wtorek, 3 grudnia 2013

Łukasz Piszczek (2)

Hej! Jednopart z dedykacją dla Karolina Szczęsna <33
Pozdrawiam! Mam nadzieje że się spodoba :)

Rzecz której nienawidzę ? Zdecydowanie budzik. A najbardziej w takie dni jak ten. Kiedy za oknem leje deszcz, a mnie czekają długie godziny w szpitalu. Tak, w szpitalu ponieważ pracuję jako pielęgniarka.
 Wstałam z wielką niechęcią i podreptałam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się i uczesałam. O śniadaniu oczywiście nie było mowy bo jak to ja nie zdążyłam nawet tego śniadania sobie zrobić a, co dopiero zjeść. Po kilku godzinach byłam już w pracy. Na izbie przyjęć zrobił się głośny tłok i szum. Zapytałam się koleżanki o co chodzi. To opowiedziała że do naszego szpitala przyjechała jakaś Agata Błaszczykowska. A ja wielka fanka BVB i Reprezentacji w piłce kopanej, od razu skumałam że jest to żona naszego kapitana - Jakuba Błaszczykowskiego. Usłyszałam że  jest ona w ciąży i właśnie odeszły jej wody i będzie rodzić tu w naszym szpitalu. No proszę, słabo chyba czytam te magazyny plotkarskie bo, o żadnej ciąży nie słyszałam. No trudno, pomyślałam i wróciłam do swoich obowiązków. Idąc korytarzem zderzyłam się z jakimś mężczyzną. Po chwili, gdy podnosiłam się z podłogi ujrzałam nikogo innego jak Kubę Błaszczykowskiego! A obok niego stał jego przyjaciel. Mój ideał...błękitne oczy i zaczesane do góry blond włosy...Ideał...Ymm...Znaczy no...ten...Łukasz Piszczek! Wpatrywałam się w nich jak w święte obrazki. W pewnym momencie Kuba powiedział:
-Przepraszam Panią. Nic pani nie jest? Szukam sali, w której jest moja żona i...może mi pani pomóc?
-Jasne.Nie nic mi nie jest. Sala 74. Zaprowadzić panów?
Kuba pokiwał głową. Zaprowadziłam ich obu do sali. Żona Kuby już trzymała małą kopię Błaszcza na rękach.
-Agatko, skarbie...Przepraszam ale ten kretyn Piszczek najpierw musiał sobie włosy na żel postawić a dopiero potem mnie przywiózł.Wybacz mi że nie byłem przy porodzie.
-Oj Kubuś uspokój się...-powiedziała jego małżonka.
-Jaki żel? Ja żelu na włosy nie używam ciołku!
-Nie odzywaj się już nawet do mnie po nie będziesz chrzestnym Sebastiana!
-Tsa...Jasne a kogo weźmiesz na chrzestnego jak nie mnie? Co może Lewuska i jego Anulkę co?-powiedział i poszedł do małego Błaszczykowskiego który leżał niewinnie na łóżku obok mamy.
-To...ja...pójdę.-wydukałam w ich stronę.
-Ach tak. Jeszcze raz pani dziękuje! - powiedział Błaszczykowski.
-Nie ma za co- powiedziałam i poszłam.

I tak mijały kolejne dni, a mi w głowie cały czas siedział Łukasz. Ach te jego spojrzenie...Zakochać się można...Znaczy...można ale, nie trzeba. Po skończonej pracy, szłam w stronę Biedronki żeby zrobić jakieś zakupy. Od kiedy jestem sama zapominam o wielu sprawach. Między innymi o zapełnieniu lodówki w której już pewnie pingwiny rzucają się śnieżkami. Ach...ciężkie jest życie samotnego człowieka. Ze smutną miną weszłam do marketu. Pomyślałam że umilę sobie dzisiejszy wieczór i kupię sobie pudełko moich ulubionych malinowych lodów. Idąc z koszykiem zetknęłam się z jakimś mężczyzną. Od razu zwróciłam uwagę na kogo trafiłam.
-Oo...Przepraszam Pana bardzo-uśmiechnęłam się.
-Nic nie szkodzi. Chwilunia...ja panią znam!
-Tak...Ze szpitala.
-No tak...Pani jest tą anielską damą która mi robiła wtedy opatrunek na ramieniu.- wyszczerzył się.
-Nie...chyba mnie pan z kimś pomylił. Ja byłam tą pielęgniarką która zaprowadziła Pana i pańskiego kolegę do sali Pani Agaty.
-A faktycznie! Najmocniej przepraszam !
-Nie no...każdy się może pomylić. - uśmiechnęłam się na co on popatrzył się na mnie tak jak jeszcze żaden mężczyzna się na mnie nie patrzył.
-O widzę że ktoś tu lubi lody malinowe!-spojrzał się w zawartość mojego koszyka.
-Tak...bardzo.-czułam że się rumienie.
-Ja też bardzo lubię!~Właśnie takie!
-Naprawdę tyle nas łączy!-powiedziałam i próbowałam powstrzymać śmiech.
-Co nie? To może zjedzmy je razem? - zrobił dziubka jak Kuba Wojewódzki.  Oj Piszczu...nie zadawaj się z nim.
-Znaczy...no...możemy- odparłam z uśmiechem.
Po chwili poszłam do kasy zapłacić za zakupy. Zaraz potem poszłam i usadowiłam się w wygodnym samochodzie Piszczka. Pojechaliśmy do mojego mieszkania by razem zjeść nasze ulubione lody malinowe. Po jakimś czasie siedzieliśmy już u mnie w kuchni i konsumowaliśmy nasz deser. Rozmawialiśmy o swoim życiu, planach. W pewnym momencie wyszłam do łazienki. Gdy wyszłam z toalety i poszłam do kuchni Łukasza tam nie było. Poszłam i zobaczyłam jak stoi i ogląda moje ściany w sypialni.
-Błagam Cię tylko się nie śmiej że, mam 25 lat i przyklejam plakaty BVB. Po prostu od bardzo dawna ten klub lubię.
-Ale tu nie ma z czego się śmiać. Jestem dumny z ciebie że nam kibicujesz. Jak chcesz to mogę Ci kiedyś nawet dać bilet na mecz. Chcesz?-zapytał z uśmiechem.
-Haha jasne. Tylko jak ja tam dotrę i gdzie się zatrzymam, i kiedy to będzie?
-Wiesz jest coś takiego jak samolot, zatrzymasz się u mnie bo, mam dwie wolne sypialnie, a jak chcesz to za tydzień BVB rozgrywa mecz. Ja grał nie będę bo, leczę kontuzje. Więc będę mógł Ci potowarzyszyć. Hmm? Co ty na to?
-No w sumie...ok.

Tydzień później.
Myślałam że Łukasz żartował a on to mówił na serio! Przyjechał do mnie do domu i namówił mnie żebym z nim pojechała. Z wielkim trudem udało mi się wziąć trzy dni wolne. Na stadionie czułam się jak w pięknym śnie. Wreszcie mogłam nałożyć mój szaliczek w żółto czarnych barwach i wymachiwać nim na wszystkie strony. Piszczu tylko się  uśmiechał jak komentowałam każdą sytuację. Po meczu, który oczywiście "pszczółki" wygrały Łukasz zabrał mnie na tak zwaną bibę którą zawsze ktoś z drużyny organizuje. Tym razem impreza odbywała się u samego Roberta Lewandowskiego. Dziwne było tylko to jak się na mnie patrzył. Cały czas czułam na sobie jego obleśne spojrzenie. Gdybym wcześniej pomyślała co się może wydarzyć kazałabym Łukaszowi od razu jechać do domu. Wyszłam na chwilę do ogrodu bo, dzwoniła do mnie koleżanka. Gdy skończyłam rozmowę, czułam że ktoś stoi za mną. Był to on. Spojrzał się na mnie obleśnie, i zaczął sobie pozwalać na to na co nie powinien. Jednym słowem zaczął mnie obmacywać. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć. Ugryzłam go w rękę i szybko pobiegłam w stronę domu. Gdy Łukasz mnie zobaczył całą zapłakaną od razu mu powiedziałam że chce do domu. On bez wahania zawiózł mnie do swojego domu. Gdy byliśmy już na miejscu usiedliśmy razem w salonie, i zaczęłam mu opowiadać czemu chciałam wracać.
-Zabiję go! Pieprzony Lewusek!
-Ale Łukasz...Uspokój się. Proszę...
-Siedź tu ja zaraz wrócę!
-Ale Piszczuniu...Czekaj ja chcę ci coś powiedzieć! Nie zostawiaj mnie tu samej!-zaczęłam płakać.
-Mów! Zrobię wszystko co zechcesz!
-Nie rób nic...tylko po prostu bądź i...
-I?
-Tylko mnie kochaj!
Piszczek zrobił oczy jak pięć złotych po czym namiętnie mnie pocałował.

3 lata później.
Dzisiaj ja i mój mąż...Tak...Piszczulek...Obchodzimy rocznicę ślubu. Do szczęścia nie brakuje nam niczego. Ja znalazłam pracę tu w Dortmundzie, jestem w ciąży, przede wszystkim się kochamy, jesteśmy szczęśliwi...A co najważniejsze w naszej zamrażarce nigdy nie brakuje pudełka malinowych lodów. :)

7 komentarzy:

  1. Dziękuję .;* Historia słodka .;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha super rozdział :) a najlepsze jest ostatnie zdanie o lodach malinowych :P

    OdpowiedzUsuń
  3. "Oczy jak pięć złotych " skądś znam to powiedzenie :* A do rozdziału bardo fajny ... ale za KRUTKIIIIIIIIIIII...!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku jakie to słodkie! <3333333
    Zakochałam się <3
    Czekam na nn. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na nowy rozdział ;) http://nemesis17.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Uroczeeeee :***


    Jejaaaaa,cudooo :*

    OdpowiedzUsuń