sobota, 13 sierpnia 2016

Álvaro Morata

Heeeeeeeej :D Witamy was i zapraszamy na kolejną historię tym razem z zawodnikiem Realu Madryt :) Miałyśmy pisać więcej, a jakoś tego nie widać :D Wybaczcie, ale nie mamy czasu na pisanie. Trzeba przecież kibicować naszym na Igrzyskach prawda? :D Aj ten Zieliński...Różne opinie są na ten temat. Jedni go bronią, drudzy nie pozostawiają na nim suchej nitki. Kibicujmy tym, którzy walczą o medale ;) No właśnie. My lecimy, bo niedługo grają piłkarze ręczni :D A wy? Na czyj medal najbardziej liczycie? Komu kibicujecie najmocniej? :* :D 
Lecimy i nie rozpisujemy się :D Czytajcie, komentujcie. :) Za błędy nie bijcie :D
Buziaki :* :* :* 


Szłam ulicami Madrytu. Myślałam nad swoim życiem, które mogłoby wydawać się idealne. Czy jednak było?? Sama nie wiem. Pogubiłam się, dlatego moje życie wygląda tak, a nie inaczej. Z rozmyśleń wyrwał mnie miły głos.
-Przepraszam. Która jest godzina? Telefon zostawiłem w domu, zegarka też nie nałożyłem...-moje oczy ujrzały wysokiego, przystojnego bruneta.
-Jest 12:30.-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
-O! To super. Jeszcze mam czas się kawy napić! To może...może mi Pani potowarzyszy?-zapytał z promiennym uśmiechem.
-Ja?? Nie...-odpowiedziałam zdziwiona.
-To mam pić sam?-zapytał ze smutną miną.
-Niech Pan poszuka innej osoby do wypicia kawy. Ja się naprawdę spieszę.
-10 minut! Dobra 7 minut! Proszę.
Jego uśmiech był tak olśniewający, że nie mogłam mu odmówić. Chciałam coś wykombinować, ale nie dałam rady. Zgodziłam się iść z nim na kawę. To było cudowne 15 minut. Alvaro zostawił mi swój numer na chusteczce, ale wiedziałam że nie będę mogła zadzwonić. Po prostu nie...

Dwa tygodnie później.
Przygotowywałam obiad, gdy do kuchni wszedł mój starszy ode mnie mąż.
-Dzwonił Alvaro.
-Kto??-zapytałam ze zdziwieniem.
-Mój syn. Alvaro. Opowiadałem Ci kiedyś o nim. Od kiedy się wyprowadził ani razu do mnie nie przyjechał. Dzwonił raz na jakiś czas, ale bardzo rzadko.
-To dziwne, że mieszkacie w jednym mieście i nawet się nie spotykacie...-powiedziałam do męża.
-Chciałem żeby poszedł w moje ślady. A on co? Woli latać spocony po boisku i kopać piłkę. Gra w tym całym Realu, ale nie tego od niego oczekiwałem! Chciałem żeby się wykształcił. Przejął moją firmę...
-Za 20 minut będzie obiad. - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem i zajęłam się przygotowaniem posiłku.
-Zaprosiłem go do nas. Idź ubierz się w coś porządnego. Nienawidzę jak chodzisz w tym dresie po domu.
Posłuchałam męża i pomaszerowałam do garderoby. Przebrałam się i wróciłam do kuchni. Po kilku minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Moje serce biło jak oszalałe. Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. Stałam jak słup soli. Zza moich pleców wyłonił się mój mąż.
-Co tak stoicie? No zaproś Alvaro do domu.
Zdenerwowana poszłam nakryć do stołu. Przy obiedzie cały czas czułam na sobie jego wzrok. Po posiłku mężczyźni udali się do ogrodu. Długo rozmawiali. W pewnym momencie do mojego męża zadzwonił telefon. Jego syn wszedł do kuchni i usiadł przy stole, podczas gdy ja zmywałam naczynia.
-Moja siostra mi mówiła, że ojciec się ożenił z jakąś młodą laską, ale nie myślałem że akurat Ty możesz być jego żoną...
-Alvaro...Ja...-nie umiałam wydobyć z siebie odpowiednich słów.
-Nic nie mów. Rozumiem. Lubisz starych pierników, którzy mają pełne portfele nie?
-To nie tak! Twój ojciec mi bardzo pomógł kiedy miałam problemy...
-A Ty z wdzięczności zostałaś jego żoną tak?
-Alvaro...Byłam w ciężkiej sytuacji...
-W ciężkiej sytuacji? To ja jestem w ciężkiej sytuacji...Myślę o Tobie dnie i noce, a tu proszę. Kobieta na której punkcie oszalałem jest moją macochą!
-Alvaro...Porozmawiajmy jak dwoje dorosłych ludzi...
-Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. MAMO!
Wyszedł z kuchni. Nie pożegnał się nawet z ojcem. Po prostu wyszedł...

Kilka dni później.
Alvaro znowu pojawił się w naszym domu. O dziwo zachowywał się inaczej niż ostatnio. Był dla mnie miły. Coraz częściej zaczął nas odwiedzać. Pewnego dnia byłam w domu sama, a pod moimi drzwiami zjawił się Alvaro.
-Witaj. Mamusiu. - powiedział uśmiechając się szczerze.
-Cześć...Twojego taty nie ma.
-Tak?? To nawet lepiej. - powiedział rozsiadając się w salonie na kanapie.
-Alvaro...Ja wiem, że to wygląda tak jakbym leciała na kasę Twojego ojca, ale ja musiałam się z nim ożenić...Byłam w beznadziejnej sytuacji...
-No tak tak. Czyli jednak chodziło o pieniądze! - spojrzał mi w oczy.
-Tak...
-Naprawdę? Pieniądze się tyle dla Ciebie liczą, że sypiasz z takim antykiem jak mój ojciec??
-Nie liczą...Moja matka była ciężko chora...Musiałam jej pomóc...-powoli z oczu spływały mi kropelki łez.
-Nie płacz. Wiem coś na temat chorej matki. Sam ją straciłem...-posmutniał.
-Dość tych smutków...Chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy nie? -uśmiechnęłam się sztucznie.
-Nie wiem. Dla mnie dalej ta sytuacja jest chora. Najgorsze jest to że nie jesteś mi obojętna. Myślę o Tobie od kiedy się spotkaliśmy pierwszy raz. Teraz jak Cię poznałem bliżej w mojej głowie jesteś tylko Ty...Zakochałem się w Tobie.-złapał mnie za rękę i patrzył mi w oczy.
-Jestem żoną Twojego ojca...Nie możemy nic zrobić.-opuściłam pokój gościnny i pokierowałam się w stronę łazienki. Gdy opuściłam toaletę do domu wszedł mój mąż.
-Alvaro przed chwilą wyszedł. Pokłóciłaś się z nim?-zapytał z podejrzeniem.
-Nie. Zaszedł na chwilę, bo był w pobliżu i tyle.
-Płakałaś? Masz oczy czerwone...-podszedł do mnie i przyglądał się mojej twarzy.
-Wpadło mi coś do oka. - skłamałam i poszłam przygrzać mu obiad.

Kilka dni później.
Nie mogę spać po nocach. Nikt jeszcze nie wyznał mi miłości. W moich myślach jest tylko Alvaro. Cały czas zastanawiam się co mogę zrobić ze swoim życiem. Wtedy uświadamiam sobie, że nic nie mogę zrobić. Jestem mężatką. To ja po śmierci męża dostanę cały jego majątek. Ale czy tylko pieniądze się liczą?? Mąż tak bardzo mi pomógł, gdy moja mama była chora. Mam teraz uciec? Po tym jak dał mi pieniądze na leczenie matki? Jak pomagał mi w każdej ciężkiej sytuacji? Pogubiłam się...

Dwa tygodnie później.
Alvaro poprosił mnie o spotkanie. Okłamałam męża, że idę do koleżanki. Poszłam w umówione miejsce.
-Alvaro...-wyszeptałam na jego widok.
-Błagam Cię...Zostaw mojego ojca. Bądź ze mną! Kocham Cię...Jesteś kobietą, która namieszała mi w głowie. Wariuje na Twój widok. Proszę Cię. Kochanie...Pomogę Ci...Przecież też mam hajs...
-Alvaro! To nie chodzi o pieniądze!! Nie jesteś mi obojętny...Też Cię kocham...
-Wiedziałem! Wiedziałem, że jesteśmy dla siebie stworzeni!-przytulił mnie i zaczął całować.
-Alvaro...Nie mogę z Tobą być...Obiecałam Twojemu ojcu, że będę z nim do końca...
-A ja? Mam czekać aż mój ojczulek kopnie w kalendarz?
-Nie mogę go zostawić...Spróbuj mnie zrozumieć...
-W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak odejść z Twojego życia...
Odszedł, a ja zalałam się łzami...Spacerowałam po Madrycie. Postanowiłam, że wrócę, bo robi się ciemno.Wróciłam do domu cała czerwona od płaczu. Mój towarzysz życia czekał na mnie w kuchni. Siedział przy stole pijąc herbatę.
-Jest późno...Nie kładziesz się spać?-zapytałam nie patrząc mu w oczy.
-Znowu płakałaś. Spójrz na mnie do cholery!-uderzył pięścią w stół. Zlękłam się. Podniosłam głowę do góry i patrzyłam w jego stronę.
-To mój syn?
-Nie rozumiem...-powiedziałam ledwo słyszalnie.
-Alvaro zawrócił Ci w głowie?
-To nie tak...Między nami nic nie było...
-Wyprowadź się z mojego domu!
-Ale naprawdę między nami nic nie było!-zdenerwowana jeszcze bardziej zaczęłam się tłumaczyć.
-Ale naprawdę Ci wierzę! Idź i spakuj swoje rzeczy. Twoje miejsce jest obok mojego syna. Nie będziesz przecież marnowała całego życia przy takim staruchu jak ja. On Cię kocha. Będziesz mogła mieć z nim dzieci, ze mną to nie to samo. Dam Ci rozwód tak szybko jak tylko się da.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
-No idź! On na Ciebie czeka! Mój syn jest bardzo niecierpliwy. Pewnie czeka na jakiś znak od Ciebie.
-Nie wiem co powiedzieć...Tyle dla mnie zrobiłeś...
-Wystarczy, że Ty i mój syn zrobicie mi wnuka. No leć już.

2 Godziny później.
Czekałam, aż drzwi od jego mieszkania się otworzą. Po 3 minutach miałam już ochotę się zawrócić. Wtedy drzwi otworzył mi Alvaro.
-Co tu robisz?-zapytał zaspany.
-Twój ojciec kazał mi się wyprowadzić...
-Ten stary dziadyga Cię wyrzucił??!
-Nie, Alvaro. Uspokój się. Wszystko Ci wytłumaczę.-powiedziałam z lekkim uśmiechem, a on wpuścił mnie do swojego mieszkania.
-...no i spakowałam się i przyjechałam do Ciebie.
-To jest chyba najlepszy dzień w moim życiu. - powiedział i zaczął mnie całować.

Pół roku później.
Rozwiodłam się z moim przyszłym teściem. Tak, wiem. Brzmi to dziwnie. Jednak jestem bardzo szczęśliwa. Alvaro to człowiek przy którym nie smucę się ani minuty. Kocham go. Nie obchodzą mnie jego pieniądze. Obchodzi mnie to jaki jest. Jego dobroć, szczerość i miłość jaką mnie darzy.

3 komentarze:

  1. Jejku, jestem oczarowana. :)
    Bohaterowie są bardzo barwni i kolorowi, co sprawia, że opowieść staje się ciekawa. :D
    Cieszę się, że mimo przeciwności nasza dwójka zaznała spokoju i szczęścia. ♥
    Bardzo, bardzo podoba mi się powyższa historia. :)
    Czekam na kolejna! ;)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Postawa jego ojca sprawiła, że na moją twarz wkradł się uśmiech :))
    Cudowny ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale twist :O
    Myślałam, że ojciec Alvaro będzie bardziej na "nie" i nie pozwoli żonie odejść tak łatwo, a jeżeli już, to z pewnością nie pozwoli zamienić się na własnego syna. Miło zaskoczył swoim zachowanie twierdząc, że przynajmniej wnuków się doczeka.
    Cóż, serce nie sługa, więc dobrze się stało, że skończyła z młodym Alvaro x)
    Czekam na kolejną historię i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń