sobota, 26 listopada 2016

Erik Lamela

Heej :* Jest sobota, więc zapraszamy do czytania kolejnego opowiadania :-D To zdjęcie mega nam się podoba, chociaż sam zawodnik jest z Tottenhamu, którego nie lubimy xd
Mimo to zdjęcie jest cudowne, piękne i urocze :* Och i ach :D 

Znalezione obrazy dla zapytania lamela erik

Stałam w kolejce po ulubione ciasto mojego synka. Byłam spóźniona już 15 minut. Wkurzyłam się i wyszłam z cukierni. Szłam bardzo szybko i nawet nie zauważyłam jak wpadłam na pewnego mężczyznę. Patrzyliśmy sobie w oczy. Dawno nie czułam tego co w tamtym momencie. Motyle w brzuchu na widok jakiegokolwiek chłopaka. Był bardzo przystojny. Najbardziej podobały mi się jego oczy...Po kilku sekundach patrzenia się na niego, wyminęłam go i poszłam w swoją stronę. Przez cały dzień nie mogłam się na niczym skupić. Cały czas myślałam o tym chłopaku...Potem jednak miałam inne sprawy na głowie i przestałam o nim myśleć...

Kilka dni później.
Zaprowadziłam syna do przedszkola i wracałam do domu. Mroźne powietrze sprawiało, że chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Nie lubiłam zimy. Jeszcze bardziej nie lubiłam świąt Bożego Narodzenia. Spędzałam je sama z synem za każdym razem. Miałam rodzinę, ale od kiedy urodził się Christian wszyscy się ode mnie odwrócili. Z rozmyśleń wyrwał mnie mężczyzna na którego wpadłam.
-Znowu na Ciebie wpadam.-popatrzyłam na chłopaka, którego ostatnio spotkałam w ten sam sposób.
Chciałam odejść, ale zatrzymał mnie.
-Modliłem się żeby znowu Cię spotkać. Bóg mnie wysłuchał.-powiedział uśmiechając się do mnie.
-Mnie Bóg chyba nie kocha...Przepraszam, ale muszę iść. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
-Nie idź. Zaczekaj. - powiedział błagalnie.
-Naprawdę muszę iść. My się nawet nie znamy...
-Jestem Erik. Już moje imię znasz. Gdzie Ci się tak spieszy? Jest ósma rano. -powiedział, a uśmiech nie znikał mu z twarzy.
-Idę do domu.
-Do domu? To ostro zabalowałaś jak tak.-zaśmiał się.
-Odprowadzałam syna do przedszkola.
-Masz syna? Jak ma na imię?
-Kim Ty w ogóle jesteś?-zapytałam, gdy zorientowałam się, że idzie obok mnie i próbuję nawiązać rozmowę.
-Jestem Erik, gram w piłkę nożną i śnisz mi się od dnia w którym Cię zobaczyłem.
-Dobrze Erik. Wysłuchałam Cię, a teraz życzę Ci miłego dnia i szybkiego powrotu do domu.-powiedziałam ze sztucznym uśmiechem i poszłam w swoją stronę. O dziwo nie poszedł za mną. Ucieszyłam się z tego powodu. Następnego dnia zaprowadzałam syna do przedszkola. Gdy wracałam spotkałam chłopaka, którego widziałam wczoraj.
-Hej.-powiedział ze szczerym uśmiechem.
-Śledzisz mnie??-zapytałam zdziwiona.
-Nie no coś Ty...Po prostu miałem nadzieję, że znowu się zobaczymy...
-Czego Ty chcesz ode mnie????-zapytałam. Miałam go dość.
-Umówisz się ze mną?-zapytał z miłym uśmiechem.
-A po co?
-Jak się ze mną umówisz to dam Ci spokój. Inaczej codziennie będziesz mnie spotykała, bo nie będę umiał sobie Ciebie odpuścić.
-A ja może mam męża co?-zapytałam z pewnością siebie, że może zaraz sobie da spokój.
-Nie masz obrączki. Z resztą nie wyglądasz na mężatkę.-powiedział z radością.-To co pójdziesz ze mną na kolację?
-Już Ty sobie nie planuj nie wiadomo czego. Jedyne co mogę Ci zaoferować to spacer. I to będzie nasze ostatnie spotkanie rozumiesz?-pogroziłam mu palcem.
-A jak Ci się spodobam?-zapytał.
-Nie podobasz mi się wcale i to się nie zmieni. - skłamałam.
-To kiedy na ten spacer?
-Jutro. Dzisiaj nie mam czasu.
-Nie mogę się doczekać jutra.-powiedział zadowolony.
-Pójdę raz i będę miała spokój...-powiedziałam pod nosem i skierowałam się do swojego mieszkania.

Następnego dnia.
Stałam i marzłam w miejscu gdzie miałam spotkać Erika. Spojrzałam w telefon.
-Jeszcze 5 minut i idę.-powiedziałam zła sama do siebie.
-Nie idź...Jestem.-odwróciłam się i zobaczyłam Erika.
-Po co Ci te kwiatki??-zapytałam.
-To dla Ciebie.-powiedział uśmiechnięty.
-Nie lubię kwiatków...-powiedziałam patrząc mu w oczy.
-Mam je wyrzucić?-zapytał ze smutkiem.
-Niee...Daj, wezmę...-powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
-Pójdziemy może na kawę?-zaproponował.
-Nie...-powiedziałam cicho.
-Przecież widzę, że Ci zimno. Chodź idziemy.-powiedział i poszedł w stronę galerii handlowej.
-Jeszcze trzy tygodnie i święta.-powiedział zadowolony kiedy chodziliśmy koło sklepów, które były przystrojone na zbliżające się Boże Narodzenie.
-Ta...Święta i po świętach...-powiedziałam pod nosem.
-Nie lubisz świąt??-zapytał zdziwiony.
-Nienawidzę...-wyszeptałam.
-Ale Twój syn chyba lubi?
-No lubi...
-Jesteś strasznie tajemnicza...-powiedział.
-Nie lubię mówić o sobie...
-A co lubisz?-zapytał rozbawiony.
Popatrzyłam na niego i pierwszy raz się do niego uśmiechnęłam szczerze.
-Lubię spędzać czas z synkiem i jeść gorzką czekoladę.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Ja lubię grać w piłkę. To moje całe życie. Nie wyobrażam sobie co miałbym robić, gdybym teraz nie był piłkarzem.
-Ja o piłce nie wiem nic...Nawet nie wiem co to faul...a spalony to już w ogóle...
-W Twoim domu nikt nie oglądał meczy?? Tata albo brat?
-Możemy zmienić temat?-zapytałam chłodno.
-Jasne...Jeśli powiedziałem coś nie tak...to przepraszam...
Uśmiechnęłam się do niego lekko i spuściłam głowę. Poszliśmy na kawę. Nie zwróciłam uwagi kiedy mijały kolejne godziny, a miał być tylko spacer...

Trzy tygodnie później.
Erik miał być tylko zwykłym znajomym z którym raz się spotkam i nic więcej się nie wydarzy. Było jednak inaczej. Piłkarz sprawiał, że coraz częściej się uśmiechałam. Zaprzyjaźnił się nawet z moim synem. Przygotowywałam obiad, gdy poczułam jego dotyk.
-Chciałbym żebyś gdzieś ze mną pojechała...-powiedział.
-Gdzie?-zapytałam spokojna.
-Chcę żebyś poznała moich rodziców.- na te słowa łyżka, którą miałam w ręku upadła na podłogę.
-Nie...Erik nie...-powiedziałam zdenerwowana.
-Dlaczego? Jesteś kimś ważnym dla mnie. Chcę żebyś ich poznała!
-Erik...Ile my się znamy? Nie, po prostu nie.
-Za kilka dni święta...Jak je spędzasz?
-Będę tu z Christianem. Nigdzie się stąd nie wybieram.-powiedziałam szczerze.
-Twoja rodzina do Ciebie przyjedzie?
-Nie.
-No właśnie. Jedź ze mną do moich rodziców!-powiedział.
-Erik nigdzie z Tobą nie pojadę!-powiedziałam wściekła na chłopaka.
-Przecież jesteśmy ze sobą tak blisko...Kochamy się...-powiedział obejmując mnie czule.
-To jest błąd, że jesteśmy razem.-powiedziałam.
-Dlaczego?-zapytał oburzony.
-Ja nie jestem dla Ciebie...-powiedziałam.
-Jak to nie? Nie przeszkadza mi Twój synek! Ja chce być razem z wami.-mówił przepełniony szczerością.
-Ale Ty o mnie nic nie wiesz!-krzyknęłam.
-Do jasnej cholery nic mi nie chcesz o sobie opowiadać! Jak mam coś o Tobie wiedzieć??-zapytał wściekły.
-Wyjdź...Idź już. Po prostu wyjdź i więcej tu nie przychodź.-otworzyłam mu drzwi od mieszkania i kazałam mu wychodzić.
Opuścił moje mieszkanie, a ja zalałam się łzami. Synek podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Mamusiu...Czemu płaczesz?-zapytał Christian.
-Nie ważne skarbie. Kocham Cię. Pamiętaj o tym.-powiedziałam przez łzy.
-Kocham Cię mamo.-powiedział i zaczął wycierać moje łzy swoimi małymi rączkami.

Następnego dnia.
Stałam i patrzyłam na śnieg, który padał za oknem. Jutro Boże Narodzenie...Usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Przestraszona poszłam otworzyć.
-Musimy porozmawiać!!-Erik wszedł do mojego mieszkania wściekły.
-O czym?-powiedziałam ledwo słyszalnie.
-O tym!-rzucił mi na stół zdjęcia na których byłam...
-Skąd to masz?
-Nie ważne skąd! To jest prawda??
Milczałam. Czułam jak łzy zaraz zaczną spływać po moich czerwonych ze wstydu policzkach.
-Jesteś...prostytutką? Powiedz mi! Cholera jasna powiedz mi!-krzyczał wściekły.
-Robiłam to dla Christiana...-powiedziałam i wybuchnęłam płaczem.
-Dlaczego mnie oszukałaś?? Mówiłaś, że sprzątasz biurowce w nocy, dlatego przychodzi opiekunka do małego, a Ty...Ty się puszczałaś!- krzyczał rozwścieczony.
-Nic nie rozumiesz! Jak zaszłam w ciążę miałam 18 lat...Rodzice nie chcieli mnie znać. Wyrzucili mnie z domu, nikt nie chciał mi pomóc. Wszyscy się ode mnie odwrócili. Musiałam sobie jakoś radzić. Robiłam to dla syna, żeby niczego mu nie brakowało...-mówiłam wycierając łzy rękawem.
-Jesteś zwykłą dziwką!-powiedział i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami...

Boże Narodzenie.
Siedziałam na łóżku w piżamie i z lekkim uśmiechem na ustach przyglądałam się jak mój mały synek otwiera prezent świąteczny. Był taki szczęśliwy jak ja kiedyś...
-Mamusiu...A czemu Ty nic nigdy nie dostajesz?-zapytał.
-Bo Ty jesteś moim największym prezentem! Twój uśmiech kochanie.-przytuliłam syna i pocałowałam go w czoło. Usłyszałam pukanie do drzwi, gdy je otworzyłam byłam strasznie zdziwiona.
-Jeśli przyszedłeś mnie wyzwać to żegnam...-powiedziałam bezsilna i chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, ale był silniejszy.
-Niee...Przyszedłem dać Christianowi prezent...-powiedział, a ja wpuściłam go do środka.
-Wujeeeeeek!-mój syn był jeszcze bardziej szczęśliwy, gdy zobaczył Erika.
-Hej mały!-wziął go na ręce i pocałował w głowę.
Rozczulił mnie ten widok. Głośno westchnęłam i poszłam do łazienki, aby nikt nie widział moich łez. Po chwili wyszłam i poszłam zrobić coś do jedzenia. Erik ustał obok mnie i przyglądał mi się.
-Przepraszam...-wyszeptał.
-Nie masz za co mnie przepraszać. Jestem zwykłą dziwką...-powiedziałam nie patrząc na niego.
-Jesteś cudowną osobą...Poświęciłaś się dla swojego dziecka...
-Jasne...Na pewno tak uważasz.-powiedziałam nie wierząc w jego słowa.
-Chce te święta spędzić z wami...
-Z dziwką? I jej dzieciakiem?-powiedziałam dławiąc się łzami.
-To nasze Święta, nasze Święta, ze mną jesteś Ty, a z Tobą ja...A z nami Twój syn, którego traktuję jak swojego. Kocham Cię...Pomogę Ci i wyjdziesz z tego gówna.- powiedział przytulając mnie do siebie.
-Nie zostawisz mnie??-zapytałam płacząc.
-Kochanie...Nigdy Cię nie zostawię! Kocham Cię!- powiedział całując moje mokre policzki.
-Ja też was kocham.-Christian przyszedł i wszyscy zaczęliśmy się przytulać.

Pięć lat później.
Siedziałam i patrzyłam jak Christian rozpakowuje prezenty razem ze swoją młodszą siostrą.
-Nie rozpakujesz swojego?-mój mąż wyszeptał mi do ucha.
-Nie muszę. Ty jesteś moim prezentem. Moim skarbem...Kocham Cię Erik...-powiedziałam i pocałowałam męża.
-Ja Ciebie też kochanie.-powiedział przytulając mnie do siebie.


niedziela, 20 listopada 2016

Erik Durm

Witamy was lekko spóźnione :) Zostawiamy Durma i lecimy się uczyć. W sobotę następny <3 Buziaki :*  Za błędy z góry przepraszamy :) :) :) 

Wskazówki zegarka wybiły godzinę dwudziestą trzecią. Pożegnałem się z kolegą i wyszedłem z mieszkania Reusa. Nałożyłem kaptur na głowę, a ręce schowałem do kieszeni. Ta listopadowa noc nie należała do ciepłych. Wręcz przeciwnie. Było cholernie zimno. Szedłem przez ulice Dortmundu i nagle zza zakrętu wyjechał samochód. Gdybym był dziesięć centymetrów bliżej auta, leżałbym plackiem na ulicy. Z samochodu wyszła młoda dziewczyna.
-Mogłaś mnie zabić kretynko!- wykrzyczałem.
-Ale nie zabiłam!-spojrzała na mnie, a ja dokładnie się jej przyglądałem.
-Ty masz w ogóle prawo jazdy?? - zadałem jej pytanie.
-Nie interesuj się, bo dostaniesz kociej mordy! - odpyskowała i udała się do samochodu.
-O nie, nie. Poczekaj! Ja jeszcze nie skończyłem!- powiedziałem i ustałem obok drzwi samochodu.
-Ale ja już muszę jechać!
-Ty? Dziecko. Ty nie umiesz jeździć! Chciałaś mnie zabić! Kto Ci dał auto??- powiedziałem, a ona przekręciła oczami.
-Samochód ukradłam od faceta mojej matki żeby zrobić jej i jemu na złość. Nie mam prawka, nie jestem nawet pełnoletnia. Przepraszam jeśli chciałam Cię zabić. Wracaj do domu, bo jest zimno. - jej drobna rączka odepchnęła mnie od samochodu, a sama wsiadła do auta. Gdy odjechała zostałem sam na środku ulicy.
-Dziwna dziewucha...Oby tylko nie zrobiła sobie krzywdy ani nikomu innemu. - pokręciłem głową i udałem się do swojego mieszkania. Otworzyłem drzwi, a z sypialni wyszła moja dziewczyna.
-Czemu Cię nie było tak długo? - Laura podeszła do mnie i mocno się do mnie przytuliła.
-Długa historia...
-Opowiesz mi rano. Teraz chodź. -uśmiechnęła się i pociągnęła w stronę sypialni.
-Kocham Cię wariatko. -pocałowałem ją i podreptałem za nią.

Tydzień później.
Chodziłem po galerii handlowej w poszukiwaniu idealnego prezentu urodzinowego dla Laury. Wychodząc ze sklepu z biżuterią poczułem w kieszeni wibrujący telefon.
-Co dręczy mojego kochanego Piszczusia? -zapytałem śmiejąc się do telefonu.
-Ewa z Sarą poleciały do Polski i tak sobie myślę, że może byś wpadł z chłopakami?
-Laura pojechała do siostry, więc idealnie mi pasuje. Jak się napije w trzy dupy to nikt mnie nie wyrzuci z domu. Przyjdę. - powiedziałem śmiejąc się.
-To zgarniaj Reusa i reszte, a ja lecę do sklepu po jakieś trunki. -polak rozłączył się, a ja wróciłem do domu.

Kilka godzin później.
Wstałem z kanapy i skierowałem się do wyjścia.
-A Ty gdzie?? - podchmielony Goetze zapytał zdziwiony.
-Lecę do domu. Dla mnie już koniec picia na dzisiaj. Siema chłopaki!-pomachałem im i poszedłem do wyjścia.
Gdy wyszedłem na zewnątrz poczułem mroźny wiatr. Z nieba powoli sypały płatki śniegu. Nałożyłem kaptur i ruszyłem w stronę swojego mieszkania.
-Jak się przespaceruje to może wytrzeźwieje?-powiedziałem sam do siebie i ruszyłem powolnym krokiem. Pomyślałem, że mogę skrócić sobie drogę i iść przez park. Wtedy dostrzegłem ją. Dziewczyna, która prawie mnie rozjechała siedziała na ławce. Podszedłem bliżej.
-Wiesz która jest godzina? -zapytałem siadając obok.
-A co to za różnica? -spojrzała w moje oczy, a ja dostrzegłem jej łzy, które powoli spływały po twarzy.
-Jest ciemno i zimno. Idź do domu, bo inaczej będziesz chora.
-Nikogo to nie zainteresuje...
-Mnie interesuje. Odprowadzić Cię? -zapytałem z troską.
-Jakoś nie mam ochoty wracać do domu...-powiedziała i odwróciła twarz.
-Siedzieć tu nie będziesz. Chodź. -wstałem i złapałem ją za rękę. Po kilkunastu minutach byliśmy już u mnie w mieszkaniu.
-Dam Ci koc i będziesz spała na kanapie w salonie. -powiedziałem do dziewczyny.
-Nie chce...-szepnęła i oparła się o ścianę.
-Wolisz siedzieć w parku i marznąć? -zapytałem rzucając koc na kanapę.
Pokręciła przecząco głową.
-Jak potrzebujesz skorzystać z łazienki to jest tam. -wskazałem ruchem głowy. Zostawiłem ją samą w salonie, a sam poszedłem do sypialni.

Następnego dnia.
Obudziłem się z bólem głowy. Wstałem i poszedłem do kuchni napić się wody. Dziewczyna siedziała przy stole w kuchni.
-Wyspałaś się? -zapytałem siadając obok niej.
-Tak. Dziękuje. -powiedziała.
-Spoko...Jestem do usług. - odpowiedziałem i napiłem się wody.
-Jesteś dziwny.
-Bo?
-Nie znasz mnie, a zaprosiłeś mnie do swojego domu...Nikt normalny by tego nie zrobił...-powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach.
-Powiedziałaś, że nie masz gdzie iść. To co miałem zrobić?
-Nie wiem.-uśmiechnęła się nieśmiało. - Lepiej będzie jak już pójdę.- wstała z miejsca, a ja złapałem ją za nadgarstek.
-A masz gdzie wracać? -zapytałem patrząc w jej duże oczy.
-Wczoraj kłóciłam się z matką i wyrzuciła mnie z domu, ale dzisiaj już jej pewnie przeszła złość na mnie. Pójdę już. Jeszcze raz dzięki. -powiedziała i po kilku minutach wyszła z mieszkania.

Kilka dni później.
Siedzialem w autobusie i gapiłem się w okno. Myślałem o Laurze i o tym jak bardzo ją kocham. Byliśmy ze sobą już dość długo i coraz bardziej zastanawiałem się nad oświadczynami.
Z nieba zaczęły spadać płatki śniegu. Pogoda była taka sama jak kilka dni temu, gdy wracałem od Piszczka. W mojej głowie pojawiły się myśli dotyczące tej nieznajomej dziewczyny. Najpierw mało mnie nie rozjechała, potem spotkałem ją w parku i zabrałem do swojego mieszkania. Obca mi zupełnie małolata spała pod moim dachem. Nawet nie wiem jak się nazywa. Nie wiem o niej nic.
-Haloo! Durm! Wracamy na ziemię!- Reus pomachał mi przed oczami.
-Jestem, jestem. -powiedziałem i porzuciłem swoje rozmyślenia.
-No właśnie widzę. Coś Ty taki? Za Laurą tęsknisz?-dopytywał.
-To też. -powiedziałem z lekkim uśmiechem na ustach, gdy pomyślałem o ukochanej.
-To o czym jeszcze myślisz?
-O wszystkim i o niczym. -rzuciłem i powróciłem do gapienia się w okno. Po kilku godzinach drogi dojechaliśmy do Monachium, gdzie mieliśmy rozegrać mecz.

Tydzień później.
Wstałem i poszedłem do kuchni. Moja ukochana przygotowywała śniadanie. Pocałowałem ją lekko w usta i przytuliłem.
-Siadaj. Zaraz będziemy jeść. -powiedziała zadowolona.
-Wiesz, że Cię kocham?-zapytałem.
-Wiem. -odpowiedziała i pocałowała mnie.
Po zjedzonym śniadaniu postanowiłem trochę pobiegać. Nie miałem dzisiaj treningu, więc pomyślałem że sam sobie pobiegam. Po 30 minutach byłem już w parku i biegałem między drzewkami. Zatrzymałem się obok ławki na której spotkałem tamtą dziewczynę. Usiadłem na moment, a po chwili zauważyłem i ją.
-Nie powinnaś być w szkole?-zapytałem patrząc na nią.
-Byłam, ale się zmyłam. -powiedziała patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.
-Spotykamy się już trzeci raz. Nocowałaś u mnie, a ja nawet nie wiem jak się nazywasz. -spojrzałem na nią z rozbawieniem.
-Nie pytałeś. -odpowiedziała.
-Ja jestem Erik.
-Durm. -dodała roześmiana.
-Oglądasz mecze?- zapytałem.
-Nie, ale mój ojciec oglądał.-powiedziała.
-Mogłabyś mi wytłumaczyć czemu jeździłaś po nocy cudzym samochodem? I czemu ostatnio siedziałaś tu w nocy? -spojrzałem pytająco.
-Mój ojciec pół roku temu zmarł. Moja matka po trzech miesiącach od jego śmierci przyprowadziła sobie nowego faceta. Cały czas są między nami o to kłótnie...Nie podoba mi się to, że po tak krótkim czasie matka znalazła sobie kogoś na miejsce ojca...Wtedy w nocy się z nią pokłóciłam...Wyszłam z domu i odjechałam jego samochodem, bo akurat zostawił kluczyki w środku. Nie wiem co chciałam przez to pokazać. Wiem, że to było głupie. Nie zastanawiałam się nad tym co robię. A ostatnio podczas kłótni wyrzuciła mnie z domu. Chciałam iść do mojego chłopaka, ale on też ma mnie w dupie...-westchnęła ciężko, a między nami zapanowała cisza.
-Powinnaś zrozumieć matkę. Każdy ma prawo kochać. Nikt nie chce być samotny...-powiedziałem patrząc w jej oczy.
-Nie jesteś na moim miejscu.-powiedziała.
-Wiem, ale nie możesz obwiniać swojej matki o to, że się zakochała. A z drugiej strony Twój chłopak to niezły frajer. Mam nadzieję, że już z nim nie jesteś?-zapytałem.
-Zerwałam z nim. A Ty? Masz kogoś?-spojrzała pytająco.
-Mam. -powiedziałem z uśmiechem.
Siedząc z tą młodą dziewczyną nie zwróciłem uwagi, że minęły dwie godziny. Rozmawialiśmy o wielu sprawach. Po jakimś czasie postanowiliśmy się rozejść w swoje strony.

24 grudnia
Nałożyłem kurtkę i wyszedłem z mieszkania. Miałem iść do sklepu, ale najpierw musiałem iść w umówione miejsce.
-Heej! - dziewczyna przytuliła mnie na przywitanie.
-Cześć. Patrzę, że humor dopisuje. -powiedziałem patrząc w jej duże oczy, które wręcz błyszczały z radości.
-Tak. Pogodziłam się na dobre z mamą. Zerwała z tym swoim facetem i teraz skupi się na relacjach ze mną. To wszystko dzięki Tobie. Powiedziałam jej o wszystkim co mi leżało na sercu i szczerze z nią porozmawiałam.
-No widzisz. Mówiłem, że będzie dobrze.-powiedziałem i poczochrałem jej grzywkę.
-Jeszcze raz Ci dziękuje. Za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Jesteś dla mnie zupełnie obcy, a pomogłeś mi i uświadomiłeś wiele rzeczy, gdy ostatnio rozmawialiśmy przez telefon. Naprawdę dziękuje. Tu masz coś ode mnie. -wręczyła mi duże plastikowe pudełko.
-Co to jest?
-Świąteczne pierniczki. Mam nadzieję, że będą smakowały Tobie i Twojej dziewczynie. - pocałowała mnie lekko w policzek i po kilku minutach rozmowy każde z nas poszło w swoją stronę.

Kilka godzin później.
Ubrany w elegancki garnitur przyglądałem się mojej dziewczynie. Mieliśmy za chwilę jechać do jej rodziców, ale najpierw chciałem coś zrobić.
-Laura...Poczekaj.
-Erik coś się stało? Masz dziwną minę...-powiedziała z troską.
-Kochanie...Kocham Cię. Zostań moją żoną. -powiedziałem z radością.
-Erik...-wyszeptała zaskoczona.
-Tak?
-Posłuchaj...nie mogę...-odwróciła głowę, aby na mnie nie patrzeć.
-Laura...zrobiłem coś nie tak?-zapytałem.
-Nie. To nie chodzi o Ciebie. Ja nie wiem czy Ty jesteś właśnie tym jedynym...Ja muszę mieć pewność...
-Ale przecież jesteśmy ze sobą tak długo...Kochamy się...Co jest nie tak? Czemu nie jesteś pewna?-dopytywałem.
-Nie umiem Ci na to odpowiedzieć. - powiedziała i wstała z kanapy.
-Nie chcesz założyć ze mną rodziny?-zapytałem z nadzieją, że może sobie tylko żartuje i zaraz wpadnie w moje ramiona.
-Przykro mi...Lepiej będzie jeśli sama pojadę do moich rodziców. - usiadłem
na kanapę i po chwili usłyszałem zamykające się drzwi.

31 grudnia
Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Spojrzałem na telefon. Sto nieodebranych połączeń. Wstałem i poszedłem do łazienki. Po tygodniowym piciu wyglądałem okropnie. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Przez chwilę udawałem, że mnie nie ma, ale osoba za drzwiami zawzięcie dzwoniła dzwonkiem. Nałożyłem dresy i poszedłem otworzyć.
-Jak Ty wyglądasz??- dziewczyna spojrzała zszokowana.
-Po co tu przyszłaś?-zapytałem.
-Jesteś pijany!
-Nie jestem pijany...Na lekkim kacu...
-Ty to nazywasz lekkim kacem??-zapytała i wepchnęła się do środka.
-Pokłóciłaś się z matką i nie masz gdzie spać? -zapytałem wkurzony.
-Przyszłam tu żeby zobaczyć co się z Tobą dzieje! Dzwoniłam do Ciebie, a Ty nawet nie raczyłeś odebrać!! -wrzasnęła.
-Laura się wyprowadziła...Zostawiła mnie...
Jak to? Kiedy? - zapytała z niedowierzaniem i usiadła na krześle w kuchni. Stałem oparty o blat i opowiedziałem jej po kolei co się sało. O odrzuconych zaręczynach i o tym jak Laura przyjechała w święta po swoje rzeczy.
-Przestań się zadręczać. Idź się umyj, a ja tu posprzątam. A ta głupia Laura niech się buja na drzewo! -powiedziała i ruszyła do sypialni aby w niej posprzątać. Po godzinie wyszedłem z łazienki. Mieszkanie lśniło z czystości.
-Jak spędzasz Sylwestra? -zapytałem siadając przy stole w kuchni.
-Idę do koleżanki na nockę. Do mojej mamy przyjechała jej siostra. Wysiedziałam się z mamą i ciocią całe święta, więc niech teraz się nagadają same. A Ty? -zapytała z troską.
-Nie wiem...Rodzice byli u mnie i chcieli mnie do siebie zabrać, ale wolałem tu zostać... Posiedzę sam przed telewizorem. -westchnąłem ciężko.
-Masz. Zjedz. -podsunęła mi talerz pod nos.
-Co to?
-Zupa pomidorowa. Średnio umiem gotować, ale może się nie otrujesz. - uśmiechnęła się lekko.
Popatrzyłem na nią i zabrałem się za jedzenie zupy.
-Nie przejmuj się...Będzie dobrze. Dzisiaj kończy się rok, a razem z nim Twoje zmartwienia. -poklepała mnie po ramieniu.
-Dziękuje. -wyszeptałem.
-Nie ma za co. Zrobiłam coś dla Ciebie tak samo jak Ty zrobiłeś dla mnie. -uśmiechnęła się szeroko.
-Jesteś aniołem.
-Jestem gówniarą, która prawie Cię zabiła, awanturowała się z matką i uciekała ze szkoły. -dopowiedziała.
-Ale masz dobre serce...-powiedziałem i przytuliłem ją lekko.
-Muszę iść. -powiedziała i wyszła z kuchni. Nałożyła kurtkę i buty po czym uśmiechnęła się do mnie szczerze.- Szczęśliwego Nowego roku. - powiedziała i cmoknęła mnie w policzek.

1 stycznia
Siedziałem przed telewizorem i jadłem ciastka. Oglądałem jakieś bezsensowne programy, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi.
-Przyszłaś sprawdzić czy nie mam bałaganu? -zapytałem z rozbawieniem.
-Przyszłam, bo chcę Ci złożyć życzenia na nowy rok. - powiedziała i stała w korytarzu patrząc mi w oczy.
Między nami panowała cisza, którą przerwał dzwonek do drzwi.
-Co tu robisz?-zapytałem, gdy zobaczyłem Laurę.
-Przyszłam, bo zostawiłam u Ciebie parę swoich rzeczy...
-To zabieraj je i bujaj się na drzewo!-moja młodsza koleżanka zwróciła się ze złością do Laury, która w ciągu trzech minut zabrała wszystkie swoje rzeczy i zniknęła z mojego mieszkania. My natomiast zasiedliśmy razem przed telewizorem i jedliśmy razem ciastka.
-Ile z nią byłeś?-zapytała.
-Pięć lat. - odpowiedziałem.
-To sporo...
-Jak już tak liczymy te lata...To ile Ty masz lat?-popatrzyłem na nią roześmiany.
-Ja?? Za miesiąc będę miała osiemnaście. - zaczęła się śmiać i włożyła ciastko do buzi.
-No to nieźle. - powiedziałem rozbawiony.
-Ale co?
-Nic.
-Jak to nic?
-No nic.
Oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Po chwili spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Moja dłoń dotykała jej policzka. Jej oczy zabłyszczały. Powoli przybliżałem się do niej. Lekko pocałowałem ją w usta, a ona odskoczyła, gdy zadzwonił jej telefon.
-Halo? Dobrze mamo. Tak mamo. Za pół godziny. Okej. - powiedziała i schowała telefon do kieszeni.
-Mama?
-Tak...Wygląda na to, że moja wizyta dobiega końca. - wstaliśmy obydwoje z kanapy i patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.

Czerwiec
Siedziałem w parku na ławce. Poczułem jak ktoś zasłania mi oczy.
-Jak się czuje zwycięzca Ligi Mistrzów?-moja dziewczyna spojrzała na mnie uśmiechnięta i pocałowała mnie w usta.
-Doskonale. A wiesz czemu? Bo to wszystko dzięki Tobie!-przytuliłem ją mocno do siebie.
-A co ja takiego zrobiłam?
-Prawie mnie zabiłaś. Nie pamiętasz?- oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Nie przeszkadza Ci, że jestem tyle młodsza od Ciebie?-zapytała patrząc mi w oczy.
-Nie. Jesteś wspaniałą dziewczyną, która sprawia że jestem bardzo szczęśliwy. - powiedziałem i po chwili nasze usta się złączyły.

sobota, 5 listopada 2016

Dariusz Formella

Witajcie! :) Dodajemy Darka, który tupał nogą i nie chciał się napisać, dlatego wyszło coś takiego xDD Może wam się spodoba :) Jeżeli będziecie zawiedzione opowiadaniem to bądźcie cierpliwe :D Następne opowiadania będą lepsze (tak nam się wydaje) :D Buziaki <3 




Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Wstałam z łóżka i odebrałam telefon.
-Haloo?-powiedziałam zaspana do słuchawki.
-Hej kochana. Słuchaj musisz mi pomóc. Mój tata jest w szpitalu...Ja muszę jechać do domu, pomóc mamie.-usłyszałam moją przyjaciółkę Aldonę.
-Jasne. Jedź. -powiedziałam, nieświadoma na co się właśnie zgodziłam.
-Kochana jesteś! Zaraz Ci podeślę adres. -powiedziała, a ja nagle obudziłam się do życia.
-Chwila! Moment!! Jaki adres??-zapytałam zdziwiona.
-No domu panny młodej. Miałam dzisiaj robić zdjęcia na ślubie i na weselu, ale nie mogę, bo muszę jechać...
-A ja już się cieszyłam, że chociaż jedna sobota wolna od tego latania z aparatem...-westchnęłam.
-Zrób to dla mnie. Proszę. Mogę za Ciebie jechać na chrzciny robić zdjęcia w następną niedzielę. Hm?? - próbowała mnie przekonać.
-Spoko. Pojadę. -mruknęłam.
Zakończyłam rozmowę z Aldoną i poszłam się umyć. Po godzinie 15 ubrałam się w ciemne spodnie i białą koszulę z czarnymi wzorkami i wpuściłam ją w spodnie. Na stopy nałożyłam czarne trampki, a włosy związałam w kucyka. Nałożyłam kilka bransoletek na nadgarstek i poszłam się lekko umalować. Gdy byłam już gotowa zabrałam swój plecak w którym miałam lustrzankę i inne potrzebne rzeczy i wyszłam z kawalerki zamykając ją na klucz. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę domu panny młodej. 40 minut później byłam w małym miasteczku za Poznaniem. Podjechałam pod dom w którym miałam zrobić zdjęcia Izabeli, która miała dzisiejszego dnia swój najlepszy dzień w życiu. Zapukałam do drzwi, a miły grubszy pan wpuścił mnie do środka. Ze schodów schodziła akurat wysoka blondynka. Była ładna, a jej duże pełne usta i spory biust na pewno powaliły Pana Młodego na kolana. Przywitałam się z nią i objaśniłam sytuację.
-Aldona nie mogła dzisiaj przyjechać z powodu pewnych problemów rodzinnych...Przyjechałam w jej zastępstwie. -uśmiechnęłam się życzliwie.
-Fotograf nawalił, Darka nie ma...Mamo. ..-blondynka zaniosła się płaczem i spojrzała na swoją rodzicielkę.
-Izuś uspokój się. Darek zaraz przyjedzie, a ta Pani na pewno robi świetne zdjęcia. Nie płacz, bo się makijaż rozmaże!-rudowłosa kobieta zaczęła ją pocieszać.
Darek...I wszystko jasne. Też kiedyś znałam pewnego Darka...Wolę jednak nie przypominać sobie o człowieku przez którego bardzo cierpiałam...
-Nie zawiedzie się Pani na mnie. Proszę nie płakać. Wszystko będzie dobrze.-uśmiechnęłam się do niej.
-Słyszysz Iza? Nie zamartwiaj się. - jej matka przytuliła ją do siebie.
W tym momencie drzwi się otworzyły, a do domu ktoś wszedł. Odwróciłam głowę...Zrobiło mi się słabo...
-Gdzieś Ty był?? Dzwoniłam tyle razy!-blondynka zaczęła krzyczeć.
-Musiałem jechać w jedno miejsce...-powiedział zmieszany, gdy mnie zauważył.
-Dzisiaj?? W taki ważny dzień?? Darek! Ty jesteś nienormalny!-Iza pobiegła na górę i po chwili usłyszałam głośnie trzaśnięcie drzwiami.
-Pójdę do niej.-rudowłosa kobieta pobiegła za córką po schodach.
-Co Ty chłopie odstawiasz? Poważny jesteś? Ty chcesz rodzinę z moją córką zakładać? A może Ty chciałeś zwiać? Rozmyśliłeś się czy co? -ojciec panny młodej był strasznie zły.Młody chłopak nic nie odpowiedział.  Po chwili jego przyszły teść skierował się w stronę drzwi i wyszedł z domu. Zostaliśmy tylko my.
-Narozrabiałeś...-powiedziałam i spojrzałam na jego twarz.
-Ta...A Ty? Co Ty tu w ogóle robisz?? Przyjechałaś się zemścić po tych kilku latach??-zapytał.
-Przyjechałam do pracy.-powiedziałam i wyjęłam z plecaka aparat. Po chwili drzwi się otworzyły, a do domu weszło dużo osób.

Jakiś czas później.
-Ja...Ja Dariusz...-Formella wymawiał powoli słowa przysięgi małżeńskiej. Podeszłam bliżej z aparatem i zrobiłam zdjęcie jak ślubuję swojej narzeczonej wierność. Szkoda, że on nie wie co to znaczy być wiernym...
-Darek...-Iza szepnęła do niego, a ten patrzył się na mnie jak sroka w gnat, i nic nie mówił. Wycofałam się trochę tak, aby na mnie nie patrzył.
-Ja Dariusz biorę sobie Ciebie Izabelo za żonę...
Po mszy młodzi wyszli przed kościół. Podeszłam z lustrzanką i zaczęłam robić im zdjęcia. Byłam na wielu ślubach, ale nigdy nie widziałam czegoś takiego. Pani Młoda uśmiechająca się sztucznie do zdjęć, jej mąż rozglądający się dookoła z widocznym grymasem na twarzy. Przyzwyczaiłam się raczej do radości jaką ludzie tryskali po wyjściu z kościoła po ślubie. U nich widziałam obojętność. Stali obok siebie jak dwoje obcych sobie ludzi. Kilka godzin później byłam już na sali weselnej. Wiadomo jak wygląda moja praca. Chodzenie z aparatem po sali i cykanie zdjęć ludziom, którzy się bawią. Chciałam nie patrzeć na Darka, jednak było to niemożliwe. W końcu to on i jego Iza byli bohaterami tego dnia. Robiłam zdjęcia dzieciom, które tańczyły na parkiecie. Kucnęłam, ale po chwili się wyprostowałam. Wtedy nagle przed oczami zobaczyłam Darka.
-Idziemy na jednego?-zapytał.
-Nie piję.
-Wódki się ze mną na moim ślubie nie napijesz?-zapytał zawiedziony.
-Jestem w pracy. - powiedziałam i wyminęłam go.
Odliczałam czas do końca mojego pobytu na weselu. W pewnym momencie pomyślałam, że na chwilę się wymknę. Wyszłam przed budynek i usiadłam na jednej z ławek.
-Zmieniłaś się.- podniosłam głowę do góry i zobaczyłam Darka.
-Wracaj na salę. Iza nie może zostać sama...-powiedziałam, a on usiadł obok mnie.
-Wśród 300 zaproszonych gości nie będzie się czuła samotna.-mruknął.
-Chyba mocno ją kochasz skoro się z nią żenisz. Zawsze powtarzałeś, że nikt Cię nie zaciągnie do ołtarza przed 30, a tu proszę. Za miesiąc dopiero 21 wiosna stuknie.- popatrzyłam na niego z ironicznym uśmiechem.
-W ciąży jest. Jak się jej rodzice dowiedzieli to nie było innej opcji. Ona mi się nawet nie podoba.-popatrzył na mnie z rozpaczą jaka malowała się na jego twarzy.
-Przykro mi...Albo w sumie...nie. Jednak nie jest mi przykro. - uśmiechnęłam się i weszłam do budynku zostawiając go samego...

Pół roku później.
Wróciłam do domu i zrobiłam sobie ciepłą herbatę. Trzymałam kubek z gorącym napojem i patrzyłam się na płatki śniegu, które było widać za oknem.
-Zima, zima, zima...Pada pada śnieg.-zaczęłam sobie nucić i wspominać dzieciństwo w którym uwielbiałam lepić bałwana. Byłam dorosła, pracowałam sama na siebie, ale dalej miałam w sobie coś z dziecka. Chciałam wybiec na zewnątrz i zatopić się w śniegu. Uśmiechnęłam się sama do siebie i usłyszałam wibrujący telefon. Podeszłam do szafki i wzięłam go do ręki, po czym przesunęłam zieloną strzałkę.
-Słucham?
-Dzień dobry. Z tej strony Izabela Formella. Była Pani na moim weselu i robiła tam zdjęcia.
-Tak...Coś z nimi nie tak?-zapytałam.
-Ależ skąd! Są świetne! Pomyślałam sobie, że mogłaby Pani robić zdjęcia na chrzcinach naszej córki.
-Urodziła Pani? Gratulacje...-powiedziałam z lekką złością, która ogarnęła mnie na słowo "córka".
-Tak. Za dwa tygodnie chcemy ochrzcić Marysię...Pasowałoby Pani?-zapytała, a ja poczułam jeszcze większą złość.
-Odezwę się do Pani jutro. Ja...muszę kończyć. Do usłyszenia. -powiedziałam i rzuciłam telefon na kanapę, która robiła również za moje łóżko. Poszłam do kuchni i wyjęłam z szuflady moją ulubioną mleczną czekoladę, którą zawsze trzymałam na "gorsze dni". Otworzyłam słodycz i usiadłam w pokoju na dywanie. Zajadałam się czekoladą, żeby poprawić sobie humor, ale z moich oczu i tak popłynęły słone łzy...

3 lata wcześniej.
Ubrana w granatową sukienkę zaczęłam przyjmować pierwszych gości.
-Kochana! Życzę Ci aby spełniły się wszystkie Twoje marzenia! Żebyś zawsze była taka szczęśliwa jaka jesteś teraz. -Luiza, moja kuzynka podarowała mi prezent z okazji mojej osiemnastki i mocno mnie przytuliła.
-Dziękuję kochana!-ucałowałam ją i zaczęłam witać się z innymi. Godzinę po rozpoczęciu imprezy przyszedł mój kolega Wojtek.
-Nie za wcześnie przyszedłeś?-zapytałam sarkastycznie.
-Przestań marudzić. Lepiej późno niż wcale!-blondyn zaśmiał się.
-Jasne! Ciesze się, że jesteś.
-No to wszystkiego dobrego! Żebyś miała dobrą pracę, żebyś z Darkiem miała dużo dzieci i wszystkiego co najlepsze!-mój kolega pocałował mnie w policzek.
-Dzięki Wojtuś, ale aż tak dużo dzieci to ja nie chce. -zaśmiałam się.
-Tak, wiemy. Twoim marzeniem jest mieć córkę i nazwać ją Marysia.-moja koleżanka Daria podeszła do nas i zaczęła się śmiać.
-A potem zamieszkamy razem z Darkiem za miastem i będziemy żyć długo i szczęśliwie.-Wojtek zaczął mnie naśladować.
-Przestańcie. -zaśmiałam się i udałam obrażoną.
-Przecież dobrze wiesz, że my Ci właśnie tego życzymy. Spełnienia Twoich marzeń. -Daria przytuliła mnie do siebie.
-No właśnie. Pójdę Darka poszukać. -odsunęłam się od koleżanki i ruszyłam na poszukiwania mojego chłopaka. Nigdzie jednak nie mogłam go znaleźć.
-No nic. Sam się znajdzie.-powiedziałam sama do siebie i poszłam w stronę sali, w której odbywała się moja urodzinowa impreza. W ostatnim momencie jednak się cofnęłam i zawróciłam się. Mój pęcherz zawołał, że musi do toalety. Wchodząc do łazienki usłyszałam dziwne odgłosy.
-O tak...- w tych jękach i okrzykach usłyszałam głos mojego ukochanego.
Nie zastanawiając się otworzyłam drzwi od kabiny i zaniosłam się płaczem.
-Jak mogliście?? Ty?? Jak Ci nie wstyd pieprzyć moją kuzynkę w tak ważnym dla mnie dniu?? A Tobie nie jest wstyd? Luiza jak mogłaś? A tak mi życzyłaś żeby mi się spełniły moje marzenia tak?? Pie*dolcie się dalej!! Nienawidzę was!!- wybiegłam z płaczem. Błąkałam się do rana. Gdy było już jasno wróciłam do domu.
-Dziecko kochane gdzie Ty byłaś??- mama rzuciła mi się na szyję.
-Jak Ty wyglądasz?? Ktoś Ci zrobił krzywdę? - ojciec przyglądał się mojej twarzy, która była cała czerwona od płaczu.
-Wszystko wam opowiem. Tylko dajcie mi na razie spokój. -wyszeptałam i poszłam do swojego pokoju, aby udać się do krainy Morfeusza.


                                                                                ***
Obudziłam się z bólem głowy. Dywan to nie jest dobre miejsce do spania. Usiadłam na łóżku. Zamknęłam oczy. Znowu miałam ten sen...Sen, który nie był zwykłym snem. To co mi się śniło wydarzyło się naprawdę. Darek, który sprawił, że straciłam zaufanie do ludzi znowu pojawił się w moim życiu...

Miesiąc później.
Zamknęłam powieki i oparłam głowę o kierownicę.
-Co ja tu robię...-wyszeptałam i po chwili sięgnęłam po swój plecak i wysiadłam z auta.
Stałam pod drzwiami z bijącym sercem.
-Dzień dobry. Ja jestem fotografem i miałam robić zdjęcia na chrzcinach Marysi. - powiedziałam drżącym głosem w stronę rudowłosej, która otworzyła mi wejściowe drzwi.
-Tak...Pamiętam panią...Chrzciny jednak się nie odbędą...-kobieta wpuściła mnie do środka, a na jej twarzy gościła złość.
-Coś się stało? -zapytałam.
-Mąż mojej córki...Zniknął. Przepadł. Nie ma go od wczoraj.- rudowłosa zaprosiła mnie do salonu i usiadła na kanapie obok mnie.
-To jest akurat do niego podobne...- wyszeptałam pod nosem, bo przypomniałam sobie momenty w których Darek pokazywał swoją gorszą stronę.
-Słucham?- kobieta przyjrzała mi się uważnie.
-Noo...Jak był ślub to też się spóźnił, więc może jeszcze jest nadzieja że przyjdzie...-ze sztucznym uśmiechem próbowałam  uspokoić teściową Darka.

Wieczorem wróciłam do domu. Izabela stwierdziła, że jej dziecko może być ochrzczone bez ojca. Zrobiłam zdjęcia, zjadłam obiad na który mnie zaprosili i postanowiłam wracać do domu. Maszerując po schodach myślałam o Darku. Cieszyłam się, że go dzisiaj nie spotkałam. Wchodząc na piętro na którym mieszkałam zauważyłam Darka stojącego pod moimi drzwiami.
-Co tu robisz??? -zdziwiona popatrzyłam na niego.
-Przygarniesz mnie?-zapytał spuszczając głowę w dół.
-Chyba sobie żartujesz! Bujaj się na drzewo! Masz żonę! Córkę, która dzisiaj miała swój ważny dzień, a Ciebie przy niej nie było!- podniosłam głos i wyjęłam klucze z torebki.
-Błagam Cię...Będę spał na podłodze, mogę nawet w wannie...-Darek złapał mnie za rękę i patrzył błagalną miną.
-Nie. -zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Zdjęłam kurtkę , buty i rzuciłam się na swoje łóżko. Skierowałam oczy na okno z którego było widać spadające płatki śniegu na ulicę.
-Pada...I jest zimno...-mruknęłam.
Schowałam twarz w dłonie.
-Będę tego żałować. -wstałam i podeszłam do wejściowych drzwi. Otworzyłam je.
-Dalej tu stoisz??-zapytałam lodowato Darka, który siedział na schodach.
-Siedzę...-mruknął.
-Tyle to ja widzę. - burknęłam - Właź. - otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam go do swojego mieszkania.
-Nawet nie wiesz ile dla mnie robisz. -piłkarz powoli zdejmował kurtkę, a ja podeszłam do szafy i wyjęłam z niej koc, który rzuciłam mu pod nogi.
-Śpisz na podłodze. -burknęłam.
-Mogę nawet spać u Twych stóp...
-Na takie rzeczy to sobie trzeba zasłużyć. -usiadłam na łóżku. On usiadł na fotelu w kącie.
-Czemu Cię dzisiaj nie było? Albo może inaczej. Gdzie byłeś?? -zapytałam patrząc na niego.
-Chodziłem po mieście cały dzień. Ja nie chcę mieszkać ani z nią, ani z jej rodzicami!- Formella spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam prawdziwą rozpacz.
-A mała? Ona się dla Ciebie nie liczy?? - spojrzałam w jego oczy i oczekiwałam szczerej odpowiedzi.
-Liczy, ale...
-Ale co?
-Ja nawet nie wiem czy ona jest moja...
-Jak to nie wiesz??
-No nie wiem...Nawet sama Iza tego nie wie...-Darek patrzył na mnie i oczekiwał, że zacznę mu współczuć.
-To nie jest mój problem. Kładź się w kuchni. Nie chce żebyś mnie oglądał jak śpię. -ruchem głowy wskazałam mu kuchnię.
-A poduszka...? Jakaś? Mała? -w odpowiedzi na jego pytanie rzuciłam w niego małą poduszeczką.
-Dziękuję. Jesteś dobrą, ciepłą osobą...Zasługujesz na fajnego faceta. - spojrzałam w jego oczy, które tym razem były przepełnione szczerością.
-Zejdź mi z oczu. -mruknęłam i skierowałam się do łazienki, a po kilku minutach znalazłam się w łóżku.

Dwa tygodnie później.
Od dwóch tygodni nie widziałam się z Darkiem. Dzisiaj jednak miało się to zmienić, bowiem zmierzałam do domu jego małżonki. Gdy zapukałam do drzwi ich domostwa usłyszałam dosyć wulgarne słowa i drzwi gwałtownie się otworzyły.
-Wynoś się! Więcej nie wracaj! - blondynka wyrzuciła walizkę przed dom, a bezradny Darek wyszedł z domu tak jak mu rozkazała.
-Dzień dobry. Proszę, niech Pani wejdzie. - tym razem blondynka spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się szeroko tak jakby wcale nie była zdenerwowana.
Dałam jej płytkę ze zdjęciami, odebrałam swoje wynagrodzenie i czym prędzej wyszłam z jej domu pakując się do auta. Jadąc zauważyłam Darka.
-Będę tego żałować...-wyszeptałam i zatrzymałam się.
-Dzięki...-mruknął siadając po chwili  na miejscu pasażera.
-Co zrobiłeś? - zapytałam.
-No właśnie chodzi o to że nic...
-Masz gdzie spać?
-Zadzwonię do kolegów. Może się znajdzie dla mnie miejsce.
-Jak chcesz to moja podłoga w kuchni jest wolna. - uśmiechnęłam się lekko.
-Dzięki. Może jednak nie skorzystam.- powiedział rozbawiony.
-Jak chcesz. - mruknęłam i pojechaliśmy dalej.

Tydzień później.
Siedziałam na wannie i wycierałam swoje mokre włosy. Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi narzuciłam na siebie dres i podreptałam do drzwi.
-Wiesz co ta małpa zrobiła?? Najpierw wyrzuciła mnie z domu, a teraz poleciała do gazet i powiedziała, że to ja ją zostawiłem. Na dzisiejszym treningu to mnie większość albo unikała albo zabijała wzrokiem.
-No to wytłumacz kolegom jak jest...
-Tłumaczyłem. Gorzej z tym, że trener mi nie wierzy...Ostatnio przyszedłem na kacu trenować...-Formella usiadł na moje łóżko.
-To po co piłeś?? No bo chyba nie z miłości do Izy...-popatrzyłam na niego, a on podniósł się ze swojego miejsca.
-Wiesz...Jesteś jedyną osobą, której mogę się wyżalić...-patrzył mi głęboko w oczy, a ja zrobiłam krok w tył.
-Czuję się zaszczycona naprawdę...-powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
-Ja...Chciałbym cofnąć czas...-Darek lekko mnie pocałował w usta. Po chwili pocałunku jednak się opamiętałam i odepchnęłam go.
-Idź już...-odwróciłam głowę w drugą stronę tak aby na niego nie patrzeć.
-Żona mnie wyrzuciła z domu...Koledzy się odwrócili...A Ty...Ty dalej jesteś dla mnie ważna...
-Wyjdź...-wyszeptałam.
-Ja wyjdę...Jak zmienisz zdanie to powiedz...
Pocałował mnie lekko w policzek i wyszedł. Oblizałam usta. Dalej czułam na nich smak jego ust...Bez namysłu otworzyłam drzwi.
-Darek...-Formella był na schodach, ale w ciągu sekundy znalazł się w moim mieszkaniu.
Moja miłość do niego odżyła w dniu kiedy go spotkałam. Nie mogłam się powstrzymać. Wiedziałam, że będę tego żałować. Mimo to zaczęłam go całować.
-Wybacz mi...-wyszeptał mi do ucha, gdy oderwał się od moich ust.
-Wybaczę...I co dalej?-spojrzałam w jego oczy.
-Rozwiodę się. Zmienię klub. Wyniesiemy się stąd. Będziemy żyli długo i szczęśliwie w domku za miastem.-Darek zaśmiał się i ponownie zaczął mnie całować.
-A Marysia?? Będzie się wychowywać bez taty? Nie chce zabierać dziecku ojca...
- Będę się z nią widywał, płacił alimenty. Z resztą Iza na pewno szybko znajdzie jej nowego tatusia.
-Darek...-ujęłam jego twarz w swoje dłonie.
-Tak?
-Nie wiem czy dobrze robimy...
-Nie myśl o tym. Za to co Ci zrobiłem, zasługujesz na wszystko co najlepsze. - Darek pocałował mnie w czoło.
-Zwariowałam...
-Bo?-Popatrzył na mnie zdziwiony.
-Bo rozbijam Twoje małżeństwo jeszcze bardziej niż jest rozbite, zabieram dziecku ojca, wybaczam Ci choć przyrzekłam sobie, że tego nie zrobię i... nadal Cię kocham...-przytuliłam się do niego, a on pogłaskał mnie po włosach.