piątek, 5 lipca 2013

Robert Lewandowski

Na początek zostawiam was z tą historią. Miłego czytania! 

Moje uczucie do ciebie jest zakazane Robercie…Nie mogę Cię kochać, nie zasługuję na ciebie. Do tej pory nie wiem jak taka gwiazda futbolu jak ty która  mogła mieć każdą spojrzała na mnie. To było 14 lutego. Walentynki. Jedno  z tych dni  których nienawidzę. Wszyscy sobie okazują uczucia. A ja? Ja jestem sama…nie mam rodziny ani przyjaciół. Po pracy poszłam do tego klubu w celu upicia się. Chciałam zatopić smutki w kieliszku…Prawie mi się to udało. Siedziałeś sam przy barze. Wszyscy dookoła się na ciebie gapili i prosili o autografy. Mi twój autograf nie był potrzebny. Wystarczyło jedno spojrzenie żebym już coś do ciebie poczuła. Chyba za bardzo patrzyłam się w twoje niebieskie oczy które tak przyciągały wiele fanek…Tego jednego wieczoru zmieniło się coś w moim życiu…Chyba na gorsze…Kilka zamienionych ze sobą słów, wystarczająco dużo żeby znaleźć się w moim mieszkaniu i zostać do rana. Gdy się obudziłam ciebie już nie było. Na stole w kuchni leżała mała karteczka na której widniał twój numer telefonu. Nie miałam odwagi żeby zadzwonić. Tamtego dnia poszłam na stadion na wasz trening. Rozpoznałeś mnie. Na twoje usta wkradł się lekki uśmiech. Patrzyłeś się w moją stronę do czasu aż twój kolega zaczął Ci machać ręką przed oczami. Po treningu podbiegłeś do mnie i powiedziałeś żebym zadzwoniła wieczorem. Zrobiłam tak jak mówiłeś. Wprosiłeś się do mnie na kawę. Rozmawialiśmy w moim mieszkaniu, w kuchni tak jakby nic się nie stało…Tamtej nocy nie było. Nie wiem czego oczekiwałam…Że rzucisz mi się w ramiona? Nie raczej nie…po prostu chciałam żeby ktoś kiedyś wypowiedział w moją stronę zwykłe KOCHAM CIĘ…Tylko tyle…Żebym poczuła się kiedyś dla kogoś ważna…Bo do tej pory nigdy nie było mi dane usłyszeć tych dwóch słów. Rodziców nawet nie znam…Oddali mnie do domu dziecka…Od zawsze czułam się nie chciana, nie kochana…Nie wytrzymałam…rozpłakałam się. Przytuliłeś mnie do siebie. Wtuliłam się w twoje silne ramiona i zapomniałam o wszystkim złym co wydarzyło się w moim życiu. Patrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Powtórzyło się to co tamtej nocy, prócz tego że tym razem nie zostawiłeś kartki…Gdy miałeś zgrupowania kadry ta sytuacja powtarzała się kilkakrotnie…Tylko ja już miałam dość. Miałam dość bycia twoją kochanką. Dość patrzenia w kolorowe gazety jak ty i twoja narzeczona chodzicie przytuleni po czerwonym dywanie. Tacy wpatrzeni w siebie, zakochani, patrzyłeś na nią jakby była ósmym cudem świata…A ja ? Ja się nie liczyłam. Ja byłam potrzebna wtedy gdy Stachurska była w Dortmundzie a ty potrzebowałeś kobiety w Warszawie która zaspokoi twoje pragnienia. Ale ja miałam dość. Chciałam z tym skończyć Robercie…Zadzwoniłam. Przyjechałeś. Od progu zacząłeś mnie całować. Chodziło Ci tylko o jedno. Pierwszy raz Cię odepchnęłam. Kazałam wybierać pomiędzy mną a Anią. Wybrałeś ją…Wypowiedziałeś tylko ciche WYBACZ…A ja siedziałam załamana. Płakałam…nie wiem dlaczego…Bo zakochałam się w nieodpowiednim mężczyźnie? Czy może dlatego że mnie zraniłeś? Nie wiem…sama się gubię w tym szalonym świecie…Mijają miesiące. Poznałam chłopaka ma na imię Kuba. Jest miły, opiekuńczy, co najważniejsze kocha mnie, a ja…Ja jego nie. Nie umiem przestać Cię kochać Lewandowski. Był lipiec. Sobota. Nalałam sobie do szklanki zimnego napoju i wyszłam na balkon. Dzisiaj całe media, kolorowe pismaki celebrują to iż dziś pojmiesz Stachurską za żonę. Jest mi z tym źle. Ale co ja mogę zrobić? Mam iść i Cię porwać z przed ołtarza? Nie mogę Ci zabronić jej kochać…Ona jest przynajmniej wygadana, ładna, znana, z dobrego domu…Nie to co ja zwykła sprzedawczyni z marketu która nie ma nikogo… Słyszę pukanie(bez skojarzeń !!!!!!!!) . Ktoś głośno dobija się do drzwi. Otwieram. Moje oczy widzą ciebie. Stoisz elegancko ubrany w garnitur. Szybko wchodzisz do mojego mieszkania i zamykasz drzwi na klucz. Klękasz…prosisz o wybaczenie. O to żebym wyjechała z tobą na drugi koniec świata i założyła z tobą rodzinę. Nie wiem co robić. Całuje cię namiętnie. Znów ktoś puka do drzwi. Otwieram. Stoi twój najlepszy przyjaciel- Wojciech. Każe Ci wrócić do kościoła, do Anny. Odmawiasz. Mówisz że nikt nie zabroni ci kochać. Po czym wyznajesz mi miłość. Wybucham płaczem. On wychodzi. Zostawia nas samych. Płaczę…cały czas przytulona do ciebie. Wybaczam Ci…Na drugi dzień już spakowana lecę z tobą do Dortmundu. Nie wiem po co. W pracy wzięłam urlop więc mogę z tobą lecieć. Jesteśmy już w Dortmundzie. Prowadzisz mnie do swojego domu. Gdy przekraczam próg mieszkania naprzeciw wychodzi ładna kobieta…Twoja Ania… Patrzy się na mnie jak na zabójcę. W sumie jej się nie dziwię. Zabrałam jej narzeczonego. Faceta z którym miała założyć rodzinę. Czuję jak dostaje od niej z liścia w twarz. Nie mówię nic. Nie protestuję. Na jej miejscu zrobiłabym to samo. Rzuca w twoją stronę pierścionkiem. Wychodzi z walizkami z domu. Podchodzisz i mnie przytulasz. A ja znów zalewam się łzami. Zepsułam…wszystko zepsułam…Zepsułam jej życie tylko dlatego że kocham jej faceta…Miłości się nie wybiera Aniu…To nie moja wina że twój mężczyzna to kobieciarz. Że mnie w sobie rozkochał…Naprawdę to nie moja wina. Po dwóch dniach jadę na twój mecz. Strzelasz bramkę, dedykujesz ją mnie. Jestem z ciebie dumna…ale z drugiej strony obwiniam się że nie powinno mnie tu być… Tu powinna być Stachurska…a raczej już Lewandowska. Zwalniam się z pracy, sprzedaje mieszkanie w Warszawie zostaje u ciebie na stałe. Zachodzę z tobą w ciążę. Bierzemy ślub w małym kościele za Dortmundem. Jesteśmy tylko my dwoje i twój przyjaciel Wojtek. Jedyny który się ciebie nie wyparł. Który akceptuje to że żenisz się z tą która nie jest warta twojej miłości…Jest też twoja siostra- Milena. Jedyna która mnie chyba lubi. To ona pomagała mi dobrać sukienkę i we wszystkim mnie wspierała. Jestem w 4 miesiącu ciąży. Czuje bóle. Zaczynam krwawić. Zawozisz mnie do szpitala. Po kilku godzinach lekarz stwierdza poronienie. Uspokajasz mnie. Obiecujesz że będziemy mieli tyle dzieci ile tylko będziemy mogli mieć. Kilka dni po wyjściu ze szpitala gdy przygotowuję obiad słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram a w nich widzę Annę. Nie mówi nic. Tylko mnie przytula i pociesza z utraty dziecka. Wybucham płaczem. Ona z resztą też. Obie płaczemy. Przepraszam ją za to co zrobiłam. Ona każe mi się uspokoić i mówi że mi wybacza. Ja i Ania żyjemy w zgodzie…można powiedzieć że nawet się przyjaźnimy. Może dlatego że gdy ja byłam kochanką Roberta ona romansowała z Reusem?  Wiem że wszystko się układa. Mam męża który mnie kocha pomimo że nie utrzymuję kontaktów ze swoją rodziną i kolegami. Jedyne czego chciałabym do szczęścia to to żeby moje dzieci miały szczęśliwą rodzinę i żeby ich życie nigdy nie potoczyło się tak jak moje…

KONIEC.



Mam prośbę. Czytasz- komentujesz. 

8 komentarzy:

  1. Świetnie piszesz <3 Czekam na kolejny posty
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ślicznie! Również pozdrawiam ;)
      P.S.Kolejne opowiadanie pojawi się prawdopodobnie w niedzielę.

      Usuń
  2. Cóż osobliwa historia i na pewno bardzo smutna pomimo happy endu.
    Czekam na kolejne :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ślicznie za komentarz! Również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Bardzo pomysłowy blog :)
    Historia bardzo fajna, a końcówka po prostu boska <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu...... Plakalam jak to czytałam

    OdpowiedzUsuń