poniedziałek, 30 grudnia 2013

Liebster Awards

"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera, który uznał, że to co robisz robisz dobrze :). Po odebraniu nominacji należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty wybierasz 11 osób ( poinformuj je o tym ) oraz zadajesz im 11 pytań.
Nie wolno nominować blogera, który cię nominował. "

Zostałam nominowana przez Bella Lada za co bardzo dziękuje :*


Pytania:
1.Co jest dla ciebie w życiu najważniejsze 
2.Co robisz, gdy w twoim życiu pojawiają się problemy i nie potrafisz sobie z nimi poradzić ?
3.Ile prowadzisz blogów?
4.Osoba która jest dla ciebie wzorem do naśladowania to 
5.Od jak dawna piszesz ?
6.Jesteś kibicem ?
7.Lubisz czytać książki? Jak tak to napisz tytuł ulubionej,
8.Największe marzenie ?
9.Co motywuje Cię do pisania ?10.Wymarzony chłopak ? 


Odpowiedzi :

1.Rodzina
2.Dzwonię do moich przyjaciółek bo, wiem że pomogą mi w trudnych chwilach. Ewentualnie rozmawiam z mamą, ponieważ bardzo jej ufam.
3.Jeden :)
4.Myślę że Jan Paweł II 
5.Od lipca :*
6.Tak. Arsenalu, Śląska Wrocław i Reprezentacji Polski w każdej dziedzinie sportu. 
7.Za bardzo nie. Ale jeśli miałabym wybierać...hm...chyba Romeo i Julia. 
8. Poznać Wojtka Szczęsnego i spędzić z nim resztę życia :* <3 Żartuję...poznać go i spędzić z nim jeden dzień :) 
9.Prośby mojej przyjaciółki. Najczęściej odbywa się to tak: "Debilko! Napisz wreszcie to opowiadanie bo mi się nudzi! No...Olciu...Proszę" To akurat na mnie działa :D
10. Przystojny, miły, sympatyczny, zabawny, skromny, ma być wierzący i chodzić do kościoła :) Ma mnie po prostu kochać i szanować :) 



Jeszcze raz dziękuje za nominacje :)


Pytania ode mnie :
1. Komu najbardziej ufasz?
2. Ideał mężczyzny?
3.Ulubiona piosenka?
4.Wzór do naśladowania...
5. BVB vs Bayern Monachium 
6.Ulubiony klub z Ekstraklasy ?
7.Ulubione imię dla chłopaka?
8.Jak nazwałabyś swoją córeczkę?
9.Recz bez której nie umiesz funkcjonować?
10.Największe marzenie?
11. Osoba której najbardziej nienawidzisz w naszym kraju?


Nominuję blogi :


Pozdrawiam :) 

niedziela, 29 grudnia 2013

Theo Walcott

Witajcie! :)  Na wstępie życzę wam wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym roku 2014 ! Oraz  udanego sylwestra :D 
Dedykacja dla Kasi  piszącej z Anonima <3
Pytanko! Czy chcecie żebym dodała kolejną historię w Sylwestra czy dopiero za tydzień? Pytam się, bo nie wiem czy nie zbrzydła wam moja twórczość :)
Papa ! :* 


Coraz więcej młodych ludzi, nie może się doczekać swoich 18-nastych urodzin bo, wtedy można się wyprowadzić z domu i żyć na własną rękę. Szkoda tylko że nie zawsze wiedzą jakie mogą być konsekwencje tej dorosłości. Ja się niestety przekonałam, i na dobre też mi to nie wyszło. Była piękna pogoda. Urodziny mojej przyjaciółki. Zawsze trzymałyśmy się we dwie i, jej osiemnaste urodziny też miałyśmy zamiar spędzić we dwie. W południe poszłyśmy na zakupy, a wieczorem do pewnego klubu. I gdybyśmy poszły do innego miejsca może wszystko potoczyłoby się inaczej. A tak tej pewnej nocy, poznałam właśnie jego. Miał na imię Theo. Oboje byliśmy sporo wypici. Wystarczająco żeby znaleźć się w jednym łóżku. Takim sposobem zaszłam w ciążę. Gdy powiedziałam o ciąży Theo nie był zadowolony....Ba! Był wściekły...powiedział że robi karierę, że ma dziewczynę, a to był tylko jednorazowy wybryk. Tylko że to ja nosiłam owoc tego wybryku...Gdy powiedziałam o tym rodzicom też wcale nie było inaczej. Byli wściekli. Jednak z pomocą przyszła mi moja kochana babcia mieszkająca na obrzeżach Londynu. To właśnie do niej się wprowadziłam, i to ona pomogła mi przy wychowywaniu mojego synka- Mikela. Tego dnia szliśmy przez zatłoczony Londyn do lodziarni na jego ulubione waniliowe lody. Wszystko byłoby ok, gdybyśmy po drodze nie spotkali właśnie jego...
-Cześć...-powiedział zaskoczony na mój widok gdy mijaliśmy się na chodniku.
-Hej...
-Fajnie cię widzieć po tylu latach.
-Słuchaj ja naprawdę nie mam czasu z tobą rozmawiać.
-Poczekaj! To mój syn??-zapytał łapiąc mnie za nadgarstek.
-Trzeba było się tym interesować pięć lat temu, jak byłam w ciąży!
-Ale...poczekaj...Ja tylko zapytałem...Jest strasznie do mnie podobny...
-Mamusiuu...ja chcie na lody...
-Już kochanie. Ten pan już sobie idzie.
-Proszę cię...Błagam...Porozmawiajmy!
-Ale my nie mamy o czym! Zrozum to! I daj mi i mojemu synowi spokój!
-Nie zapominaj że to też mój syn!
-Oo...No proszę...Tatuś się znalazł...Nie za szybko doszedłeś do wniosku że jesteś ojcem? Równie dobrze mogłeś się pojawić w jego życiu dopiero jak będzie pełnoletni.
-Błagam Cię...Daj mi naprawić mój błąd...Wiesz gdzie mieszkam prawda?
-No i co z tego?? Daj mi już spokój! Chodź synku...
Złapałam Mikela za rączkę i poszliśmy w stronę budynku. Byłam strasznie zdenerwowana. Nawet nie słuchałam tego co mówił mój syn.
-I wies mamo on ma taki duuuuzy samochód! I tak sybko nim...Mamuś! Nie słuchas...
-Słucham, synku, słucham...Tylko się troszeczkę zdenerwowałam.
-A kim był ten pan?-zapytał się pijąc soczek.
-Uważaj żebyś nie wylał...
-A kim on był?
-Ten pan...to taki...mój dawny kolega...
-Nie lubis go?
-Dlaczego się pytasz? Skarbie uważaj bo sobie poplamisz bluzeczkę.
Próbowałam zmienić temat i zaczęłam wycierać mu buzię.
-Lubis? Bo na niego ksycałaś...
-Kochanie...ja i ten pan...się kiedyś bardzo pokłóciliśmy, i już się nie lubimy. Zjadłeś już?
-Ehe...A pójdziemy na plac zabaw?
-Tak kochanie pójdziemy...-uśmiechnęłam się do syna.

Następnego dnia mocno padał deszcz. Nie chciałam iść do pracy w ulewę dlatego zamówiłam  taksówkę. Po pracy zaszłam do sklepu żeby zrobić zakupy. Niestety przy dziale z nabiałem spotkałam dobrze mi znanego mężczyznę.
-Hej...Widzisz znowu się widzimy to przeznaczenie!
-Cześć...Tak...Chyba pech który mnie ostatnio prześladuję.
-Proszę Cię...porozmawiajmy jak dwoje dorosłych ludzi....Nie zachowujmy się jak dzieci.
-Jak dziecko zachowałeś się wtedy! Bo pokazałeś jaki jesteś odpowiedzialny!
-Daj mi szansę...Chciałbym to naprawić...A chyba każdy zasługuję na szansę prawda?
-Dobrze, niech ci będzie.
Po zakupach poszliśmy do pobliskiej kawiarni. Zaczęliśmy rozmawiać. Oczywiście nie obyło się bez przekleństw, złości, krzyków, i płaczu. W końcu zgodziłam się na to aby, mógł oficjalnie poznać syna. Zgodziłam się...Tylko czemu skoro nie potrafiłam mu wybaczyć?

Po paru dniach miał nastąpić ten dzień. Zrobiłam pyszny obiad i czekałam na jego przyjście. Usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Hej...Wejdź...
-No hej. Dzięki.
-Dzień Dobly...-na korytarz wbiegł Mikel.
-Cześć.-ukucnął przy nim.
-Syneczku...Pamiętasz jak mama ci mówiła że twój tata gdzieś jest i na pewno go kiedyś poznasz?-zapytałam łamiącym głosem.
-Ehe...
-No to ja jestem twoim tatą.-powiedział Theo.
-Selio? To supel! A lubis samochody??
-Tak, bardzo.-uśmiechnął się do syna.
-To chodź, tata pokaze ci coś...
Wziął go za rękę i zaprowadził do swojego pokoju.
Ja natomiast zaczęłam przygotowywać do obiadu. Kiedy już skończyłam zawołałam ich na obiad. Mikusiowi nie zamykała się buzia. Cały czas miał do swojego taty różne pytania. Wieczorem Theo poszedł do domu. Zgodziłam się żeby lepiej poznał synka, i mógł go odwiedzać dwa razy w tygodniu. Mały był zachwycony. Theo zabierał go na swoje treningi, czasem na mecze. Kupował mu różne zabawki i wszystko co tylko chciał. Czasem mnie to denerwowało że go tak rozpieszcza, ale po chwili moja złość odchodziła.

Pół roku później.
Theo ma świetne kontakty z synem. Mikelowi długo brakowało ojca, a teraz gdy go ma, nie odstępuje go na krok. Ja natomiast, z Theo się nie pogodziłam...Nie potrafię...Może nie teraz. Po tym gdy w moje życie ponownie wkroczył Walcott, pojawił się jeszcze jeden mężczyzna. Ma na imię John. Bardzo się polubiliśmy. Mogę nawet powiedzieć że chyba coś do niego czuję. Tak...i on do mnie też...Ostatnio mi to nawet powiedział.

Parę tygodni później.
Nie myliłam się! Ja i John się w sobie zakochaliśmy! Wczoraj mi się oświadczył. Zgodziłam się. Tylko jakoś mój synek wcale za nim nie przepada. O! Właśnie Theo go przywiózł. Wyszłam otworzyć im drzwi.
-Hej! Jak było u taty?
-Ceść! Dobze...Mamuś...A ten twój kolega tez ci pzyjedzie??
-Nie, skarbie dzisiaj nie.
-To dobze. Bo on jest gupi!
-Kochanie tak nie można mówić.-upomniałam syna.
-Ale on mnie nie lubi...I ostatnio powiedział ze mój tata słabo gra w piłe...
-Tak ci powiedział? To faktycznie głupi ten wujek.-powiedział Theo, opierając się o szafkę na buty.
-Skarbie idź umyj rączki, zaraz obiadek.
-Oki.-powiedział i podreptał do łazienki.
-A kim jest ten nowy wujek? Jeśli można spytać...
-Tak. To mój narzeczony.
-Yyyy...narzeczony?
-No tak. Masz coś przeciwko? Chyba mam prawo być szczęśliwa.
-Tak. Masz. Tylko za nim coś zrobisz pomyśl czy twój syn będzie tak samo szczęśliwy jak ty.
-Jedź już.
-Rób co chcesz. Pa!
-Pa!
Theo mnie zdenerwował...Choć w sumie ma on po części rację. Jeśli mój syn go nie polubi, to  nie chcę żyć w taki sposób. W nocy obudziłam się zlana potem. Miałam okropny sen. Śniło mi się że, John bił mojego syna. Może naprawdę powinnam się zastanowić? A może to przez to że cały czas o tym myślę? Nie wiem sama...

Rok później.
Dzisiaj jest mój wielki dzień. Wychodzę za mąż. Za człowieka który mnie kocha, i stara się zrobić wszystko bym czuła się szczęśliwa ku jego boku. Koleżanki doradzały mi żebym, się zastanowiła czy dobrze robię. A ja jeszcze wczoraj się wahałam. Ale teraz gdy widzę tego przystojnego anglika czekającego na mnie przy ołtarzu jestem pewna. Tak! Jestem pewna! Chcę w tym dniu zostać żoną Theo. Tak wiem, zranił mnie i to potwornie. Ale gdy dowiedział się o tym moim ślubie z Johnem, zaczął mi okazywać więcej czułości, i zebrał się na odwagę by wyznać mi miłość. Stara się żebym była szczęśliwa. Ale gdy sobie pomyśle jaki mój syn będzie zadowolony gdy będziemy mieszkać w trójkę...O przepraszam! Wczoraj byłam u lekarza, i jestem w pierwszym miesiącu ciąży. Ominę pytanie czyje to dziecko. Tak to dziecko Walcotta. Mojego przyszłego męża. Koniec.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Olivier Giroud

Witajcie ! Przepraszam że, nie wczoraj tylko dzisiaj ale, nie myślałam że będzie tyle komentarzy za które dziękuję bo naprawdę motywują  :)  Więc tak życzę wam aby spełniły się wasze wszystkie marzenia i abyście spędziły te święta w miłym rodzinnym gronie :) Jednopart z dedykacją dla Asi <3
Pozdrawiam i śle buziaki :) 
Do niedzieli! :D

Wstałam wczesnym rankiem. Zjadłam pożywne śniadanie i ubrałam się w wygodną sukienkę. Ustałam jeszcze na chwilę przed lustrem stojącym w korytarzu i przyglądałam się na mój coraz większy brzuch. Westchnęłam ciężko i wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz. Szłam w stronę mieszkania mojej koleżanki-Isabel. Jako że jestem kobietą w ciąży, nie miałam najmniejszej chęci iść po schodach na piąte piętro. Weszłam więc do windy. W windzie obok mnie stał jakiś mężczyzna. Po jego ubiorze domyśliłam się że to pewnie ten piłkarz który mieszka na przeciwko Isabel, jak to ona na niego mówiła...Istne ciacho! Dla mnie to on był taki...średni. W pewnym momencie winda się zatrzymała, ale drzwi nie chciały się otworzyć.
-Ej! No co to ma być?
-Mnie się Pan pyta?
-No nie...ale...Chwila, moment ja to zaraz załatwię. Nie mogę się spóźnić na trening no!
Staliśmy i staliśmy a winda za nic nie chciała się otworzyć.
-No pięknie! To teraz mam zafundowaną ławkę rezerwowych na kolejny mecz!
-Mam Panu współczuć?
Uśmiechnął się rozbawiony. Zaczęliśmy rozmawiać o pogodzie i innych głupotach.
-Auł...-złapałam się za mój wielki brzuch.
-Co się dzieje? Rodzisz?
-Nie...chyba nie...
-Jak to chyba ?
-No bo, termin mam...auć...boli...
-Kiedy masz termin?
-Za miesiąc-odpowiedziałam ledwie mówiąc
-Ja nie mogę...niech coś zrobią z tą windą!
-Jak będziesz krzyczał to nic nie da...
-Tak, wiem przepraszam. Twój mąż wie gdzie jesteś?
-Ja nie mam męża...
-A tak...To jakiś narzeczony, chłopak?
-Nie. Jestem a raczej będę samotną matką, bo mój narzeczony zginął w wypadku samochodowym. Możesz mi jakoś pomóc?
Olivier pomógł mi usiąść na podłodze. Z każdą minutą czułam się co raz to gorzej. W końcu poczułam jak odeszły mi wody.
-Wody mi odeszły!
-A...al...ale co ja mam robić? Ja jestem tylko piłkarzem a nie lekarzem od porodu...Poczekaj...yymm....ja ci może jakoś pomogę co?
-Nie! Masz stać i się gapić jak rodzę-powiedziałam z sarkazmem. - Tak! Masz mi pomóc! Dociera?
-Spokojnie...
W tym momencie otworzyła się winda. Olivier bez pytania wziął mnie na ręce i zaniósł mnie do samochodu.
-Jesteś pewien? Jak nie zdążysz dojechać do szpitala to urodzę tu, i zaplamię ci całe auto.
-Trudno! Najważniejsze żebyś urodziła!
Pan Giroud zabrał mnie do szpitala i był przy mnie gdy na świat przyszła moja kochana córka- Melanie.
Byłam mu bardzo wdzięczna że mi pomógł tu dotrzeć, i przy porodzie trzymał mnie za rękę. Kilka dni później gdy byłam sama w sali w pewnym momencie, do sali weszło baardzo dużo osób. Jak się okazało byli to Olivier i jego koledzy z Arsenalu.
-To tak wygląda ta twoja niby  córcia??-ustał przed łóżeczkiem Melanii Alex.
-Jaka śliczna!-zachwycał się Theo.
-Nom...będzie z niej niezła dupa jak dorośnie-zarechotał Szczęsny.
-Ty żebym ja ci zaraz twojej dupy nie przetrzepał!-wkurzył się Olivier-A może byście się tak przywitali kulturalnie co? A nie wchodzicie jak do siebie! Wieśniaki jedne!
-Przepraszam...-zrobił smutną minę Wojtek.
-Dzień doooobryyy-powiedzieli chórem.
-Cześć. Miło mi was wszystkich poznać. Tylko żebyście się tak nie darli bo, moja córka przed sekundą zasnęła.
-Jasne, jasne. -odpowiedzieli.
-Podobna do ciebie-uśmiechnął się Kieran w moją stronę.
-Może troszkę...-odwzajemniłam uśmiech.
-A jak ma na imię?-spytał się Fabiański.
-Melanii
-O to tak jak moja żona!-uśmiechnął się uradowany Theo.
-Naprawdę?? Nie możliwe??? -zaczął z sarkazmem Olivier.-Dobra chłopaki! Dajcie jej spokój! Już raz dwa trzy na korytarz. Ja zaraz do was przyjdę.
Siedzieliśmy w ciszy aż w końcu zaczęłam:
-To teraz Melanii jest nazywana twoją "niby córką" ?
-Nie...po prostu...jak im opowiedziałem tą historie to zaczęli mówić że jestem dla niej jak ojciec....
-Bo w sumie tak może być...Melanii nigdy nie będzie mogła poznać swojego tatusia...-zaczęły spływać mi po policzkach łzy.
-Uspokój się...ja ci pomogę jak tylko będziesz tego chciała. Chcesz?
-Chce...
Pocałował mnie w czoło i przytulił do siebie.


Dwa lata później

Moja córka kończy dzisiaj dwa latka. A ja dziś ustanę na ślubnym kobiercu i zostanę Panią Giroud. Podczas gdy moja córka rosła i stawała się coraz większa, Olivier przyjeżdżał do mnie i starał mi się pomagać jak tylko mógł i potrafił. Z czasem jego odwiedziny stawały się coraz bardziej regularne. Zakochaliśmy się w sobie. Moja mała Melanii pokochała go jak prawdziwego tatę. Kocham Oliviera, ale w moim sercu zawsze będzie mój pierwszy narzeczony, czyli prawdziwy tata Melanii. Wiem i czuję że on będzie nad nią czuwał. Ale człowiekiem który ją wychowuję na dobrą dziewczynę jest właśnie Olivier. Którego obie mocno kochamy...A on nas . Koniec

niedziela, 22 grudnia 2013

Cesc Fàbregas

Hejo! Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta :D 
Piosenka dzięki której wymyśliłam opowiadanko też związana ze świętami :) Tak mnie naszło! http://www.youtube.com/watch?v=yXQViqx6GMY
Historia dla Franki piszącej z Anonima <33
Pozdrawiam i mocno ściskam :**
P.S. Jeśli będzie dużo komentarzy to postaram się dodać jeszcze dzisiaj następną historię, bo mam spore zaległości w dodawaniu. Papa! Wesołych Świąt ! 



Siedziałam  w samolocie lecącym do Barcelony. Tak do Barcelony, ponieważ tam mieszka mój tata. To były moje pierwsze święta za granicą. Moi rodzice rozwiedli się jak byłam mała. Zostałam z mamą i starszą siostrą, a tata wyjechał właśnie do Barcelony. Byłam strasznie podekscytowana. Z tych wrażeń nie zwróciłam nawet uwagi kiedy skończył się lot, i byłam już na miejscu. Na lotnisku czekał na mnie już mój tata. Przywitałam się z nim po czym wzięliśmy moje bagaże i pojechaliśmy do niego do domu.  Długo rozmawialiśmy o moich planach na przyszłość. Jaki wybiorę kierunek na studia i tym podobne. Grubo po północy położyłam się spać. Następnego dnia, mojemu tacie coś wyskoczyło w pracy i musiałam zostać sama w domu. Pomyślałam że nie będę się nudzić, tylko przejdę się po mieście. Szłam i szłam przyglądając się ludziom których mijałam. W pewnym momencie zadzwoniła moja przyjaciółka. Odebrałam i zaczęłam z nią rozmowę. Zajęta z nią gadką ustałam w pewnym miejscu i dalej rozmawiałam. Nagle zwróciłam uwagę że dużo osób patrzy się w moją stronę. Zaczęli się śmiać i coś do mnie mówić. Szybko skończyłam rozmawiać przez telefon, i skupić się na tym co do mnie mówią. Obok mnie stał jakiś facet. Błąd. Przystojny facet. Był tak samo zdezorientowany jak ja. W pewnym momencie jakiś chłopczyk krzyknął:
-Ej! Stoicie pod jemiołą! Musicie się pocałować.
Zaczęłam się śmiać, on tak samo. Nie wiedzieliśmy co mamy robić. W pewnym momencie pod wpływem wrażeń przysunęłam się do niego i lekko musnęłam jego wargi. On na to się szeroko uśmiechnął. Ludzie zaczęli klaskać a ja po prostu zwiałam. Natomiast ten facet zaczął mnie gonić. W pewnym momencie nie wytrzymałam i usiadłam na pobliskiej ławce. On usiadł obok mnie.
-Słabo biegasz...ale nieźle całujesz - zwrócił się do mnie i zaczął się śmiać.
-Bardzo dziękuje...naprawdę bardzo śmieszne-odpowiedziałam.
-Cesc.-wyciągnął rękę w moją stronę.
-Że co?
-Tak mam na imię.-uśmiechnął się szeroko.
-Aa...Frania-uśmiechnęłam się.
-Aha. Bardzo ładnie Fhaniu.
-Franiu! -poprawiłam go.
-Przepraszam...masz po prostu dziwne imię.
-Ja? Wiesz co koleś ty jesteś dziwny.
-Ja jestem dziwny? A kto mnie całuję na środku ulicy ? He? Wiesz że to będzie w gazetach?
-Niby z jakiej racji?
-Z takiej że jestem piłkarzem! A ich obchodzi wszystko co robię!
-Pff! Hiszpański Szczęsny się znalazł ! Następna pewna siebie piłkarzyna!
-Słucham?
-Niee...nic...Znasz tu może jakąś fajną kawiarnię? Mam ochotę się napić ciepłego kakaa.
Przytaknął po czym poszliśmy do przytulnej małej kawiarenki. Zamówiliśmy sobie po ciepłym kubku czekolady, i ciastku. Ni z tego ni z owego po prostu siedzieliśmy sobie przy jednym stoliku i wcinaliśmy ciasto. Dopiero wtedy zeszłam na ziemie.
-Wiesz co...ja...przepraszam.
-Za co? Przecież miło nam się rozmawia.
-No właśnie...Ja cie tu tak przyciągnęłam i zagaduje, a nie powinnam. Przecież ty masz pewnie jakąś żonę, albo coś...a ja cię tak po prostu bajeruję. Przepraszam.
-Żona? Phi! Jeszcze mi tego brakuje! Mi to wcale nie przeszkadza.- uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Ale...
-Ale mi się ciastko skończyło! Też chcesz jeszcze jedno?-od razu zmienił temat i zaczął inną gadkę.
Siedziałam z nim tak bardzo długo aż zrobiło się ciemno. Cesc odwiózł mnie do domu. Gdy tylko weszłam do domu tata od razu zaczął krzyczeć.
-Gdzieś ty się podziewała?!
-Poszłam się przejść...to chyba nic złego.
-Słucham? I tak chodziłaś? O tej porze? Sama?
-Nie...znaczy tak sama...ojejku jestem prawie dorosła.
-Prawie! Właśnie te prawie robi wielką różnice!
-O co ci chodzi?
-O co mi chodzi? O to że szlajasz się po obcym mieście a ktoś może ci zrobić krzywdę. A ja bym tego nie przeżył, gdyby coś ci się stało.-przyszedł i pocałował mnie w czoło.


Kilka dni później.
Obudziłam się w nocy. Nie mogłam spać. W pewnym momencie leżąc, dostałam smsa. Spojrzałam na telefon na ekranie widniało Cesc. (Dał mi swój numer gdy siedzieliśmy w kawiarni). Pytał się czy śpię. Odpisałam szybko że nie. On odpisał "Wyjdź na balkon" Po cichu wyszłam w samej piżamie na balkon. On stał na dworze z bukietem kwiatów.
-Pomyślałem że nie śpisz to przyszedłem-uśmiechnął się.
-Porąbało cię? Dobrze się czujesz? Człowieku jest środek nocy!
-Nie mogę przestać o tobie myśleć...Nic na to nie poradzę...
-Dobra poczekaj chwilę.
Szybko zeszłam na dół, i otworzyłam mu drzwi od domu.
-Wchodź, tylko cicho.
-Cześć. Nie mogę normalnie sypiać od kiedy cię poznałem. Cały czas o tobie myślę.
-To pewnie dlatego ja nie mogę zasnąć, od tamtej pory.-uśmiechnęłam się.
-Pocałujesz mnie?-zapytał.
-Chyba śnisz! No chyba że ten buziak będzie jako prezent na święta.
-A mogę?
Już chciałam mu odpowiedzieć że tak, gdy usłyszałam że tata schodzi na dół po schodach. Cesc szybko wybiegł z domu a ja zamknęłam drzwi.
-Córeczko? Gdzie ty się wybierasz?
-Ja? Nigdzie tatusiu. Tylko...miałam wrażenie że ktoś pukał do drzwi...
-Na pewno?
-Tak! Chodźmy spać bo, już późno.

Następnego dnia spotkałam się z moim " Romeem spod balkonu ". Nareszcie mogłam z nim normalnie pogadać...a przy okazji...wyznać miłość. Nasza znajomość powoli przeistaczała się w miłość. Niestety ja musiałam wracać do Polski. Bałam się że jak wrócę to już nigdy się nie zobaczymy, a on mnie zostawi i znajdzie sobie inną. Siedzieliśmy na ławce w parku. W pewnym momencie dotknęłam jego dłoni, i z łzami w oczach wyszeptałam:
-Naprawdę mnie kochasz?
-Tak. Na sto procent.
-I nie pozwolisz żeby działa mi się krzywda?
-Nigdy na to nie pozwolę.
-A będziesz tym moim jedynym?
-Jeśli tylko tego chcesz to tak.
-A zrobisz dla mnie wszystko?
-Co tylko zechcesz.
-A nie znajdziesz sobie nowej dziewczyny jak wyjadę?
-Nie, bo kocham tylko ciebie.
-A chcesz...
-Tak chce. Nie wiem o co chodzi ale chcę. Franiu...jesteś dla mnie najważniejszą kobietą na świecie kocham cię.
Pocałował mnie w czoło i przytulił do siebie. Po paru dniach wróciłam do Polski. Na każde wolne ferie, jeździłam do Barcelony żeby się z nim spotykać i przy okazji odwiedzać tatę. Po paru latach gdy, skończyłam studia przeprowadziłam się do niego do Barcelony. Jesteśmy właśnie w podróży po ślubnej. Kochamy się, i nie zamierzamy nigdy niszczyć naszego szczęścia. Koniec.








niedziela, 8 grudnia 2013

Zlatan Ibrahimović

Hejo :) Historia dla czytelniczki piszącej z Anonima <3
Zostawiam was z tą historią i lecę uczyć się z geografii :(
Papa :) Buziaczki :*



Szłam ulicami mojego miasta. W pewnym momencie podeszła do mnie cyganka. Od razu chciałam zrobić krok w tył i sobie pójść w drugą stronę, lecz ona złapała mnie za rękę.
-Stój! Nie bój się. Nie chce ci zrobić krzywdy, ani nie chcę od ciebie pieniędzy. Widzę w twoich oczach dużo planów...Daj dłoń.
-A daj mi spokój kobieto! Idź se wróżyć gdzie indziej!
-No daj...Cyganka prawdę ci powie....i pieniędzy też nie chce! Po prostu daj dłoń.
Nie wiem co mnie podkusiło ale wystawiłam rękę.
-Hmm...Czeka cię kariera! Dużo pieniędzy...ładne mieszkanie...Wyjedziesz stąd!
-Aha, i co jeszcze tam widzisz? Mogę już iść??
-Widzę...mężczyznę...dużo starszego od ciebie...Uważaj on jest żonaty! Ma dzieci...
-Hahaha...ale ty śmieszna jesteś! Ja z żonatym facetem? Miałabym dzieciom ojca zabierać? Po za tym ja mam chłopaka który mnie kocha!  Dobra, dzięki za te twoje wróżby papa! Cyganeczko!
-Uważaj! Nie śmiej się! Mówię to co widzę. Widzę to w twoich oczach. Jesteś nieszczęśliwa, szukasz swojego miejsca na ziemi. Niedługo go znajdziesz! Uważaj na tego mężczyznę!
Mówiła coś jeszcze dalej ale już jej nie słuchałam. Bo i po co? Szłam właśnie na spotkanie z moim chłopakiem-Danielem. A przez tą cyganichę byłam tylko spóźniona. Gdy weszłam do kawiarni poczułam zdenerwowanie. Tylko niby czemu??
-Hej skarbie!-podeszłam do niego i dałam mu buziaka.
-Cześć...Posłuchaj...musimy poważnie porozmawiać.
-No dobrze. To mów.
-Bo...ja ...
-No mów! Daniel coś ty znów wymyślił co? Hmm? Przeskrobałeś coś? -uśmiechałam się do niego bo, myślałam że to tylko taka słodka gadka.
-Ja nie wyobrażam sobie przyszłości z tobą!
-Co...?
-Nie kocham cie już. Nie chce z tobą być. To co między nami było...to...to się wypaliło.
-Wyjdź stąd...-powiedziałam ledwo słyszalnie.
On wyszedł bez żadnych wyjaśnień. Po prostu poszedł. Ja wyszłam zaraz za nim. Usiadłam na ławce w parku i zaczęłam płakać. Pozwoliłam żeby po moich policzkach ciekły łzy...Czułam się bezsilna. Następnego dnia gdy, przyszłam do pracy mój szef chciał mnie widzieć u siebie w gabinecie. Aha...Czyli kolejny pech?
Nie. Tym razem było szczęście. Mój szef powiedział że dostaję możliwość wyjechania do Paryża. Ja jako że z całej firmy znałam francuski zostałam wytypowana do wyjazdu na szkolenie które miało by trwać pół roku. Zgodziłam się. Bo co? Miałam przepuścić taką szansę? No nie...nie ja.

Kilka tygodni później.
Byłam właśnie w samolocie, lecącym do Paryża. Zaczęłam obmyślać wszystko co wydarzyło się dotychczas w moim życiu. Rozstanie z Danielem, wyjazd...Wszystko przez tą cygankę! Przez nią rozstałam się z Danielem...A może to po prostu moja wina? Robiłam coś nie tak...Ale co?...Jeszcze tylko żebym miała romans z żonatym facetem! O nie! Na pewno nie! Obmyślając zasnęłam.

Tydzień później.
Tu jest pięknie! Paryż to cudowne miasto! A w pracy wszyscy wydają się być mili. Dostałam nawet służbowe mieszkanie które jest naprawdę ładne, i wystrojone w taki sposób w jaki zawsze marzyłam wystroić nasz dom...Nasz...Mój i Daniela...Aj! Nie! Jego już nie ma! Ten rozdział jest już zamknięty!
Dzisiaj rano idąc do pracy wpadłam na jakiegoś wysokiego faceta.
-Uważaj może co?-zaczęłam po francusku.
-Najmocniej przepraszam-spojrzał mi się w oczy. Były cudowne...
-Aleee...nic się nie stało...Nie powinnam tak na pana naskoczyć...przepraszam.
-To ja przepraszam. Nie lubię wersji "pan" Zlatan jestem- wyciągnął do mnie dłoń.
-Miło mi...Pan nie...Ty nie jesteś francuzem?
-Nie. Ja jes...
-O matko!-spojrzałam na zegarek i się przeraziłam. Byłam prawie spóźniona.
-Co się stało? Pomóc?
-Jestem prawie spóźniona.
-Może mógłbym cię podwieźć?
-Mógłbyś?
Tak-uśmiechnął się szeroko.
Zabujałam się w jego oczach, uśmiechu...Gdy byłam już pod firmą, na pożegnanie cmoknęłam go w policzek. On w odpowiedzi ładnie się uśmiechnął i dał mi swój numer. Kilka dni później się z nim spotkałam. Potem za dwa tygodnie. Aż w końcu zaczęliśmy się spotykać regularnie, o określonych godzinach i miejscach. Pewnego dnia stało się coś....Coś...Te coś miało nazwę łóżko...Ta....wiadome chyba o co chodzi. Najgorsze jednak było to, że kilka dni później widziałam go z jakąś kobietą i dwójką dzieci na mieście.Wyglądali na szczęśliwych....A ja? Ja znów czułam się zraniona.
Następnego dnia gdy Zlatan chciał się ze mną spotkać odmówiłam. Przyjechał do mieszkania. Nie wpuściłam go. Zadzwoniłam i wszystko mu wyjaśniłam, że wiem że on ma mnie tylko jako zabawkę. Mężczyzna...uważaj...żonaty...dzieci...Przecież ja bym nigdy na to nie pozwoliła! To tylko jakiś zły sen! Co to ma być? A jednak...pokochałam tego starszego, żonatego ojca tamtych dzieci...Zlatana...Ku*wa...spodobał mi się! A najgorsze że sama to zaczęłam! Jestem sobie winna...


Rok później.
Dzisiaj wyjeżdżam na stałe do Paryża. Dostałam umowę o stałą pracę. Jak dostanę awans to będę nawet miała służbowy samochód a, mieszkanie też mogę sobie zostawić. Wszystko było tak jak powiedziała cyganka...No prawie. Ładne mieszkanie, praca, pieniądze...tylko...Zlatan...Nie wiem co się z nim dzieje. Nie widziałam go ponad rok...Ciekawe czy nadal wyrywa młode dziewczyny ? Kilka dni później idąc tą samą drogą co wtedy(kiedy się spotkaliśmy ze Zlatanem) wpadłam na wysokiego mężczyznę. Tak...To było on...
-Hej...-zaczął.
-Cześć! Jak tam? Co u żony? Jak u dzieciaków?
-Szczerze? Coraz gorzej. Moja żona zginęła w wypadku samochodowym, z dziećmi nie umiem dać sobie rady...A u ciebie?
-No ja właśnie wróciłam z Polski, i przeprowadziłam się na stałe tu. Przykro mi z powodu twojej żony...
-Takie niestety jest życie...
-Zlatan? Mogę ci jakoś pomóc?
-W sumie...miałabym małą prośbę.
-Mów!-uśmiechnęłam się do niego.
-Jutro mam mecz, a moje dzieci nie mają z kim zostać bo, opiekunka się rozchorowała...i...
-Mam z nimi zostać?
-A mogłabyś ?
-Tak!-uśmiechnęłam się.-Z przyjemnością bo, bardzo lubię dzieci.
Następnego dnia, spędziłam cały dzień z dziećmi Zlatana. Musze przyznać że się z tymi szkrabami polubiłam. Oglądaliśmy wspólnie mecz w którym Zlatan, strzelił bramkę i dedykował ją swojej zmarłej małżonce. Zrobiło mi się przykro. Gdyby nie ja...to może wszystko byłoby inaczej? Może gdyby ta cyganka wtedy mnie nie zaczepiła to...
-Tatuś!!-moje rozmyślenia przerwał krzyk dzieci.
-Moje kochane dzieciaczki-wziął oboje na ręce.
-Oglądaliśmy twojego mecza! Wiesz?-zaczęły na przemian się przekrzykiwać.
-Naprawdę? To super!
Podeszłam do niego i powiedziałam:
-To ja już może pójdę...Nie będę wam przeszkadzać...
-Nie przeszkadzasz. Zostań. Oczywiście jeśli chcesz.
-A mogę?
-Tak.
Nasze twarze zbliżyły się do siebie. A ja po chwili zatopiłam się w jego czułych ustach.

I tak od paru miesięcy jestem jego narzeczoną, i zastępczą mamą jego dzieci. Jednak cyganki czasem mówią prawdę...Ale lepiej ich nie słuchać i nie brać sobie tego do serca.  Koniec.

wtorek, 3 grudnia 2013

Łukasz Piszczek (2)

Hej! Jednopart z dedykacją dla Karolina Szczęsna <33
Pozdrawiam! Mam nadzieje że się spodoba :)

Rzecz której nienawidzę ? Zdecydowanie budzik. A najbardziej w takie dni jak ten. Kiedy za oknem leje deszcz, a mnie czekają długie godziny w szpitalu. Tak, w szpitalu ponieważ pracuję jako pielęgniarka.
 Wstałam z wielką niechęcią i podreptałam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się i uczesałam. O śniadaniu oczywiście nie było mowy bo jak to ja nie zdążyłam nawet tego śniadania sobie zrobić a, co dopiero zjeść. Po kilku godzinach byłam już w pracy. Na izbie przyjęć zrobił się głośny tłok i szum. Zapytałam się koleżanki o co chodzi. To opowiedziała że do naszego szpitala przyjechała jakaś Agata Błaszczykowska. A ja wielka fanka BVB i Reprezentacji w piłce kopanej, od razu skumałam że jest to żona naszego kapitana - Jakuba Błaszczykowskiego. Usłyszałam że  jest ona w ciąży i właśnie odeszły jej wody i będzie rodzić tu w naszym szpitalu. No proszę, słabo chyba czytam te magazyny plotkarskie bo, o żadnej ciąży nie słyszałam. No trudno, pomyślałam i wróciłam do swoich obowiązków. Idąc korytarzem zderzyłam się z jakimś mężczyzną. Po chwili, gdy podnosiłam się z podłogi ujrzałam nikogo innego jak Kubę Błaszczykowskiego! A obok niego stał jego przyjaciel. Mój ideał...błękitne oczy i zaczesane do góry blond włosy...Ideał...Ymm...Znaczy no...ten...Łukasz Piszczek! Wpatrywałam się w nich jak w święte obrazki. W pewnym momencie Kuba powiedział:
-Przepraszam Panią. Nic pani nie jest? Szukam sali, w której jest moja żona i...może mi pani pomóc?
-Jasne.Nie nic mi nie jest. Sala 74. Zaprowadzić panów?
Kuba pokiwał głową. Zaprowadziłam ich obu do sali. Żona Kuby już trzymała małą kopię Błaszcza na rękach.
-Agatko, skarbie...Przepraszam ale ten kretyn Piszczek najpierw musiał sobie włosy na żel postawić a dopiero potem mnie przywiózł.Wybacz mi że nie byłem przy porodzie.
-Oj Kubuś uspokój się...-powiedziała jego małżonka.
-Jaki żel? Ja żelu na włosy nie używam ciołku!
-Nie odzywaj się już nawet do mnie po nie będziesz chrzestnym Sebastiana!
-Tsa...Jasne a kogo weźmiesz na chrzestnego jak nie mnie? Co może Lewuska i jego Anulkę co?-powiedział i poszedł do małego Błaszczykowskiego który leżał niewinnie na łóżku obok mamy.
-To...ja...pójdę.-wydukałam w ich stronę.
-Ach tak. Jeszcze raz pani dziękuje! - powiedział Błaszczykowski.
-Nie ma za co- powiedziałam i poszłam.

I tak mijały kolejne dni, a mi w głowie cały czas siedział Łukasz. Ach te jego spojrzenie...Zakochać się można...Znaczy...można ale, nie trzeba. Po skończonej pracy, szłam w stronę Biedronki żeby zrobić jakieś zakupy. Od kiedy jestem sama zapominam o wielu sprawach. Między innymi o zapełnieniu lodówki w której już pewnie pingwiny rzucają się śnieżkami. Ach...ciężkie jest życie samotnego człowieka. Ze smutną miną weszłam do marketu. Pomyślałam że umilę sobie dzisiejszy wieczór i kupię sobie pudełko moich ulubionych malinowych lodów. Idąc z koszykiem zetknęłam się z jakimś mężczyzną. Od razu zwróciłam uwagę na kogo trafiłam.
-Oo...Przepraszam Pana bardzo-uśmiechnęłam się.
-Nic nie szkodzi. Chwilunia...ja panią znam!
-Tak...Ze szpitala.
-No tak...Pani jest tą anielską damą która mi robiła wtedy opatrunek na ramieniu.- wyszczerzył się.
-Nie...chyba mnie pan z kimś pomylił. Ja byłam tą pielęgniarką która zaprowadziła Pana i pańskiego kolegę do sali Pani Agaty.
-A faktycznie! Najmocniej przepraszam !
-Nie no...każdy się może pomylić. - uśmiechnęłam się na co on popatrzył się na mnie tak jak jeszcze żaden mężczyzna się na mnie nie patrzył.
-O widzę że ktoś tu lubi lody malinowe!-spojrzał się w zawartość mojego koszyka.
-Tak...bardzo.-czułam że się rumienie.
-Ja też bardzo lubię!~Właśnie takie!
-Naprawdę tyle nas łączy!-powiedziałam i próbowałam powstrzymać śmiech.
-Co nie? To może zjedzmy je razem? - zrobił dziubka jak Kuba Wojewódzki.  Oj Piszczu...nie zadawaj się z nim.
-Znaczy...no...możemy- odparłam z uśmiechem.
Po chwili poszłam do kasy zapłacić za zakupy. Zaraz potem poszłam i usadowiłam się w wygodnym samochodzie Piszczka. Pojechaliśmy do mojego mieszkania by razem zjeść nasze ulubione lody malinowe. Po jakimś czasie siedzieliśmy już u mnie w kuchni i konsumowaliśmy nasz deser. Rozmawialiśmy o swoim życiu, planach. W pewnym momencie wyszłam do łazienki. Gdy wyszłam z toalety i poszłam do kuchni Łukasza tam nie było. Poszłam i zobaczyłam jak stoi i ogląda moje ściany w sypialni.
-Błagam Cię tylko się nie śmiej że, mam 25 lat i przyklejam plakaty BVB. Po prostu od bardzo dawna ten klub lubię.
-Ale tu nie ma z czego się śmiać. Jestem dumny z ciebie że nam kibicujesz. Jak chcesz to mogę Ci kiedyś nawet dać bilet na mecz. Chcesz?-zapytał z uśmiechem.
-Haha jasne. Tylko jak ja tam dotrę i gdzie się zatrzymam, i kiedy to będzie?
-Wiesz jest coś takiego jak samolot, zatrzymasz się u mnie bo, mam dwie wolne sypialnie, a jak chcesz to za tydzień BVB rozgrywa mecz. Ja grał nie będę bo, leczę kontuzje. Więc będę mógł Ci potowarzyszyć. Hmm? Co ty na to?
-No w sumie...ok.

Tydzień później.
Myślałam że Łukasz żartował a on to mówił na serio! Przyjechał do mnie do domu i namówił mnie żebym z nim pojechała. Z wielkim trudem udało mi się wziąć trzy dni wolne. Na stadionie czułam się jak w pięknym śnie. Wreszcie mogłam nałożyć mój szaliczek w żółto czarnych barwach i wymachiwać nim na wszystkie strony. Piszczu tylko się  uśmiechał jak komentowałam każdą sytuację. Po meczu, który oczywiście "pszczółki" wygrały Łukasz zabrał mnie na tak zwaną bibę którą zawsze ktoś z drużyny organizuje. Tym razem impreza odbywała się u samego Roberta Lewandowskiego. Dziwne było tylko to jak się na mnie patrzył. Cały czas czułam na sobie jego obleśne spojrzenie. Gdybym wcześniej pomyślała co się może wydarzyć kazałabym Łukaszowi od razu jechać do domu. Wyszłam na chwilę do ogrodu bo, dzwoniła do mnie koleżanka. Gdy skończyłam rozmowę, czułam że ktoś stoi za mną. Był to on. Spojrzał się na mnie obleśnie, i zaczął sobie pozwalać na to na co nie powinien. Jednym słowem zaczął mnie obmacywać. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć. Ugryzłam go w rękę i szybko pobiegłam w stronę domu. Gdy Łukasz mnie zobaczył całą zapłakaną od razu mu powiedziałam że chce do domu. On bez wahania zawiózł mnie do swojego domu. Gdy byliśmy już na miejscu usiedliśmy razem w salonie, i zaczęłam mu opowiadać czemu chciałam wracać.
-Zabiję go! Pieprzony Lewusek!
-Ale Łukasz...Uspokój się. Proszę...
-Siedź tu ja zaraz wrócę!
-Ale Piszczuniu...Czekaj ja chcę ci coś powiedzieć! Nie zostawiaj mnie tu samej!-zaczęłam płakać.
-Mów! Zrobię wszystko co zechcesz!
-Nie rób nic...tylko po prostu bądź i...
-I?
-Tylko mnie kochaj!
Piszczek zrobił oczy jak pięć złotych po czym namiętnie mnie pocałował.

3 lata później.
Dzisiaj ja i mój mąż...Tak...Piszczulek...Obchodzimy rocznicę ślubu. Do szczęścia nie brakuje nam niczego. Ja znalazłam pracę tu w Dortmundzie, jestem w ciąży, przede wszystkim się kochamy, jesteśmy szczęśliwi...A co najważniejsze w naszej zamrażarce nigdy nie brakuje pudełka malinowych lodów. :)

niedziela, 1 grudnia 2013

Alex Oxlade-Chamberlain (2)

Hej! Jednopart z dedykacją dla Martyny <33
Na specjalne zamówienie jest zdrada :D
Jak chcecie następnego jednoparta, który ma być o Łukaszu Piszczku to się ładnie postarajcie :)
Powiedzmy że dodam kolejny po...hmm...8 komentarzach :)
Pozdrawiam :)


Kończyłam robić kolację. Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Mój mąż najwidoczniej wrócił z treningu. Był wściekły. Musiał się dowiedzieć...Wszedł do kuchni i spojrzał się na mnie tak jak nigdy. W jego spojrzeniu było tyle nienawiści, wściekłości...Bałam się spojrzeć mu w oczy. Patrzyłam się tępo w podłogę.
-Przepraszam...-tylko tyle wtedy potrafiłam mu powiedzieć.
-Daruj sobie! Jesteś dla mnie zwykłą...
-Nie kończ! Wiem...Doskonale wiem co o mnie teraz myślisz...Jeśli chcesz to pójdę na górę się spakować, i już mnie nigdy nie zobaczysz...-mówiłam ze łzami w oczach.
-Tak będzie najlepiej...-powiedział po czym udał się do salonu.
Jedna głupia noc...Za dużo wina...I wszystko potoczyło się za daleko...Zdradziłam swojego ukochanego męża Alexa, a on właśnie się o tym dowiedział. Skąd dowiedział się o mojej zdradzie? Tylko jedna osoba przychodziła mi na myśl. A mianowicie Kieran. Kieran Gibbs-najlepszy przyjaciel mojego męża, a przy okazji facet z którym go zdradziłam. Miałam ochotę go zabić. Najpierw jego a później siebie. Zapłakana zeszłam z walizkami za dół. Popatrzyłam się smutno na Alexa na co on, tylko powiedział żebym się wynosiła.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam przed siebie. Po drodze zajechałam do Kierana. Gdy mnie zobaczył z cwanym uśmieszkiem powiedział że mi się należało. Jak on śmiał? Za co? Przecież ja mu nigdy nic nie zrobiłam... W tym momencie życie było dla mnie cholernie nie sprawiedliwe. Po godzinie zapukałam do drzwi mojej przyjaciółki Emily. Przygarnęła mnie z otwartymi ramionami, po czym opowiedziałam jej o wszystkim. O tym jak zdradziłam mojego ukochanego męża, choć wcale tego nie chciałam...Po prostu zrobiłam to z własnej głupoty...

Tydzień później.
Dzisiaj jest mecz Arsenalu. W tym klubie gra mój mąż-Alex. To właśnie tu, na ich stadionie się poznaliśmy. Pamiętam to jak dziś...A teraz...Ach...Cały czas pod czas meczu miałam ochotę się rozpłakać. W pewnym momencie mój ukochany dostał czerwoną kartkę, za faul którego moim zdaniem wcale nie było. Widziałam złość która malowała się na jego twarzy. Było mi go okropnie szkoda. Miałam ochotę pobiec do niego i tak jak zawsze, pogłaskać go po głowie i powiedzieć że będzie dobrze. Że mój mały murzynek dla mnie zawsze jest zwycięzcą...Tylko tym razem on nie chciałby na mnie patrzeć. Następnego dnia gdy byłam na zakupach w centrum handlowym widziałam go z jakimś blond pustakiem. Miałam ochotę jej oczy wydrapać. No pięknie...szybko się po mnie pocieszył, nawet jeszcze nie rozmawialiśmy na temat rozwodu a on już ma inną.  Pomyślałam i poszłam przed siebie. Przez następne kilka dni nie mogłam się na niczym skupić. Cały czas myślałam o nim i tej blondynce. Po za tym źle się czułam, chciało mi się wymiotować. Emily kupiła mi test ciążowy. Bałam się go zrobić. No bo, to dziecko może być równie dobrze Kierana. Z bólem serca poszłam do łazienki i go zrobiłam. Te dwie czerwone kreski spowodowały że, poczułam się słabo. Będę matką! To był dla mnie szok! Tylko teraz jest pytanie. Kto jest ojcem? Musiałam to jakoś poukładać. Wsiadłam do samochodu i z piskiem opon ruszyłam w stronę stadionu bo, mieli akurat trening. Jadąc jednak nie zdążyłam zahamować na zakręcie. Wtedy czułam tylko mocny ból który ogarniał całe moje ciało.

2 Tygodnie później.
Powoli otwierałam powieki. Leżałam w białym pomieszczeniu który był pewnie szpitalną salą. Obok mojego łóżka, na krześle siedział Alex z głową opartą o szafkę. Musiał zasnąć. Lekko dotknęłam jego policzka. On od razu się ocknął.
-Kochanie...jak się czujesz?-zapytał z troską.
-Dobrze tylko troszkę boli mnie głowa...Jak tu trafiłam?
-Miałaś wypadek samochodowy. Byłaś w śpiączce przez dwa tygodnie. Wszyscy martwiliśmy się o ciebie.
-Ale...moment...A ja jestem...co z moim dzieckiem??-zaniosłam się płaczem.
-Kochanie...nie płacz, jego nie ma...nie udało się nic zrobić...-próbował mi spokojnie wytłumaczyć.
-Ale...-wybuchnęłam głośnym płaczem. On przysunął się do mnie bliżej, i czule pocałował w usta. Przytuliłam się mocno do niego. Leżeliśmy tak długo aż, w końcu się go spytałam.
-Alex...Wybaczysz mi?
-Skarbie...oczywiście że tak! Kocham Cię...Jest mi żal że zrobiłaś to z moim kumplem, ale jak byłaś w śpiączce i pomyślałem że mogłabyś się już nie obudzić a ja mógłbym Cię stracić, to o wszystkim zapomniałem. Kocham Cię.
-Ja ciebie też-odpowiedziałam i pocałowałam go czule w usta.
Po tygodniu zostałam wypisana ze szpitala. Wróciłam z mężem do naszego domu. Alex wybaczył mi zdradę. Jestem pewna że już nigdy go nie skrzywdzę. Zbyt mocno go kocham. Teraz jesteśmy jeszcze bardziej szczęśliwi niż byliśmy. Wreszcie zrozumieliśmy że nie potrafilibyśmy bez siebie żyć. Jedno jest pewne. Że jeżeli kogoś mocno kochamy, to wybaczymy mu wszystko. Koniec.