sobota, 18 lutego 2017

Wojciech Szczęsny

Witajcie misiaki ♡ Lecimy z kolejną historią (tym razem troszkę inną) i uciekamy pisać dalej, bo zaległości rosną. Przepraszamy za błędy :* 
Pozdrawiamy ♡♡


Warszawa, 2005 r.
Szłam korytarzem przez swoją szkołę. Jak zwykle przy szkolnym sklepiku stała banda z mojej klasy. Wojtek, Filip i Maciek. Codziennie musiałam wysłuchiwać ich komentarzy na temat mojej wagi. Przyznaję, miałam dużą nadwagę. Byłam gruba, ale to nie oznaczało że mogli mnie wyzywać. Pewnego dnia gdy szłam na lekcję matematyki moi znienawidzeni koledzy znowu zaczęli mnie wyzywać.
-O nasza szafa trzydrzwiowa idzie!-krzyknął Maciek i podszedł do mnie.
-Eee Ty słonica! Masz dupę jak swoją chałupę!-Filip podszedł z drugiej strony i zaczął mnie popychać.
-Przestańcie! Nie bądźmy tacy dla koleżanki! Chodź...-Wojtek stanął w mojej obronie. Nie mogłam w to uwierzyć. Zazwyczaj to właśnie on pierwszy zaczynał swoje docinki, a dzisiaj wstawił się za mną. Po lekcjach, gdy wychodziłam ze szkoły Wojtek podbiegł i zaproponował, że odprowadzi mnie do domu.
-Wiesz Ci moi koledzy są strasznie durni. Ja się już z nimi nie będę przyjaźnił. W ogóle to przepraszam za wszystko. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. - zrobił słodką minę.
-Nie gniewam. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Wojtek przez następne dni był dla mnie bardzo miły. Ze swoimi kolegami wcale nie rozmawiał, za to cały czas zagadywał mnie. Jakiś czas później zapytał mnie czy nie chciałabym być jego dziewczyną...Zgodziłam się. Podobał mi się, był dla mnie miły i bronił mnie, gdy słyszał wyzwiska na mój temat. Moje szczęście jednak nie trwało długo...Pewnego dnia, gdy przyszłam pod klasę podeszłam do mojego chłopaka. Pocałowałam go w policzek na przywitanie, ale on nie był zadowolony na mój widok.
-Dobra...Koniec tego cyrku. Już nie jesteśmy razem.-powiedział to...tak bez uczuć. W jego oczach widziałam obojętność.
-Wojtek...O czym Ty mówisz?-zapytałam, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Nigdy nie chciałem z Tobą chodzić! Założyłem się z chłopakami, że z Tobą będę!
-Jak mogłeś??
-Serio myślałaś, że mógłbym chodzić z taką grubą rurą jak Ty?
Patrzył na mnie i śmiał mi się w oczy. Wszyscy śmiali się razem z nim. Z moich oczu płynęły łzy. Wybiegłam ze szkoły. Wróciłam do domu. Płakałam zamknięta w swoim pokoju. Mama prosiła abym opowiedziała jej co się stało. Ufałam jej, więc wyjaśniłam powód mojego płaczu. Wspólnie z moją rodzicielką postanowiłyśmy, że zmienię szkołę. Do tamtej szkoły już nigdy nie zawitałam. Nie mogłam uwierzyć, że byłam tak bardzo naiwna i niczego nie zauważyłam...

10 lat później.
Wstałam z łóżka i powędrowałam do kuchni.
-Hejka mamuś.-pocałowałam mamę w policzek i usiadłam przy stole, by zjeść z nią śniadanie.
-Cześć córuś. Na co masz dzisiaj ochotę?
-Na nic konkretnego. Wszystko co robisz zawsze mi smakuje.- popatrzyłam na nią z uśmiechem i zaczęłam przeglądać gazetę, która leżała na stole.
-Mamo...Kiedy kupiłaś tą gazetę?-zapytałam z zaciekawieniem.
-Wczoraj jak zakupy robiłam. W środku są kupony rabatowe do sklepu obuwniczego...Dziecko nie czytaj tego.- mama spojrzała na mnie, gdy zobaczyła co czytam. "Wojciech Szczęsny oświadczył się Marinie".
-Jeszcze zobaczymy czy będzie szczęśliwy...-odłożyłam gazetę i spojrzałam na mamę.
-Córeczko...Ten chłopak zranił Cię 10 lat temu. Teraz to dorosły mężczyzna. Jeszcze mu nie wybaczyłaś tego dziecinnego zachowania?
-Nie, tak samo jak nie wybaczyłam ojcu, że nas zostawił. Wojtek mnie jeszcze popamięta. Szybciej niż myśli...-ostatnie zdanie wypowiedziałam pod nosem tak żeby mama mnie nie usłyszała. Zjadłam z mamą śniadanie i poszłam się ubrać. Patrzyłam na siebie w dużym lustrze, które stało w moim pokoju. Zmieniłam się. Schudłam bardzo dużo. Zmieniłam fryzurę. Niczym nie przypominam wieloryba, którym byłam kiedyś. Mama i ciocia bardzo mi pomogły zmienić mój wygląd. Przeszłam na dietę, chodziłam na basen i na różne zajęcia sportowe aby zrzucić kilogramy. Udało mi się to. Teraz nadchodzi czas w którym to ja będę się śmiała ze Szczęsnego, a nie on ze mnie...

Dwa miesiące później.
Układałam książki na półce. To był ostatni karton. Mogłam już spokojnie zająć się sobą. Nie musiałam się rozpakowywać ani sprzątać. Zadzwoniłam do cioci, że jutro pojawię się w jej restauracji w której miałam pracować. Po krótkiej rozmowie z nią, przebrałam się i wyszłam na zakupy. Wracając dostrzegłam, że sąsiad wychodzi z domu. To była idealna okazja żeby zacząć rozmowę. Rozerwałam sobie delikatnie reklamówkę z zakupami,aby wypadły z niej produkty.
-Och...Dziękuję. - powiedziałam, gdy wysoki mężczyzna zaczął zbierać moje zakupy.
-Nie ma za co. Mieszkasz tu od niedawna prawda?-zapytał. Popatrzyłam na niego. Wysportowany, przystojny. Myślałam, ze tylko w gazetach wygląda tak idealnie...
-Tak.-powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
-Jestem Wojtek.-wyciągnął dłoń w moją stronę.
-Super. Ja też jestem z Polski.-uśmiechnęłam się i uścisnęłam jego wielką łapę.
-Tak? Oo to świetnie! To gdybyś czegoś potrzebowała to wpadaj do nas. Sąsiedzi są po to aby sobie pomagać - uśmiechnął się szeroko.
-Jasne - odpowiedziałam z uśmiechem a po głowie przeszły mi szatańskie pomysły.

Tydzień później
Stałam przy oknie i obserwowałam sąsiadów, którzy wysiadali z auta.
Po chwili jednak Wojtek wsiadł do samochodu i ruszył przed siebie.
-Czas zapoznać się z sąsiadką - uśmiechnęłam się szeroko i poszłam się przebrać.
Po piętnastu minutach zapukałam do drzwi przyszłej pani Szczęsnej.
-Heeej mieszkam tu od niedawna i pomyślałam, że można się lepiej poznać -spojrzałam na nią z serdecznym uśmiechem.
-Wejdź.-powiedziała z uśmiechem i wpuściła mnie do mieszkania
-Przyniosłam ciasto. -powiedziałam i postawiłam wypiek na stole
-Mmm sama robiłaś? - zapytała.
-Tak, pieczenie, gotowanie to moja pasja. Pracuje w restauracji mojej ciotki do której oczywiście serdecznie zapraszam- powiedziałam z zadowoleniem.
-Oo no proszę. Dobrze wiedzieć. Na pewno wpadniemy.Siadaj, ja zaraz przyniosę herbatę - uśmiechnęła się szeroko.
Po godzinie w mieszkaniu pojawił się narzeczony Marinki.
-Wojtuś chodź do nas, poznasz naszą sąsiadkę. Kto by pomyślał że będziemy mieli sąsiadów z Polski. -uśmiechnęła się do ukochanego.

Tydzień później
Herbatka u Szczęsnego przebiegła dokładnie tak jak tego chciałam. Dzisiaj zaprosiłam ich na kolację. Ale to dopiero początek mojego planu.
-Witajcie, zapraszam - otworzyłam drzwi i zaprosiłam gości do środka.
-Smakuje wam? - zapytałam po jakimś czasie.
-Pyszne! Gdzie nauczyłaś się tak gotować? -zapytał bramkarz
-Ciocia ma swoją restaurację i też uwielbia gotować tak jak ja. To ona wiele mnie nauczyła - powiedziałam i upiłam łyk wina.
-Musisz kiedyś mi udzielić jakiś lekcji, bo jak będę już żoną Wojtka to obiadki same się nie ugotują - wyszczerzyła się, a ja się lekko uśmiechnęłam.
-Możemy zacząć od następnego tygodnia - zaproponowałam.
-O niee, w przyszłym tygodniu mnie nie będzie, bo lecę do Polski.
-Oo szkoda - skłamałam - Jak wrócisz to się Tobą zajme - uśmiechnęłam się szeroko.

Tydzień później
Wiedząc, że Szczęsny jest sam w domu, postanowiłam działać. Poszłam do niego i zaproponowałam wspólny obiad. Nie pomyliłam się co do niego, wiedziałam że się zgodzi.
Po godzinie był u mnie i zajadał się posiłkiem który nam zrobiłam.
-Było naprawde pyszne! - powiedział zadowolony.
-Pysznie to dopiero będzie - powiedziałam i usiadłam bliżej niego.
-Co masz na myśli? - zapytał rozbawiony.
-Nic nie mów. - powiedziałam cicho i położyłam swoją dłoń na jego kolanie, a moje usta znalazły się na jego szyji i twarzy.
-Poczekaj ja nie mogę - wstał z miejsca i popatrzył na mnie poważnie.
-Okej. Możemy ten czas spędzić inaczej. Chciałam żeby było miło, ale jak nie chcesz to okej. To może pooglądamy zdjęcia z dawnych lat? - położyłam na stole fotografie ze szkolnych lat.
-Skąd to masz? - zapytał zdziwiony
-Przepraszam, że zapomniałam się przedstawić. Gruba rura...Pamiętasz?-zapytałam patrząc prosto w jego oczy.
-Czego chcesz? Pieniędzy? - zapytał, a ja głośno się zaśmiałam.
-Nie bądź żałosny. Pieniądze to nie wszystko. Miałam inne plany wobec Ciebie, ale nie jestem taka jak Ty. Zostaje tu na stałe, więc męczarnią dla Ciebie będzie mój widok.
-Chciałaś mnie zaciągnąć do łóżka? -zapytał.
-Ja?? Hahaha dobre. Chciałam żebyś tak myślał. Mam ukochanego i nie zamierzan go zdradzać z kimś takim jak Ty. On mnie kocha i nie ma dla niego różnicy czy jestem słonicą czy nie. To chyba tyle co miałam Ci do powiedzenia, a teraz wyjdź. - powiedziałam.

Miesiąc później
-To ostatni karton? - zapytałam mojego ukochanego.
-Tak. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
-Piotruś chyba ktoś pukał do drzwi - powiedziałam między pocałunkami.
-Pójdę sprawdzić - odparł.
Po chwili do pokoju Piotrek wszedł z naszą sąsiadką.
-Hej kochana. Przyszłam Ci powiedzieć że się wyprowadzamy, ale z tego co widzę nie będziesz się czuła samotna - spojrzała na Piotrka i puściła mi oko.
-No nie będę, bo mój ukochany wreszcie się do mnie wprowadzil. A wy? Czemu się wyprowadzacie?
-Wiesz...Wojtek marudzi że mu się tu znudziło mieszkać i takie pierdoły. Sama nie wiem o co mu tak naprawdę chodzi. Jak coś to umówimy się na mieście i pogadamy, ja lece pa - cmoknęła mnie w policzek.
-I co? Zadowolona? - zapytał Piotrek siadając obok mnie i obejmując mnie ramieniem.
-Tak, bo nie będę go oglądać, zyskałam nową koleżankę i mam mojego faceta obok siebie - pocałowałam go w usta i uśmiechnęłam się zadowolona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz