Moje uczucie do ciebie jest zakazane Robercie…Nie mogę Cię
kochać, nie zasługuję na ciebie. Do tej pory nie wiem jak taka gwiazda futbolu jak
ty która mogła mieć każdą spojrzała na
mnie. To było 14 lutego. Walentynki. Jedno z tych dni których nienawidzę. Wszyscy sobie okazują
uczucia. A ja? Ja jestem sama…nie mam rodziny ani przyjaciół. Po pracy poszłam
do tego klubu w celu upicia się. Chciałam zatopić smutki w kieliszku…Prawie mi
się to udało. Siedziałeś sam przy barze. Wszyscy dookoła się na ciebie gapili i
prosili o autografy. Mi twój autograf nie był potrzebny. Wystarczyło jedno
spojrzenie żebym już coś do ciebie poczuła. Chyba za bardzo patrzyłam się w
twoje niebieskie oczy które tak przyciągały wiele fanek…Tego jednego wieczoru
zmieniło się coś w moim życiu…Chyba na gorsze…Kilka zamienionych ze sobą słów,
wystarczająco dużo żeby znaleźć się w moim mieszkaniu i zostać do rana. Gdy się
obudziłam ciebie już nie było. Na stole w kuchni leżała mała karteczka na
której widniał twój numer telefonu. Nie miałam odwagi żeby zadzwonić. Tamtego
dnia poszłam na stadion na wasz trening. Rozpoznałeś mnie. Na twoje usta wkradł
się lekki uśmiech. Patrzyłeś się w moją stronę do czasu aż twój kolega zaczął
Ci machać ręką przed oczami. Po treningu podbiegłeś do mnie i powiedziałeś żebym
zadzwoniła wieczorem. Zrobiłam tak jak mówiłeś. Wprosiłeś się do mnie na kawę.
Rozmawialiśmy w moim mieszkaniu, w kuchni tak jakby nic się nie stało…Tamtej
nocy nie było. Nie wiem czego oczekiwałam…Że rzucisz mi się w ramiona? Nie
raczej nie…po prostu chciałam żeby ktoś kiedyś wypowiedział w moją stronę
zwykłe KOCHAM CIĘ…Tylko tyle…Żebym poczuła się kiedyś dla kogoś ważna…Bo do tej
pory nigdy nie było mi dane usłyszeć tych dwóch słów. Rodziców nawet nie
znam…Oddali mnie do domu dziecka…Od zawsze czułam się nie chciana, nie kochana…Nie
wytrzymałam…rozpłakałam się. Przytuliłeś mnie do siebie. Wtuliłam się w twoje
silne ramiona i zapomniałam o wszystkim złym co wydarzyło się w moim życiu.
Patrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Powtórzyło się to co tamtej nocy, prócz tego
że tym razem nie zostawiłeś kartki…Gdy miałeś zgrupowania kadry ta sytuacja
powtarzała się kilkakrotnie…Tylko ja już miałam dość. Miałam dość bycia twoją
kochanką. Dość patrzenia w kolorowe gazety jak ty i twoja narzeczona chodzicie przytuleni
po czerwonym dywanie. Tacy wpatrzeni w siebie, zakochani, patrzyłeś na nią
jakby była ósmym cudem świata…A ja ? Ja się nie liczyłam. Ja byłam potrzebna
wtedy gdy Stachurska była w Dortmundzie a ty potrzebowałeś kobiety w Warszawie
która zaspokoi twoje pragnienia. Ale ja miałam dość. Chciałam z tym skończyć
Robercie…Zadzwoniłam. Przyjechałeś. Od progu zacząłeś mnie całować. Chodziło Ci
tylko o jedno. Pierwszy raz Cię odepchnęłam. Kazałam wybierać pomiędzy mną a
Anią. Wybrałeś ją…Wypowiedziałeś tylko ciche WYBACZ…A ja siedziałam załamana.
Płakałam…nie wiem dlaczego…Bo zakochałam się w nieodpowiednim mężczyźnie? Czy
może dlatego że mnie zraniłeś? Nie wiem…sama się gubię w tym szalonym
świecie…Mijają miesiące. Poznałam chłopaka ma na imię Kuba. Jest miły,
opiekuńczy, co najważniejsze kocha mnie, a ja…Ja jego nie. Nie umiem przestać
Cię kochać Lewandowski. Był lipiec. Sobota. Nalałam sobie do szklanki zimnego
napoju i wyszłam na balkon. Dzisiaj całe media, kolorowe pismaki celebrują to
iż dziś pojmiesz Stachurską za żonę. Jest mi z tym źle. Ale co ja mogę zrobić?
Mam iść i Cię porwać z przed ołtarza? Nie mogę Ci zabronić jej kochać…Ona jest
przynajmniej wygadana, ładna, znana, z dobrego domu…Nie to co ja zwykła sprzedawczyni
z marketu która nie ma nikogo… Słyszę pukanie(bez skojarzeń !!!!!!!!) . Ktoś
głośno dobija się do drzwi. Otwieram. Moje oczy widzą ciebie. Stoisz elegancko
ubrany w garnitur. Szybko wchodzisz do mojego mieszkania i zamykasz drzwi na
klucz. Klękasz…prosisz o wybaczenie. O to żebym wyjechała z tobą na drugi
koniec świata i założyła z tobą rodzinę. Nie wiem co robić. Całuje cię
namiętnie. Znów ktoś puka do drzwi. Otwieram. Stoi twój najlepszy przyjaciel-
Wojciech. Każe Ci wrócić do kościoła, do Anny. Odmawiasz. Mówisz że nikt nie
zabroni ci kochać. Po czym wyznajesz mi miłość. Wybucham płaczem. On wychodzi.
Zostawia nas samych. Płaczę…cały czas przytulona do ciebie. Wybaczam Ci…Na
drugi dzień już spakowana lecę z tobą do Dortmundu. Nie wiem po co. W pracy
wzięłam urlop więc mogę z tobą lecieć. Jesteśmy już w Dortmundzie. Prowadzisz
mnie do swojego domu. Gdy przekraczam próg mieszkania naprzeciw wychodzi ładna
kobieta…Twoja Ania… Patrzy się na mnie jak na zabójcę. W sumie jej się nie
dziwię. Zabrałam jej narzeczonego. Faceta z którym miała założyć rodzinę. Czuję
jak dostaje od niej z liścia w twarz. Nie mówię nic. Nie protestuję. Na jej
miejscu zrobiłabym to samo. Rzuca w twoją stronę pierścionkiem. Wychodzi z
walizkami z domu. Podchodzisz i mnie przytulasz. A ja znów zalewam się łzami.
Zepsułam…wszystko zepsułam…Zepsułam jej życie tylko dlatego że kocham jej
faceta…Miłości się nie wybiera Aniu…To nie moja wina że twój mężczyzna to
kobieciarz. Że mnie w sobie rozkochał…Naprawdę to nie moja wina. Po dwóch
dniach jadę na twój mecz. Strzelasz bramkę, dedykujesz ją mnie. Jestem z ciebie
dumna…ale z drugiej strony obwiniam się że nie powinno mnie tu być… Tu powinna
być Stachurska…a raczej już Lewandowska. Zwalniam się z pracy, sprzedaje
mieszkanie w Warszawie zostaje u ciebie na stałe. Zachodzę z tobą w ciążę.
Bierzemy ślub w małym kościele za Dortmundem. Jesteśmy tylko my dwoje i twój
przyjaciel Wojtek. Jedyny który się ciebie nie wyparł. Który akceptuje to że
żenisz się z tą która nie jest warta twojej miłości…Jest też twoja siostra-
Milena. Jedyna która mnie chyba lubi. To ona pomagała mi dobrać sukienkę i we
wszystkim mnie wspierała. Jestem w 4 miesiącu ciąży. Czuje bóle. Zaczynam
krwawić. Zawozisz mnie do szpitala. Po kilku godzinach lekarz stwierdza
poronienie. Uspokajasz mnie. Obiecujesz że będziemy mieli tyle dzieci ile tylko
będziemy mogli mieć. Kilka dni po wyjściu ze szpitala gdy przygotowuję obiad
słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram a w nich widzę Annę. Nie mówi nic. Tylko mnie
przytula i pociesza z utraty dziecka. Wybucham płaczem. Ona z resztą też. Obie
płaczemy. Przepraszam ją za to co zrobiłam. Ona każe mi się uspokoić i mówi że
mi wybacza. Ja i Ania żyjemy w zgodzie…można powiedzieć że nawet się
przyjaźnimy. Może dlatego że gdy ja byłam kochanką Roberta ona romansowała z
Reusem? Wiem że wszystko się układa. Mam
męża który mnie kocha pomimo że nie utrzymuję kontaktów ze swoją rodziną i
kolegami. Jedyne czego chciałabym do szczęścia to to żeby moje dzieci miały
szczęśliwą rodzinę i żeby ich życie nigdy nie potoczyło się tak jak moje…
KONIEC.
Mam prośbę. Czytasz- komentujesz.
Świetnie piszesz <3 Czekam na kolejny posty
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuje ślicznie! Również pozdrawiam ;)
UsuńP.S.Kolejne opowiadanie pojawi się prawdopodobnie w niedzielę.
Cóż osobliwa historia i na pewno bardzo smutna pomimo happy endu.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne :)
Pozdrawiam
Dziękuje ślicznie za komentarz! Również pozdrawiam!
UsuńBardzo pomysłowy blog :)
OdpowiedzUsuńHistoria bardzo fajna, a końcówka po prostu boska <3
Dziękuje za komentarz :)
OdpowiedzUsuńŚwietne ...;))
OdpowiedzUsuńJezu...... Plakalam jak to czytałam
OdpowiedzUsuń