piątek, 28 lutego 2014

Dominik Furman (2)

Hej :) Z drobnym opóźnieniem za które przepraszam !  Większość osób napisała że ma być Wojtek, a więc będzie Wojtuś :) :* Aczkolwiek, głównym bohaterem będzie Dominik, ale to zobaczycie same :) 
Z dedykacją dla Maja Kurek <33
Następny w niedzielę :) 
W ramach rekompensaty dodam wam swoje zdjęcie :) ;*  Taka sobie ja- Anonimowa, co by hejtów nie było :) 
Buziaczki :***



 Był początek wakacji. Szłam z moimi przyjaciółkami Julką i Roksaną w stronę naszej ulubionej kawiarni. Po drodze rozmawiałyśmy o modzie, serialach, i oczywiście o chłopakach. Gdy byłyśmy już w kawiarni, każda z nas zamówiła sobie lody. Gdy szłam ze swoim lodem natknęłam się na baardzo wysokiego chłopaka. Ubrudziłam mu całą koszulkę.
-Ej, no laska weź uważaj- powiedział do mnie zdenerwowany, lecz gdy nasze spojrzenia się spotkały stał się bardziej spokojny.
-Przepraszam...-wyszeptałam i zrobiłam się cała czerwona.
-Nic nie szkodzi. Wojtek jestem. - wyciągnął rękę w moją stronę.
Tak o to właśnie poznałam Wojtka, z którym jestem w związku od roku. Bardzo go kocham. Nie wyobrażam sobie nawet co by było gdybyśmy już ze sobą nie byli. Nigdy nie pokocham innego. Wojtek jest miłością mojego życia.


Dwa lata później.
Dzisiaj spotykam się z moimi przyjaciółkami. Nie widziałyśmy się już dobrych kilkanaście miesięcy. Każda z nas ułożyła sobie życie. Ja mieszkam u Wojtka w Londynie, Roksana mieszka w Warszawie ze swoim narzeczonym, a Julka ma już męża i córeczkę. Umówiłyśmy się w kawiarni. Tej naszej ulubionej.
-Heej! - wydarła się Roksi.
-Cześć!-rzuciłam się dziewczynom w ramiona.
-No to jak w Londynie? Jak tam ten twój bramkarzyk? - zapytała Julka.
-W porządku. A twój mężuś?-zaczęłam się śmiać.
-Dobrze. Nawet śmiem mówić bardzo dobrze.-odpowiedziała ze śmiechem.
-Słuchaj, Wojtek nie zamierza ci się oświadczyć?-zapytała Roksana.
-Nie wiem...Nie chce na razie ze mną gadać na temat ślubu...Wiecie może ja pójdę po desery lodowe hmm???
Chcąc uniknąć słuchania tego jaki to z Wojtka debil, bo nie chce na razie ślubu poszłam zamówić desery.
Wracając do stolika natknęłam się na pewnego blondyna.
-Oo...przepraszam cię najmocniej. Nie chciałem.-zaczął się tłumaczyć.
-Nic się nie stało. Nie przepraszaj.-powiedziałam.
-Musiałbym być ostatnim idiotą żeby nie przeprosić takiej pięknej damy jak ty. Przepraszam. Dominik-wyciągnął rękę w moją stronę.
-Miło mi cię poznać. Muszę iść. - uśmiechnęłam się pokazując na stolik przy którym siedziały moje przyjaciółki.
-Jasne. Nie zatrzymuję.
Uśmiechnął się uroczo. Uroczo? Tak, uroczo. Pierwszy raz od kiedy jestem z Wojtkiem zwróciłam uwagę na innego chłopaka. Przecież to nic złego.
-No mała! Wojtuś tam siedzi sam a ty sobie z blondynkiem flirty urządzasz?-zaczęły się śmiać dziewczyny.
-Taa...Jasne. Walcie się ślicznotki.-powiedziałam ze śmiechem w ich stronę.
Przez cały czas w kawiarni miałam wrażenie że ten cały Dominik mnie obserwuje. A może mi się po prostu wydawało? Nie wiem sama...

Następny dzień.
Dzisiaj poszłam na stadion Polonii, bo tam ma trening Reprezentacja. Gdy mieli przerwę, od razu pobiegłam w stronę Wojtka i dałam mu soczystego buziaka. Gdy staliśmy wpatrzeni w siebie, usłyszałam znajomy głos.
-Cześć. - spojrzałam się a obok nas stał Dominik.
-Hej. Co ty tu...Ty jesteś piłkarzem?-zapytałam ze zdziwieniem.
-Nom. Gram w Legii.
-A przepraszam. Nie wiedziałam. Nie oglądam Ekstraklasy.-powiedziałam.
-Wy się znacie?? - zapytał lekko poddenerwowany Szczęsny.
-Tak...Ostatnio w kawiarni...-powiedziałam.
-Dobra nie przeszkadzam. Do zobaczenia.
Dominik pobiegł w stronę chłopaków. Zaraz potem chłopcy dalej trenowali. Znowu miałam wrażenie, że Dominik mi się przygląda. Później gdy chłopcy skończyli trening pojechałam do przyjaciółki. Wieczorem pojechałam do hotelu, żeby pogadać z Wojtkiem. Jednak jego w pokoju nie było. Wracając na korytarzu spotkałam Furmana.
-No hej. Znowu się widzimy. Wojtka nie ma. Przed chwilą poszedł, bo trener go wołał do siebie.-powiedział Dominik patrząc mi prosto w oczy.
-Hej. Aha...No dobra...To może...Poczekam na niego przed pokojem...-mówiłam.
-Nie chcę być natrętny, i nie zrozum mnie źle ale...Jak chcesz możesz poczekać u mnie...-powiedział.
-No okej...-powiedziałam z zawahaniem.
Poszłam do pokoju Dominika, żeby nie czekać przed drzwiami pokoju Wojtka. Miło nam się gadało. Nawet bardzo. Dominik okazał się bardzo sympatyczny. Po kilkunastu minutach, poszłam sprawdzić czy Wojtek już przyszedł. Gdy zapytał się gdzie czekałam, powiedziałam że u Dominika. Wojtuś był na mnie zły. Pewnie już sobie nawymyślał że Dominik na mnie leci...O rany! Żeby on mu nic nie nagadał...

Następny dzień.
A jednak...Nie myliłam się. Wojtek rzucił się na Dominika, tak że Furman ma rozciętą wargę. Nie wiem o co mu chodziło. Gdy po południu byłam u niego w pokoju, Wojciech zrobił mi awanturę o Dominika. Rozpłakałam się i wybiegłam. Przed hotelem natknęłam się na Furmana.
-Co się dzieje? Czemu płaczesz??-zapytał z troską w głosie.
-No...No bo...Wojtek...-zaczęłam łkać.
-Chodź, już dobrze.
Dominik przytulił mnie po przyjacielsku. Poszliśmy razem do pobliskiego baru. Napiliśmy się, zaczęliśmy gadać. Znowu mi się z nim fajnie gadało. Bardzo go lubiłam. Niestety moja złość na Wojtka, i za dużo alkoholu sprawiły że popełniłam poważny błąd. Mianowicie przespałam się z Furmanem. Rano gdy Dominik wychodził z mojego mieszkania, zaczęłam mówić.
-Posłuchaj...Lepiej będzie jeśli się nikt o tym nie dowie...
-Jasne...Pamiętaj, że jeśli kiedyś ci z nim nie wyjdzie to ja zawsze będę przy tobie, i zawsze będę czekał.
-Dominik...przestań...
On pogładził mnie po policzku, i musnął lekko moje wargi. Potem szepnął mi do ucha ciche " Kocham cię" i wyszedł z mieszkania. Byłam zła na siebie. Jak mogłam?? Cholera...Jak mogłam??
Po południu poszłam spotkać się z Wojtkiem. Szczęsny zawiózł mnie na jakąś polanę. Gdy spacerowaliśmy zaczął mnie przepraszać za swoje zachowanie po czym uklęknął i zapytał czy za niego wyjdę. Z zawahaniem się zgodziłam. Bałam się, że może ktoś kiedyś się dowie że zdradziłam Wojtka z Furmanem...

Pięć lat później.
Przechodziłam koło mojej ulubionej kawiarni. Nagle na kogoś się natknęłam. To był on. Dominik.
-Hej. Ale się zmieniłaś...Jesteś jeszcze piękniejsza niż byłaś...pogadamy? Masz chwilę?- pytał.
-Cześć Dominik. Tak. Możemy pogadać.
Weszliśmy do kawiarni. Usiedliśmy przy stoliku, zamówiliśmy po kawie i zaczęliśmy rozmawiać.
-To opowiadaj. Jak ci się układa ze Szczęsnym? Ostatnio nie byłem powoływany do kadry, miałem długi czas kontuzje, kompletnie nie wiem co się dzieje tu w Polsce...-powiedział Furman.
-Jestem wdową. Wojtek od roku nie żyje...-powiedziałam, i zaczęłam płakać.
-Co? Ale jak to??-był zdziwiony.
-Miał wypadek samochodowy. Nie miał żadnych szans. Jestem sama, odziedziczyłam po nim wszystko, ale po co mi to? Jak nie jestem szczęśliwa...-mówiłam, powstrzymując łzy.
-Jedyne co trzyma mnie jeszcze przy życiu to mój synek...Kamil...-powiedziałam.
-Masz synka? To fajnie...Ile ma lat?-zapytał.
-Niedługo skończy pięć...-powiedziałam ledwo słyszalnie.
-Poczekaj. Spójrz się na mnie. Kłamiesz. Coś próbujesz ukryć. -mówił.
-Wydaje ci się...-powiedziałam odwracając głową w stronę okna.
-A może to po prostu jest mój syn??-zapytał, patrząc mi się prosto w oczy.
-Co chcesz usłyszeć? Tak, to twój syn? Dobrze. Tak, Dominik. Kamil jest twoim synem. Nikt nigdy nie poznał prawdy, i mam nadzieje że nie pozna...-powiedziałam.
-Wojtek nie wiedział?
-Nie.  Myślał że to on jest ojcem. Był nim oczarowany. Bardzo go kochał. Cały czas powtarzał że zrobi z niego bramkarza...
Mówiąc to zaczęłam jeszcze bardziej beczeć. Dominik objął mnie ramieniem. Zaczął mnie pocieszać. Robił wszystko co mógł, abym tylko nie płakała.

Dwa lata później.

Dzisiaj Dominik mi się oświadczył. Kocham go, mam z nim syna. Jednak w jakiś sposób został w moim sercu ślad po Wojtku, który na zawsze tam pozostanie. Wszyscy nasi znajomi, rodzina są szczęśliwi że układam sobie życie na nowo. Mam wrażenie że odkąd Dominik znów pojawił się w moim życiu, znowu zaczęłam być bardziej radosna. Kocham Dominika. Jestem tego pewna. Gdybym go nie kochała, nie przyjęłabym jego zaręczyn. Koniec.









niedziela, 23 lutego 2014

Tomasz Kędziora

Cześć :*** 
Dedykacja dla Sylwii piszącej z Anonima <33 

Uwaga ! Uwaga! Mam pomysł na następnego jednoparta. Problem polega na tym, że potrzebuję bohatera drugoplanowego. Mam dwóch kandydatów. Wojtka Szczęsnego i Łukasza Teodorczyka. Nie wiem na którego się zdecydować. Teraz pytanie którego byście bardziej wolały w kolejnym jednoparcie? Wojtka czy Łukasza? Odpowiedzi piszcie w komentarzach :D Z góry DZIĘKUJE :***
P.S. Na marginesie pragnę stwierdzić iż, następny jednopart będzie o Dominiku Furmanie i będzie on dodany w środę  :)
Buziaki :* <3 




Pewnie mieliście parę razy tak, że chcieliście cofnąć czas. Ja również tak miałam. Na przykład tamtego fatalnego poniedziałku, kiedy zrobiłam sobie test ciążowy. Tępo się w niego gapiłam. Wszystko wskazywało na to że miałam zostać mamą. Poszłam się spotkać z moim chłopakiem. Umówiłam się z Bartkiem w parku. Powiedziałam mu o ciąży. Nie był zadowolony. Wręcz przeciwnie. Zostawił mnie. Powiedział że ma to głęboko, że to moja wina, bo mogłam brać tabletki. Bałam się powiedzieć o tym rodzicom. Tak bardzo się bałam. Gdybym chociaż miała tą głupią maturę, albo przynajmniej skończone liceum. A tak? Co miałam zrobić? Zdenerwowana, zalana łzami szłam po ulicach miasta. Przechodząc na pasach nawet nie zwróciłam uwagi na nadjeżdżający samochód. Prawie mnie potrącił. Wyszedł z niego jakiś chłopak. Zaczął na mnie krzyczeć.
-Oszalałaś??!! Uważaj jak chodzisz! Mogłem cię zabić dziewczyno. - ostatnie zdanie wypowiedział już spokojniej.
-Przynajmniej miałabym spokój. -powiedziałam ledwo słyszalnie, jednak on to usłyszał.
-O czym ty mówisz? Dobrze się czujesz? Chodź. Odwiozę cię do domu. - powiedział.
Wsiadłam do jego samochodu, bo wtedy było mi już wszystko obojętne. W pewnym momencie zapytał.
-Jak masz na imię?
-Sylwia.
-Tomek jestem. - wyciągnął prawą dłoń.
-Miło mi.
-Lepiej się już czujesz?-zapytał.
-Nie. Nie będę się dobrze czuć, dopóki się nie pozbędę tego problemu.
-Jakiego problemu? O czym ty znowu mówisz??
-Wiesz jak to jest kiedy najbliższa ci osoba się od ciebie odwraca? Jak masz kłopoty i nie wiesz jak sobie z nimi poradzić?
-Masz jakieś poważne kłopoty?-zapytał z troską w głosie.
-Mam. Jestem w ciąży a nie skończyłam szkoły, rzucił mnie chłopak. Na dodatek boję się powiedzieć rodzicom że zostaną dziadkami. Jak ojciec się dowie to mnie chyba z domu wyrzuci...-przymknęłam powieki, i znowu zaczęłam płakać.
-Cokolwiek zrobisz, dam ci radę. Nie usuwaj tego dziecka.
Tomek zatrzymał się przy jakimś sklepie.
-Pół roku temu rozstałem się z dziewczyną. Zaszła w ciążę. Chciała robić karierę modelki. Nawet mi nic o tym dziecku nie powiedziała, tylko od razu usunęła. Potem jak raz się kłóciliśmy to mi powiedziała. Przecież byśmy sobie poradzili...Jakoś by to było. - mówił z łamiącym się głosem.
-No ale mi nie ma kto pomóc....-zaczęłam lamentować.
-Słuchaj Sylwia...Przyjdź jutro do mnie na mecz. Pomogę ci jakoś. Jeszcze nie wiem jak ale ci pomogę.
-Na jaki mecz? - zapytałam.
-Lecha Poznań. Gram tam. Pomogę ci. Obiecuję.


Następny dzień.
Po meczu. Tomek zaprosił mnie do swojego mieszkania. Zrobił herbatę i usiedliśmy w kuchni.
-Już wiem jak ci pomóc. -uśmiechnął się szeroko.
-Jak? - zapytałam.
-Powiesz rodzinie, znajomym że to ja jestem ojcem.
-Pogięło cię??? Człowieku...No spoko powiem im i co? Myślisz że to załatwi sprawę??-zapytałam zdziwiona.
-Za jakiego rodzaju głupka mnie masz? Pospolity głupek, słaby głupek? Hmm?
-Nie rób sobie żartów...
-Sylwia. Posłuchaj. Nie zrozumiałaś. Chcę żebyś została moją dziewczyną. Będziemy parą. Nikt nie musi wiedzieć, że to nie ja będę ojcem. Tak?
-Ale...ty ....pewny jesteś? Chcesz tego? Nie będziesz miał przez to kłopotów?
-Jakich kłopotów?
-No np. twoja rodzina...nie będą źli?
-No co ty. - uśmiechnął się.
-Ok. Spróbujemy. Może się uda. - powiedziałam nie przekonana.
-Musi się udać. Kochanie ty moje. - powiedział śmiejąc się w moją stronę.


Tydzień później.
Dzisiaj w moim domu jest wykwintny obiad. Mam przedstawić rodzicom mojego chłopaka-Tomka.
Boję się jak to wszystko będzie.
-Mamo, tato to jest Tomek. - mówiłam kiedy przyprowadziłam chłopaka do jadalni, gdzie mieliśmy jeść obiad.
-Miło nam poznać.-powiedział zadowolony ojciec.
Podczas posiłku Tomek wyszeptał mi do ucha że muszę w końcu powiedzieć o ciąży.
-Mamo...Tato...Bo ja....Ja...Ja i Tomek...Będziemy rodzicami.-powiedziałam z drżącym głosem.
-Słucham?? Córeczko...co ty mówisz?-pytała mama.
-Mamo...Ja mówię prawdę.
-Tak, proszę Pani. Będziemy rodzicami.
-Tak?? I jak wy to sobie wyobrażacie????! Tak cię z matką wychowaliśmy!? Żebyś się łajdaczyła na lewo i prawo?? No co?? Języka w gębie zabrakło?!-krzyczał wściekły tata.
Zaczęłam płakać. Tomek objął mnie ramieniem.
-Niech się Pan uspokoi. My damy sobie radę. Ja sporo zarabiam. Jakoś będzie. Mam swoje mieszkanie, Sylwia może nawet zamieszkać u mnie. -uspokajał Tomek.
-Załatwimy to w inny sposób. -powiedziała moja mama.
-Nie. Nie usunę tego dziecka. Nie myśl nawet o tym.-powiedziałam przez łzy.
-Tak?? To masz wybór. Albo usuwasz, albo możesz się tu już więcej na oczy nie pokazywać! -ryknął ojciec.
-No i dobrze! Mogę się od was wyprowadzić! Ale nie zabiję swojego dziecka, a to dlatego bo kocham je. Jeszcze się nie urodziło, ale je kocham. Bo będzie moje. A dziadków znać wcale nie musi.!
Wykrzyczałam im jeszcze parę rzeczy, które miałam na sumieniu. Potem pobiegłam do swojego pokoju. Wyjęłam walizkę, i się spakowałam. Wyprowadziłam się do Tomka, który bez dwóch zdań, i z chęcią mnie do siebie przygarnął.

Kilka lat później.
Dzisiaj ja i Tomek mamy rocznicę ślubu. Nasza córka - Ada ma już osiem lat. Z dnia na dzień, ja i Tomek coraz bardziej się w sobie zakochiwaliśmy.  W końcu postanowiliśmy się pobrać. Tworzymy szczęśliwą rodzinę. Ja, Tomek, Ada i nasze małe szczęście które mieszka w moim brzuchu. Koniec.

czwartek, 20 lutego 2014

Mateusz Możdżeń

Hej. Dzisiaj bez żadnych żali, ogłoszeń ani próśb. Jestem zła. Smutna. Przygnębiona. Wczorajszy mecz Arsenalu... :( Najpierw ten niewykorzystany karny, później mój ukochany Gibbo musiał zejść, jeszcze Wojtek...Ach...Mówiłam kiedyś że nie lubię Bayernu? To teraz to oświadczam. Nienawidzę Bayernu!!!
Następny dodam w niedzielę. 
Dedykacja dla Anonimowej czytelniczki <3 :*
Papa :)


Warszawa 2007 rok.
 Po cichu otworzyłam drzwi od domu. Starałam się nikogo nie pobudzić. Moi rodzice jednak nie spali.
-Gdzie ty się znów szlajałaś?? - zaczęła oburzona moja mama.
-Znowu byłaś z tym chłopakiem? Ile razy mamy Ci z matką powtarzać że on nie jest dla ciebie?! Przecież to jest zwykły gówniarz z boiska! - ryknął jak zwykle mój ojciec.
-Co wy do niego macie?? No co?? Nieodpowiedni dla mnie? Bo co? Nie jest obrzydliwie bogaty tak jak wy, nie chodzi w markowych ubraniach, jego rodzice nie mają takiej pracy jak wy?? O to wam chodzi? Kocham go!- krzyknęłam zła na nich.
-Dziecko kochane, co ty możesz wiedzieć o miłości ?? Ty nawet gimnazjum nie skończyłaś! Jak skończysz tą szkołę, to wyprowadzisz się do szkoły z internatem. Już to z ojcem postanowiliśmy. Nie masz nic do gadki! Ten chłopak nie jest dla ciebie! - powiedziała mama.
Zła pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku, i zaczęłam płakać. Z kieszeni spodni wyjęłam bransoletkę którą dzisiejszego dnia podarował mi Mateusz. Niedługo wyjeżdża do Poznania. Co ja zrobię? Komu się wyżalę? Jest jedyną osobą której mogę naprawdę zaufać. Kocham go. Chce z nim być do końca życia! Jestem jeszcze młoda, ale wiem czego chce. Niestety moi rodzice tego nie zrozumieją.

Następny dzień.
-Gdzie ty znów wychodzisz?-zapytała mama, kiedy nakładałam kurtkę.
-Ja...do...Oliwii. Wiesz no...miałam jej matmę potłumaczyć...-zaczęłam kłamać.
-Tak? A to czemu nie może przyjść do ciebie?
-No bo... ten...yy...rękę ma złamaną. No i...mi będzie lepiej do niej iść.
-Złamała sobie rękę? Nic mi nie powiedziałaś.
-A kiedy miałam ci powiedzieć? Jak cały czas z ojcem w biurze jesteście??
-No dobra. Zmykaj. Tylko wróć wcześnie.
-Ok.
Poszłam w kierunku parku. Nie szłam do Oliwki. Szłam na spotkanie z Mateuszem. Musiałam mu powiedzieć, co planują moi rodzice.
-Hej. - powiedział mój chłopak, mocno mnie do siebie tuląc.
-Heeeej...-odpowiedziałam, wpadając w ramiona ukochanego.
-Moja mała.-poczochrał mi grzywkę.
-Mateusz...Muszę ci coś powiedzieć.-spojrzałam mu w oczy.
-Słucham. Mów. Co się dzieje??
-Rodzice, chcą mnie wysłać do szkoły z internatem. Do innego miasta. Chcą nas rozdzielić...-zaczęłam płakać.
-Spokojnie...nie płacz. Będziemy kiedyś razem. Obiecuje ci to! Jak będziesz pełnoletnia, to nic Ci już nie będą nakazywać. Będziemy razem. Rozumiesz?-ujął moją twarz w dłonie.
-Tak. Mateusz...Przytul mnie. - wyszeptałam.
Siedzieliśmy na ławce, w parku wtuleni w siebie. Nie chciałam kolejnego ochrzanu od rodziców, dlatego wcześniej wróciłam do domu. Położyłam się na łóżku. W ręku trzymałam bransoletkę od Mateusza. Zasnęłam, myśląc o tym jak trudne, i ciężkie będzie życie bez niego.



Kilka lat później. Wrocław.

Obudziłam się wczesnym rankiem. Jacka już nie było. Kim jest Jacek? Moim narzeczonym. Narzeczonym, którego wybrali mi rodzice. Wstałam, zrobiłam sobie kawę. Z kubkiem gorącej kawy, usiadłam w salonie. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie. Włączyłam telewizor. Bez sensownie latałam po kanałach. W pewnym momencie zostawiłam na kanale sportowym. Na jego widok, kubek wypadł mi z rąk. Byłam wpatrzona w telewizor. Dopiero potem pozbierałam roztrzaskany kubek. To co tam zobaczyłam...Jest nie do opisania. Tam...Tam był Mateusz! Tak, mój Mateusz Możdżeń, będzie we Wrocławiu na meczu ze Śląskiem. Gdy posprzątałam, i się ubrałam wzięłam do ręki moją szkatułkę którą zawsze trzymałam na dnie szafki nocnej. Otworzyłam pudełko. Zaczęłam przeglądać zawartość. Były tam moje wszystkie zdjęcia, ze szkoły do której chodziłam mieszkając jeszcze w Warszawie. Pod zdjęciami, leżała bransoletka. Ta sama którą kiedyś dał mi Mateusz. Nałożyłam ją na rękę. Zamknęłam szkatułkę, i poszłam włączyć laptopa. Zaczęłam przeglądać różne strony. Chciałam sprawdzić, kiedy będzie ten mecz. Okazało się że dziś wieczorem. Półtorej godziny przed meczem, zaczęłam się ubierać. Chciałam jechać wcześniej. Może uda mi się z nim porozmawiać? W drzwiach, minęłam się z Jackiem.
-Gdzie ty idziesz? - zapytał zdziwiony.
-Na mecz. Mogę chyba wychodzić prawda? Proszę bardzo, dzwoń sobie do moich rodziców i powiedz im że jestem nieposłuszna. Wiem że to robisz. Możesz nawet teraz.- Gdy to powiedziałam, minęłam go i poszłam.
 Po kilkunastu minutach, byłam już na trybunach. Wzrokiem szukałam Możdżenia. Zobaczyłam go. Zmienił się. Nawet bardzo. Lech Poznań wygrał ze Śląskiem 2:1. Widziałam jaki był szczęśliwy. Chciałabym móc cieszyć się z nim. Następnego dnia rano, poszłam pod hotel w którym zatrzymali się piłkarze z Poznania. Wsiadali już do autobusu, jednak zdążyłam jeszcze zobaczyć Możdżenia i do niego krzyknąć.
-Mateusz! Mateusz...-krzyknęłam w jego stronę.
Odwrócił się. Zobaczył mnie. Jego oczy zalśniły. Podszedł do mnie.
-To ty? Naprawdę to ty? Dlaczego tak długo się nie odzywałaś? Dzwoniłem do ciebie tyle razy...-powiedział.
-Rodzice zabrali mi telefon, jak wyjeżdżałam...Nie mogłam...Przepraszam.-po moich policzkach, zaczęły spływać słone łzy.
-Spokojnie...Mieszkasz tu? We Wrocławiu? - pytał.
-Tak. Z moim narzeczonym. Nie kocham go. Rodzice na siłę chcą żebym się z nim ożeniła. Ja nie chcę...Mateusz...Ja...-chciałam dokończyć, ale jego trener mi przerwał.
-Możdżeń!! Na ploty przyjedziesz kiedy indziej! Do autobusu! - krzyczał.
-Daj mi swój numer...Spróbuje jutro do ciebie przyjechać. Porozmawiamy dobra?-zapytał.
-Dobra.
Na koniec naszej rozmowy Możdżeń cmoknął mnie w policzek, i pobiegł do autokaru.

Następnego dnia.
Dostałam rano smsa od Mateusza. Dzisiaj do mnie przyjedzie. Ubrałam się i wyszłam do kawiarni w której byliśmy umówieni. Zamówiłam gorącą czekoladę. Czekałam na Mateusza, pół godziny.
-Hej.-powiedział na przywitanie.
-Cześć.-odpowiedziałam drżącym głosem.
-Jak ci się układa w życiu? - zapytał.
-A jak myślisz? Moi rodzice, na siłę zmienili mi szkołę. Zdałam maturę, jestem na studiach...Mam narzeczonego...Ma na imię Jacek...Jest starszy ode mnie o 10 lat...Dla moich rodziców jednak najważniejsze jest to że ma dobrą pracę. Jest prawnikiem...
-Szukałem cię...przez długi czas. Po tym jak się wyprowadziłaś wyjechałem do Poznania. Tyle razy tu byłem. Cholera jasna ! Że my się wcześniej tu nie spotkaliśmy! Posłuchaj...jeszcze mamy czas. Jeżeli tylko chcesz, możemy znów być razem.
-Oczywiście że chcę. Mateusz...pamiętasz jak sobie przysięgaliśmy kiedyś że zawsze będziemy razem?
-Dotrzymamy słowa, skarbie. - mówiąc to pogłaskał mnie po policzku.

Następnego dnia.
Wstałam wcześnie, wyjęłam torbę i zaczęłam się powoli pakować. Dzisiaj wreszcie będę mogła być szczęśliwa. Mateusz powinien zaraz po mnie przyjechać. Jacka na szczęście już nie ma. Gdy wychodziłam na schodach niestety się na niego natknęłam.
-Gdzie ty znów wychodzisz?? Torba ? Wybierasz się gdzieś kochanie?? - zapytał, ściskając mi nadgarstek.
-Puść mnie. Proszę. Przecież ty i tak mnie nie kochasz...
-Za to kocham majątek twoich rodziców słonko.
Wepchnął mnie siłą do mieszkania.  Próbowałam wyrwać mu się, ale uderzył mnie mocno w twarz. Zabrał mi wszystkie klucze od mieszkania jakie miałam. Telefon niestety też. Zamknął mnie w mieszkaniu. Nie miałam jak uciec. Bezradna usiadłam na podłodze. Zalałam się łzami.


Kilka dni później.
Przez te kilka dni, nie miałam żadnego kontaktu z Możdżeniem. Jacek nie pozwala mi nawet wyjść z domu. Tak bardzo chciałabym już być z Mateuszem. Nie mogłam. Rano poszłam do kuchni. Jacek siedział przy stole i pił kawę.
-Jacek...Pozwól mi wyjść...Chciałabym iść do fryzjera. Niedługo nasz ślub, a moje włosy wyglądają jak siano...Mogę?
-Jasne. Pojedziemy razem. - powiedział z cwanym uśmieszkiem.
Poszłam do łazienki. Mimowolnie płynęły mi łzy. Mimo to umalowałam się i ubrałam. Gdy byliśmy już u fryzjera, Jackowi zadzwonił telefon.
-Słuchaj muszę jechać natychmiast do pracy. Masz tu klucze. Tylko bez żadnych wycieczek. Jak wrócę masz być w domu. Jasne?- zapytał.
-Tak.
Nie. Nie było jasne. Gdy tylko wyszłam z salonu fryzjerskiego pobiegłam na dworzec autobusowy. Miałam szczęście, bo akurat za pięć minut jechał autobus do Poznania.  Gdy tylko byłam już w Poznaniu, zapytałam się pewnego pana jak dojdę na stadion Lecha. Wytłumaczył mi , po czym podziękowałam i poszłam. Akurat kończył im się trening. Zobaczyłam jak Możdżeń wsiada do samochodu.
-Mateusz!- krzyknęłam.
-Co się stało?? Czemu cię nie było? Miałaś być przy tej kawiarni...Czemu ty masz rozciętą wargę? Co on ci zrobił?!
-Mateusz...ja ci wszystko wytłumaczę, tylko proszę...Zabierz mnie stąd. Proszę.
Wtuliłam się w ramiona Możdżenia. Czułam się taka bezpieczna. Po kilkunastu minutach byłam już u Mateusza w mieszkaniu.
-...i wtedy szybko pobiegłam na dworzec.- kończyłam opowiadać jak się tu znalazłam.
-Zabiję go! Nie miał prawa cię dotknąć. Kochanie...Przeprowadź się do mnie. Proszę.
-Mateusz tylko że ja tam wszystko zostawiłam...ja się boję tam jechać...
-Nie bój się. Pojedziemy razem. W razie czego wezmę chłopaków z klubu. Poradzimy sobie. Słyszysz? On cię już nie skrzywdzi. Obiecuję.- pocałował mnie czule.
-Kocham cie. - powiedziałam przytulając się do niego.
Mateusz powoli zaczął zdejmować mi bluzkę.
-Mati...będziesz delikatny? - powiedziałam zawstydzona.
-Nie robiłaś tego z nim?
-Nie...Ja zawsze chciałam z tobą...ale wtedy to jeszcze za młodzi byliśmy.-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Kocham cię.-powiedział, a po chwili zajęliśmy się już tylko sobą.


Rok później.
Mateusz i ja mieszkamy ze sobą. Kocham go. Wreszcie czuję że jestem szczęśliwa. Przeniosłam się ze studiami do Poznania. Jacka widziałam raz. Wtedy gdy pojechałam po swoje rzeczy z Mateuszem. Nie mam kontaktu z rodzicami. Wcale za nimi nie tęsknię. Mam nadzieję że przynajmniej będą chcieli poznać swoją wnuczkę. Zapomniałam dodać że jestem w ciąży i niedługo ja i Mateusz będziemy rodzicami. Koniec.

niedziela, 16 lutego 2014

Michał Żyro

Hej!  Mam ferie zimowe! Jaram się :D Wreszcie się wyśpię! :) Łapcie tu Michasia :*

Informejszyn :D A więc moje drogie, kochane czytelniczki :) Zauważyłam w komentarzach prośby o to, żebym dodawała następne historie o pewnych  osóbkach. Kochane moje! Działam taką zasadą iż, dodaję jednoparty po kolei tak jak mam w zamówieniach, ponieważ nie chcę żeby ktoś czuł się pokrzywdzony że kogoś pominęłam. Jeżeli chcecie poczytać o danym sportowcu, zapraszam do zakładki Zamówienia. Wiem, że jestem straaasznie powolna, i dodaję z dalekim opóźnieniem historie, ale jak piszę to nie po to żeby napisać, odklepać, następne. Nie. Ja piszę takie długaśne,każde inne po to żeby każda historia była wyjątkowa, i żeby każdy czuł radość z czytania. Teraz marudzę jak stara panna. Trudno. Czasem każdy musi się wygadać. :) Jeżeli macie jakieś zastrzeżenia pisać :) Nie gryzę. Wszystko przyjmę na klatę! 
Nie będę was już zanudzać. Papa! 
Następny chyba w czwartek. Buziaki :* 

Z dedykacją dla Jagoda Piszczek. <3 <3





Obudziły mnie promienie słoneczne, padające z okna. Spojrzałam na budzik. Miałam jeszcze cztery godziny do wyjazdu. Dziś miałam zamiar wyjechać z tej małej wsi, w której wychowywałam się przez tyle lat. Zaczynam nowe życie. W Warszawie. Wstałam i zrobiłam poranną toaletę. Włosy umyłam, wysuszyłam, i związałam w wysokiego kucyka. Nałożyłam mój ulubiony pastelowy sweterek, czarne spodnie i czarne trampki. Spakowałam do końca walizkę, i poszłam do kuchni, gdzie moja rodzina jadła śniadanie. Tata i mama są na mnie źli, że zostawiam tu wszystko co miałam i jadę żyć na własną rękę, do tak dużego miasta, gdzie pełno zboczeńców i bandziorów. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumieją że robię to, bo tak będzie dla mnie lepiej. Poznam nowych ludzi, nauczę się żyć inaczej. Po kilku godzinach męczącej jazdy autobusem, byłam już na w Warszawie. Szłam w stronę domu przyjaciółki mojej mamy. U Pani Teresy miałam się zatrzymać dopóki nie znajdę sobie mieszkania. Idąc z ciężką torbą na ramieniu, i ciągnąc walizkę postanowiłam troszkę odpocząć. Równie dobrze mogłam zamówić sobie taksówkę, lecz była piękna pogoda, i postanowiłam się przejść. Miałam mapę miasta, więc spokojnie mogłam iść. Szłam w stronę parku. Usiadłam na wolnej ławce, i ciężko westchnęłam. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Gdy odpoczęłam podniosłam swoje cztery litery, i ruszyłam w wyznaczonym przed siebie kierunku. Przyjaciółka mojej mamy bardzo miło mnie powitała. Wieczorem przy kolacji zastanawiałam się gdzie szukać sobie pracy. Pani Teresa powiedziała, że może mi w tym pomóc.

Po tygodniu, znalazłam pracę w pewnej małej przytulnej kawiarni. Pewnego razu, obsługiwałam stolik przy którym siedziało kilku piłkarzy. Jeden z nich nawet bardzo mi się spodobał. Mówili do niego Patryk. Oboje na siebie zerkaliśmy. Wydawał się być bardzo sympatyczny. Spodobał mi się. Zauważyłam, że coraz częściej zaczął przychodzić, do kawiarni w której pracowałam. Czasem sam, czasem z kolegami. Parę razy nawet spróbował do mnie zagadać. Zawsze gdy z nim rozmawiałam, oblewałam się rumieńcem. Podobaliśmy się sobie. Po pewnym czasie, Patryk wreszcie zaprosił mnie na mecz Legii. Poszłam. Przy okazji poznałam dziewczyny, narzeczone jego kolegów. Szczerze to z żadną jakoś się dobrze nie dogadywałam. One były tak ładnie poubierane, ładnie uczesane, umalowane...Inne niż ja. Jednak mimo to Patryk mówił że jestem dziewczyną z jego snów. Chodziliśmy ze sobą dwa lata. Bardzo mocno go kochałam. Jednak, stało się coś, czego nigdy nie chciałam przeżyć. Utrata bliskiej mi osoby. Patryk zginął w wypadku samochodowym. Przeżyłam wtedy najgorsze chwile w swoim życiu. Straciłam chłopaka z którym planowałam wspólną przyszłość. Wtedy, gdy straciłam Patryka wszyscy nasi wspólni znajomi jakoś mnie opuścili. Uważali nawet, że specjalnie z nim byłam, żeby zrobić się sławniejsza. Kiedyś po pijaku jeden z jego kolegów- Michał Żyro, powiedział że pewnie dobrze daje Patrykowi dupy, że jeszcze mnie chce. Patryk wtedy strasznie się na niego zdenerwował. Gdyby nie reszta chłopaków Żyro dostał by pewnie w zęby. Wszyscy udawali miłych, a teraz? Teraz się odwrócili. Oprócz jednej osoby. Michała. Właśnie tego Michała, który tak potwornie mnie wtedy obraził. To on, był przy mnie po pogrzebie. On zaprowadził mnie do psychologa. Z moją psychiką było naprawdę źle. Nie chciałam jeść, wychodzić z domu. Zaczęłam się nawet ciąć. Wtedy Żyro się do mnie wprowadził. Powiedział że Patryk nie darowałby mu gdyby działa mi się krzywda na jego oczach. Michał starał się mi pomóc. Nawet nieźle mu to szło. Gdyby nie jego wsparcie, na pewno bym ze sobą skończyła. Pewnego dnia, zaprosił mnie do eleganckiej restauracji. Powiedział mi że mnie kocha, i że chce się ze mną ożenić. Wybuchnęłam ogromnym płaczem. Wybiegłam stamtąd. Nie chciałam. Miłością mojego życia był Patryk. Jeszcze tej samej nocy przyśnił mi się mój zmarły chłopak. Powiedział że popełniam błąd. Po kilku dniach zauważyłam, że znowu popadam w depresję. Jedzenie które jadłam, zwracałam w łazience. Znowu byłam słaba. Nie kochana, nie potrzebna. Chciałam zadzwonić do Michała i powiedzieć mu żeby dał mi szansę, że spróbuje go pokochać... Nie potrafiłam. Wtedy spakowałam wszystkie swoje rzeczy do walizki. Chciałam wrócić do mojej małej rodzinnej miejscowości. Po drodze usiadłam na ławce w parku. Tej samej, co kiedyś. Obok mnie usiadł mały chłopczyk. Zapytał się mnie czemu jestem smutna. Opowiedziałam mu że skrzywdziłam kogoś, kto chciał mi pomóc. Mały wtedy powiedział, że jego babcia powtarza że każdy ma prawo do błędów, ale każdy ma prawo te błędy naprawić. Po chwili pobiegł bo powiedział że musi iść, bo umówił się z kolegami. Wstałam z ławki. Poszłam w wyznaczonym przez siebie kierunku. Zapukałam do drzwi. Otworzył mi on. Michał. Na mój widok się uśmiechnął.
-Dasz mi szanse? - zapytałam.
-Tak. Tak, tylko pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Nigdy więcej już się nie okaleczaj, i nigdy już nie płacz. Proszę...
-Zrobię wszystko, co tylko zechcesz, tylko spróbujmy być ze sobą szczęśliwi...Ok?
-Ok.
Pocałował mnie namiętnie w usta. Po dwóch latach, urodziły nam się bliźniaki. Chłopiec i dziewczynka. Patryk i Lidia. Ja i Michał jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. Miejmy nadzieję że nasze szczęście będzie trwało jak najdłużej. Koniec.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Dominik Furman

Hej :* Obiecałam po pięciu komentarzach, tak więc dodaje :) Dzisiaj łapcie mojego najwspanialszego, cudownego, przystojnego, jedynego takiego blondaska <3 Dominiś <33 Pomimo że Dominik już nie gra w Legii, to w mojej historii opisałam go jako piłkarza tego klubu. 
Dedykacja dla Anonimowej <3 :*
Następny w niedzielę :) Pa! 




Czerwcowy wieczór. Idę sobie przez park do mojego chłopaka. Dzisiaj jest nasza rocznica od kiedy się poznaliśmy. On jak zwykle pewnie zapomniał, ale z jednej strony to dobrze. Zrobię mu niespodziankę. Pukam do drzwi. Nie otwiera. Dzwonię dzwonkiem. Nadal nie otwiera. W końcu naciskam klamkę. Drzwi są otwarte. Wchodzę do środka. Przeszukuje dokładnie całe mieszkanie. Wchodzę do sypialni. I to co tam widzę łamie mi serce na 13 kawałków. Trzynaście bo dzisiaj piątek trzynastego. A ja przecież nigdy nie wierzyłam w takie głupoty. A jednak. Widzę go…przepraszam widzę Ich we dwoje do siebie przytulonych, śpiących, w jednym łóżku. Zdejmuje wisiorek który od niego dostałam i kładę go na stole w kuchni. Zauważam torebkę na krześle. Bez zawahania otwieram ją i przeglądam zawartość. Otwieram portfel i wyjmuje dowód. Zapisuje sobie imię i nazwisko tej ździry co przespała się z moim facetem. Wychodzę trzaskając drzwiami. Wychodzę przed blok. Nie wiem, może to dziwne ale nie spłynęła mi ani jedna łza. A przecież nakryłam chłopaka na zdradzie…Nie wiem może jestem dziwna ale moja mama nauczyła mnie że trzeba być silną i się nie poddawać. A ja właśnie taka jestem. Wróciłam do domu. Otworzyłam sobie puszkę pepsi, włączyłam laptopa i zaczęłam szukać tej panienki po różnych portalach. I znalazłam. Na fejsie. W sumie to nic ciekawego…taka tam biała małpa. Choć była jedna rzecz która mnie strasznie zaciekawiła. Mianowicie że jej chłopakiem jest nie jaki Dominik Furman, jakiś tam młody piłkarz z Legi Warszawy. Za bardzo to się nie orientuje jak on wygląda, ale po godzinie wiedziałam o nim prawie wszystko co było mi potrzebne. Jutro sobota. A ja muszę iść na stadion Legionistów bo mam mu do powiedzenia ważną wiadomość. Nawet bardzo ważną. Wyspana, wzięłam prysznic, ładnie się ubrałam i wyszłam. Dzisiaj był otwarty stadion dla kibiców. Na moje szczęście. Usiadłam dosyć blisko. Wzrokiem szukałam tego całego Dominika. Nagle zaczął dzwonić mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił ten co go jeszcze wczoraj nazywałam moim ukochanym, ale teraz to już osiedlowy żul spod sklepu-Kawa miał u mnie więcej szacunku niż tamten mój były. Odrzuciłam połączenie. Siedziałam na tych trybunach, i w głowie miałam ułożoną całą rozmowę z tym blondynem. W sumie muszę przyznać, całkiem fajny gość. Trener powiedział że mają 15 minut przerwy bo jest za gorąco. Wstałam i przybliżyłam się do murawy. Krzyknęłam jego nazwisko. Połowa tych piłkarzy skierowała na mnie swój wzrok. On też. Przedstawiłam mu się i zapytałam czy po treningu mogłam się z nim umówić. Jego koledzy zaczęli gwizdać i mówić zbereźne teksty. On patrzył się na mnie jak na wariatkę, powoli zaczął się nawet uśmiechać z tej sytuacji. Podszedł do niego Kosecki, poklepał go po ramieniu i powiedział że na jego miejscu to on by mnie brał jak rolnik dotacje. No teraz to mnie wkur***. Nie wytrzymałam i powiedziałam do tego zasranego Kosy  że na jego miejscu to bym się na drugi koniec Polski wyprowadziła po tym jak cała Polska nasza kochana widziała Kuby Koseckiego genitalia. On zrobił się czerwony jak burak, odwrócił się na pięcie i poszedł. Wszyscy ucichli i się oddalili. Blondyn cały czas się na mnie patrzył. Cholera…ładne ma oczy….No ale ja nie przyszłam po to żeby się na jego oczy patrzyć. Powiedziałam gdzie będę na niego czekać i o której. Na koniec powiedziałam żeby lepiej przyszedł bo to bardzo ważna sprawa dotycząca jego dziewczyny. Na te słowa powiedział tylko ciche Ok i poszedł do swoich kolegów. Po kilku godzinach w kawiarni przy cieście i lemoniadzie opowiadałam mu o wszystkim co się wydarzyło wczoraj. On nie mógł w to uwierzyć. Zaczął mówić, że jestem chyba jakaś nie normalna że wygaduje takie rzeczy. Skoro mi nie ufał to musiałam mu to udowodnić. Wsiedliśmy do mojego samochodu i ruszyliśmy w stronę mieszkania mojego eks. On przez całą drogę się śmiał. Pewnie dlatego że jestem fanką muzyki disco polo i przez całą drogę słychać było tylko takie piosenki. Zajechaliśmy pod blok w którym mieszkała jego dziewczyna, która podobno była ciężko przeziębiona. Zapukał, raz ,drugi, nikt nie otwierał. W końcu wyjął z kieszeni zapasowe klucze do jej mieszkania. Otworzył. I tak jak się okazało jej tam nie było. Troszkę zrobiło mi się tego chłopaczka żal…On był w niej tak zakochany a ta suka go zdradziła. Wyprowadziłam go z mieszkania. Tym razem jednak pojechaliśmy do mnie. Omówiliśmy plan naszej intrygi. Plan był prosty i przyjemny. Dominik musiał tylko ją jakoś zwabić do swojego mieszkania a wtedy wyszłabym ja w jego koszuli albo w samej bieliźnie i po sprawie. Dostałaby nauczkę że nie fajnie jest jak się kogoś zdradza. Blondyn zgodził się na wszystko. Po kilu dniach Dominik zadzwonił że ten dzień to jest dzień sprawiedliwości. W tym dniu dostał od swojej dziewczyny wiadomość że przyjdzie do niego bo czuje się lepiej i strasznie się za nim stęskniła. Po kilku godzinach byłam już u Furmana w mieszkaniu. Sytuacja była co najmniej śmieszna. Siedzieliśmy w kuchni przy stole. Ja ubrana w samą bieliznę i jego koszulę, on w samych bokserkach i koszulce. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wyszłam jako pierwsza otworzyłam jej szeroko drzwi i zaczęłam wołać Dominika. Wyszedł i zaczął jej się tłumaczyć że to nie tak jak ona myśli ale ona mu tylko powiedziała że i tak ma kogoś innego i przyszła się pożegnać. Jeszcze mu bezczelnie rzuciła szczęścia. Usiedliśmy w salonie. W jego oczach ujrzałam łzy. Bez wahania usiadłam obok i mocno przytuliłam. Sama też rozpłakałam się jak małe dziecko. Oboje byliśmy zranieni przez osoby które kochaliśmy. Parzyliśmy sobie w oczy. Zaczęliśmy się całować. Tym razem już nie musieliśmy udawać do czego zaszło w jego sypialni.


Rok później.

Czerwiec. Idę przez park do mojego przyjaciela. Do Furmiego. On strasznie się wnerwia jak go tak nazywam ale zaraz mu przechodzi. Dzisiaj na dwójce jest mecz. Ja kupiłam chipsy i słodycze, on miał przygotować jakieś tam piwo. Dziś jest rocznica. Rok temu poznałam najlepszego kumpla na świecie. Wszyscy którzy zawsze słyszą tą historię myślą że ja i Furman jesteśmy zakochaną parą. Ale to nie tędy droga. Teraz jak sobie przypomnimy tamtą noc to śmiejemy się jak banda kretynów. I ja i on uważamy że nigdy nie moglibyśmy być razem ze sobą jako para. Za to jesteśmy parą znakomitych przyjaciół. Za dwa dni mam randkę w ciemno. Umówiłam się w  barze z takim gościem z Sympatii.pl. Dominik idzie ze mną. Mamy taki plan że będzie siedział kilka stolików dalej i udawał że mnie nie zna. Tak na wszelki wypadek jakby ten facet okazał się jakimś zboczeńcem. Teraz cieszę się że tak się stało. Nie mam chłopaka, ale mam najwspanialszego przyjaciela na Ziemi który uwielbia mnie za to że mam taką zrytą banię, a  ja uwielbiam go za to że zawsze mogę na niego liczyć. Życzę mu szczęścia z całego serca. 

niedziela, 9 lutego 2014

Stephan El Shaarawy

Hej :* Nie będę się rozpisywać, bo woła mnie geografia z której jutro mam sprawdzian :)
Dziś tą historię dedykuje aż trzem czytelniczkom które pisały z anonima. Trzem dlatego, iż w zamówieniach jest o tym samym piłkarzu pod rząd trzy razy. Przykro mi, jeśli ktoś będzie na mnie zły, że zamiast napisać trzech oddzielnych historii napisałam jedną. Spróbujcie zrozumieć. Następne opowiadanie dodam po 5 komentarzach :) 
Tak, więc historia dla 3 Anonimowych <333 
Pozdrawiam i czekam na komentarze :)  Miałam się, nie rozpisywać...ach...:D 
Pa :* 




Wszystko zaczęło się tego fatalnego wieczora, gdy zapłakana siedziałam przy barze. Zostawił mnie chłopak. Czemu? Też zadaję sobie to pytanie. Pijąc i płacząc, zauważyłam że dosiadł się koło mnie jakiś chłopak. Zaczęłam z nim luźną gadkę. Alkohol w mojej głowie robił swoje. W pewnym momencie urwał mi się film. Rano obudziły mnie krzyki. Ubrałam się ciuchy porozrzucane po całym pokoju. Wyszłam z sypialni i ujrzałam kłócącą się w przedpokoju parę. Śliczną dziewczynę i...chłopaka z którym prawdopodobnie się przespałam. Nie wiem. Nie pamiętam.
-Oo...nie dość że nie odbierasz ode mnie telefonów to jeszcze jakieś panienki sobie sprowadzasz. - dziewczyna spojrzała się na mnie i wypowiedziała te słowa.
-Będę robił co chciał! Nie jest to twoja sprawa!-zaczął krzyczeć w jej stronę.
Zaczęli się ostro kłócić. Zajęci krzyczeniem na siebie nie zauważyli nawet że wyszłam.
Nie mogłam znieść dręczących mnie myśli. Jeśli to przeze mnie ta dziewczyna była taka zła? On ją przecież zdradził ze mną. Ja nie chciałam...Sama wiem jak to jest być kobietą zdradzoną. Czemu to zrobiłam? Proste. Byłam nawalona. Ale mnie to nie usprawiedliwia. Czułam się jak jakaś szmata. Jak mogłam do tego dopuścić? Niestety moja katorga dopiero się zaczynała. Po niecałych dwóch miesiącach zaczęłam mieć zachcianki. Z czym oczywiście zaczęłam tyć. Bardzo. Zawsze należałam do osób szczupłych, a teraz robiłam z siebie wieloryba. Do tego spóźniał mi się okres. Sprawa była prosta. Byłam w ciąży. Byłam zmuszona powiedzieć o tym tamtemu chłopakowi z którym pewnie będę miała dziecko. Spotkałam się z nim powiedziałam mu o tym , a potem u niego zamieszkałam. Chciał się mną opiekować żebym urodziła w dobrych warunkach. Był jednak pewien problem. Stephan, ojciec mego dziecka mieszkał nadal ze swoją dziewczyną Esterą. Błąd. Mieszkaliśmy w trójkę. On, jego dziewczyna i ja. Najgorsze były dni kiedy on wyjeżdżał ze swoją drużyną na mecze wyjazdowe. Stephan był piłkarzem AC Milanu. Musiał czasem wyjeżdżać. Dla mnie była to udręka, Musiałam siedzieć z nią przez kilka dni. To chyba właśnie któregoś dnia kiedy Stephana nie było, ona wrzuciła mi te leki do czegoś do picia. Udawała tego dnia taką miłą. Zrobiła nam herbaty i siedziałyśmy razem w pokoju gadając o ciuchach. W nocy zaczęłam mieć straszne bóle. Musiałam jechać do szpitala. Jeszcze tej samej nocy przyjechał do mnie Stephan. Poroniłam. Moje dziecko już nie żyło. Pomimo że nie było ono ze szczerej miłości, to nosiłam je pod moim sercem. Bardzo je kochałam. Stephan cały czas przy mnie był. Pocieszał, choć sama widziałam że miał łzy w oczach. Tak bardzo chciał mieć syna. Opowiadał że nauczy go grać w piłkę. Po kilku dniach wyszłam ze szpitala. Wtedy gdy przyjechałam do niego do mieszkania, w progu powitała nas Estera. Gdy Stephan jej powiedział że poroniłam uśmiechnęła się triumfalnie. Miała to czego chciała. Chciała zabić moje dziecko. Najszybciej żebym tylko się od nich wyprowadziła. Jej cel został osiągnięty. Zniszczyła moją psychikę. Bez słowa poszłam do swojego pokoju i zaczęłam się pakować. Słyszałam krzyki. Kłócili się. Jak zwykle o mnie. Miałam tego dość. Chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. Gdy byłam już prawie spakowana do pokoju wszedł Stephan. Powiedział tylko że mam zostać. Byłam bezsilna. Przytulił mnie i mówił słowa pocieszenia. Tego właśnie potrzebowałam. Na drugi dzień Estera się wyprowadziła. Ja zostałam.


Rok później.
Od roku jestem na terapii. Nadal nie mogę się pogodzić z utratą mojego dziecka. Nadal mieszkam u Stephana. Jesteśmy parą. Dobrze mi z nim. Mamy w planach ślub, potem dzieci. Wydaje mi się że tragedia którą przeżyłam sprawiła że zaczęłam inaczej patrzeć na świat. Chciałabym powiedzieć że jestem szczęśliwa, bo mam przy sobie wspaniałego mężczyznę...Jednak nie umiem powiedzieć że się cieszę. Może kiedyś będę potrafiła. Miejmy taką nadzieję.