty.
-Chodziłem po mieście, a potem poszedłem do Mario...
-Martwiłam się o Ciebie...Nie odbierałeś telefonu...-narzeczona przytuliła się do mnie, a ja dalej czułem na swoich ustach pocałunek brunetki...

Tydzień później.
Siedziałem w samochodzie i czekałem na moją ukochaną. W każdej wolnej chwili odpływałem myślami do tego momentu kiedy drobna brunetka mocno mnie pocałowała.
-Jestem. -blondynka wsiadła do samochodu i pocałowała mnie w policzek na przywitanie.
-Cześć. -odpowiedziałem.
-Marcooo...Wszystko ok? Dziwny jesteś ostatnio...-narzeczona spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Wszystko dobrze. Po prostu jestem zmęczony po treningu...
-Na pewno?
-Tak. Mario z Ann robią imprezę jutro. Pójdziemy?- zapytałem, przy okazji zmieniając temat.
-Ja jutro nie mogę. Koleżanka mnie do siebie zaprosiła.
-A ja mam iść sam?- zapytałem.
-No nie wiem...Rób co chcesz.-odparła obojętnie.
Wkurzyłem się. Poszedłem na imprezę sam. Posiedziałem godzinę ze znajomymi i postanowiłem wracać. Nie wiem czemu, ale zamiast iść do siebie poszedłem pod dom brunetki. Miałem ochotę zapukać do  jej drzwi, ale w ostatnim momencie się rozmyśliłem. Poszedłem do baru w którym ją poznałem. Gdy wszedłem od razu ją zauważyłem. Siedziała sama.
-Mówiłaś, że nie zjawiasz się tu często. -usiadłem obok niej.
-Od kiedy Cię poznałam przychodzę tu codziennie z nadzieją , że Cię spotkam...-patrzyła mi prosto w oczy.
-Dzisiaj mnie widzisz.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się z tego powodu cieszę...-brunetka patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem. Jej oczy błyszczały. Miała w sobie coś co mnie do niej strasznie przyciągało. Tego wieczoru oboje wypiliśmy za dużo...Rano obudziłem się obok brunetki. Domyśliłem się co mogło się wydarzyć  w nocy.  Po cichu ubrałem się i wyszedłem z jej domu, nie budząc jej. Gdy wróciłem, w drzwiach przywitała mnie moja blondynka, którą minionej nocy zdradziłem...
-Nieźle zabalowałeś u Mario skoro u niego nocowałeś. -narzeczona podeszła i mocno się do mnie przytuliła.
-Taa...-powiedziałem cicho i powoli się od niej odsuwałem. -Idę pod prysznic.
-A może pójdziemy razem?-blondynka pocałowała mnie.
-Wolałbym sam.-oderwałem się i poszedłem do łazienki. Czułem, że zrobiłem coś strasznego. Tylko pytanie czy żałowałem? No właśnie...Chyba nie.

Dwa miesiące później.
Siedziałem na łóżku i czułem delikatne pocałunki na swoich plecach. Odwróciłem się i pocałowałem brunetkę w usta.
-Marco...Zerwij z nią zaręczyny...-popatrzyła mi prosto w oczy.
-Nie mogę...
-Dlaczego? Przecież nie będziesz tu do mnie cały czas przychodzić. Jak się z nią ożenisz to dalej będziesz ją ze mną zdradzał? - wstała i ustała przy oknie.
-Nie wiem...-podrapałem się po głowie.
-Marco. Ja się zakochałam. Chcę żebyś był tylko mój. Rozumiesz?-zapytała.
-To nie jest możliwe...Ja wiem, że bardzo Cię zranie tym co teraz powiem, ale...Ja kocham moją narzeczoną...
-A ja? Ja byłam kim? Laską, którą można przelecieć raz w tygodniu? -w jej oczach dostrzegłem łzy
-Dobrze wiedziałaś jak jest.. Wiedziałaś od samego początku, że się z nią ożenie...-bezsilnie próbowałem dać coś na swoje usprawiedliwienie.
-Ale jak do mnie przychodziłeś, całowałeś, dotykałeś...Miałam nadzieję, że coś między nami jednak będzie!-wybuchnęła płaczem, a ja nie mogłem nic zrobić...
-Ja się po prostu pogubiłem...-wyszeptałem.
-Wyjdź. Nie masz już tu czego szukać. -powiedziała z żalem w głosie.


Dwa tygodnie później.
Siedziałem przy stole w kuchni i jadłem śniadanie z narzeczoną. Byłem szczęśliwy. Między nami już nie dochodziło do kłótni. Czułem, że dobrze zrobiłem zrywając z brunetką.
-Dobra. Ja lecę do pracy. Widzimy się wieczorem.-upiła ostatni łyk kawy i pocałowała mnie w policzek.
-Kochanie...-zatrzymałem ją łapiąc za nadgarstek.
-Tak?
-Wiesz, że Cię kocham?-zapytałem.
-Wiem, bo ja Ciebie też. -jeszcze raz mnie pocałowała i ruszyła w stronę drzwi.
Ten dzień miałem wolny od treningu. Zrobiłem, więc wszystko co do tej pory robi zawsze moja narzeczona. Posprzątałem, zrobiłem pranie i przygotowałem obiad. Zadowolony czekałem na narzeczoną w kuchni z ciepłym posiłkiem na stole.
-Zrobiłeś obiad? -zapytała cicho stojąc w drzwiach.
-Stało się coś? Jesteś smutna...Kochanie...Co jest?-próbowałem dowiedzieć się co jest powodem jej smutku na twarzy.
-Zjedz to sam. Ja idę się spakować.-powiedziała i poszła do sypialni. Ruszyłem za nią.
-Jak mogłeś? Myślałeś, że się nie dowiem? Jesteś zwykłą świnią...-blondynka zdjęła pierścionek zaręczynowy i położyła go na łóżku.
-Kochanie...Ja się pogubiłem, źle było między nami...Kłóciliśmy się, ale ja już wiem, że tylko Ciebie kocham. Tylko Ciebie chce. Nikogo więcej!-chciałem ją przytulić, ale odepchnęła mnie.
-Za późno...To koniec. Sam do tego doprowadziłeś- wyszeptała.

Rok później.
Wracałem z porannego treningu. W pewnym momencie moim oczom ukazała się drobna postać.
-Cześć...-powiedziałem.
-Cześć. Nie mam czasu z Tobą rozmawiać.-brunetka chciała mnie wyminąć, ale zatrzymałem ją.
-Porozmawiamy chwilę?-zapytałem.
-O czym? Między nami wszystko skończone. Mam przy sobie kogoś kto mnie kocha i nie bawi się moim uczuciami. O Tobie już powoli zapomniałam...-popatrzyła na mnie z żalem i poszła.
Wróciłem do domu i usiadłem przy stole w kuchni. Zakryłem twarz dłońmi. W pewnym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Stała w nich moja była narzeczona.
- Cześć. Wyprowadzam się z Dortmundu i znalazłam przy pakowaniu parę rzeczy, które dostałam od Ciebie. Chcę Ci je oddać, bo nic już od Ciebie nie chcę. Nie chcę też niczego co mogłoby mi Ciebie przypominać...-postawiła karton przed drzwiami i poszła.
Nie miałem siły jej prosić o rozmowę. Po naszym rozstaniu dzwoniłem, prosiłem o wybaczenie. Nic to jednak nie dało. Byłem szczęśliwy. Nie doceniłem jednak tego co miałem. Zraniłem dwie osoby, a teraz siedzę sam w pustym domu...Widocznie sobie na to zasłużyłem...