środa, 24 sierpnia 2016

Jack Wilshere

Hej :) Na początek chciałybyśmy podziękować za wszystkie komentarze. Jesteście kochane <3
Jest nam bardzo miło i jesteśmy zadowolone, że podobają wam się opowiadania, które dla was piszemy :) Staramy się żeby każda historia była inna :D Zostawiamy was z pomocnikiem Arsenalu i czekamy na komentarze :*
Buziaki :* :* :*

Siedziałam na ławce i obserwowałam jak moja młodsza siostra bawi się z innymi dziećmi na placu zabaw. Była młodsza ode mnie o 15 lat. To duża różnica wieku, ale bardzo kocham moją młodszą siostrę i świetnie się z nią dogaduję. Uwielbiam się z nią bawić i spędzać z nią czas. Siedziałam i uśmiechałam się pod nosem, gdy obok mnie nagle pojawił się on. Mężczyzna o pięknych czekoladowych oczach z lekkim zarostem na twarzy.
-To miejsce obok jest wolne?-zapytał, a mi w sekundzie zrobiło się słabo na jego widok.
-Yyy tak. Proszę. - powiedziałam, a on uśmiechnął się do mnie pokazując mi jak zajebiste są jego dołeczki.
-Lubię tu przychodzić z moim dziećmi, ale dzisiaj nie mam wcale ochoty na bieganie, więc trochę tu z Panią posiedzę. A Pani tu też ze swoimi dzieciakami?-zapytał i popatrzył mi w oczy.
-Nieee. Z młodszą siostrą.-czułam jak moje policzki płoną z czerwoności.
-Muszę tu chyba częściej przychodzić to może częściej będę Panią spotykał.-uśmiechnął się czarująco.
Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało, a on jeszcze bardziej mnie zagadywał. Po jakimś czasie moja młodsza siostra Susan przybiegła do mnie, bo chciała już wracać do domu. Musiałam, więc iść. Nowo poznany mężczyzna nie chciał jednak, abym o nim zapomniała. Prosił abym dała mu swój numer telefonu. Nie chciałam się zgodzić, bo myślałam że jest żonaty. On jednak rozwiał moje wszelkie wątpliwości. Był wolny. Rozstał się z matką swoich dzieci. Był do wzięcia. W takiej sytuacji nie mogłam mu odmówić. Dałam mu swój numer. Jack tego samego wieczoru do mnie napisał...
Jack:"Śpisz? Nie mogę przestać myśleć o Tobie...Spotkamy się?"
Szybko odpisałam mu, że z chęcią spotkam go jeszcze raz...

Kilka dni później.
Szłam podekscytowana na to spotkanie. Byłam pełna obaw. Bałam się czy nie wyjdę na kretynkę przy takim świetnym facecie. Podszedł do mnie z bukietem kwiatów.
-Piękne kwiaty dla pięknej kobiety.-powiedział i podarował mi je.
-Gdzie widzisz piękną kobietę?-zapytałam.
-Hahaha przed sobą.-jego uśmiech był uroczy. Tak jak cały on...jeszcze te dołeczki...
Poszliśmy razem na spacer. Cudownie mi się z nim rozmawiało. Na koniec zaprosił mnie na kolację. Później odwiózł mnie do domu i pocałował w policzek na pożegnanie. Jeszcze nigdy przy żadnym facecie nie byłam taka szczęśliwa. Kilka dni później znowu się spotkaliśmy. Jack zaprosił mnie do galerii sztuki. Dobrze trafił w mój gust. Uwielbiałam takie miejsca. Potem odprowadził mnie do domu. Całował mnie. Nie chciałam żeby ta chwila się kończyła.
-Jesteś...niesamowita. Nie mogę przestać o Tobie myśleć.
-Jack...ja nie chce być jakimś epizodem w Twoim życiu. Ja...
-Nie jesteś pierwszą lepszą!-przerwał mi i dotknął mojego policzka.
-To kim dla Ciebie jestem?
-Jesteś moim słońcem, skarbem. Dzień w którym Cię poznałem był najlepszym w moim życiu!
-W moim też...-wyszeptałam.
-Skarbie...Jesteś dla mnie bardzo ważna! Myślę tylko o Tobie...
Całował mnie z taką czułością...Przytulał i mówił czułe słówka. No jak tu się nie zakochać?

Kilka dni później.
Jack nie daje o sobie zapomnieć. Pisze, dzwoni do mnie. Dzisiaj też idę się z nim spotkać.
-Mam coś dla Ciebie.-powiedział gdy siedzieliśmy przy stoliku w restauracji.
-Jack...Co Ty znowu wymyśliłeś?
-Otwórz. Zobacz czy Ci się podobają.
 Otworzyłam pudełeczko. Były tam śliczne złote kolczyki z cyrkoniami.
-Są piękne.
-Nałóż je.-uśmiechnął się.
-Ale...to chyba nie dla mnie?
-Dla Ciebie. Zasługujesz na wszystko co piękne.-powiedział i pocałował moją dłoń.
-Jack...Ja tego nie mogę przyjąć...
-Dlaczego?
-Pewnie były bardzo drogie...Ja nie mogę tego przyjąć...
-Możesz. Jesteś piękną kobietą i mam nadzieję, że niedługo tylko moją.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Chciałbym żebyś była tylko moja. Moja na zawsze. Zakochałem się w Tobie. To co mówiłem ostatnio, gdy Cię odprowadzałem...Mówiłem na poważnie. Kocham Cię.
-Boże...Jack...
-A Ty? Co Ty do mnie czujesz?
-Zakochałam się w Tobie od pierwszego wejrzenia.
Pocałował mnie czule w usta. Resztę wieczoru spędziłam w jego mieszkaniu.

Miesiąc później. 
Weszłam do swojego pokoju i zmęczona padłam na łóżko. Cieszyłam się jak głupia. Cały dzień spędziłam z Wilsherem. Zakochałam się...Usłyszałam dźwięk telefonu. Myślałam, że to może Jack, ale to była moja przyjaciółka Ann. Zadzwoniłam do niej i umówiłam się z nią na następny dzień. Nazajutrz jasnowłosa zapukała do moich drzwi.
-Heeej!-rzuciła mi się w ramiona.
-Co taka zadowolona? Awansowałaś czy co?-zapytałam rozbawiona.
-Poznałam kogoś!-powiedziała ze łzami w oczach. Takiej szczęśliwej jej jeszcze nie widziałam...
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę! Myślałam, że już nikogo nie znajdziesz po tym jak Martin Cię zostawił...Dobrze, że jesteś znowu taka radosna i uśmiechnięta!-powiedziałam i jeszcze raz zaczęłyśmy się przytulać na środku korytarza. Potem jednak poszłyśmy do kuchni.
-Wiesz, bo...ja też kogoś poznałam!-powiedziałam podekscytowana.
-Serio?? Ej...Opowiedz coś o nim. - przyjaciółka była strasznie zaciekawiona.
-No jest sympatyczny, przystojny...Idealny jest!-wykrzyczałam zadowolona.
-A czym się zajmuje?
-Jest piłkarzem.
-Wow...To pewnie umięśniony co?-zapytała
-Noo i to bardzo.
-Mój ma zajebiste tatuaże.
-Mój ma zajebiste dołeczki...i dwójkę dzieci.
-Seriooo? A żona?
-Nie ma żony. Rozstał się z matką swoich dzieci.
-Uuu facet po przejściach tak? Mój na szczęście wolny i bez zobowiązań!
-Wiesz co? A może wzięłabyś tego swojego i poszlibyśmy w trójkę na mecz Arsenalu?
-Okej. W Arsenalu gra ten Twój Romeo?-zapytała rozbawiona.
-No tak. To co?
-Okej. Jesteśmy umówione.-przybiłyśmy sobie piątkę i zaczęłyśmy jeść ciasto.

Dzień meczu
Stałam pod mieszkaniem Ann. Wyszła sama i w dodatku smutna.
-Mała co jest? Gdzie ten Twój przystojniak z tatuażami?-zapytałam zdziwiona.
-Coś mu wypadło...Nie będzie go...-powiedziała niezadowolona.
-Szkoda...Następnym razem umówimy się w czwórkę. Dzisiaj pójdziemy sobie we dwie na mecz, a potem pójdziemy na jakieś pyszne jedzonko hm?-próbowałam ją pocieszyć.
-A ten Twój chłopak?
-Jack? Eee coś wymyślę. Pogadam z nim chwilę, a potem pójdziemy we dwie.
-Jack? Ja pierdziele nawet imiona mają takie same.
Wybuchnęłyśmy śmiechem. Nigdy nie byłyśmy takie szczęśliwe.
-Chodź. Będziemy się świetnie bawić!-powiedziałam zadowolona i poszłyśmy razem na stadion.
To co zobaczyłyśmy na stadionie musiałyśmy popić wódką... Niczym innym nie dało rady...

Tydzień później.
Dzisiaj zaprosiłam Wilshera do siebie. Przygotowałam pyszną kolację i ubrałam czarną krótką sukienkę. Jack podczas posiłku nie odrywał ode mnie oczu.
-Jesteś tak piękna...Mam na Ciebie ogromną ochotę!-powiedział przysuwając się jeszcze bliżej.
-Chodź do sypialni...Będzie gorąco!-powiedziałam przegryzając wargę...

*Jack*
Podążałem za nią i już nie mogłem się doczekać kiedy będziemy w sypialni. Gdy wszedłem do pokoju prawie dostałem zawału...Nie wiedziałem czy mam stamtąd uciec czy się poddać...
-Cześć kochanie.-powiedziała zadowolona Lauren...matka moich dzieci.
-Co tak stoisz? - Andriana...moja kochanka nr 1  patrzyła na mnie ze złością.
-No chodź do środka. - Ann chyba czekała aż nakopie mi w tyłek.
Stałem jak słup soli, a one siedziały w trzy na łóżku, a czwarta obok.
-Wiesz co? Ja się domyślałam, że kogoś masz...ale żeby trzy? Nasze dzieci potrzebują prawdziwego ojca, a nie kobieciarza, który będzie swoje plemniki zostawiał gdzie popadnie!- jeszcze nigdy nie widziałem Lauren tak wściekłej.
-Właśnie. Dzieci. Dobrze, że Lauren mi o nich wspomniała. Zamierzałeś mi powiedzieć, że jesteś szczęśliwym tatą dwójki dzieci??-zapytała Andriana.
-Wstydzisz się swoich pociech? Mi o nich też nie wspomniałeś.-powiedziała wściekła Ann.
Poczułem się jak debil...Wtedy odezwała się ona...

                                                                                                ***
Stałam i patrzyłam na niego z pogardą. Najchętniej nakopałabym mu w tyłek, ale wolę oszczędzić swoje nogi.
-Masz nam coś do powiedzenia?-zapytałam.
-Jaaa...ja nie umiałem inaczej...W każdej z was jest coś pięknego...-zaczął się tłumaczyć.
-Ojej biedny chłopiec...Pogubił się!-moja przyjaciółka rzuciła w niego poduszką.
-Ann...Spokojnie. Jack zapłaci za swoje kłamstewka. - Lauren powiedziała to ze spokojem i  uśmiechem na ustach.
-Lauren...Skarbie będę płacił alimenty jakie tylko zechcesz!-próbował robić z siebie biednego misia, który wiedział, że zrobił źle, ale miodek za bardzo smakował i wcale nie żałował. Jack właśnie tak się zachowywał. Nie żałował, ale wiedział, że zrobił źle.
-Jasne, że będziesz płacił! Dodatkowo zapłacisz mi i dziewczynom. No chyba, że chcesz żeby gazety się dowiedziały o wszystkim...-Lauren uśmiechnęła się triumfalnie.
-A wiecie, że ja mam takie fajne zdjęcia naszego misiaczka? Np. takie jak latał nago po moim mieszkaniu...Jack? Pamiętasz?-Andriana chyba najbardziej była zła na Wilshera.
-Dam wam tyle ile będziecie chciały! Ja...Nieee..Ja się poddaje!-powiedział i usiadł na podłodze.
-Wypierdzielaj z mojej podłogi i z mojego życia!-krzyknęłam na co on od razu się podniósł.
-Skoro się poddajesz to zostawisz mi też swój samochód! Będziemy miały za co latać na imprezy co nie dziewczyny?-zadowolona Lauren podniosła się z łóżka i pożegnała swojego byłego uderzeniem w twarz.
Jack wybiegł z mieszkania w jednej sekundzie...

Dwa tygodnie później.
Podniosłam się z leżaka. Podążałam wzrokiem za blondynem, który przeszedł blisko mojego legowiska.
-Ej! Jeszcze mało Ci wrażeń?? Szukasz kolejnego?-zapytała Andriana.
-Przestań! Jest młoda. Ma całe życie płakać przez naszego piłkarza? Nie ma się czym przejmować!-powiedziała Lauren wstając z leżaka.
-Życie to jest jednak piękne! Jack zapierdziela po boisku po to żeby opłacić nam wakacje w Hiszpanii.-Ann rozłożyła się obok mnie.
-Zapłacił za to co nam zrobił!
-Właśnie! On niech zapierdziela, a my się dobrze bawmy i...nie wspominajmy już o nim. - powiedziałam i rzuciłam piłeczkę do Archiego i Delilah, którzy bawili się obok leżaka swojej mamy.
Może nie znalazłam miłości swojego życia, ale znalazłam wspaniałe przyjaciółki. Sytuacja z Wilsherem bardzo nas do siebie zbliżyła. Polubiłyśmy się bardzo. Teraz spędzamy razem wakacje w Hiszpanii, które opłacił nam Jack. Chłopak bardzo się stara żeby nikt nie dowiedział się o jego nagich fotkach. A my? My leżakujemy i pijemy kolorowe drinki. Za to Jack został sam. Jednak żadnej z nas nie jest go żal.




5 komentarzy:

  1. TYPOWY WILSHERE NO CO😂😂😂
    Myślałam szczerze mówiąc, ze jednak będzie jakiś happy end, no ale i tak perf💘👑

    OdpowiedzUsuń
  2. Po raz kolejny świetna historia i do tego ciekawa odmiana. Dziękuję i pozdrawiam.
    Amy

    OdpowiedzUsuń
  3. O NIE, JACK, CO ZA KOBIECIARZ, HAHAHHAHAHA
    kocham max XDXD
    czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mmaaaamo! :DD
    Jakie zajebiste XDD
    Nie spodziewałam się! :D
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadanie jedt mega! Zaskakujące, ciekawe i naprawdę wiele się w nim dzieje. Bardzo mi się podoba. ;)
    Lecę na kolejne. ^^
    Przepraszam, że komentarz krótki, ale mam dużo do nadrobienia i chcę jak najwięcej blogów nadrobić. ;)

    OdpowiedzUsuń