piątek, 31 stycznia 2014

Marco Reus (4)

Witajcie! Dodaję dzisiaj, ponieważ w niedzielę muszę się uczyć :( I to bardzo dużo :( 
Dedykacja dla Bella Lada <3

Piosenka do opowiadania. Jeśli ktoś chce może ją sobie włączyć podczas czytania :* 
http://www.youtube.com/watch?v=OK_KvknlJxA
Pozdrawiam tych, którzy czytają te moje głupoty! Kochani jesteście :* <3 Podziwiam was że macie jeszcze siłę się ze mną tu męczyć :) 
Buziaki :***


Tego dnia miałam ochotę usiąść przed telewizorem i nie wychodzić z domu. Niestety moja przyjaciółka miała   urodziny i byłam zmuszona iść. Przy okazji miała przedstawić mi swojego nowego chłopaka. Podobno to jakiś obcokrajowiec. Byłam strasznie ciekawa kim on jest. Po kilku godzinach byłam przed drzwiami domu mojej przyjaciółki. Otworzył mi wysoki blondyn. Gdy spojrzałam się w jego oczy poczułam coś czego nigdy nie czułam. Takie coś jakby...zauroczenie? Od pierwszego wejrzenia? Po dłuższej chwili wpatrywania się w siebie zaprosił mnie do środka, uśmiechając się przy tym najpiękniej jak chyba tylko potrafił. Dopiero w salonie w którym odbywała się impreza urodzinowa mojej przyjaciółki skapnęłam się że ten mężczyzna jest mi znany...No tak! Faktycznie ! To ten niemiecki piłkarz! Niemiecki...Obcokrajowiec...Czyli to pewnie jest jej facet. Zrobiło mi się smutno gdy o tym pomyślałam. Do pokoju weszła jubilatka. Przywitałam się z nią, wręczyłam prezent. Ona powiedziała że musi mi kogoś koniecznie przedstawić. No jasne, jest z nim szczęśliwa...W końcu to mój problem a nie jej.
-No chodź.-pociągnęła mnie za rękę.
Wyszłyśmy do ogrodu gdzie ten blondyn i jakiś brunet grali z dzieciakami w piłkę.
-Mario...skarbie pozwól na chwilę!-krzyknęła w jego ojczystym języku.
Dzięki Bogu, w gimnazjum uczyłam się języka niemieckiego i potrafiłam się dogadać w tym języku. O dziwo, nie podszedł blondyn tylko ten brunet. To jest Mario? Facet mojej psiapsi? A spoko. On może nim być, aby blondyn był wolny. Pomyślałam tak, choć w głębi serca tak nie uważałam. Znaczy może i uważałam ale...Nie, no nie uważałam! Za krótko go wtedy znałam!  Przywitałam się z tym całym Mario, nie powiem całkiem sympatyczny. Szukałam wzrokiem blondasa, i próbowałam się skapnąć jak on ma na imię. Hm...Skoro ten jest Mario to tamten jest...? Dobra, spróbujmy sobie przypomnieć kto gra w BVB. No to, trójca przePiszczkowa (Błaszczykowski, Piszczek, Lewy) Hummels, Reus, Sahin...Wróć! Reus! No tak!
Głośno strzeliłam się dłonią w czoło. Usłyszałam śmiech. Gdy spojrzałam się w prawo, spiekłam buraka. Siedząc na kanapie nie zauważyłam nawet że obok mnie usiadł właśnie blondas. Ale ja się musiałam zrobić czerwona...Jaki wstyd... Niepewnie się na niego spojrzałam, i uśmiechnęłam.
-Hej.-powiedział z czarującym uśmiechem, i co mnie zdziwiło po polsku.
-Cześć...Znasz polski?- zapytałam.
-Tak. Znaczy...ja się jeszcze uczyć...Mi Lewy pomagać w nauka...
-Aha...To fajnie.
-Nom.
-Fajne masz buty.-wypaliłam.
Tak, ja w swojej cudownej osobie, jak zwykle musiałam powiedzieć jakąś głupotę. Fajne masz buty...Ja nie mogę ! Jaka ja jestem głupia.. Gorzej być nie mogło...W obawie że mogę coś chlapnąć głupiego wstałam i chciałam iść w kierunku mojej przyjaciółki, ale blondyn złapał mnie za rękę.
-Poczekaj. Tobie się gdzieś śpieszyć?-zapytał.
-Niee...Tak tylko...Nie. Nie śpieszyć.
-To dobrze. Ja już myślałem że ja cię...no ten...ymm...przestraszyć!
-Co? Nie bardzo rozumiem...
-Przepraszam, ale ja nie umieć mówić płynnie po polsku. Rozumiesz? Ja być z Niemiec. Ja Dortmund kopać piłka w Borussia.
-Tak...to może mówmy po niemiecku co? -zapytałam dusząc w sobie śmiech.
-Oki. Ja...powiedziałem coś nie tak? Śmiejesz się ze mnie.- powiedział tym razem po niemiecku.
-Nie...Ty powiedzieć wszystko ok. Tylko przestań się może uczyć z Lewandowskim co?
-Też mi się tak wydaje. Prawie za każdym razem nasze nauki z waszego języka kończą się na piwie albo melanżach. -uśmiechnął się. Nie!. On cały czas się uśmiechał, i to jeszcze tak ładnie.
-No tak...Domyślam się.
-Przepraszam że tak pytam,  bo ty może mogłabyś mnie pouczyć? Jestem teraz przez miesiąc z przyjacielem w Polsce. Ty jesteś taka nieśmiała, miła, spokojna. Bardzo opanowana, widać że bardzo kulturalna. Proszę.
No i jak się domyślacie ja zatopiona w jego ślicznych paczadłach nawet nie wiem kiedy powiedziałam TAK. Zastanawiało mnie jak ja to zrobię? Przecież ja do wieczora pracuje...Jak ja go będę uczyć? I czego on się przez miesiąc zdąży nauczyć? Pytań przychodziło mi mnóstwo do głowy. Szkoda tylko że dopiero na drugi dzień jak sobie o tym przypomniałam, bo wcześniej oczywiście nie. Ojej... Miałam problem...Poważny problem!

Tydzień później.
Chyba się w nim zabujałam! Marco był już u mnie w mieszkaniu "na korepetycjach" dwa razy. Po tym jak się widzi mężczyznę trzeci raz w życiu raczej się nie da prawda? Nie prawda! Właśnie że się da! Ja się o tym przekonałam. Marco strasznie mi się podoba. A jak jeszcze słyszę tą jego wymowę jak próbuje mówić po polsku to normalnie sama słodycz...W nim to się tylko zakochać! Nie wiem czy mogę to nazwać zakochaniem...Pożyjemy zobaczymy. Następnego dnia, Marco znów mnie odwiedził. Tym razem nie skończyło się na samej nauce...Nie chodzi mi o sprawy erotyczne! Nie! Marco został u mnie na kawie. Dla mnie taka błahostka jak wypicie z nim filiżanki kawy, była czymś wielkim. Zachowywałam się jak mała fanka która wzdycha do swojego ulubionego piłkarza. Teraz się zastanawiam, i wydaje mi się że gdybym cofnęła się w czasie to zmieniłabym chyba wszystko.


Rok później.
Minął rok. Ja nadal być sama. Stara panna. To najgorsze co może być. Tak moi drodzy. Najgorsza jest samotność. Co do Marco hmm....Nadal mam z nim kontakt. Często on do mnie dzwoni albo gadamy przez skajpaja. Już jutro go zobaczę. Tak jutro, jest ślub mojej przyjaciółki i Mario. Nie mogę się doczekać tego że zobaczę Reusa. Głupia jestem co nie? Wydaje mi się że nie głupia, a raczej zabójczo zakochana....Z samego rana pojechałam do fryzjera. Ubrana w to pojechałam pod kościół. Na weselu ja i Marco zachowywaliśmy się jak para zakochanych. Patrzyliśmy sobie w oczy, wszystko było piękne jak we śnie. Tylko to nie był sen. To była rzeczywistość. Ja i Marco. Mój Reus. Noc oczywiście spędziliśmy razem. Czułam że już nic nie może mi stanąć na przeszkodzie do tego bym była szczęśliwa. Wreszcie powiedzieliśmy sobie co do siebie czujemy. Jednak nie wszytko było takie piękne. Po paru tygodniach po wejściu na portal plotkarski, przeczytałam coś bardzo ciekawego. Między innymi to że, MÓJ Marco ma dziewczynę. Jednak najlepsze jest to że nie chodziło o mnie. Chodziło o jego byłą z którą się rzekomo zszedł bo, postanowili dać sobie drugą szansę. Mimowolnie płynęły mi łzy. Przeleciał....i zostawił...Nie...Nie mój Marco...Przecież on by mi tego nie zrobił...Co gorsze jednak, po tygodniu dowiedziałam się o ciąży. O mojej ciąży. Po głowie chodziło mi pytanie. Powiedzieć mu że zostanie ojcem czy nie? Zdecydowałam że nie. Moi rodzice gdy się dowiedzieli o ciąży wzięli sprawy w swoje ręce. Byłam z małej wioski. Nie chciałam zrobić wstydu rodzicom że będę samotną matką. Z pomocą przyszedł mój były. Powiedział że się ze mną ożeni, i wyjdzie na to że to jego dziecko. Ja nie wiem gdzie ja rozum miałam. Zgodziłam się. Ubrana w białą suknię z myślami kompletnie gdzie indziej, szłam do ołtarza. Gdy miałam odmawiać przysięgę rozpłakałam się i wyszłam. O rozum wrócił. Wyszłam przed kościół. Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam jeszcze głośniej płakać. Poczułam że ktoś mnie do siebie przytula. Próbowałam tę osobę odepchnąć lecz, mi się to nie udało.
-Kochanie...To nie tak jak myślisz...Ja kocham tylko ciebie.-usłyszałam głos Marco...Marco? Tak właśnie jego.
-Ty...skąd ty wiedziałeś?- mówiłam przez łzy.
-Twoja przyjaciółka mi powiedziała, Myślisz że pozwoliłbym, ci na ten chory ślub? Czemu mi nie powiedziałaś że będę ojcem? Jak to usłyszałem to myślałem że pęknę z radości. Kocham cię. Co ci przyszło do tego kochanego łebka żeby się żenić z tamtym facetem?
-Ja...przepraszam.-wtuliłam się w niego jak tylko mogłam.

Jak się pewnie domyślacie ja i Marco wzięliśmy ślub, urodziła nam się córeczka i na razie wszystko idzie po dobrej myśli. Koniec.

niedziela, 26 stycznia 2014

Nicklas Bendtner

Witam ! Przepraszam za tą nieobecność tydzień temu, ale tak jak każdy mam swoje sprawy prywatne. Mam nadzieję że jeszcze ktoś czyta tego bloga, z którego niestety coraz bardziej wieje nudą...Tak ciężko mi z tym ale, taka jest prawda :(  No cóż, nie będę się użalać nad moja skromną osóbką...Tak więc, czytajcie jeśli chcecie. Pozdrawiam :)  
 Dedyk dla siostry Martysiaaaa16 - Kingi <3
Buziaki :** Olka. 

Była piękna sierpniowa sobota. Najważniejszy dzień w moim życiu. Dzień w którym, miałam wziąć ślub. Kupiłam sobie najpiękniejszą suknię  jaką, tylko mogłam sobie wymarzyć. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Byłam bardzo szczęśliwa, że to już dziś. Jednak coś musiało się zdarzyć. Coś co sprawiło że, dzień który miał być najwspanialszym stał się najgorszym. Mój przyszły małżonek przemyślał sobie wszystko, i najnormalniej wyszedł z kościoła gdy miał odmawiać przysięgę. Zostawił mnie samą pod ołtarzem. Po prostu zwiał... Uciekł sprzed ołtarza. Czułam że zaraz wyjdę z siebie. Do moich oczu napływały łzy. Moja starsza siostra podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Do ucha powiedziała mi coś w rodzaju "nie był ciebie wart". Rozpłakałam się. Nawet nie wiedziałam kiedy, wszyscy goście i rodzina zaczęli do mnie podchodzić i mi współczuć. Byłam im wdzięczna że chcieli mi jakoś pomóc,  wesprzeć. Jednak to nic nie dawało. Zamiast się uspokoić zaczęłam płakać coraz gorzej. Mało myśląc wsiadłam do auta którym mieliśmy jechać na salę weselną. Powiedziałam kierowcy że ma jechać przed siebie. Słyszałam jak rodzice do mnie mówili żebym nie robiła żadnych głupstw, jednak ja ich nie słuchałam. Jechaliśmy w ciszy przez zatłoczony Londyn. Przejeżdżaliśmy akurat obok mojego ukochanego stadionu. Mianowicie stadion na którym się poznaliśmy. Tak. To był mecz Arsenal Londyn- Manchester United. Oboje byliśmy po stronie Kanonierów. Od słowa do słowa, umówiliśmy się na kawę. A potem? Potem zaczęliśmy razem chodzić na mecze Arsenalu, bo obydwoje kochaliśmy ten klub. Ale kochaliśmy również siebie...Bynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Wysiadłam z samochodu i wpatrywałam się w stadion. Znowu zaczęłam płakać. Zakryłam twarz dłońmi. Poczułam że ktoś dotknął mojego ramienia. Odkryłam dłonie. Zauważyłam obok mnie mężczyznę. Rozpoznałam go od razu. Był to piłkarz  Arsenalu. Nicklas Bendtner. Spojrzał się w moje zapłakane oczy i zapytał :
-Dobrze się czujesz?
-Nie.
-A chcesz się napić? Dobrze Ci to zrobi.
Kiwnęłam głową na znak że chce. Po paru minutach siedziałam przy barze pijąc piwo. On siedział obok mnie, aż w końcu się odezwał.
-To może opowiesz mi co robiłaś przed stadionem zapłakana i jeszcze w takim stroju? No wiesz, nie codziennie widuje się kobietę w sukni ślubnej. - powiedział z lekkim uśmiechem.
-A więc tak, miałam wziąć ślub, ale mój narzeczony zostawił mnie przed ołtarzem. Wystarczy?
-Tak...Nic już nie mów. Sam wiem jak to jest być wystawionym do wiatru.
-Opowiesz mi?-zapytałam z nadzieją w głosie.
-Wiesz...może innym razem.
Piliśmy kolejne piwa w ciszy. Piliśmy i piliśmy aż w końcu poczułam że zasypiam.

Obudziłam się w ładnej sypialni. Usiadłam na łóżku. Patrząc po meblach było, widać że mieszka tu ktoś komu nie brakuje forsy. Wyszłam z pokoju. Poczułam zapach czegoś naprawdę smacznego. Szłam za zapachem. Weszłam do kuchni. Przy blacie stał Nicklas krojący pomidory.
-Wyspana?-zapytał po czym wziął z kubka łyk kawy.
-Tak...Za wszystkie czasy. Dostanę kawy?
-Jasne. - uśmiechnął się.
Siadając zauważyłam ze jestem w samej bieliźnie.
-Ej! A gdzie jest moja sukienka?
-Spokojnie...W sypialni w której spałaś. Pomyślałem że, będzie ci tak wygodniej.
-Dobrze pomyślałeś. Ale...jakąś koszulkę mógłbyś mi dać.-uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Ok.-rzucił i zaraz wrócił z koszulką w dłoni.
-Może być ta? -spytał.
Nałożyłam po czym powiedziałam:
-Tak. Idealna.
Choć tak naprawdę nie była dla mnie idealna, tylko z trzy numery za duża. Ale bardzo dobrze się w niej czułam. Zjedliśmy oboje śniadanie, po czym on zapytał czy nie mam ochoty może wracać do domu. Na te słowa z moich oczu pociekło parę łez. Nicklas przytulił mnie i powiedział że mogę tu zostać tak, długo ile będę chciała. Byłam mu wdzięczna. Godzinę później powiedział że jedzie na trening. Zostałam sama w jego dużym mieszkaniu. Pomyślałam że pozmywam naczynia po śniadaniu. Pozmywałam i poszłam pooglądać telewizor. Nie było nic ciekawego, więc go wyłączyłam i zaczęłam się zastanawiać co ze sobą zrobić. Nie miałam pojęcia jak dalej potoczy się moje życie.

Miesiąc później.
Po kilku dniach spędzonych u Nicklasa wróciłam do mojego rodzinnego domu. Zaczynam wszystko od początku. Teraz mam zamiar troszczyć się tylko o siebie. Inni mnie nie interesują. Troszkę w tym egoizmu nieprawdaż? No cóż...Życie. Ostatnio źle się czuję. Chyba pójdę do lekarza...Obawiam się najgorszego.

Następny dzień.
Moje przeczucia niestety się sprawdziły. Jestem w drugim miesiącu ciąży. Idę dzisiaj z Nicklasem na obiad. Może on mi coś poradzi. Przyjechał po mnie do domu. W samochodzie dałam, mu buziaka na przywitanie.
-Hej. - przywitałam się.
-No cześć laska, co tam?
-A dzieje się, dzieje. - odparłam z przygnębieniem.
-A co? Mów, może coś poradzę.
-No...bo...ja...w ciąży jestem...
-Ale my przecież...
-Nie z tobą głupku! - uśmiechnęłam się i pacnęłam go lekko w głowę.
-Haha bolało.-zaczął się śmiać.
-Przepraszam...No nie, nie z tobą tylko z moim niedoszłym mężem.
-Mówiłaś mu o tym?-zapytał.
-Nie, i nie mam zamiaru go widzieć. Zrozum ja...-zaczęłam płakać.
-Spokojnie, choć wysiadamy.

Po zjedzonym obiedzie pojechaliśmy do niego do mieszkania. Nudziło nam się więc zaczęliśmy grać w karty. W pewnym momencie zaczął mnie mocno boleć brzuch. Nicklas wziął mnie do szpitala. Tam zrobili mi wszystkie badania, okazało się że moja ciąża jest zagrożona. Dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo chcę tego dziecka, i nie zależy mi na tym czy będę samotną matką czy nie. Od tej pory najważniejsza była dla mnie ta mała niewinna istotka w moim brzuchu.

Rok później.
Jestem mamą ślicznej dziewczynki o imieniu Sara. Przy jej wychowywaniu pomagają mi rodzice, znajomi, przyjaciel...Tym przyjacielem jest właśnie Nicklas. To on najczęściej mnie odwiedzał w domu pod pretekstem sprawdzenia czy niczego nie potrzebuję, i czy nie mam może na coś zachcianki. To właśnie on jeździł ze mną na badania, i to on był ze mną przy porodzie. Z czystą chęcią nazwę go moim partnerem. Tym bardziej że ostatnio zapytał się czy może nie lepiej byłoby mi się przeprowadzić do niego, bo on ma większe mieszkanie. Zgodziłam się. Tylko nie dlatego, bo obchodzi mnie jego zamieszkanie tylko dlatego, że czuję coś do niego. Coś więcej od przyjaźni. On również czuje to samo. Wiem. Ostatnio mi to powiedział. No bo, jak mężczyzna ci powie KOCHAM CIĘ to chyba coś znaczy co nie? :) Koniec.

niedziela, 12 stycznia 2014

Jack Wilshere

Hello ! :D 
Dedykacja dla Żanety <33
Wybaczcie mi za to "coś" co tu napisałam ale, taki właśnie mi wpadł pomysł do głowy :*
Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać jego synek jest przesłodki <3
         
                                                       Archie <3 ;** Słodziak :*

Pozdrawiam ! Olka :D





Obudził mnie dzwoniący telefon. Dzwoniła moja przyjaciółka. Gdy odebrałam od razu oprzytomniałam. Susan miała dla mnie dobre wieści. Mianowicie znalazła mi pracę. Miałam być opiekunką dwójki dzieci.
Szybko się umyłam uczesałam, ładnie ubrałam i co było dziwne w moim przypadku zrobiłam sobie makijaż.
Gotowa pojechałam do domu w którym miałam pracować jako niania. Drzwi otworzył mi sympatyczny facet. Oglądając czasem mecze piłki nożnej z moim starszym bratem, domyślam się że ten gościu to chyba jakiś piłkarz. Miło się z nim przywitałam. On zaprowadził mnie do salonu, gdzie był przeraźliwy bałagan. Na podłodze siedział mały przesłodki chłopczyk i bawił się klockami. Obok niego siedziała mała cudna dziewczynka wpatrująca w to co robi jej brat. Usiadłam na kanapie i rozmawiałam z ich tatą.
-No więc tak. To jest mój synek Archie, a to jest moja córka Delilah . Pani zadaniem będzie się nimi zajmować podczas gdy ja będę na treningach bądź na meczach. Uprzedzam że czasem będzie tak że, będę musiał wyjeżdżać na zgrupowania, a wtedy może mnie nie być nawet tydzień a czasem dłużej.
-Aha...A mam pytanie.
-Proszę pytać.
-Obiady też mam gotować?
-Znaczy...ogólnie dobrze by było gdyby Pani była tu w roli takiej..ymm...
-Gosposi?
-O tak...właśnie o to mi chodziło. Wie Pani, sprzątanie, pranie, gotowanie, zakupy. itd. Zastrzegam że jestem w stanie Pani naprawdę dużo płacić jeśli wszystko będzie szło tak jak powinno.
-Oczywiście. Zgadzam się na wszystkie warunki.
-To by było na tyle. A! Pracę zaczyna Pani od jutra. Dobrze?
-Tak. Dobrze. To do jutra! Do widzenia!
-Do widzenia!

Wracając do mojego domu, zastanawiałam się gdzie jest żona tego faceta...Gdy wróciłam do domu, przebrałam się w dresy, i włączyłam laptopa. Zaczęłam przeszukiwać internet w celu, dowiedzenia się czegokolwiek ciekawego na temat mojego nowego pracodawcy. Gdy zaczęłam czytać pewien artykuł, włosy  stanęły mi dęba. Tytuł brzmiał mniej więcej tak: Czy partnerka zostawiła go samego z dziećmi?
Przeczytałam i nie dowierzałam. W nocy nie mogłam zasnąć. No bo, ludzie jak można zostawić takiego super przystojnego faceta? Zamyślona zasnęłam bo, jutro czekał mnie ważny dzień. Mianowicie pierwszy dzień w pracy. Byłam strasznie zestresowana. Po dwóch godzinach jednak już nie myślałam o czymś takim jak stres. Posprzątałam dom, i zrobiłam dzieciom na obiad naleśniki. Teraz układałam z dzieciakami puzzle. Usłyszałam że ktoś wchodzi do domu. Był to mój pracodawca-Pan Jack. Gdy wszedł do salonu miał oczy jak pięć złotych.
-Dobrze się Pan czuję? Wszystko w porządku?
-Słucham? Tak...Tylko tu od dawna nie było tak czysto.-uśmiechnął się do mnie przyjaźnie a ja tylko się powstrzymywałam żeby nie zemdleć na widok jego czarującego uśmiechu.
-Miło mi to słyszeć. To ja już pójdę. Pa dzieciaki-kucnęłam i ucałowałam ich obydwoje w policzki.
-Papa nianiu! -powiedział Archie.
-Papa...Do widzenia.
-Do widzenia. Niech Pani jutro weźmie ze sobą piżamę i jakieś ciuchy na przebranie.
-Słucham?
-Tak, wiem głupio to brzmi. Jutro wyjeżdżam bo, gramy mecz na wyjeździe. Nie będzie mnie na noc. Da sobie Pani radę?
-Tak, oczywiście. To...do widzenia.
-Do widzenia.

Następnego dnia spakowałam sobie w torbę piżamę, ubrania na zmianę i najpotrzebniejsze rzeczy. Spakowana pojechałam prosto pod dom w którym jestem nianią. Posprzątałam, bawiłam się z dzieciakami, potem wzięłam ich na spacer. Wieczorem gdy dzieci już zasnęły usiadłam i oglądałam mecz Arsenalu. Zremisowali. Trudno. Pomyślałam i położyłam się spać. Na drugi dzień wrócił Pan Jack. Miałam już wychodzić ale mały Archie się do mnie przytulił i prosił żebym została.
-Skarbie, ja muszę już iść do domku wiesz? Przyjdę do was jutro.-próbowałam przekonać malca.
-Ale ja chce zebyś została! Nianiu...plose...-zaczął płakać.
-To może niech Pani zostanie jeszcze dzisiaj dobrze?-spytał się jego tata.
-Jeżeli to nie problem.
-Dla mnie? Żaden. A dla moich dzieciaków sama radość. - uśmiechnął się tak że zmiękły mi kolana.

I tak zostałam w domu Wilshera na kolejną noc. W nocy nie mogłam spać. Zeszłam na dół do kuchni napić się wody. Napiłam się i już miałam wychodzić gdy, w drzwiach ujrzałam Jacka. Podszedł do mnie i bacznie mi się przyglądał.
-Coś nie tak??-spytałam zdziwiona jego zachowaniem.
-Niee...Mówił ci ktoś kiedyś że jesteś piękna?-zadał mi pytanie.
-Słucham? Znaczy...ee...nieee..e.e.- odpowiadałam z zająknięciem.
-To ja ci to powiem. Jesteś piękna.
Powiedział te słowa i zaczął mnie namiętnie całować. W pewnym momencie do kuchni wszedł Archie i powiedział:
-Tatusiu...czemu całujesz moją żonę? - zapytał gniewnie a mi urwał się film.


                                                              ***

Obudziłam się zlana potem. Spojrzałam na zegarek który wskazywał 5:15 . Ciężko westchnęłam. O ludzie...nigdy nie miałam takiego snu! Żeby mi się mój teść śnił?? I to jeszcze w taki sposób??
Siedziałam tak przez dłuższą chwilę aż obudził się mój mąż.
-Kochanie...kładź się...Jeszcze wcześnie...Jutro musimy jechać do moich rodziców na obiad wiesz? No...połóż się. Przytul do swojego kochanego mężusia.
Wtuliłam po czym powiedziałam:
-Kocham cię Archie.
-Wiem żabko. Ja ciebie też. Śpij dobrze.
Koniec.

niedziela, 5 stycznia 2014

Kieran Gibbs

Hej! Musze się wam pochwalić że miałam cudowny sen :* Śnił mi się Marco Reus i Lukas Podolski :D
Dedykacja dla Darii z Kieranem Gibbsem <3 
Moim ulubieńcem <3 :** 
Łapcie tą śliczną mordkę :D 









Gdy byłam w związku z moim byłym chłopakiem zawsze się zastanawiałam jak to możliwe że mężczyzna którego kochasz może cię, skrzywdzić w jakikolwiek sposób. Teraz się już nad tym nie zastanawiam. Niestety, przekonałam się jak to jest. Mianowicie przyłapałam mojego chłopaka na zdradzie. W tej chwili chcę  zapomnieć o wszystkim co, z nim związane. Nasze wspólne wyjazdy, spacery, spotkania.
Pijąc kolejnego kolorowego drinka, próbowałam wymazać z pamięci wspomnienia. Kątem oka, zwróciłam uwagę że obok mnie siada jakiś mężczyzna ale zignorowałam to. W pewnej chwili się do mnie odezwał:
-Co taka ładna dziewczyna jak ty, robi tu sama?
-A nie widzisz? Zatapiam smutki...
-No widzę...Ale czemu?
-Co ty ku*wa swojego życia nie masz?! -wściekłam się.
-Spokojnie...Myślałem że mogę jakoś pomóc.
-Nie nie możesz!
-Dobra, dobra...Nie to nie...Żeby nie było że nie chciałem pomóc.
-Poczekaj...
-No. To słucham. Tak w ogóle Jaydon jestem-wyciągnął rękę w moją stronę.
-Miło mi poznać.
-To jak opowiesz mi co się stało?
-Tak...Czuję że muszę się komuś wyżalić.
Opowiedziałam Jaydonowi wszystko po kolei. Jak to widziałam na własne oczy mojego byłego jak się prowadzał po mieście z jakąś cizią.
-Chodź...spokojnie...Odwiozę cie do domu. - próbował mnie uspokoić, bo gdy mu zaczęłam o tym opowiadać to wybuchnęłam ogromnym płaczem.
Jaydon zawiózł mnie do mojego mieszkania. Podziękowałam mu, że mi pomógł wrócić do domu bo, gdyby nie on, to pewnie bym dalej siedziała przy barze i chlała do nieskończoności.
Rano obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Spojrzałam na telefon. Było sporo wiadomości od mojego byłego. Nie chciałam tego czytać dlatego od razu wszystko usunęłam. Zaczęłam przyrządzać sobie śniadanie. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. W drzwiach ujrzałam Jaydona.
-Jaydon? Ym...Co tu robisz?
-No wiesz...wydaje mi się że stoję przed twoimi drzwiami i czekam aż mnie wpuścisz- powiedział po czym się wyszczerzył.
Wpuściłam go do środka. Usiedliśmy przy kawie.
-To że się tak zapytam...co cie do mnie sprowadza?
-No bo wczoraj u mnie w samochodzie zgubiłaś kolczyk. -wyjął błyskotkę i położył ją na stole.
-Dzięki. - uśmiechnęłam się.
-Nie ma sprawy. Co dzisiaj robisz po południu?
-Ja? No...w pewnym sensie to miałam dzisiaj posprzątać mieszkanie, zrobić pranie...
-No to posprzątasz jutro bo, dzisiaj zabieram cię na mecz!-powiedział uradowany.
-Mnie? Na mecz?-pytałam zdziwiona.
-Tak ciebie. Na mecz Arsenalu Londyn. Tam gra mój brat bliźniak.
-Aha...Twój brat bliźniak?? Hahaha. Chciałabym zobaczyć twojego klona!
-Zobaczysz. Ale nie przejmuj się, pomimo że jesteśmy bliźniakami to nie jesteśmy do siebie aż tak mocno podobni. Spokojnie będziesz umiała nas rozróżnić.
-A jak twój brat ma na imię?
-Kieran.
-Oo...jakie ładne imię...
Jaydon przewrócił oczami i zaraz wyszedł. Po paru godzinach przyjechał po mnie, i razem pojechaliśmy na mecz jego brata. Po skończonym meczu czekaliśmy koło stadionu na Kierana, ponieważ Jaydon chciał mnie z nim zapoznać. Gdy go zobaczyłam poczułam w brzuchu motyle. Pomyślałam sobie " Ja nie mogę...jakie z niego ciasteczko..."  Zapoznałam się z nim. Miałam wrażenie że cały czas na mnie patrzył. Trochę postaliśmy z Kieranem i rozmawialiśmy z nim, ale zaraz Jaydon odwiózł mnie do domu. Zapytałam się go czy będę mogła z nim iść na następny mecz, bo bardzo spodobała mi się piłka nożna. Przytaknął po czym cmoknął mnie w policzek na pożegnanie. Tak naprawdę nie chodziło o to że polubiłam piłkę nożną, tylko o to że spodobał mi się Kieran i chciałam go jeszcze raz zobaczyć. Wiem że to było chore z mojej strony bo, co dopiero rozstałam się z chłopakiem a już oglądam się za następnym. Jednak to coś co ciągnęło mnie do Kierana było silniejsze. Tydzień później pojechaliśmy na mecz Arsenalu. Tym razem po meczu pojechaliśmy do jakiegoś klubu opić zwycięstwo Kanonierów. Czułam się tam nieswojo. W około byli sami piłkarze, niektórzy nawet ze swoimi partnerkami. A ja siedziałam z Jaydonem i Kieranem...i był jeszcze jeden...miał na imię chyba Alex. Całkiem sympatyczny. Cały czas się śmiał i opowiadał zboczone dowcipy. Powiedziałam że już pójdę, i wtedy Kieran wstał i powiedział że mnie odprowadzi. Byłam lekko zdziwiona ale pokiwałam głową na znak że się zgadzam. Szliśmy w stronę mojego mieszkania rozmawiając przy tym na różne tematy. Świetnie nam się razem rozmawiało. Gdy mieliśmy się już żegnać Kieran powiedział:
-Mogłabyś mi dać swój numer? Spotkalibyśmy się i dokończyli naszą rozmowę? Co ty na to?
-Jasne-powiedziałam uradowana po czym podyktowałam mu swój numer. Na pożegnanie cmoknął mnie w policzek. Co oni mają z tymi całusami w policzek? Pomyślałam, uśmiechnęłam się i poszłam.
Po kilku dniach Kieran zadzwonił i zaprosił mnie do restauracji na kolację. Byłam załamana bo nie wiedziałam w co się ubrać. Poszłam na zakupy. Kupiłam sobie śliczną turkusową sukienkę za kolano.   Wieczorem przyjechał po mnie swoim wypasionym autem. Przez cały wieczór zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. Umówiliśmy się że spotkamy się za kilka dni. Tak też się stało. Poszliśmy do małej przytulnej kawiarni. Muszę przyznać że sprzedają tam przepyszny sernik. Podczas rozmowy Kieran zaprosił mnie na jakąś tam imprezę do swojego kolegi- Aarona. Nie chciałam się zgodzić, ale tak mnie ładnie prosił że nie umiałam się powstrzymać. No cóż, bracia Gibbsowie mają wspaniały dar przekonywania. Poszłam tam z nim i szczerze muszę przyznać że nigdy tak dobrze się nie bawiłam. Po imprezie Kieran odwiózł mnie do domu. Tym razem to ja go cmoknęłam w policzek. On natomiast popatrzył mi się głęboko w oczy i musnął delikatnie moje wargi. Odwzajemniłam jego pocałunek. Zaczęliśmy się całować. Zaproponowałam żebyśmy poszli do mnie do mieszkania. On się zgodził. Co dalej się działo w moim mieszkaniu nie muszę opisywać. Wczesnym rankiem obudził mnie dzwonek do drzwi. Musiałam wstać i otworzyć.
-Już mnie zostawiasz? Gdzie idziesz? - zapytał Kieran otwierający zaspane powieki.
-Idę otworzyć, bo ktoś dobija się do drzwi. Śpij dalej a ja zaraz przyjdę. -cmoknęłam go w usta i poszłam otworzyć.
Przed drzwiami stał Jaydon.
-Hej! Wstawaj szkoda dnia! Wiesz jaka za oknem jest piękna pogoda?-wyszczerzył się.
-Cześć...No wiesz, własnie wstałam. Słuchaj Jaydon...Ja...
Chciałam dokończyć ale na korytarz wyszedł Kieran w samych bokserkach ( muszę przyznać że wyglądał w nich megaaaa czarująco ). Gdy Jaydon zobaczył swojego brata rzucił tylko zwykłe "cześć i miłego dnia" , po czym wyszedł. Ja natomiast poszłam z Kieranem zrobić nam śniadanie. Cały dzień zastanawiało mnie dziwne zachowanie Jaydona. Chciałam do niego zadzwonić i pogadać, zapytać ale...Ale najzwyczajniej w świecie się wstydziłam. Był wieczór. Oglądałam po cichu telewizor. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Po głowie przeszła mi myśl że to może Jaydon, ale to był tylko kurier. Dał mi małą paczkę. Gdy ją otworzyłam był w niej list i czerwone pudełeczko. Najpierw otworzyłam list. Brzmiał on tak:

   " Cześć. Nie będę się długo rozpisywał bo nie lubię się nad sobą użalać. Chce ci tylko powiedzieć że jesteś cudowną dziewczyną, masz piękny uśmiech i naprawdę bardzo się cieszę że mogłem cię kiedyś poznać. Myślałem że inaczej się potoczy nasza znajomość, ale się myliłem. Nie będę ci się mieszał w życie. Rozumiem i szanuję twoją decyzję że wolisz mojego brata. Życzę ci z nim szczęścia. Tylko pamiętaj że jeżeli Kieran kiedykolwiek ci coś zrobi lub z twojego oka spłynie choć jedna nie potrzebna łza przez niego, to ja zawsze będę stał w twojej obronie. Zawsze będę na ciebie czekał.
                                    Kocham cie...Jaydon. "

Otworzyłam czerwone pudełeczko. Był w nim złoty wisiorek. Łańcuszek na którym wisiało małe serduszko. Nałożyłam wisiorek na szyję. Przytuliłam tą kartkę na której był napisany ten list. Do moich oczu napłynęły łzy. W tym momencie zrozumiałam że Jaydon był we mnie zakochany ale, ja tego nie zauważałam. Zrozumiałam też że tak naprawdę czuję do Kierana miłość.  Szybko zadzwoniłam do Kierana i poprosiłam żeby do mnie przyjechał. Po kwadransie już u mnie był. Pokazałam mu ten list, i po raz kolejny się rozpłakałam.
-Wiesz...ja...nie wiem co powiedzieć. Mój brat się tak nigdy nie zachowywał. Naprawdę nie wiem co mam mówić.-mówił zaskoczony Kieran.
-Ja tak samo. Kieran...Ja muszę ci o czymś powiedzieć. Ja kocham Jaydona, ale jak brata. Prawdziwą miłością do mężczyzny kocham...-chciałam dokończyć ale Kieran mi przerwał.
-Ja ciebie też. -powiedział po czym mnie do siebie mocno przytulił.

Kilka lat później.
Właśnie idziemy w trójkę na spacer: ja, Kieran i nasz mały synek Carl. Z Jaydonem nie utrzymuję kontaktu. Próbowałam do niego wiele razy dzwonić ale zmienił numer. Kieran również nie miał z nim kontaktu. Do wczoraj. Wczorajszego dnia, dostaliśmy zaproszenie na ślub Jaydona i jego narzeczonej Katy. Jestem szczęśliwa z Kieranem i mam nadzieję że, brat mojego męża również będzie szczęśliwy. Koniec.