poniedziałek, 2 czerwca 2014

Nuri Sahin

Cześć! :) To znowu ja :) Powróciłam was męczyć moim historiami :D Cieszycie się? 
Mam nadzieję że tak :3 
Opowiadanie dedykuję mojej kochanej przyjaciółce Magdzie <3 
P.S. Masz i się już ode mnie odwal kochana :* :)

Ściskam was, całuję :*** Pozderki i do zobaczenia ! 



Spojrzałam jeszcze raz na test. Nie dowierzałam. Poszłam do kuchni. Michał stał oparty o szafkę.
-I co ? - zapytał mnie obojętnie.
- Pozytywny...
-Magda...Ale...Przecież brałaś te tabletki prawda?
-Brałam. Tylko nie zawsze...
-I co ? Co teraz zrobimy ?
-A co mam zrobić? Donoszę, i urodzę.
-Madzia, ale ja nie jestem gotowy żeby zostać ojcem! Znam dobrego lekarza...- przerwałam mu.
-Jakiego lekarza? Michał co ty bredzisz? Ty chcesz żebym usunęła ? Ja? Ja mam usunąć nasze maleństwo?
-A widzisz lepsze wyjście z tej sytuacji ?
-Michaś...Mieszkamy ze sobą trzy lata, tyle razem przeszliśmy...Na pewno tego chcesz?
-No właśnie. Zauważ...Jestem młody. Chce się wyszaleć! Jak chcesz robić karierę ?
-Nie! Michał! Nie! Ja tego nie mam zamiaru słuchać !
Wyszłam trzaskając drzwiami. Zaczęłam płakać. Ja i Michał jesteśmy ze sobą już siedem lat. Mieszkamy tu w Dortmundzie już trzy lata. Już dawno namawiałam go na ślub, ale on zawsze odmawiał. Uważał że mamy na to czas. Poszłam w stronę parku. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce. Siedziałam i myślałam co będzie dalej. Co zrobię z moim dzieckiem i co zrobię z moim związkiem z Michałem. W pewnym momencie zauważyłam małego chłopca który sięga pod ławkę. Leżał tam jego plecak. Nawet nie zauważyłam.
-Przepraszam nie zauważyłam. To pewnie twój plecak?-zapytałam.
-Tak. Nic się nie stało. Chce pani chusteczkę ?
-Nie...Trochę popłaczę i mi przestanie. Ja już tak mam...-uśmiechnęłam się lekko.
-Chce pani ? - mały wyjął z plecaka pudełeczko, w którym miał owoce.
-Nie dziękuje. Zjedz sam.
-Mama zawsze mi daje więcej owoców albo słodyczy. Wie pani, jakby koledzy chcieli. Dlatego wszyscy lubią moją mamę.
-Wracasz z treningu ? - spojrzałam na jego ubranie. Miał dres jakiegoś lokalnego klubu.
-Z meczu. Jestem piłkarzem jak mój tata.
-Twój tata jest piłkarzem?
-Tak. Nuri Sahin. Zna go pani?
-Nie. Niestety nie znam.
-A pani lubi piłkę nożną?
-Wolę siatkówkę. Zawsze chciałam być siatkarką. To było moje marzenie.
-Naprawdę ? Moja mama kiedyś  była siatkarką... Miała trafić do reprezentacji. Tylko zaszła w ciążę i mnie urodziła.
-I nie wróciła do gry?
-Nie. Nie miała za bardzo jak. Mój prawdziwy tata zostawił mamę jak się okazało że jest w ciąży. Mój tata ten który jest teraz moim tatą, też dużo spędzał czasu na treningach. Wie pani jak się jest piłkarzem to trzeba dużo trenować.
-Twoja mama poznała twojego tatę jak była w ciąży?
-Tak. Potem kilka lat później się pobrali.
-Twoja mama nie chciałaby wrócić do siatkówki? Przecież jesteś już dużym chłopcem. Znalazła by czas na grę.
-No nie do końca. Jest w ciąży. Nie długo będę miał siostrę. Mama mówi że nazwie ją Marcela. Już z tatą ustalili że ja mam imię wybrane przez tatę, a siostra będzie miała takie jak wybierze jej mama.
-A ty jak masz na imię?
-Ömer
-Bardzo ładnie.
-A Pani jak ma na imię?
-Magda.
-Na serio? Moja mama też tak ma na imię.
-Twoja mama jest Polką?
-Tak. Mój prawdziwy tata, ten co nas zostawił też był Polakiem. Prze prowadzili się tu z mamą, ale mieszkali ze sobą tylko trzy lata. Ma na imię Michał...
-Co ty powiedziałeś? - złapałam małego za rączkę.
-Że ma na imię Michał. Wie pani...Późno się zrobiło. Idę, bo mama się będzie martwić. Do widzenia.
Chciałam zatrzymać tego chłopca, ale nie potrafiłam wstać z ławki. To co on mówił było wprost niesamowite. Jego mama - Magda. Jego prawdziwy tata- Michał. Jego siostra- Marcela...Zawsze tak chciałam nazwać córeczkę...Marcelinka...Kim ten chłopczyk był? Przecież to co on opowiadał o swojej mamie...Miałam wrażenie...Jakby opowiedział historię mojego życia...
W pewnym momencie cały czas myśląc o chłopcu zrobiło mi się słabo.
-Proszę Pani. Proszę Pani...-usłyszałam ciepły głos.
-Co się dzieje??
-Zasłabła Pani na tej ławce. Dobrze się Pani czuje?
-Tak...Znaczy...Tak..jest dobrze.
-Na pewno ? Jak Pani chce to może odprowadzić Panią do domu?
-Tak...I nie Pani...Jestem Magda.
-Nuri. Miło mi poznać. Magda to chyba polskie imię prawda?
-Tak...Przepraszam za pytanie...Jak ma pan na nazwisko?
-Sahin. Nazywam się Nuri Sahin. - uśmiechnął się, a mi zrobiło się słabo.
-Przepraszam...Ja...ja muszę iść.
Szłam szybko w stronę domu. Co chwilę się odwracałam żeby zobaczyć czy nie widzę tego małego albo  tego całego Nuriego... Gdy weszłam do domu, Michał jeszcze nie spał, pomimo że było już późno.
-Co ty robisz? - zobaczyłam jak Michał pakuje swoje rzeczy do walizki.
-Magda...Ja nie chcę być ojcem. Rozumiesz?
-Taa...jasne... Wiesz co idź już. Nie mogę na ciebie patrzeć. Jeszcze chwila i się zrzygam na twój widok.
-Jak chcesz.
Zamknął za sobą drzwi. Przepłakałam całą noc. Nie wiem czy dlatego że Michał mnie zostawił czy dlatego że zostałam z tym wszystkim sama. Nie chciałam mieć teraz dzieci, ale zawsze marzyłam by je w przyszłości mieć. Nie wiedziałam co robić. Bałam się. Bałam się swojej przyszłości. Następnego dnia poszłam na zakupy. Przez ciążę zaczęłam się robić gruba. Na wystawie w jednym sklepie zobaczyłam śliczną sukienkę.
Poszłam ją przymierzyć. Sprzedawczyni kazała mi wyjść z przebierani.
-Jak ślicznie Pani wygląda.- powiedziała z zachwytem.
-Nie...Jakoś mnie pogrubia ta sukienka...
-Ładnemu we wszystkim ładnie.- usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się i ujrzałam Nuriego.
-Cześć...Nuri...Dobrze pamiętam?
-Tak. Nuri. Ty jesteś Magda co nie? Magda. Na pewno. Magda. Magdalena. Madzia. Tak ładnie.
-Haha...Tak Magda.
-W takim razie kupuj tą sukienkę, i chodź ze mną na kawę...Madzia.
-Spoko. - rzuciłam bez zastanowienia.
 W tej chwili nie myślałam o tym, czy ładnie wyglądam w tej sukience, lub czy podobałabym się w niej Michałowi. Kupiłam ją bo...Bo chciałam iść jak najszybciej z Nurim na kawę? Chyba tak...Nie. Nie chyba. Na pewno. Ten facet na mnie działał. Podobał mi się. I to bardzo.

Dwa lata później.
Wszystko się sprawdziło. Mam syna o imieniu Ömer. Z Michałem nie mam kontaktu. Jutro biorę ślub z Nurim, i na razie chce się skupić na rodzinie. Siatkówka poczeka. Nie mogę uwierzyć w to co wydarzyło się tego dnia. Czy to możliwe żebym widziała mojego synka z przyszłości? Nie wiem. Wiem że teraz jestem szczęśliwą mamą cudnego chłopczyka, i narzeczoną cudownego mężczyzny. Koniec.













środa, 28 maja 2014

Luuk de Jong

              Siemaneczko!  ;*
Witam was wszystkich bardzo serdecznie na moim skromnym blogu. Jak widać wróciłam, czy na stałe to nie wiem. Nie będę wam nic obiecywać, bo nie chcę żebyście się na mnie zawiedli. 
 Dedykacja dla Jaa <3
Przepraszam, że nic nie dodawałam przez długi czas...



Dziękuje tym, którzy tu jeszcze zaglądają <3 



 To by było na tyle! Zostawiam was, całuje,  trzymajcie się ! Kocham was <3 Ola. 



                                                                     ***
-Czemu znowu to robisz? - zapytałam.
-O co ci chodzi?- przyglądał mi się uważnie.
-Znowu mnie okłamujesz! Czemu się nie przyznasz że u niej byłeś? - krzyczałam.
-U kogo? Kochanie...-próbował mnie przytulić, lecz go odepchnęłam.
-Nie udawaj głupiego!
-Naprawdę nie wiem o czym mówisz...
-Byłeś u niej?
-U kogo?
-U misia Gogo...U Roksany! Pytam. Byłeś u niej dzisiaj?
-Nie.
-Nie kłam! Widziałam cię jak wychodziłeś od niej z domu! Mam dość twoich kłamstw...To koniec.
-Skarbie...Daj mi to wytłumaczyć...
-Nie. Proszę cię...Już mnie nie rań. Mam dość.
-Kochanie...Spróbuj mnie wysłuchać.
-Nie. Nie będę cię słuchać.
Poszłam do sypialni, wyjęłam walizkę i zaczęłam się pakować. Siedział na kanapie wpatrzony w podłogę. Być może żałował tego jak mnie oszukiwał. Nie wiem. Wyszłam z mieszkania trzaskając drzwiami.

Kilka dni później. Newcastle upon Tyne

Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi moja przyjaciółka Iza. Nie widziałyśmy się już od roku.
-Heeej. - przytuliła mnie mocno.
-Hej kochana.- przywitałam się z nią.
-Wejdź do środka. Pewnie zmęczona jesteś co?
-Nie...Nie tak bardzo. Słuchaj Izuś...Ja...
-Chcesz u mnie troszkę pomieszkać tak?
-Tak. Mogę?
-Zostań na ile chcesz.
-Dziękuje.
-Nie dziękuj, tylko idź się przebieraj.
-Po co?
-No skoro nie jesteś zmęczona to nie myśl ze będziemy tu tak siedzieć. - uśmiechnęła się do mnie a ja posłusznie poszłam i się ubrałam.

Kilka godzin później.
Siedząc w kawiarni, jadłyśmy lody i gadałyśmy o tym że faceci to świnie i tym podobne. W pewnym momencie do kawiarni wszedł pewien mężczyzna. Iza się z nim przywitała, a on się do mnie uśmiechnął.
-Izka co to za koleś? - zapytałam.
-Tamten? Luuk. Mój, a właściwie nasz sąsiad. Niezłe ciasteczko co?
-Eee tam. Lepsze się widziało.
-Jasne, jasne. Jeszcze mi powiedz że ci się on nie spodobał.
-No bo nie. Jak mi się może podobać skoro nawet z nim nie gadałam?
-To teraz będziesz miała okazję.
-Niee...Iza proszę...Nie...
-Luuk! Chodź dosiądź się do nas. Poznasz moją przyjaciółkę.
Zrobiła to czego zawsze w niej nie lubiłam. Zawsze robiła mi na złość. Nie powiem, ten cały Luuk niezłe ciacho, sympatyczny i ogólnie miły facet ale...Ale co? No właśnie? Jestem wolna. Powinnam teraz sobie kogoś poszukać. Zabawić się.

Kilka dni później.
Dzisiaj idziemy z Izą do Luuka na imprezę. Ubrałam się i poszłyśmy. Na imprezie świetnie się bawiłam. Poznałam mnóstwo fajnych osób. Czuję że to właśnie w tym mieście znajdę moje szczęście i miłość. Następnego dnia Luuk, który jak się okazało jest piłkarzem zaprosił mnie na swój trening. Po treningu poszliśmy razem na obiad, a potem  poszliśmy razem do parku.
-Mogę się ciebie o coś zapytać? -zapytał mnie nieśmiało gdy siedzieliśmy na ławce w parku.
-Pytaj. Śmiało. -odpowiedziałam.
-Masz kogoś?
-Nie...Kilka dni przed moim wyjazdem z Polski rozstałam się z narzeczonym. Nie mam nikogo.
-Aha...Przepraszam....Mogłem nie poruszać tego tematu.
-Nie...nic się nie stało...Po prostu jakoś mi tak się przykro zrobiło...
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Luuk przytulił mnie do siebie. W jego ramionach było mi tak dobrze, że na moment zapomniałam o wszystkim co się dzieje dookoła.
-Wiesz co? Chodź przejdziemy się. Pokaże ci fajne miejsce. - powiedział Luuk.
-Oki.
Luuk zaprowadził mnie na cudną polanę. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy o naszych marzeniach.
-Mam prośbę...A raczej pytanie...Mogę cię pocałować?-zapytał Luuk.
-Możesz. - powiedziałam i po chwili czułam na moich ustach jego wargi.
Całowaliśmy się tak, aż zadzwonił mój telefon. To co usłyszałam, było dla mnie wstrząsające. Mój były narzeczony miał wypadek na motorze. Jest w ciężkim stanie. Ta wiadomość sprawiła że rozryczałam się jak mała dziewczynka. Szybko zapomniałam o tym że mnie oszukiwał i zdradzał. Tak naprawdę to go mocno kochałam. Chciałam tam być teraz przy nim w szpitalu. Luuk zaczął mnie pocieszać, pytać co się stało. Opowiedziałam mu o wszystkim. Wysłuchawszy zapytał mnie tylko o jedno.
-Kochasz go jeszcze?
-Tak...Kocham go...Przepraszam.


Kilka dni później.
Jestem już w Polsce. Stan mojego byłego się poprawił. Przed wyjazdem Iza powiedziała że jestem psychicznie chora, i że jeśli wrócę to tego palanta to koniec naszej przyjaźni. Tak, wiem że zraniłam Luuka. On pewnie brał naszą znajomość na poważnie. Ja tez myślałam że z tego wyniknie coś więcej niż tylko znajomość. Jednak los chciał inaczej. Rozmyślając przy łóżku ukochanego, zorientowałam się że się obudził.
-Skarbie...ja...ja cię przepraszam wybacz mi...
-Ciii...nic nie mów. Kocham cię. Wybaczę ci to...Tylko obiecaj że już mnie nie będziesz nigdy ranił....Obiecaj proszę...
-Obiecuję. Już nigdy cię nie zranię. Będę cię kochał, szanował i nigdy nie pozwolę byś przeze mnie cierpiała. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Koniec.







sobota, 29 marca 2014

Siem de Jong

Hej :) Ta dam ! A oto i ja, oraz moje dziwaczne historyjki :) Rozpisywać się nie będę, błagać o komentarze też nie. Zostawiam was z tą lekturą, i do zobaczenia kiedyś tam :)
Dedyk dla Jaa   <3 
Buziaki :*** Pozdrawiam :) Olka. 

Idąc uliczkami Amsterdamu, po moich policzkach spływały łzy. Nie wiedziałam czy mam mu o tym powiedzieć czy nie. A może zakończę to sama? Przy okazji i ja ukrócę sobie życie...
Stałam przed drzwiami. Niepewnie zapukałam. Otworzył mi on. Ten sam z którym ostatnio straciłam dziewictwo. Jak zwykle tonęłam w jego cudnych oczach. Zaprosił mnie do środka. Jak miałam mu o tym powiedzieć? Jak zacząć? Przecież ja jestem tylko małolatą którą zaliczył kilkanaście dni temu. Nawet nie mam osiemnastu lat... A jak on mi nie pomoże? Pomyślałam, że teraz albo nigdy.
-Jestem w ciąży...-wyszeptałam.
-Co? Jaja sobie robisz? Dziewczyno wiesz ile ty masz lat? Ja cię do niczego nie zmuszałem, sama chciałaś. -zaczął się tłumaczyć.
-Wiem...Dlatego zrobię to co już dawno powinnam.-chciałam wyjść, ale on złapał mnie za nadgarstek.
-Co chcesz zrobić? - zapytał.
-Nie ważne. Nie wiem po co tu w ogóle przyszłam...
-Zostań. Siadaj. Znajdziemy wyjście z tej sytuacji. -powiedział spokojnym tonem.

Kilka dni później.


Siedziałam na zajęciach matematyki. Zrobiło mi słabo. Zapytałam czy mogę wyjść. Poszła ze mną koleżanka.
- Ej a robiłaś ten test?-zapytała Eva.
-Robiłam.- powiedziałam.
-I co? - zapytała.
-Pozytywny...
-Powiedziałaś rodzicom? Laska, jak twój ojciec się dowie to będziesz miała przerąbane...-mówiła Eva.
-Wiem. Dlatego im nie powiem.
-To jak masz zamiar to załatwić? Chcesz usunąć?
-Nie...On i jego żona nie mogą mieć dzieci...
-No tylko mi nie mów że ty chcesz...-przerwałam jej.
-Tak. Dokładnie tak. Urodzę i oddam im. Przynajmniej będzie miało matkę która będzie go kochać, będzie bardziej odpowiedzialna, no i będzie przy ojcu.
-Ale jak ty chcesz to zrobić?
-Nie wiem...Coś wymyśle. Niedługo koniec roku szkolnego. Może wyślą mnie gdzieś do jakiejś ciotki czy coś...
-Ale co ty sobie wyobrażasz że oni nie zauważą? Twoja matka się skapnie, a po za tym nie zdążysz urodzić...
-Nie bój żaby... Dam sobie rade.
-Mała...Kumplujemy się już tyle lat, chce ci pomóc...Jest takie miejsce gdzie mogłabyś normalnie urodzić i tam wychować...-mówiła.
-Ale ja nie chcę go wychowywać! Chce normalnie kończyć naukę...
-Jak chcesz. Kuzynka mi opowiadała o takim przypadku, i na początku podobno jest tak, że tego dzieciaka nie chcesz a potem jak się urodzi to nie widzisz po za nim świata.-dalej mówiła Eva.
-Nie przejmuj się mną. Jestem prawie dorosła...-powiedziałam.
-Prawie robi różnicę!
-Daj mi święty spokój ! - krzyknęłam i wróciłam do sali lekcyjnej.

 

2 miesiące później.
Są wakacje. Dzisiaj byłam u lekarza. Moja ciąża jest zagrożona, muszę na siebie bardziej uważać. Boję się że rodzice wiedzą. Mama ostatnio tak dziwnie mi się przygląda...Może dlatego że zawsze byłam niejadkiem a teraz pochłaniam jedzenie garściami? Nie wiem. Bardzo się boje. Zamyślona szłam do znanego mi domu. Domu, w którym niedługo będzie mieszkało moje dziecko. Mianowicie domu Sieme de Jonga ( nie zabijajcie ale kompletnie nie wiem jak to się odmienia! :) )
-Wejdź...- powiedział przygnębiony.
-Coś się stało? Jest twoja żona?- pytałam.
-Nie ma i nie będzie.-powiedział.
-Dlaczego?-zapytałam zszokowana.
-Ona nie żyje...
-Co?? Ale...co z moim dzieckiem ? Znaczy z waszym...Przecież obiecaliście mu zapewnić prawdziwy dom, taki jakiego ja mu nigdy nie dam... Ja sobie nie dam rady. Moi rodzice się o ciąży dowiedzieć nie mogą! Przecież mnie zabiją jak się dowiedzą!-mówiłam.
- Pomogę ci. Zamieszkasz u mnie, będziesz je wychowywać tu. Razem ze mną.
-Ale...nie, ja tak nie chcę!-ta informacja mną wstrząsnęła.
-A jak chcesz? Chcesz sobie sama dać radę ? - mówił ze spokojem.
-Nie...Ale moi rodzice...
-Pomogę ci... Pomogę...Teraz ty i moje dziecko jesteście dla mnie najważniejsi.- powiedział obejmując mnie ramieniem.
 

Dwa lata później.
 Od roku jestem mamą małej dziewczynki. Przepraszam, przesłodkiej dziewczynki. Jej tata - Siem, stara się aby nic nigdy nie brakowało ani mi ani jej. Gdy rodzice dowiedzieli się o ciąży wyrzucili mnie z domu. Zamieszkałam u Sieme. Dzisiaj mam zamiar zrobić coś co już dawno planowałam. Z moją ukochaną córką, którą trzymałam na ręku, zapukałam do drzwi.
-Cześć mamo...-powiedziałam cicho na widok rodzicielki.
-Córeczko...To jest...moja wnuczka? Proszę wejdź...Proszę chociaż na chwilę, szukaliśmy cię z tatą ale nie mogliśmy znaleźć...-mówiła mama płacząc.
-Dobrze wejdę...
Rozmawiałam z mamą i tatą wiele godzin. Wybaczyłam im to co zrobili. Bądź co bądź to moi rodzice. Gdyby nie oni nic bym nigdy nie osiągnęła. Kocham ich. Gdy wróciłam do domu wyjęłam walizkę i zaczęłam pakować siebie i córkę.
-Gdzie wy tak długo byłyście? Martwiłem się.-powiedział biorąc małą na ręce.
-U moich rodziców.
-U kogo?
-U moich rodziców. Takie to dziwne? Każdy miał, albo ma rodziców.- uśmiechnęłam się lekko.
-Pogodziłaś się z nimi?-zapytał. W jego oczach ujrzałam radość. Doskonale wiedział jak trudno było mi się pogodzić z tym jak długo ich nie widziałam.
-Tak. Powiedzieli że powinnam do nich wrócić tak więc...
-Nie. Tylko mi nie mów że chcesz się do nich wyprowadzić. A co ze mną? Ja zostanę tu sam? Proszę cię, nie zostawiaj mnie ja sobie sam nie poradzę! Dziewczyno, ma najdroższa ja bez ciebie i małej żyć nie potrafię kocham ci...
-Dokończ. - uśmiechnęłam się.
-Kocham Cię. No nie mów że ty mnie nie. - uśmiechnął się szeroko obejmując mnie w pasie.
-No może troszeczkę...- powiedziałam całując go czule w usta.

Koniec.




poniedziałek, 24 marca 2014

Christian Eriksen

   Hej ! Na wstępie ogromnie przepraszam za tak długą nieobecność. Zastanawiam się nad zawieszeniem bloga. Nie chodzi o małą liczbę czytających ( bo mi taka liczba czytelników odpowiada) czy o brak weny ( bo tego również nie brakuje). Przyczyną jest po prostu brak czasu. Mam dużo nauki, przygotowanie do bierzmowania, plus projekt edukacyjny który muszę mieć zaliczony. Jest mi ciężko się zebrać i pisać na swoim blogu, co dopiero czytać innych. Także przepraszam was, wszystkich którzy jeszcze czasem tu zaglądają. Kiedy dodam następny? Nie wiem. Jeżeli macie do mnie jakieś pytania, zapraszam do zakładki KĄCIK PYTAŃ. 
Jednopart z dedykacją dla Jaa   <3 <3 
Taka tam sobie piosenka do rozdziału...Jak chcecie to sobie włączcie    https://www.youtube.com/watch?v=N5EmuRq5opY                                   

Buziaki <333 :***** Pozdrawiam :) Olka9. 




Obudziłam się w sali szpitalnej. Wszystko mnie bolało, zwłaszcza nogi. Przy moim łóżku siedzieli rodzice. Okazało się że miałam wypadek samochodowy, i nie będę mogła już chodzić o własnych siłach. Byłam załamana. Po moich policzkach spływały strumienie łez. Przecież byłam szczęśliwa...A ktoś sprawił że już nie jestem. Po kilku dniach, do mojej sali wszedł pewien mężczyzna. W ręku trzymał czerwony bukiet róż. Zdziwiłam się na jego widok.
-Cześć. Mam na imię Christian. Jestem...Jestem...Sprawcą wypadku...w którym...-jąkał się wpatrując w podłogę.
-Domyślam się kim jesteś. Daj mi spokój!! Wyjdź stąd.! I to już! - wściekła, krzyczałam w jego stronę.
-Ale...spróbujmy porozmawiać...-mówił.
-Nie! Idź stąd! Mało ci jeszcze? Nie wystarcza ci to że będę przez ciebie kaleką?? Co? Mowę zabrało? Wynoś się...-mówiłam przez łzy.
-Dobrze...Przyjdę innym razem.
-Nie będzie następnego razu! - krzyknęłam, lecz on już wyszedł z sali.
Nienawidziłam tego faceta. Co on sobie myślał?? Jakim cudem on jest jeszcze na wolności?? Znowu się rozbeczałam. Wyjęłam z szafki moją ulubioną białą czekoladę. To była jedyna rzecz jaka mogłaby poprawić mi wtedy humor. W nocy rozmyślałam nad tym czy może z tym facetem nie pogadać...Tylko o czym? Że ja będę kaleką a on jest zdrów jak ryba? Że jest mu przykro? A co mnie to obchodzi? No właśnie...Zawsze myślałam tylko o sobie, to teraz mam. Następnego dnia przyszedł do mnie znowu ten facet.
-Cześć. Mogę wejść? - zapytał niepewnie.
-No...ok. Chodź. - powiedziałam.
-Rozmawiałem z lekarzem...Jak będziesz chciała możesz już w następnym tygodniu zacząć rehabilitacje...Chce ci powiedzieć że jeśli czegoś będziesz potrzebować to zawsze możesz na mnie liczyć. Tak wiem, głupio to brzmi, ale...
-Ty...ty...ty świnio jedna!- powiedziałam bez namysłu.
-Wiem że jesteś pewnie na mnie zła, rozumiem masz do tego prawo...-przerwałam mu.
-Ty...Ty...na ciebie słów nie ma! Wynoś mi się stąd! - rzuciłam w niego pomarańczą która leżała na szafce.
-Dobrze, przepraszam, gdybym wiedział, że jesteś aż tak zła...
-Ja jestem zła? Nie no ludzie! Człowieku to jest cud że ja żyję! Że ty żyjesz! Że jeszcze cię nie zabiłam...-ostanie słowo powiedziałam już spokojniej.
-Naprawdę jest mi przykro, że tak się stało...Gdybym mógł to cofnąć...Z chęcią bym się zamienił, z tobą tak w ogóle, ja za szybko jechałem ja powinienem tu leżeć...
-Ty debilu! Mi nie o to chodzi! Kretynie!
-Przepraszam. Naprawdę cię przepraszam, wyzywaj mnie dalej. Proszę, zasłużyłem sobie. - powiedział ze spokojem.
-Ty łajdaku! Ty ofiaro losu! Jakim prawem masz tu jeszcze czelność przychodzić?? Ludzie...Siedzę w jednym pomieszczeniu z facetem który gra w Tottenhamie...Ja fanka Arsenalu? Ciesz się że żyjesz! Gdybym miała sprawne nogi to bym cię chyba zatłukła- powiedziałam patrząc się na niego z pogardą.
-Słucham? Znaczy się...Ty mnie wyzywasz...bo...jesteś fanką Arsenalu...A ja gram w...
-Nie wypowiadaj przy mnie nazwy tego klubu! Nienawidzę ich! Tak samo jak każdego piłkarza który tam gra! I każdego kto chociaż raz im kibicował!
-Nie przesadzasz?- zapytał.
-Ja przesadzam? Ja? Ty jeszcze śmiesz mi powiedzieć że ja przesadzam ?? Ty pokrako jedna! A żeby ci się chciały nogi połamać ! - mówiłam do niego, a on się tylko uśmiechał.
-O przepraszam bardzo, ostatnio to Arsenal skopał nam tyłki. - powiedział.
-No i bardzo dobrze! Należało się wam!-powiedziałam zirytowana.
-Ale niby za co?
-Za jajco!
-Dobra, nie denerwuj się tak. Może skończmy temat piłki nożnej co? - powiedział.
-Ok...
Przez następne kilka godzin Christian nie wychodził z mojej sali. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Opowiadał mi o swoim dzieciństwie, o tym jak został piłkarzem. Miło mi się z nim gadało. Po tym jak go bliżej poznałam to muszę przyznać że jest dość sympatyczny...Pomimo że gra w Tottenhamie.

2 miesiące później.

Gapiłam się tępo w okno. W pewnym momencie do sali wszedł Eriksen.
-Hej księżniczko. Jak tam? Ćwiczyłaś już dzisiaj? Przyniosłem ci twój ulubiony sok...Co się dzieje? - zapytał siadając obok mnie.
-Przestań mnie tak, codziennie odwiedzać...Marnujesz tylko swój czas.- powiedziałam nie patrząc na niego.
-O co chodzi? Przecież wiesz że teraz złapałem długą kontuzję i mam mnóstwo wolnego czasu. Robię z nim co chce. - powiedział.
-Ale twojej dziewczynie się to nie podoba.- powiedziałam patrząc mu się prosto w oczy. Po chwili po moich policzkach spływały łzy. Christian objął mnie ramieniem.
-Co ta wariatka ci nagadała?- zapytał.
-Że przeze mnie się od siebie oddalacie, że rozbijam wasz związek...-mówiłam przez łzy.
-Nie płacz. Nie warto. Ona nie miała prawa ci tego powiedzieć.-mówił ze spokojem.
-Ale ona ma racje. Od wypadku, codziennie do mnie przychodzisz. Cały czas siedzisz u mnie, i spędzasz ze mną czas. Ona jest twoją dziewczyną, i to z nią powinieneś spędzać wolny czas.- dalej mówiłam płacząc.
-Ale ja jej nie kocham tylko ciebie...-powiedział ledwie słyszalnie.
-Co?? Co ty powiedziałeś?? - zapytałam zdziwiona.
-A ty myślisz że czemu cały czas u ciebie przesiaduję? Jesteś dla mnie bardzo ważna.-pocałował mnie lekko w usta.
-Obiecasz mi coś?-zapytałam.
-Jasne. Co tylko zechcesz.
-Jak naprawdę coś do mnie czujesz, to zostań ze mną, i obiecaj że nigdy mnie nie skrzywdzisz. Obiecaj. Proszę...
-Nigdy. Nigdy cię nie opuszczę, i nigdy cię nie skrzywdzę. Obiecuję. Kocham cię. - pocałował mnie namiętnie.

Dwa lata później.
Dzisiaj jest mój dzień. Biorę ślub z Christianem.  Dużo rehabilitacji zajęło mi to aby móc znów chodzić o własnych siłach, na własnych nogach. Właśnie przyglądałam się sobie w lustrze. Po raz kolejny podziwiałam moją suknię. Jestem mega szczęśliwa. Do pokoju wchodzi mama i jakaś kobieta. Tą kobietą jest była Christiana.
-No witaj. Musimy pogadać. - mówi z cwanym uśmieszkiem.
-To ja was zostawię same.-mówi mama i wychodzi.
-Czego chcesz? - mówię ze złością.
-Ja?? Niczego. Chciałam ci tylko powiedzieć że życzę ci szczęścia z nim...Choć wątpię żebyście byli szczęśliwi...W końcu noszę pod sercem jego dziecko...
-Coś ty powiedziała?? -krzyknęłam.
-To co słyszałaś...ładna sukienka..-powiedziała i wyszła.
Ja osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać...Do pokoju wszedł Christian, kazałam mu się wynosić. Przyznał się...Spał z nią. A obiecał że nigdy mnie nie skrzywdzi...I co ? I skrzywdził...Potwornie...
Nie wychodziłam z mojego pokoju aż do nocy. W nocy wymknęłam się przez okno, i chodziłam po mieście. W pewnym momencie usiadłam na ławkę w parku. Obok mnie usiadł jakiś facet.
-Zgubiła się pani? - zapytał.
-Nie...
-Coś się stało??
-Nie.
-A zna pani inne słowo niż nie?
-Nie.
On zaczął się śmiać. Mi też lekko namalował się uśmiech na twarzy.
-Łukasz jestem.-podał mi rękę.
Spojrzałam się na niego i kogo zobaczyłam?? Fabiańskiego! Tego którego zawsze mi szkoda gdy grzeje dupsko na ławce.
-Fabieński???!
-Fabiański. Troszkę nazwisko przekręciłaś. - uśmiechnął się.
-Przepraszam...Już mam dość...Miałam dzisiaj brać ślub, a mój narzeczony będzie ojcem...Co ja mam robić??
-Kochasz go?
-No...Niestety..
-Nie mów tak. Jak go kochasz to mu wybacz. O ile on chce jeszcze z tobą być. Powinnaś dać mu szansę. A ta laska pewnie kręci. Wszystkie tak mają.
-Ale on się przyznał do zdrady!
-No ale nie masz pewności że ona jest z nim w ciąży.
-Też prawda...
-Dobra, porozmawiałbym z tobą, ale zimno jest. Idę do domu. Tobie też to radzę. Wracaj do narzeczonego. Zimno jest. - uśmiechnął się i poszedł w swoją stronę. Ja po chwili również udałam się do domu. Fabiański dał mi dużo do myślenia. W końcu miłość powinna sobie wszystko wybaczać...Prawda?




Rok później.
Od tych wydarzeń minął rok. Dzisiaj ponownie, mam zostać żoną Christiana. Kocham go. Pomimo że mnie zdradził, pomimo że przez niego musiałam znowu uczyć się chodzić. Pomimo to chce z nim być.
-Pomimo wszytko kochana...-wyszeptał dotykając mojej dłoni.
-Pomimo wszystko kochanie...-powiedziałam po czym za chwilę weszliśmy do kościoła.
Koniec.

piątek, 28 lutego 2014

Dominik Furman (2)

Hej :) Z drobnym opóźnieniem za które przepraszam !  Większość osób napisała że ma być Wojtek, a więc będzie Wojtuś :) :* Aczkolwiek, głównym bohaterem będzie Dominik, ale to zobaczycie same :) 
Z dedykacją dla Maja Kurek <33
Następny w niedzielę :) 
W ramach rekompensaty dodam wam swoje zdjęcie :) ;*  Taka sobie ja- Anonimowa, co by hejtów nie było :) 
Buziaczki :***



 Był początek wakacji. Szłam z moimi przyjaciółkami Julką i Roksaną w stronę naszej ulubionej kawiarni. Po drodze rozmawiałyśmy o modzie, serialach, i oczywiście o chłopakach. Gdy byłyśmy już w kawiarni, każda z nas zamówiła sobie lody. Gdy szłam ze swoim lodem natknęłam się na baardzo wysokiego chłopaka. Ubrudziłam mu całą koszulkę.
-Ej, no laska weź uważaj- powiedział do mnie zdenerwowany, lecz gdy nasze spojrzenia się spotkały stał się bardziej spokojny.
-Przepraszam...-wyszeptałam i zrobiłam się cała czerwona.
-Nic nie szkodzi. Wojtek jestem. - wyciągnął rękę w moją stronę.
Tak o to właśnie poznałam Wojtka, z którym jestem w związku od roku. Bardzo go kocham. Nie wyobrażam sobie nawet co by było gdybyśmy już ze sobą nie byli. Nigdy nie pokocham innego. Wojtek jest miłością mojego życia.


Dwa lata później.
Dzisiaj spotykam się z moimi przyjaciółkami. Nie widziałyśmy się już dobrych kilkanaście miesięcy. Każda z nas ułożyła sobie życie. Ja mieszkam u Wojtka w Londynie, Roksana mieszka w Warszawie ze swoim narzeczonym, a Julka ma już męża i córeczkę. Umówiłyśmy się w kawiarni. Tej naszej ulubionej.
-Heej! - wydarła się Roksi.
-Cześć!-rzuciłam się dziewczynom w ramiona.
-No to jak w Londynie? Jak tam ten twój bramkarzyk? - zapytała Julka.
-W porządku. A twój mężuś?-zaczęłam się śmiać.
-Dobrze. Nawet śmiem mówić bardzo dobrze.-odpowiedziała ze śmiechem.
-Słuchaj, Wojtek nie zamierza ci się oświadczyć?-zapytała Roksana.
-Nie wiem...Nie chce na razie ze mną gadać na temat ślubu...Wiecie może ja pójdę po desery lodowe hmm???
Chcąc uniknąć słuchania tego jaki to z Wojtka debil, bo nie chce na razie ślubu poszłam zamówić desery.
Wracając do stolika natknęłam się na pewnego blondyna.
-Oo...przepraszam cię najmocniej. Nie chciałem.-zaczął się tłumaczyć.
-Nic się nie stało. Nie przepraszaj.-powiedziałam.
-Musiałbym być ostatnim idiotą żeby nie przeprosić takiej pięknej damy jak ty. Przepraszam. Dominik-wyciągnął rękę w moją stronę.
-Miło mi cię poznać. Muszę iść. - uśmiechnęłam się pokazując na stolik przy którym siedziały moje przyjaciółki.
-Jasne. Nie zatrzymuję.
Uśmiechnął się uroczo. Uroczo? Tak, uroczo. Pierwszy raz od kiedy jestem z Wojtkiem zwróciłam uwagę na innego chłopaka. Przecież to nic złego.
-No mała! Wojtuś tam siedzi sam a ty sobie z blondynkiem flirty urządzasz?-zaczęły się śmiać dziewczyny.
-Taa...Jasne. Walcie się ślicznotki.-powiedziałam ze śmiechem w ich stronę.
Przez cały czas w kawiarni miałam wrażenie że ten cały Dominik mnie obserwuje. A może mi się po prostu wydawało? Nie wiem sama...

Następny dzień.
Dzisiaj poszłam na stadion Polonii, bo tam ma trening Reprezentacja. Gdy mieli przerwę, od razu pobiegłam w stronę Wojtka i dałam mu soczystego buziaka. Gdy staliśmy wpatrzeni w siebie, usłyszałam znajomy głos.
-Cześć. - spojrzałam się a obok nas stał Dominik.
-Hej. Co ty tu...Ty jesteś piłkarzem?-zapytałam ze zdziwieniem.
-Nom. Gram w Legii.
-A przepraszam. Nie wiedziałam. Nie oglądam Ekstraklasy.-powiedziałam.
-Wy się znacie?? - zapytał lekko poddenerwowany Szczęsny.
-Tak...Ostatnio w kawiarni...-powiedziałam.
-Dobra nie przeszkadzam. Do zobaczenia.
Dominik pobiegł w stronę chłopaków. Zaraz potem chłopcy dalej trenowali. Znowu miałam wrażenie, że Dominik mi się przygląda. Później gdy chłopcy skończyli trening pojechałam do przyjaciółki. Wieczorem pojechałam do hotelu, żeby pogadać z Wojtkiem. Jednak jego w pokoju nie było. Wracając na korytarzu spotkałam Furmana.
-No hej. Znowu się widzimy. Wojtka nie ma. Przed chwilą poszedł, bo trener go wołał do siebie.-powiedział Dominik patrząc mi prosto w oczy.
-Hej. Aha...No dobra...To może...Poczekam na niego przed pokojem...-mówiłam.
-Nie chcę być natrętny, i nie zrozum mnie źle ale...Jak chcesz możesz poczekać u mnie...-powiedział.
-No okej...-powiedziałam z zawahaniem.
Poszłam do pokoju Dominika, żeby nie czekać przed drzwiami pokoju Wojtka. Miło nam się gadało. Nawet bardzo. Dominik okazał się bardzo sympatyczny. Po kilkunastu minutach, poszłam sprawdzić czy Wojtek już przyszedł. Gdy zapytał się gdzie czekałam, powiedziałam że u Dominika. Wojtuś był na mnie zły. Pewnie już sobie nawymyślał że Dominik na mnie leci...O rany! Żeby on mu nic nie nagadał...

Następny dzień.
A jednak...Nie myliłam się. Wojtek rzucił się na Dominika, tak że Furman ma rozciętą wargę. Nie wiem o co mu chodziło. Gdy po południu byłam u niego w pokoju, Wojciech zrobił mi awanturę o Dominika. Rozpłakałam się i wybiegłam. Przed hotelem natknęłam się na Furmana.
-Co się dzieje? Czemu płaczesz??-zapytał z troską w głosie.
-No...No bo...Wojtek...-zaczęłam łkać.
-Chodź, już dobrze.
Dominik przytulił mnie po przyjacielsku. Poszliśmy razem do pobliskiego baru. Napiliśmy się, zaczęliśmy gadać. Znowu mi się z nim fajnie gadało. Bardzo go lubiłam. Niestety moja złość na Wojtka, i za dużo alkoholu sprawiły że popełniłam poważny błąd. Mianowicie przespałam się z Furmanem. Rano gdy Dominik wychodził z mojego mieszkania, zaczęłam mówić.
-Posłuchaj...Lepiej będzie jeśli się nikt o tym nie dowie...
-Jasne...Pamiętaj, że jeśli kiedyś ci z nim nie wyjdzie to ja zawsze będę przy tobie, i zawsze będę czekał.
-Dominik...przestań...
On pogładził mnie po policzku, i musnął lekko moje wargi. Potem szepnął mi do ucha ciche " Kocham cię" i wyszedł z mieszkania. Byłam zła na siebie. Jak mogłam?? Cholera...Jak mogłam??
Po południu poszłam spotkać się z Wojtkiem. Szczęsny zawiózł mnie na jakąś polanę. Gdy spacerowaliśmy zaczął mnie przepraszać za swoje zachowanie po czym uklęknął i zapytał czy za niego wyjdę. Z zawahaniem się zgodziłam. Bałam się, że może ktoś kiedyś się dowie że zdradziłam Wojtka z Furmanem...

Pięć lat później.
Przechodziłam koło mojej ulubionej kawiarni. Nagle na kogoś się natknęłam. To był on. Dominik.
-Hej. Ale się zmieniłaś...Jesteś jeszcze piękniejsza niż byłaś...pogadamy? Masz chwilę?- pytał.
-Cześć Dominik. Tak. Możemy pogadać.
Weszliśmy do kawiarni. Usiedliśmy przy stoliku, zamówiliśmy po kawie i zaczęliśmy rozmawiać.
-To opowiadaj. Jak ci się układa ze Szczęsnym? Ostatnio nie byłem powoływany do kadry, miałem długi czas kontuzje, kompletnie nie wiem co się dzieje tu w Polsce...-powiedział Furman.
-Jestem wdową. Wojtek od roku nie żyje...-powiedziałam, i zaczęłam płakać.
-Co? Ale jak to??-był zdziwiony.
-Miał wypadek samochodowy. Nie miał żadnych szans. Jestem sama, odziedziczyłam po nim wszystko, ale po co mi to? Jak nie jestem szczęśliwa...-mówiłam, powstrzymując łzy.
-Jedyne co trzyma mnie jeszcze przy życiu to mój synek...Kamil...-powiedziałam.
-Masz synka? To fajnie...Ile ma lat?-zapytał.
-Niedługo skończy pięć...-powiedziałam ledwo słyszalnie.
-Poczekaj. Spójrz się na mnie. Kłamiesz. Coś próbujesz ukryć. -mówił.
-Wydaje ci się...-powiedziałam odwracając głową w stronę okna.
-A może to po prostu jest mój syn??-zapytał, patrząc mi się prosto w oczy.
-Co chcesz usłyszeć? Tak, to twój syn? Dobrze. Tak, Dominik. Kamil jest twoim synem. Nikt nigdy nie poznał prawdy, i mam nadzieje że nie pozna...-powiedziałam.
-Wojtek nie wiedział?
-Nie.  Myślał że to on jest ojcem. Był nim oczarowany. Bardzo go kochał. Cały czas powtarzał że zrobi z niego bramkarza...
Mówiąc to zaczęłam jeszcze bardziej beczeć. Dominik objął mnie ramieniem. Zaczął mnie pocieszać. Robił wszystko co mógł, abym tylko nie płakała.

Dwa lata później.

Dzisiaj Dominik mi się oświadczył. Kocham go, mam z nim syna. Jednak w jakiś sposób został w moim sercu ślad po Wojtku, który na zawsze tam pozostanie. Wszyscy nasi znajomi, rodzina są szczęśliwi że układam sobie życie na nowo. Mam wrażenie że odkąd Dominik znów pojawił się w moim życiu, znowu zaczęłam być bardziej radosna. Kocham Dominika. Jestem tego pewna. Gdybym go nie kochała, nie przyjęłabym jego zaręczyn. Koniec.









niedziela, 23 lutego 2014

Tomasz Kędziora

Cześć :*** 
Dedykacja dla Sylwii piszącej z Anonima <33 

Uwaga ! Uwaga! Mam pomysł na następnego jednoparta. Problem polega na tym, że potrzebuję bohatera drugoplanowego. Mam dwóch kandydatów. Wojtka Szczęsnego i Łukasza Teodorczyka. Nie wiem na którego się zdecydować. Teraz pytanie którego byście bardziej wolały w kolejnym jednoparcie? Wojtka czy Łukasza? Odpowiedzi piszcie w komentarzach :D Z góry DZIĘKUJE :***
P.S. Na marginesie pragnę stwierdzić iż, następny jednopart będzie o Dominiku Furmanie i będzie on dodany w środę  :)
Buziaki :* <3 




Pewnie mieliście parę razy tak, że chcieliście cofnąć czas. Ja również tak miałam. Na przykład tamtego fatalnego poniedziałku, kiedy zrobiłam sobie test ciążowy. Tępo się w niego gapiłam. Wszystko wskazywało na to że miałam zostać mamą. Poszłam się spotkać z moim chłopakiem. Umówiłam się z Bartkiem w parku. Powiedziałam mu o ciąży. Nie był zadowolony. Wręcz przeciwnie. Zostawił mnie. Powiedział że ma to głęboko, że to moja wina, bo mogłam brać tabletki. Bałam się powiedzieć o tym rodzicom. Tak bardzo się bałam. Gdybym chociaż miała tą głupią maturę, albo przynajmniej skończone liceum. A tak? Co miałam zrobić? Zdenerwowana, zalana łzami szłam po ulicach miasta. Przechodząc na pasach nawet nie zwróciłam uwagi na nadjeżdżający samochód. Prawie mnie potrącił. Wyszedł z niego jakiś chłopak. Zaczął na mnie krzyczeć.
-Oszalałaś??!! Uważaj jak chodzisz! Mogłem cię zabić dziewczyno. - ostatnie zdanie wypowiedział już spokojniej.
-Przynajmniej miałabym spokój. -powiedziałam ledwo słyszalnie, jednak on to usłyszał.
-O czym ty mówisz? Dobrze się czujesz? Chodź. Odwiozę cię do domu. - powiedział.
Wsiadłam do jego samochodu, bo wtedy było mi już wszystko obojętne. W pewnym momencie zapytał.
-Jak masz na imię?
-Sylwia.
-Tomek jestem. - wyciągnął prawą dłoń.
-Miło mi.
-Lepiej się już czujesz?-zapytał.
-Nie. Nie będę się dobrze czuć, dopóki się nie pozbędę tego problemu.
-Jakiego problemu? O czym ty znowu mówisz??
-Wiesz jak to jest kiedy najbliższa ci osoba się od ciebie odwraca? Jak masz kłopoty i nie wiesz jak sobie z nimi poradzić?
-Masz jakieś poważne kłopoty?-zapytał z troską w głosie.
-Mam. Jestem w ciąży a nie skończyłam szkoły, rzucił mnie chłopak. Na dodatek boję się powiedzieć rodzicom że zostaną dziadkami. Jak ojciec się dowie to mnie chyba z domu wyrzuci...-przymknęłam powieki, i znowu zaczęłam płakać.
-Cokolwiek zrobisz, dam ci radę. Nie usuwaj tego dziecka.
Tomek zatrzymał się przy jakimś sklepie.
-Pół roku temu rozstałem się z dziewczyną. Zaszła w ciążę. Chciała robić karierę modelki. Nawet mi nic o tym dziecku nie powiedziała, tylko od razu usunęła. Potem jak raz się kłóciliśmy to mi powiedziała. Przecież byśmy sobie poradzili...Jakoś by to było. - mówił z łamiącym się głosem.
-No ale mi nie ma kto pomóc....-zaczęłam lamentować.
-Słuchaj Sylwia...Przyjdź jutro do mnie na mecz. Pomogę ci jakoś. Jeszcze nie wiem jak ale ci pomogę.
-Na jaki mecz? - zapytałam.
-Lecha Poznań. Gram tam. Pomogę ci. Obiecuję.


Następny dzień.
Po meczu. Tomek zaprosił mnie do swojego mieszkania. Zrobił herbatę i usiedliśmy w kuchni.
-Już wiem jak ci pomóc. -uśmiechnął się szeroko.
-Jak? - zapytałam.
-Powiesz rodzinie, znajomym że to ja jestem ojcem.
-Pogięło cię??? Człowieku...No spoko powiem im i co? Myślisz że to załatwi sprawę??-zapytałam zdziwiona.
-Za jakiego rodzaju głupka mnie masz? Pospolity głupek, słaby głupek? Hmm?
-Nie rób sobie żartów...
-Sylwia. Posłuchaj. Nie zrozumiałaś. Chcę żebyś została moją dziewczyną. Będziemy parą. Nikt nie musi wiedzieć, że to nie ja będę ojcem. Tak?
-Ale...ty ....pewny jesteś? Chcesz tego? Nie będziesz miał przez to kłopotów?
-Jakich kłopotów?
-No np. twoja rodzina...nie będą źli?
-No co ty. - uśmiechnął się.
-Ok. Spróbujemy. Może się uda. - powiedziałam nie przekonana.
-Musi się udać. Kochanie ty moje. - powiedział śmiejąc się w moją stronę.


Tydzień później.
Dzisiaj w moim domu jest wykwintny obiad. Mam przedstawić rodzicom mojego chłopaka-Tomka.
Boję się jak to wszystko będzie.
-Mamo, tato to jest Tomek. - mówiłam kiedy przyprowadziłam chłopaka do jadalni, gdzie mieliśmy jeść obiad.
-Miło nam poznać.-powiedział zadowolony ojciec.
Podczas posiłku Tomek wyszeptał mi do ucha że muszę w końcu powiedzieć o ciąży.
-Mamo...Tato...Bo ja....Ja...Ja i Tomek...Będziemy rodzicami.-powiedziałam z drżącym głosem.
-Słucham?? Córeczko...co ty mówisz?-pytała mama.
-Mamo...Ja mówię prawdę.
-Tak, proszę Pani. Będziemy rodzicami.
-Tak?? I jak wy to sobie wyobrażacie????! Tak cię z matką wychowaliśmy!? Żebyś się łajdaczyła na lewo i prawo?? No co?? Języka w gębie zabrakło?!-krzyczał wściekły tata.
Zaczęłam płakać. Tomek objął mnie ramieniem.
-Niech się Pan uspokoi. My damy sobie radę. Ja sporo zarabiam. Jakoś będzie. Mam swoje mieszkanie, Sylwia może nawet zamieszkać u mnie. -uspokajał Tomek.
-Załatwimy to w inny sposób. -powiedziała moja mama.
-Nie. Nie usunę tego dziecka. Nie myśl nawet o tym.-powiedziałam przez łzy.
-Tak?? To masz wybór. Albo usuwasz, albo możesz się tu już więcej na oczy nie pokazywać! -ryknął ojciec.
-No i dobrze! Mogę się od was wyprowadzić! Ale nie zabiję swojego dziecka, a to dlatego bo kocham je. Jeszcze się nie urodziło, ale je kocham. Bo będzie moje. A dziadków znać wcale nie musi.!
Wykrzyczałam im jeszcze parę rzeczy, które miałam na sumieniu. Potem pobiegłam do swojego pokoju. Wyjęłam walizkę, i się spakowałam. Wyprowadziłam się do Tomka, który bez dwóch zdań, i z chęcią mnie do siebie przygarnął.

Kilka lat później.
Dzisiaj ja i Tomek mamy rocznicę ślubu. Nasza córka - Ada ma już osiem lat. Z dnia na dzień, ja i Tomek coraz bardziej się w sobie zakochiwaliśmy.  W końcu postanowiliśmy się pobrać. Tworzymy szczęśliwą rodzinę. Ja, Tomek, Ada i nasze małe szczęście które mieszka w moim brzuchu. Koniec.

czwartek, 20 lutego 2014

Mateusz Możdżeń

Hej. Dzisiaj bez żadnych żali, ogłoszeń ani próśb. Jestem zła. Smutna. Przygnębiona. Wczorajszy mecz Arsenalu... :( Najpierw ten niewykorzystany karny, później mój ukochany Gibbo musiał zejść, jeszcze Wojtek...Ach...Mówiłam kiedyś że nie lubię Bayernu? To teraz to oświadczam. Nienawidzę Bayernu!!!
Następny dodam w niedzielę. 
Dedykacja dla Anonimowej czytelniczki <3 :*
Papa :)


Warszawa 2007 rok.
 Po cichu otworzyłam drzwi od domu. Starałam się nikogo nie pobudzić. Moi rodzice jednak nie spali.
-Gdzie ty się znów szlajałaś?? - zaczęła oburzona moja mama.
-Znowu byłaś z tym chłopakiem? Ile razy mamy Ci z matką powtarzać że on nie jest dla ciebie?! Przecież to jest zwykły gówniarz z boiska! - ryknął jak zwykle mój ojciec.
-Co wy do niego macie?? No co?? Nieodpowiedni dla mnie? Bo co? Nie jest obrzydliwie bogaty tak jak wy, nie chodzi w markowych ubraniach, jego rodzice nie mają takiej pracy jak wy?? O to wam chodzi? Kocham go!- krzyknęłam zła na nich.
-Dziecko kochane, co ty możesz wiedzieć o miłości ?? Ty nawet gimnazjum nie skończyłaś! Jak skończysz tą szkołę, to wyprowadzisz się do szkoły z internatem. Już to z ojcem postanowiliśmy. Nie masz nic do gadki! Ten chłopak nie jest dla ciebie! - powiedziała mama.
Zła pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku, i zaczęłam płakać. Z kieszeni spodni wyjęłam bransoletkę którą dzisiejszego dnia podarował mi Mateusz. Niedługo wyjeżdża do Poznania. Co ja zrobię? Komu się wyżalę? Jest jedyną osobą której mogę naprawdę zaufać. Kocham go. Chce z nim być do końca życia! Jestem jeszcze młoda, ale wiem czego chce. Niestety moi rodzice tego nie zrozumieją.

Następny dzień.
-Gdzie ty znów wychodzisz?-zapytała mama, kiedy nakładałam kurtkę.
-Ja...do...Oliwii. Wiesz no...miałam jej matmę potłumaczyć...-zaczęłam kłamać.
-Tak? A to czemu nie może przyjść do ciebie?
-No bo... ten...yy...rękę ma złamaną. No i...mi będzie lepiej do niej iść.
-Złamała sobie rękę? Nic mi nie powiedziałaś.
-A kiedy miałam ci powiedzieć? Jak cały czas z ojcem w biurze jesteście??
-No dobra. Zmykaj. Tylko wróć wcześnie.
-Ok.
Poszłam w kierunku parku. Nie szłam do Oliwki. Szłam na spotkanie z Mateuszem. Musiałam mu powiedzieć, co planują moi rodzice.
-Hej. - powiedział mój chłopak, mocno mnie do siebie tuląc.
-Heeeej...-odpowiedziałam, wpadając w ramiona ukochanego.
-Moja mała.-poczochrał mi grzywkę.
-Mateusz...Muszę ci coś powiedzieć.-spojrzałam mu w oczy.
-Słucham. Mów. Co się dzieje??
-Rodzice, chcą mnie wysłać do szkoły z internatem. Do innego miasta. Chcą nas rozdzielić...-zaczęłam płakać.
-Spokojnie...nie płacz. Będziemy kiedyś razem. Obiecuje ci to! Jak będziesz pełnoletnia, to nic Ci już nie będą nakazywać. Będziemy razem. Rozumiesz?-ujął moją twarz w dłonie.
-Tak. Mateusz...Przytul mnie. - wyszeptałam.
Siedzieliśmy na ławce, w parku wtuleni w siebie. Nie chciałam kolejnego ochrzanu od rodziców, dlatego wcześniej wróciłam do domu. Położyłam się na łóżku. W ręku trzymałam bransoletkę od Mateusza. Zasnęłam, myśląc o tym jak trudne, i ciężkie będzie życie bez niego.



Kilka lat później. Wrocław.

Obudziłam się wczesnym rankiem. Jacka już nie było. Kim jest Jacek? Moim narzeczonym. Narzeczonym, którego wybrali mi rodzice. Wstałam, zrobiłam sobie kawę. Z kubkiem gorącej kawy, usiadłam w salonie. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie. Włączyłam telewizor. Bez sensownie latałam po kanałach. W pewnym momencie zostawiłam na kanale sportowym. Na jego widok, kubek wypadł mi z rąk. Byłam wpatrzona w telewizor. Dopiero potem pozbierałam roztrzaskany kubek. To co tam zobaczyłam...Jest nie do opisania. Tam...Tam był Mateusz! Tak, mój Mateusz Możdżeń, będzie we Wrocławiu na meczu ze Śląskiem. Gdy posprzątałam, i się ubrałam wzięłam do ręki moją szkatułkę którą zawsze trzymałam na dnie szafki nocnej. Otworzyłam pudełko. Zaczęłam przeglądać zawartość. Były tam moje wszystkie zdjęcia, ze szkoły do której chodziłam mieszkając jeszcze w Warszawie. Pod zdjęciami, leżała bransoletka. Ta sama którą kiedyś dał mi Mateusz. Nałożyłam ją na rękę. Zamknęłam szkatułkę, i poszłam włączyć laptopa. Zaczęłam przeglądać różne strony. Chciałam sprawdzić, kiedy będzie ten mecz. Okazało się że dziś wieczorem. Półtorej godziny przed meczem, zaczęłam się ubierać. Chciałam jechać wcześniej. Może uda mi się z nim porozmawiać? W drzwiach, minęłam się z Jackiem.
-Gdzie ty idziesz? - zapytał zdziwiony.
-Na mecz. Mogę chyba wychodzić prawda? Proszę bardzo, dzwoń sobie do moich rodziców i powiedz im że jestem nieposłuszna. Wiem że to robisz. Możesz nawet teraz.- Gdy to powiedziałam, minęłam go i poszłam.
 Po kilkunastu minutach, byłam już na trybunach. Wzrokiem szukałam Możdżenia. Zobaczyłam go. Zmienił się. Nawet bardzo. Lech Poznań wygrał ze Śląskiem 2:1. Widziałam jaki był szczęśliwy. Chciałabym móc cieszyć się z nim. Następnego dnia rano, poszłam pod hotel w którym zatrzymali się piłkarze z Poznania. Wsiadali już do autobusu, jednak zdążyłam jeszcze zobaczyć Możdżenia i do niego krzyknąć.
-Mateusz! Mateusz...-krzyknęłam w jego stronę.
Odwrócił się. Zobaczył mnie. Jego oczy zalśniły. Podszedł do mnie.
-To ty? Naprawdę to ty? Dlaczego tak długo się nie odzywałaś? Dzwoniłem do ciebie tyle razy...-powiedział.
-Rodzice zabrali mi telefon, jak wyjeżdżałam...Nie mogłam...Przepraszam.-po moich policzkach, zaczęły spływać słone łzy.
-Spokojnie...Mieszkasz tu? We Wrocławiu? - pytał.
-Tak. Z moim narzeczonym. Nie kocham go. Rodzice na siłę chcą żebym się z nim ożeniła. Ja nie chcę...Mateusz...Ja...-chciałam dokończyć, ale jego trener mi przerwał.
-Możdżeń!! Na ploty przyjedziesz kiedy indziej! Do autobusu! - krzyczał.
-Daj mi swój numer...Spróbuje jutro do ciebie przyjechać. Porozmawiamy dobra?-zapytał.
-Dobra.
Na koniec naszej rozmowy Możdżeń cmoknął mnie w policzek, i pobiegł do autokaru.

Następnego dnia.
Dostałam rano smsa od Mateusza. Dzisiaj do mnie przyjedzie. Ubrałam się i wyszłam do kawiarni w której byliśmy umówieni. Zamówiłam gorącą czekoladę. Czekałam na Mateusza, pół godziny.
-Hej.-powiedział na przywitanie.
-Cześć.-odpowiedziałam drżącym głosem.
-Jak ci się układa w życiu? - zapytał.
-A jak myślisz? Moi rodzice, na siłę zmienili mi szkołę. Zdałam maturę, jestem na studiach...Mam narzeczonego...Ma na imię Jacek...Jest starszy ode mnie o 10 lat...Dla moich rodziców jednak najważniejsze jest to że ma dobrą pracę. Jest prawnikiem...
-Szukałem cię...przez długi czas. Po tym jak się wyprowadziłaś wyjechałem do Poznania. Tyle razy tu byłem. Cholera jasna ! Że my się wcześniej tu nie spotkaliśmy! Posłuchaj...jeszcze mamy czas. Jeżeli tylko chcesz, możemy znów być razem.
-Oczywiście że chcę. Mateusz...pamiętasz jak sobie przysięgaliśmy kiedyś że zawsze będziemy razem?
-Dotrzymamy słowa, skarbie. - mówiąc to pogłaskał mnie po policzku.

Następnego dnia.
Wstałam wcześnie, wyjęłam torbę i zaczęłam się powoli pakować. Dzisiaj wreszcie będę mogła być szczęśliwa. Mateusz powinien zaraz po mnie przyjechać. Jacka na szczęście już nie ma. Gdy wychodziłam na schodach niestety się na niego natknęłam.
-Gdzie ty znów wychodzisz?? Torba ? Wybierasz się gdzieś kochanie?? - zapytał, ściskając mi nadgarstek.
-Puść mnie. Proszę. Przecież ty i tak mnie nie kochasz...
-Za to kocham majątek twoich rodziców słonko.
Wepchnął mnie siłą do mieszkania.  Próbowałam wyrwać mu się, ale uderzył mnie mocno w twarz. Zabrał mi wszystkie klucze od mieszkania jakie miałam. Telefon niestety też. Zamknął mnie w mieszkaniu. Nie miałam jak uciec. Bezradna usiadłam na podłodze. Zalałam się łzami.


Kilka dni później.
Przez te kilka dni, nie miałam żadnego kontaktu z Możdżeniem. Jacek nie pozwala mi nawet wyjść z domu. Tak bardzo chciałabym już być z Mateuszem. Nie mogłam. Rano poszłam do kuchni. Jacek siedział przy stole i pił kawę.
-Jacek...Pozwól mi wyjść...Chciałabym iść do fryzjera. Niedługo nasz ślub, a moje włosy wyglądają jak siano...Mogę?
-Jasne. Pojedziemy razem. - powiedział z cwanym uśmieszkiem.
Poszłam do łazienki. Mimowolnie płynęły mi łzy. Mimo to umalowałam się i ubrałam. Gdy byliśmy już u fryzjera, Jackowi zadzwonił telefon.
-Słuchaj muszę jechać natychmiast do pracy. Masz tu klucze. Tylko bez żadnych wycieczek. Jak wrócę masz być w domu. Jasne?- zapytał.
-Tak.
Nie. Nie było jasne. Gdy tylko wyszłam z salonu fryzjerskiego pobiegłam na dworzec autobusowy. Miałam szczęście, bo akurat za pięć minut jechał autobus do Poznania.  Gdy tylko byłam już w Poznaniu, zapytałam się pewnego pana jak dojdę na stadion Lecha. Wytłumaczył mi , po czym podziękowałam i poszłam. Akurat kończył im się trening. Zobaczyłam jak Możdżeń wsiada do samochodu.
-Mateusz!- krzyknęłam.
-Co się stało?? Czemu cię nie było? Miałaś być przy tej kawiarni...Czemu ty masz rozciętą wargę? Co on ci zrobił?!
-Mateusz...ja ci wszystko wytłumaczę, tylko proszę...Zabierz mnie stąd. Proszę.
Wtuliłam się w ramiona Możdżenia. Czułam się taka bezpieczna. Po kilkunastu minutach byłam już u Mateusza w mieszkaniu.
-...i wtedy szybko pobiegłam na dworzec.- kończyłam opowiadać jak się tu znalazłam.
-Zabiję go! Nie miał prawa cię dotknąć. Kochanie...Przeprowadź się do mnie. Proszę.
-Mateusz tylko że ja tam wszystko zostawiłam...ja się boję tam jechać...
-Nie bój się. Pojedziemy razem. W razie czego wezmę chłopaków z klubu. Poradzimy sobie. Słyszysz? On cię już nie skrzywdzi. Obiecuję.- pocałował mnie czule.
-Kocham cie. - powiedziałam przytulając się do niego.
Mateusz powoli zaczął zdejmować mi bluzkę.
-Mati...będziesz delikatny? - powiedziałam zawstydzona.
-Nie robiłaś tego z nim?
-Nie...Ja zawsze chciałam z tobą...ale wtedy to jeszcze za młodzi byliśmy.-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Kocham cię.-powiedział, a po chwili zajęliśmy się już tylko sobą.


Rok później.
Mateusz i ja mieszkamy ze sobą. Kocham go. Wreszcie czuję że jestem szczęśliwa. Przeniosłam się ze studiami do Poznania. Jacka widziałam raz. Wtedy gdy pojechałam po swoje rzeczy z Mateuszem. Nie mam kontaktu z rodzicami. Wcale za nimi nie tęsknię. Mam nadzieję że przynajmniej będą chcieli poznać swoją wnuczkę. Zapomniałam dodać że jestem w ciąży i niedługo ja i Mateusz będziemy rodzicami. Koniec.

niedziela, 16 lutego 2014

Michał Żyro

Hej!  Mam ferie zimowe! Jaram się :D Wreszcie się wyśpię! :) Łapcie tu Michasia :*

Informejszyn :D A więc moje drogie, kochane czytelniczki :) Zauważyłam w komentarzach prośby o to, żebym dodawała następne historie o pewnych  osóbkach. Kochane moje! Działam taką zasadą iż, dodaję jednoparty po kolei tak jak mam w zamówieniach, ponieważ nie chcę żeby ktoś czuł się pokrzywdzony że kogoś pominęłam. Jeżeli chcecie poczytać o danym sportowcu, zapraszam do zakładki Zamówienia. Wiem, że jestem straaasznie powolna, i dodaję z dalekim opóźnieniem historie, ale jak piszę to nie po to żeby napisać, odklepać, następne. Nie. Ja piszę takie długaśne,każde inne po to żeby każda historia była wyjątkowa, i żeby każdy czuł radość z czytania. Teraz marudzę jak stara panna. Trudno. Czasem każdy musi się wygadać. :) Jeżeli macie jakieś zastrzeżenia pisać :) Nie gryzę. Wszystko przyjmę na klatę! 
Nie będę was już zanudzać. Papa! 
Następny chyba w czwartek. Buziaki :* 

Z dedykacją dla Jagoda Piszczek. <3 <3





Obudziły mnie promienie słoneczne, padające z okna. Spojrzałam na budzik. Miałam jeszcze cztery godziny do wyjazdu. Dziś miałam zamiar wyjechać z tej małej wsi, w której wychowywałam się przez tyle lat. Zaczynam nowe życie. W Warszawie. Wstałam i zrobiłam poranną toaletę. Włosy umyłam, wysuszyłam, i związałam w wysokiego kucyka. Nałożyłam mój ulubiony pastelowy sweterek, czarne spodnie i czarne trampki. Spakowałam do końca walizkę, i poszłam do kuchni, gdzie moja rodzina jadła śniadanie. Tata i mama są na mnie źli, że zostawiam tu wszystko co miałam i jadę żyć na własną rękę, do tak dużego miasta, gdzie pełno zboczeńców i bandziorów. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumieją że robię to, bo tak będzie dla mnie lepiej. Poznam nowych ludzi, nauczę się żyć inaczej. Po kilku godzinach męczącej jazdy autobusem, byłam już na w Warszawie. Szłam w stronę domu przyjaciółki mojej mamy. U Pani Teresy miałam się zatrzymać dopóki nie znajdę sobie mieszkania. Idąc z ciężką torbą na ramieniu, i ciągnąc walizkę postanowiłam troszkę odpocząć. Równie dobrze mogłam zamówić sobie taksówkę, lecz była piękna pogoda, i postanowiłam się przejść. Miałam mapę miasta, więc spokojnie mogłam iść. Szłam w stronę parku. Usiadłam na wolnej ławce, i ciężko westchnęłam. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Gdy odpoczęłam podniosłam swoje cztery litery, i ruszyłam w wyznaczonym przed siebie kierunku. Przyjaciółka mojej mamy bardzo miło mnie powitała. Wieczorem przy kolacji zastanawiałam się gdzie szukać sobie pracy. Pani Teresa powiedziała, że może mi w tym pomóc.

Po tygodniu, znalazłam pracę w pewnej małej przytulnej kawiarni. Pewnego razu, obsługiwałam stolik przy którym siedziało kilku piłkarzy. Jeden z nich nawet bardzo mi się spodobał. Mówili do niego Patryk. Oboje na siebie zerkaliśmy. Wydawał się być bardzo sympatyczny. Spodobał mi się. Zauważyłam, że coraz częściej zaczął przychodzić, do kawiarni w której pracowałam. Czasem sam, czasem z kolegami. Parę razy nawet spróbował do mnie zagadać. Zawsze gdy z nim rozmawiałam, oblewałam się rumieńcem. Podobaliśmy się sobie. Po pewnym czasie, Patryk wreszcie zaprosił mnie na mecz Legii. Poszłam. Przy okazji poznałam dziewczyny, narzeczone jego kolegów. Szczerze to z żadną jakoś się dobrze nie dogadywałam. One były tak ładnie poubierane, ładnie uczesane, umalowane...Inne niż ja. Jednak mimo to Patryk mówił że jestem dziewczyną z jego snów. Chodziliśmy ze sobą dwa lata. Bardzo mocno go kochałam. Jednak, stało się coś, czego nigdy nie chciałam przeżyć. Utrata bliskiej mi osoby. Patryk zginął w wypadku samochodowym. Przeżyłam wtedy najgorsze chwile w swoim życiu. Straciłam chłopaka z którym planowałam wspólną przyszłość. Wtedy, gdy straciłam Patryka wszyscy nasi wspólni znajomi jakoś mnie opuścili. Uważali nawet, że specjalnie z nim byłam, żeby zrobić się sławniejsza. Kiedyś po pijaku jeden z jego kolegów- Michał Żyro, powiedział że pewnie dobrze daje Patrykowi dupy, że jeszcze mnie chce. Patryk wtedy strasznie się na niego zdenerwował. Gdyby nie reszta chłopaków Żyro dostał by pewnie w zęby. Wszyscy udawali miłych, a teraz? Teraz się odwrócili. Oprócz jednej osoby. Michała. Właśnie tego Michała, który tak potwornie mnie wtedy obraził. To on, był przy mnie po pogrzebie. On zaprowadził mnie do psychologa. Z moją psychiką było naprawdę źle. Nie chciałam jeść, wychodzić z domu. Zaczęłam się nawet ciąć. Wtedy Żyro się do mnie wprowadził. Powiedział że Patryk nie darowałby mu gdyby działa mi się krzywda na jego oczach. Michał starał się mi pomóc. Nawet nieźle mu to szło. Gdyby nie jego wsparcie, na pewno bym ze sobą skończyła. Pewnego dnia, zaprosił mnie do eleganckiej restauracji. Powiedział mi że mnie kocha, i że chce się ze mną ożenić. Wybuchnęłam ogromnym płaczem. Wybiegłam stamtąd. Nie chciałam. Miłością mojego życia był Patryk. Jeszcze tej samej nocy przyśnił mi się mój zmarły chłopak. Powiedział że popełniam błąd. Po kilku dniach zauważyłam, że znowu popadam w depresję. Jedzenie które jadłam, zwracałam w łazience. Znowu byłam słaba. Nie kochana, nie potrzebna. Chciałam zadzwonić do Michała i powiedzieć mu żeby dał mi szansę, że spróbuje go pokochać... Nie potrafiłam. Wtedy spakowałam wszystkie swoje rzeczy do walizki. Chciałam wrócić do mojej małej rodzinnej miejscowości. Po drodze usiadłam na ławce w parku. Tej samej, co kiedyś. Obok mnie usiadł mały chłopczyk. Zapytał się mnie czemu jestem smutna. Opowiedziałam mu że skrzywdziłam kogoś, kto chciał mi pomóc. Mały wtedy powiedział, że jego babcia powtarza że każdy ma prawo do błędów, ale każdy ma prawo te błędy naprawić. Po chwili pobiegł bo powiedział że musi iść, bo umówił się z kolegami. Wstałam z ławki. Poszłam w wyznaczonym przez siebie kierunku. Zapukałam do drzwi. Otworzył mi on. Michał. Na mój widok się uśmiechnął.
-Dasz mi szanse? - zapytałam.
-Tak. Tak, tylko pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Nigdy więcej już się nie okaleczaj, i nigdy już nie płacz. Proszę...
-Zrobię wszystko, co tylko zechcesz, tylko spróbujmy być ze sobą szczęśliwi...Ok?
-Ok.
Pocałował mnie namiętnie w usta. Po dwóch latach, urodziły nam się bliźniaki. Chłopiec i dziewczynka. Patryk i Lidia. Ja i Michał jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. Miejmy nadzieję że nasze szczęście będzie trwało jak najdłużej. Koniec.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Dominik Furman

Hej :* Obiecałam po pięciu komentarzach, tak więc dodaje :) Dzisiaj łapcie mojego najwspanialszego, cudownego, przystojnego, jedynego takiego blondaska <3 Dominiś <33 Pomimo że Dominik już nie gra w Legii, to w mojej historii opisałam go jako piłkarza tego klubu. 
Dedykacja dla Anonimowej <3 :*
Następny w niedzielę :) Pa! 




Czerwcowy wieczór. Idę sobie przez park do mojego chłopaka. Dzisiaj jest nasza rocznica od kiedy się poznaliśmy. On jak zwykle pewnie zapomniał, ale z jednej strony to dobrze. Zrobię mu niespodziankę. Pukam do drzwi. Nie otwiera. Dzwonię dzwonkiem. Nadal nie otwiera. W końcu naciskam klamkę. Drzwi są otwarte. Wchodzę do środka. Przeszukuje dokładnie całe mieszkanie. Wchodzę do sypialni. I to co tam widzę łamie mi serce na 13 kawałków. Trzynaście bo dzisiaj piątek trzynastego. A ja przecież nigdy nie wierzyłam w takie głupoty. A jednak. Widzę go…przepraszam widzę Ich we dwoje do siebie przytulonych, śpiących, w jednym łóżku. Zdejmuje wisiorek który od niego dostałam i kładę go na stole w kuchni. Zauważam torebkę na krześle. Bez zawahania otwieram ją i przeglądam zawartość. Otwieram portfel i wyjmuje dowód. Zapisuje sobie imię i nazwisko tej ździry co przespała się z moim facetem. Wychodzę trzaskając drzwiami. Wychodzę przed blok. Nie wiem, może to dziwne ale nie spłynęła mi ani jedna łza. A przecież nakryłam chłopaka na zdradzie…Nie wiem może jestem dziwna ale moja mama nauczyła mnie że trzeba być silną i się nie poddawać. A ja właśnie taka jestem. Wróciłam do domu. Otworzyłam sobie puszkę pepsi, włączyłam laptopa i zaczęłam szukać tej panienki po różnych portalach. I znalazłam. Na fejsie. W sumie to nic ciekawego…taka tam biała małpa. Choć była jedna rzecz która mnie strasznie zaciekawiła. Mianowicie że jej chłopakiem jest nie jaki Dominik Furman, jakiś tam młody piłkarz z Legi Warszawy. Za bardzo to się nie orientuje jak on wygląda, ale po godzinie wiedziałam o nim prawie wszystko co było mi potrzebne. Jutro sobota. A ja muszę iść na stadion Legionistów bo mam mu do powiedzenia ważną wiadomość. Nawet bardzo ważną. Wyspana, wzięłam prysznic, ładnie się ubrałam i wyszłam. Dzisiaj był otwarty stadion dla kibiców. Na moje szczęście. Usiadłam dosyć blisko. Wzrokiem szukałam tego całego Dominika. Nagle zaczął dzwonić mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił ten co go jeszcze wczoraj nazywałam moim ukochanym, ale teraz to już osiedlowy żul spod sklepu-Kawa miał u mnie więcej szacunku niż tamten mój były. Odrzuciłam połączenie. Siedziałam na tych trybunach, i w głowie miałam ułożoną całą rozmowę z tym blondynem. W sumie muszę przyznać, całkiem fajny gość. Trener powiedział że mają 15 minut przerwy bo jest za gorąco. Wstałam i przybliżyłam się do murawy. Krzyknęłam jego nazwisko. Połowa tych piłkarzy skierowała na mnie swój wzrok. On też. Przedstawiłam mu się i zapytałam czy po treningu mogłam się z nim umówić. Jego koledzy zaczęli gwizdać i mówić zbereźne teksty. On patrzył się na mnie jak na wariatkę, powoli zaczął się nawet uśmiechać z tej sytuacji. Podszedł do niego Kosecki, poklepał go po ramieniu i powiedział że na jego miejscu to on by mnie brał jak rolnik dotacje. No teraz to mnie wkur***. Nie wytrzymałam i powiedziałam do tego zasranego Kosy  że na jego miejscu to bym się na drugi koniec Polski wyprowadziła po tym jak cała Polska nasza kochana widziała Kuby Koseckiego genitalia. On zrobił się czerwony jak burak, odwrócił się na pięcie i poszedł. Wszyscy ucichli i się oddalili. Blondyn cały czas się na mnie patrzył. Cholera…ładne ma oczy….No ale ja nie przyszłam po to żeby się na jego oczy patrzyć. Powiedziałam gdzie będę na niego czekać i o której. Na koniec powiedziałam żeby lepiej przyszedł bo to bardzo ważna sprawa dotycząca jego dziewczyny. Na te słowa powiedział tylko ciche Ok i poszedł do swoich kolegów. Po kilku godzinach w kawiarni przy cieście i lemoniadzie opowiadałam mu o wszystkim co się wydarzyło wczoraj. On nie mógł w to uwierzyć. Zaczął mówić, że jestem chyba jakaś nie normalna że wygaduje takie rzeczy. Skoro mi nie ufał to musiałam mu to udowodnić. Wsiedliśmy do mojego samochodu i ruszyliśmy w stronę mieszkania mojego eks. On przez całą drogę się śmiał. Pewnie dlatego że jestem fanką muzyki disco polo i przez całą drogę słychać było tylko takie piosenki. Zajechaliśmy pod blok w którym mieszkała jego dziewczyna, która podobno była ciężko przeziębiona. Zapukał, raz ,drugi, nikt nie otwierał. W końcu wyjął z kieszeni zapasowe klucze do jej mieszkania. Otworzył. I tak jak się okazało jej tam nie było. Troszkę zrobiło mi się tego chłopaczka żal…On był w niej tak zakochany a ta suka go zdradziła. Wyprowadziłam go z mieszkania. Tym razem jednak pojechaliśmy do mnie. Omówiliśmy plan naszej intrygi. Plan był prosty i przyjemny. Dominik musiał tylko ją jakoś zwabić do swojego mieszkania a wtedy wyszłabym ja w jego koszuli albo w samej bieliźnie i po sprawie. Dostałaby nauczkę że nie fajnie jest jak się kogoś zdradza. Blondyn zgodził się na wszystko. Po kilu dniach Dominik zadzwonił że ten dzień to jest dzień sprawiedliwości. W tym dniu dostał od swojej dziewczyny wiadomość że przyjdzie do niego bo czuje się lepiej i strasznie się za nim stęskniła. Po kilku godzinach byłam już u Furmana w mieszkaniu. Sytuacja była co najmniej śmieszna. Siedzieliśmy w kuchni przy stole. Ja ubrana w samą bieliznę i jego koszulę, on w samych bokserkach i koszulce. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wyszłam jako pierwsza otworzyłam jej szeroko drzwi i zaczęłam wołać Dominika. Wyszedł i zaczął jej się tłumaczyć że to nie tak jak ona myśli ale ona mu tylko powiedziała że i tak ma kogoś innego i przyszła się pożegnać. Jeszcze mu bezczelnie rzuciła szczęścia. Usiedliśmy w salonie. W jego oczach ujrzałam łzy. Bez wahania usiadłam obok i mocno przytuliłam. Sama też rozpłakałam się jak małe dziecko. Oboje byliśmy zranieni przez osoby które kochaliśmy. Parzyliśmy sobie w oczy. Zaczęliśmy się całować. Tym razem już nie musieliśmy udawać do czego zaszło w jego sypialni.


Rok później.

Czerwiec. Idę przez park do mojego przyjaciela. Do Furmiego. On strasznie się wnerwia jak go tak nazywam ale zaraz mu przechodzi. Dzisiaj na dwójce jest mecz. Ja kupiłam chipsy i słodycze, on miał przygotować jakieś tam piwo. Dziś jest rocznica. Rok temu poznałam najlepszego kumpla na świecie. Wszyscy którzy zawsze słyszą tą historię myślą że ja i Furman jesteśmy zakochaną parą. Ale to nie tędy droga. Teraz jak sobie przypomnimy tamtą noc to śmiejemy się jak banda kretynów. I ja i on uważamy że nigdy nie moglibyśmy być razem ze sobą jako para. Za to jesteśmy parą znakomitych przyjaciół. Za dwa dni mam randkę w ciemno. Umówiłam się w  barze z takim gościem z Sympatii.pl. Dominik idzie ze mną. Mamy taki plan że będzie siedział kilka stolików dalej i udawał że mnie nie zna. Tak na wszelki wypadek jakby ten facet okazał się jakimś zboczeńcem. Teraz cieszę się że tak się stało. Nie mam chłopaka, ale mam najwspanialszego przyjaciela na Ziemi który uwielbia mnie za to że mam taką zrytą banię, a  ja uwielbiam go za to że zawsze mogę na niego liczyć. Życzę mu szczęścia z całego serca. 

niedziela, 9 lutego 2014

Stephan El Shaarawy

Hej :* Nie będę się rozpisywać, bo woła mnie geografia z której jutro mam sprawdzian :)
Dziś tą historię dedykuje aż trzem czytelniczkom które pisały z anonima. Trzem dlatego, iż w zamówieniach jest o tym samym piłkarzu pod rząd trzy razy. Przykro mi, jeśli ktoś będzie na mnie zły, że zamiast napisać trzech oddzielnych historii napisałam jedną. Spróbujcie zrozumieć. Następne opowiadanie dodam po 5 komentarzach :) 
Tak, więc historia dla 3 Anonimowych <333 
Pozdrawiam i czekam na komentarze :)  Miałam się, nie rozpisywać...ach...:D 
Pa :* 




Wszystko zaczęło się tego fatalnego wieczora, gdy zapłakana siedziałam przy barze. Zostawił mnie chłopak. Czemu? Też zadaję sobie to pytanie. Pijąc i płacząc, zauważyłam że dosiadł się koło mnie jakiś chłopak. Zaczęłam z nim luźną gadkę. Alkohol w mojej głowie robił swoje. W pewnym momencie urwał mi się film. Rano obudziły mnie krzyki. Ubrałam się ciuchy porozrzucane po całym pokoju. Wyszłam z sypialni i ujrzałam kłócącą się w przedpokoju parę. Śliczną dziewczynę i...chłopaka z którym prawdopodobnie się przespałam. Nie wiem. Nie pamiętam.
-Oo...nie dość że nie odbierasz ode mnie telefonów to jeszcze jakieś panienki sobie sprowadzasz. - dziewczyna spojrzała się na mnie i wypowiedziała te słowa.
-Będę robił co chciał! Nie jest to twoja sprawa!-zaczął krzyczeć w jej stronę.
Zaczęli się ostro kłócić. Zajęci krzyczeniem na siebie nie zauważyli nawet że wyszłam.
Nie mogłam znieść dręczących mnie myśli. Jeśli to przeze mnie ta dziewczyna była taka zła? On ją przecież zdradził ze mną. Ja nie chciałam...Sama wiem jak to jest być kobietą zdradzoną. Czemu to zrobiłam? Proste. Byłam nawalona. Ale mnie to nie usprawiedliwia. Czułam się jak jakaś szmata. Jak mogłam do tego dopuścić? Niestety moja katorga dopiero się zaczynała. Po niecałych dwóch miesiącach zaczęłam mieć zachcianki. Z czym oczywiście zaczęłam tyć. Bardzo. Zawsze należałam do osób szczupłych, a teraz robiłam z siebie wieloryba. Do tego spóźniał mi się okres. Sprawa była prosta. Byłam w ciąży. Byłam zmuszona powiedzieć o tym tamtemu chłopakowi z którym pewnie będę miała dziecko. Spotkałam się z nim powiedziałam mu o tym , a potem u niego zamieszkałam. Chciał się mną opiekować żebym urodziła w dobrych warunkach. Był jednak pewien problem. Stephan, ojciec mego dziecka mieszkał nadal ze swoją dziewczyną Esterą. Błąd. Mieszkaliśmy w trójkę. On, jego dziewczyna i ja. Najgorsze były dni kiedy on wyjeżdżał ze swoją drużyną na mecze wyjazdowe. Stephan był piłkarzem AC Milanu. Musiał czasem wyjeżdżać. Dla mnie była to udręka, Musiałam siedzieć z nią przez kilka dni. To chyba właśnie któregoś dnia kiedy Stephana nie było, ona wrzuciła mi te leki do czegoś do picia. Udawała tego dnia taką miłą. Zrobiła nam herbaty i siedziałyśmy razem w pokoju gadając o ciuchach. W nocy zaczęłam mieć straszne bóle. Musiałam jechać do szpitala. Jeszcze tej samej nocy przyjechał do mnie Stephan. Poroniłam. Moje dziecko już nie żyło. Pomimo że nie było ono ze szczerej miłości, to nosiłam je pod moim sercem. Bardzo je kochałam. Stephan cały czas przy mnie był. Pocieszał, choć sama widziałam że miał łzy w oczach. Tak bardzo chciał mieć syna. Opowiadał że nauczy go grać w piłkę. Po kilku dniach wyszłam ze szpitala. Wtedy gdy przyjechałam do niego do mieszkania, w progu powitała nas Estera. Gdy Stephan jej powiedział że poroniłam uśmiechnęła się triumfalnie. Miała to czego chciała. Chciała zabić moje dziecko. Najszybciej żebym tylko się od nich wyprowadziła. Jej cel został osiągnięty. Zniszczyła moją psychikę. Bez słowa poszłam do swojego pokoju i zaczęłam się pakować. Słyszałam krzyki. Kłócili się. Jak zwykle o mnie. Miałam tego dość. Chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. Gdy byłam już prawie spakowana do pokoju wszedł Stephan. Powiedział tylko że mam zostać. Byłam bezsilna. Przytulił mnie i mówił słowa pocieszenia. Tego właśnie potrzebowałam. Na drugi dzień Estera się wyprowadziła. Ja zostałam.


Rok później.
Od roku jestem na terapii. Nadal nie mogę się pogodzić z utratą mojego dziecka. Nadal mieszkam u Stephana. Jesteśmy parą. Dobrze mi z nim. Mamy w planach ślub, potem dzieci. Wydaje mi się że tragedia którą przeżyłam sprawiła że zaczęłam inaczej patrzeć na świat. Chciałabym powiedzieć że jestem szczęśliwa, bo mam przy sobie wspaniałego mężczyznę...Jednak nie umiem powiedzieć że się cieszę. Może kiedyś będę potrafiła. Miejmy taką nadzieję.

piątek, 31 stycznia 2014

Marco Reus (4)

Witajcie! Dodaję dzisiaj, ponieważ w niedzielę muszę się uczyć :( I to bardzo dużo :( 
Dedykacja dla Bella Lada <3

Piosenka do opowiadania. Jeśli ktoś chce może ją sobie włączyć podczas czytania :* 
http://www.youtube.com/watch?v=OK_KvknlJxA
Pozdrawiam tych, którzy czytają te moje głupoty! Kochani jesteście :* <3 Podziwiam was że macie jeszcze siłę się ze mną tu męczyć :) 
Buziaki :***


Tego dnia miałam ochotę usiąść przed telewizorem i nie wychodzić z domu. Niestety moja przyjaciółka miała   urodziny i byłam zmuszona iść. Przy okazji miała przedstawić mi swojego nowego chłopaka. Podobno to jakiś obcokrajowiec. Byłam strasznie ciekawa kim on jest. Po kilku godzinach byłam przed drzwiami domu mojej przyjaciółki. Otworzył mi wysoki blondyn. Gdy spojrzałam się w jego oczy poczułam coś czego nigdy nie czułam. Takie coś jakby...zauroczenie? Od pierwszego wejrzenia? Po dłuższej chwili wpatrywania się w siebie zaprosił mnie do środka, uśmiechając się przy tym najpiękniej jak chyba tylko potrafił. Dopiero w salonie w którym odbywała się impreza urodzinowa mojej przyjaciółki skapnęłam się że ten mężczyzna jest mi znany...No tak! Faktycznie ! To ten niemiecki piłkarz! Niemiecki...Obcokrajowiec...Czyli to pewnie jest jej facet. Zrobiło mi się smutno gdy o tym pomyślałam. Do pokoju weszła jubilatka. Przywitałam się z nią, wręczyłam prezent. Ona powiedziała że musi mi kogoś koniecznie przedstawić. No jasne, jest z nim szczęśliwa...W końcu to mój problem a nie jej.
-No chodź.-pociągnęła mnie za rękę.
Wyszłyśmy do ogrodu gdzie ten blondyn i jakiś brunet grali z dzieciakami w piłkę.
-Mario...skarbie pozwól na chwilę!-krzyknęła w jego ojczystym języku.
Dzięki Bogu, w gimnazjum uczyłam się języka niemieckiego i potrafiłam się dogadać w tym języku. O dziwo, nie podszedł blondyn tylko ten brunet. To jest Mario? Facet mojej psiapsi? A spoko. On może nim być, aby blondyn był wolny. Pomyślałam tak, choć w głębi serca tak nie uważałam. Znaczy może i uważałam ale...Nie, no nie uważałam! Za krótko go wtedy znałam!  Przywitałam się z tym całym Mario, nie powiem całkiem sympatyczny. Szukałam wzrokiem blondasa, i próbowałam się skapnąć jak on ma na imię. Hm...Skoro ten jest Mario to tamten jest...? Dobra, spróbujmy sobie przypomnieć kto gra w BVB. No to, trójca przePiszczkowa (Błaszczykowski, Piszczek, Lewy) Hummels, Reus, Sahin...Wróć! Reus! No tak!
Głośno strzeliłam się dłonią w czoło. Usłyszałam śmiech. Gdy spojrzałam się w prawo, spiekłam buraka. Siedząc na kanapie nie zauważyłam nawet że obok mnie usiadł właśnie blondas. Ale ja się musiałam zrobić czerwona...Jaki wstyd... Niepewnie się na niego spojrzałam, i uśmiechnęłam.
-Hej.-powiedział z czarującym uśmiechem, i co mnie zdziwiło po polsku.
-Cześć...Znasz polski?- zapytałam.
-Tak. Znaczy...ja się jeszcze uczyć...Mi Lewy pomagać w nauka...
-Aha...To fajnie.
-Nom.
-Fajne masz buty.-wypaliłam.
Tak, ja w swojej cudownej osobie, jak zwykle musiałam powiedzieć jakąś głupotę. Fajne masz buty...Ja nie mogę ! Jaka ja jestem głupia.. Gorzej być nie mogło...W obawie że mogę coś chlapnąć głupiego wstałam i chciałam iść w kierunku mojej przyjaciółki, ale blondyn złapał mnie za rękę.
-Poczekaj. Tobie się gdzieś śpieszyć?-zapytał.
-Niee...Tak tylko...Nie. Nie śpieszyć.
-To dobrze. Ja już myślałem że ja cię...no ten...ymm...przestraszyć!
-Co? Nie bardzo rozumiem...
-Przepraszam, ale ja nie umieć mówić płynnie po polsku. Rozumiesz? Ja być z Niemiec. Ja Dortmund kopać piłka w Borussia.
-Tak...to może mówmy po niemiecku co? -zapytałam dusząc w sobie śmiech.
-Oki. Ja...powiedziałem coś nie tak? Śmiejesz się ze mnie.- powiedział tym razem po niemiecku.
-Nie...Ty powiedzieć wszystko ok. Tylko przestań się może uczyć z Lewandowskim co?
-Też mi się tak wydaje. Prawie za każdym razem nasze nauki z waszego języka kończą się na piwie albo melanżach. -uśmiechnął się. Nie!. On cały czas się uśmiechał, i to jeszcze tak ładnie.
-No tak...Domyślam się.
-Przepraszam że tak pytam,  bo ty może mogłabyś mnie pouczyć? Jestem teraz przez miesiąc z przyjacielem w Polsce. Ty jesteś taka nieśmiała, miła, spokojna. Bardzo opanowana, widać że bardzo kulturalna. Proszę.
No i jak się domyślacie ja zatopiona w jego ślicznych paczadłach nawet nie wiem kiedy powiedziałam TAK. Zastanawiało mnie jak ja to zrobię? Przecież ja do wieczora pracuje...Jak ja go będę uczyć? I czego on się przez miesiąc zdąży nauczyć? Pytań przychodziło mi mnóstwo do głowy. Szkoda tylko że dopiero na drugi dzień jak sobie o tym przypomniałam, bo wcześniej oczywiście nie. Ojej... Miałam problem...Poważny problem!

Tydzień później.
Chyba się w nim zabujałam! Marco był już u mnie w mieszkaniu "na korepetycjach" dwa razy. Po tym jak się widzi mężczyznę trzeci raz w życiu raczej się nie da prawda? Nie prawda! Właśnie że się da! Ja się o tym przekonałam. Marco strasznie mi się podoba. A jak jeszcze słyszę tą jego wymowę jak próbuje mówić po polsku to normalnie sama słodycz...W nim to się tylko zakochać! Nie wiem czy mogę to nazwać zakochaniem...Pożyjemy zobaczymy. Następnego dnia, Marco znów mnie odwiedził. Tym razem nie skończyło się na samej nauce...Nie chodzi mi o sprawy erotyczne! Nie! Marco został u mnie na kawie. Dla mnie taka błahostka jak wypicie z nim filiżanki kawy, była czymś wielkim. Zachowywałam się jak mała fanka która wzdycha do swojego ulubionego piłkarza. Teraz się zastanawiam, i wydaje mi się że gdybym cofnęła się w czasie to zmieniłabym chyba wszystko.


Rok później.
Minął rok. Ja nadal być sama. Stara panna. To najgorsze co może być. Tak moi drodzy. Najgorsza jest samotność. Co do Marco hmm....Nadal mam z nim kontakt. Często on do mnie dzwoni albo gadamy przez skajpaja. Już jutro go zobaczę. Tak jutro, jest ślub mojej przyjaciółki i Mario. Nie mogę się doczekać tego że zobaczę Reusa. Głupia jestem co nie? Wydaje mi się że nie głupia, a raczej zabójczo zakochana....Z samego rana pojechałam do fryzjera. Ubrana w to pojechałam pod kościół. Na weselu ja i Marco zachowywaliśmy się jak para zakochanych. Patrzyliśmy sobie w oczy, wszystko było piękne jak we śnie. Tylko to nie był sen. To była rzeczywistość. Ja i Marco. Mój Reus. Noc oczywiście spędziliśmy razem. Czułam że już nic nie może mi stanąć na przeszkodzie do tego bym była szczęśliwa. Wreszcie powiedzieliśmy sobie co do siebie czujemy. Jednak nie wszytko było takie piękne. Po paru tygodniach po wejściu na portal plotkarski, przeczytałam coś bardzo ciekawego. Między innymi to że, MÓJ Marco ma dziewczynę. Jednak najlepsze jest to że nie chodziło o mnie. Chodziło o jego byłą z którą się rzekomo zszedł bo, postanowili dać sobie drugą szansę. Mimowolnie płynęły mi łzy. Przeleciał....i zostawił...Nie...Nie mój Marco...Przecież on by mi tego nie zrobił...Co gorsze jednak, po tygodniu dowiedziałam się o ciąży. O mojej ciąży. Po głowie chodziło mi pytanie. Powiedzieć mu że zostanie ojcem czy nie? Zdecydowałam że nie. Moi rodzice gdy się dowiedzieli o ciąży wzięli sprawy w swoje ręce. Byłam z małej wioski. Nie chciałam zrobić wstydu rodzicom że będę samotną matką. Z pomocą przyszedł mój były. Powiedział że się ze mną ożeni, i wyjdzie na to że to jego dziecko. Ja nie wiem gdzie ja rozum miałam. Zgodziłam się. Ubrana w białą suknię z myślami kompletnie gdzie indziej, szłam do ołtarza. Gdy miałam odmawiać przysięgę rozpłakałam się i wyszłam. O rozum wrócił. Wyszłam przed kościół. Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam jeszcze głośniej płakać. Poczułam że ktoś mnie do siebie przytula. Próbowałam tę osobę odepchnąć lecz, mi się to nie udało.
-Kochanie...To nie tak jak myślisz...Ja kocham tylko ciebie.-usłyszałam głos Marco...Marco? Tak właśnie jego.
-Ty...skąd ty wiedziałeś?- mówiłam przez łzy.
-Twoja przyjaciółka mi powiedziała, Myślisz że pozwoliłbym, ci na ten chory ślub? Czemu mi nie powiedziałaś że będę ojcem? Jak to usłyszałem to myślałem że pęknę z radości. Kocham cię. Co ci przyszło do tego kochanego łebka żeby się żenić z tamtym facetem?
-Ja...przepraszam.-wtuliłam się w niego jak tylko mogłam.

Jak się pewnie domyślacie ja i Marco wzięliśmy ślub, urodziła nam się córeczka i na razie wszystko idzie po dobrej myśli. Koniec.

niedziela, 26 stycznia 2014

Nicklas Bendtner

Witam ! Przepraszam za tą nieobecność tydzień temu, ale tak jak każdy mam swoje sprawy prywatne. Mam nadzieję że jeszcze ktoś czyta tego bloga, z którego niestety coraz bardziej wieje nudą...Tak ciężko mi z tym ale, taka jest prawda :(  No cóż, nie będę się użalać nad moja skromną osóbką...Tak więc, czytajcie jeśli chcecie. Pozdrawiam :)  
 Dedyk dla siostry Martysiaaaa16 - Kingi <3
Buziaki :** Olka. 

Była piękna sierpniowa sobota. Najważniejszy dzień w moim życiu. Dzień w którym, miałam wziąć ślub. Kupiłam sobie najpiękniejszą suknię  jaką, tylko mogłam sobie wymarzyć. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Byłam bardzo szczęśliwa, że to już dziś. Jednak coś musiało się zdarzyć. Coś co sprawiło że, dzień który miał być najwspanialszym stał się najgorszym. Mój przyszły małżonek przemyślał sobie wszystko, i najnormalniej wyszedł z kościoła gdy miał odmawiać przysięgę. Zostawił mnie samą pod ołtarzem. Po prostu zwiał... Uciekł sprzed ołtarza. Czułam że zaraz wyjdę z siebie. Do moich oczu napływały łzy. Moja starsza siostra podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Do ucha powiedziała mi coś w rodzaju "nie był ciebie wart". Rozpłakałam się. Nawet nie wiedziałam kiedy, wszyscy goście i rodzina zaczęli do mnie podchodzić i mi współczuć. Byłam im wdzięczna że chcieli mi jakoś pomóc,  wesprzeć. Jednak to nic nie dawało. Zamiast się uspokoić zaczęłam płakać coraz gorzej. Mało myśląc wsiadłam do auta którym mieliśmy jechać na salę weselną. Powiedziałam kierowcy że ma jechać przed siebie. Słyszałam jak rodzice do mnie mówili żebym nie robiła żadnych głupstw, jednak ja ich nie słuchałam. Jechaliśmy w ciszy przez zatłoczony Londyn. Przejeżdżaliśmy akurat obok mojego ukochanego stadionu. Mianowicie stadion na którym się poznaliśmy. Tak. To był mecz Arsenal Londyn- Manchester United. Oboje byliśmy po stronie Kanonierów. Od słowa do słowa, umówiliśmy się na kawę. A potem? Potem zaczęliśmy razem chodzić na mecze Arsenalu, bo obydwoje kochaliśmy ten klub. Ale kochaliśmy również siebie...Bynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Wysiadłam z samochodu i wpatrywałam się w stadion. Znowu zaczęłam płakać. Zakryłam twarz dłońmi. Poczułam że ktoś dotknął mojego ramienia. Odkryłam dłonie. Zauważyłam obok mnie mężczyznę. Rozpoznałam go od razu. Był to piłkarz  Arsenalu. Nicklas Bendtner. Spojrzał się w moje zapłakane oczy i zapytał :
-Dobrze się czujesz?
-Nie.
-A chcesz się napić? Dobrze Ci to zrobi.
Kiwnęłam głową na znak że chce. Po paru minutach siedziałam przy barze pijąc piwo. On siedział obok mnie, aż w końcu się odezwał.
-To może opowiesz mi co robiłaś przed stadionem zapłakana i jeszcze w takim stroju? No wiesz, nie codziennie widuje się kobietę w sukni ślubnej. - powiedział z lekkim uśmiechem.
-A więc tak, miałam wziąć ślub, ale mój narzeczony zostawił mnie przed ołtarzem. Wystarczy?
-Tak...Nic już nie mów. Sam wiem jak to jest być wystawionym do wiatru.
-Opowiesz mi?-zapytałam z nadzieją w głosie.
-Wiesz...może innym razem.
Piliśmy kolejne piwa w ciszy. Piliśmy i piliśmy aż w końcu poczułam że zasypiam.

Obudziłam się w ładnej sypialni. Usiadłam na łóżku. Patrząc po meblach było, widać że mieszka tu ktoś komu nie brakuje forsy. Wyszłam z pokoju. Poczułam zapach czegoś naprawdę smacznego. Szłam za zapachem. Weszłam do kuchni. Przy blacie stał Nicklas krojący pomidory.
-Wyspana?-zapytał po czym wziął z kubka łyk kawy.
-Tak...Za wszystkie czasy. Dostanę kawy?
-Jasne. - uśmiechnął się.
Siadając zauważyłam ze jestem w samej bieliźnie.
-Ej! A gdzie jest moja sukienka?
-Spokojnie...W sypialni w której spałaś. Pomyślałem że, będzie ci tak wygodniej.
-Dobrze pomyślałeś. Ale...jakąś koszulkę mógłbyś mi dać.-uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Ok.-rzucił i zaraz wrócił z koszulką w dłoni.
-Może być ta? -spytał.
Nałożyłam po czym powiedziałam:
-Tak. Idealna.
Choć tak naprawdę nie była dla mnie idealna, tylko z trzy numery za duża. Ale bardzo dobrze się w niej czułam. Zjedliśmy oboje śniadanie, po czym on zapytał czy nie mam ochoty może wracać do domu. Na te słowa z moich oczu pociekło parę łez. Nicklas przytulił mnie i powiedział że mogę tu zostać tak, długo ile będę chciała. Byłam mu wdzięczna. Godzinę później powiedział że jedzie na trening. Zostałam sama w jego dużym mieszkaniu. Pomyślałam że pozmywam naczynia po śniadaniu. Pozmywałam i poszłam pooglądać telewizor. Nie było nic ciekawego, więc go wyłączyłam i zaczęłam się zastanawiać co ze sobą zrobić. Nie miałam pojęcia jak dalej potoczy się moje życie.

Miesiąc później.
Po kilku dniach spędzonych u Nicklasa wróciłam do mojego rodzinnego domu. Zaczynam wszystko od początku. Teraz mam zamiar troszczyć się tylko o siebie. Inni mnie nie interesują. Troszkę w tym egoizmu nieprawdaż? No cóż...Życie. Ostatnio źle się czuję. Chyba pójdę do lekarza...Obawiam się najgorszego.

Następny dzień.
Moje przeczucia niestety się sprawdziły. Jestem w drugim miesiącu ciąży. Idę dzisiaj z Nicklasem na obiad. Może on mi coś poradzi. Przyjechał po mnie do domu. W samochodzie dałam, mu buziaka na przywitanie.
-Hej. - przywitałam się.
-No cześć laska, co tam?
-A dzieje się, dzieje. - odparłam z przygnębieniem.
-A co? Mów, może coś poradzę.
-No...bo...ja...w ciąży jestem...
-Ale my przecież...
-Nie z tobą głupku! - uśmiechnęłam się i pacnęłam go lekko w głowę.
-Haha bolało.-zaczął się śmiać.
-Przepraszam...No nie, nie z tobą tylko z moim niedoszłym mężem.
-Mówiłaś mu o tym?-zapytał.
-Nie, i nie mam zamiaru go widzieć. Zrozum ja...-zaczęłam płakać.
-Spokojnie, choć wysiadamy.

Po zjedzonym obiedzie pojechaliśmy do niego do mieszkania. Nudziło nam się więc zaczęliśmy grać w karty. W pewnym momencie zaczął mnie mocno boleć brzuch. Nicklas wziął mnie do szpitala. Tam zrobili mi wszystkie badania, okazało się że moja ciąża jest zagrożona. Dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo chcę tego dziecka, i nie zależy mi na tym czy będę samotną matką czy nie. Od tej pory najważniejsza była dla mnie ta mała niewinna istotka w moim brzuchu.

Rok później.
Jestem mamą ślicznej dziewczynki o imieniu Sara. Przy jej wychowywaniu pomagają mi rodzice, znajomi, przyjaciel...Tym przyjacielem jest właśnie Nicklas. To on najczęściej mnie odwiedzał w domu pod pretekstem sprawdzenia czy niczego nie potrzebuję, i czy nie mam może na coś zachcianki. To właśnie on jeździł ze mną na badania, i to on był ze mną przy porodzie. Z czystą chęcią nazwę go moim partnerem. Tym bardziej że ostatnio zapytał się czy może nie lepiej byłoby mi się przeprowadzić do niego, bo on ma większe mieszkanie. Zgodziłam się. Tylko nie dlatego, bo obchodzi mnie jego zamieszkanie tylko dlatego, że czuję coś do niego. Coś więcej od przyjaźni. On również czuje to samo. Wiem. Ostatnio mi to powiedział. No bo, jak mężczyzna ci powie KOCHAM CIĘ to chyba coś znaczy co nie? :) Koniec.

niedziela, 12 stycznia 2014

Jack Wilshere

Hello ! :D 
Dedykacja dla Żanety <33
Wybaczcie mi za to "coś" co tu napisałam ale, taki właśnie mi wpadł pomysł do głowy :*
Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać jego synek jest przesłodki <3
         
                                                       Archie <3 ;** Słodziak :*

Pozdrawiam ! Olka :D





Obudził mnie dzwoniący telefon. Dzwoniła moja przyjaciółka. Gdy odebrałam od razu oprzytomniałam. Susan miała dla mnie dobre wieści. Mianowicie znalazła mi pracę. Miałam być opiekunką dwójki dzieci.
Szybko się umyłam uczesałam, ładnie ubrałam i co było dziwne w moim przypadku zrobiłam sobie makijaż.
Gotowa pojechałam do domu w którym miałam pracować jako niania. Drzwi otworzył mi sympatyczny facet. Oglądając czasem mecze piłki nożnej z moim starszym bratem, domyślam się że ten gościu to chyba jakiś piłkarz. Miło się z nim przywitałam. On zaprowadził mnie do salonu, gdzie był przeraźliwy bałagan. Na podłodze siedział mały przesłodki chłopczyk i bawił się klockami. Obok niego siedziała mała cudna dziewczynka wpatrująca w to co robi jej brat. Usiadłam na kanapie i rozmawiałam z ich tatą.
-No więc tak. To jest mój synek Archie, a to jest moja córka Delilah . Pani zadaniem będzie się nimi zajmować podczas gdy ja będę na treningach bądź na meczach. Uprzedzam że czasem będzie tak że, będę musiał wyjeżdżać na zgrupowania, a wtedy może mnie nie być nawet tydzień a czasem dłużej.
-Aha...A mam pytanie.
-Proszę pytać.
-Obiady też mam gotować?
-Znaczy...ogólnie dobrze by było gdyby Pani była tu w roli takiej..ymm...
-Gosposi?
-O tak...właśnie o to mi chodziło. Wie Pani, sprzątanie, pranie, gotowanie, zakupy. itd. Zastrzegam że jestem w stanie Pani naprawdę dużo płacić jeśli wszystko będzie szło tak jak powinno.
-Oczywiście. Zgadzam się na wszystkie warunki.
-To by było na tyle. A! Pracę zaczyna Pani od jutra. Dobrze?
-Tak. Dobrze. To do jutra! Do widzenia!
-Do widzenia!

Wracając do mojego domu, zastanawiałam się gdzie jest żona tego faceta...Gdy wróciłam do domu, przebrałam się w dresy, i włączyłam laptopa. Zaczęłam przeszukiwać internet w celu, dowiedzenia się czegokolwiek ciekawego na temat mojego nowego pracodawcy. Gdy zaczęłam czytać pewien artykuł, włosy  stanęły mi dęba. Tytuł brzmiał mniej więcej tak: Czy partnerka zostawiła go samego z dziećmi?
Przeczytałam i nie dowierzałam. W nocy nie mogłam zasnąć. No bo, ludzie jak można zostawić takiego super przystojnego faceta? Zamyślona zasnęłam bo, jutro czekał mnie ważny dzień. Mianowicie pierwszy dzień w pracy. Byłam strasznie zestresowana. Po dwóch godzinach jednak już nie myślałam o czymś takim jak stres. Posprzątałam dom, i zrobiłam dzieciom na obiad naleśniki. Teraz układałam z dzieciakami puzzle. Usłyszałam że ktoś wchodzi do domu. Był to mój pracodawca-Pan Jack. Gdy wszedł do salonu miał oczy jak pięć złotych.
-Dobrze się Pan czuję? Wszystko w porządku?
-Słucham? Tak...Tylko tu od dawna nie było tak czysto.-uśmiechnął się do mnie przyjaźnie a ja tylko się powstrzymywałam żeby nie zemdleć na widok jego czarującego uśmiechu.
-Miło mi to słyszeć. To ja już pójdę. Pa dzieciaki-kucnęłam i ucałowałam ich obydwoje w policzki.
-Papa nianiu! -powiedział Archie.
-Papa...Do widzenia.
-Do widzenia. Niech Pani jutro weźmie ze sobą piżamę i jakieś ciuchy na przebranie.
-Słucham?
-Tak, wiem głupio to brzmi. Jutro wyjeżdżam bo, gramy mecz na wyjeździe. Nie będzie mnie na noc. Da sobie Pani radę?
-Tak, oczywiście. To...do widzenia.
-Do widzenia.

Następnego dnia spakowałam sobie w torbę piżamę, ubrania na zmianę i najpotrzebniejsze rzeczy. Spakowana pojechałam prosto pod dom w którym jestem nianią. Posprzątałam, bawiłam się z dzieciakami, potem wzięłam ich na spacer. Wieczorem gdy dzieci już zasnęły usiadłam i oglądałam mecz Arsenalu. Zremisowali. Trudno. Pomyślałam i położyłam się spać. Na drugi dzień wrócił Pan Jack. Miałam już wychodzić ale mały Archie się do mnie przytulił i prosił żebym została.
-Skarbie, ja muszę już iść do domku wiesz? Przyjdę do was jutro.-próbowałam przekonać malca.
-Ale ja chce zebyś została! Nianiu...plose...-zaczął płakać.
-To może niech Pani zostanie jeszcze dzisiaj dobrze?-spytał się jego tata.
-Jeżeli to nie problem.
-Dla mnie? Żaden. A dla moich dzieciaków sama radość. - uśmiechnął się tak że zmiękły mi kolana.

I tak zostałam w domu Wilshera na kolejną noc. W nocy nie mogłam spać. Zeszłam na dół do kuchni napić się wody. Napiłam się i już miałam wychodzić gdy, w drzwiach ujrzałam Jacka. Podszedł do mnie i bacznie mi się przyglądał.
-Coś nie tak??-spytałam zdziwiona jego zachowaniem.
-Niee...Mówił ci ktoś kiedyś że jesteś piękna?-zadał mi pytanie.
-Słucham? Znaczy...ee...nieee..e.e.- odpowiadałam z zająknięciem.
-To ja ci to powiem. Jesteś piękna.
Powiedział te słowa i zaczął mnie namiętnie całować. W pewnym momencie do kuchni wszedł Archie i powiedział:
-Tatusiu...czemu całujesz moją żonę? - zapytał gniewnie a mi urwał się film.


                                                              ***

Obudziłam się zlana potem. Spojrzałam na zegarek który wskazywał 5:15 . Ciężko westchnęłam. O ludzie...nigdy nie miałam takiego snu! Żeby mi się mój teść śnił?? I to jeszcze w taki sposób??
Siedziałam tak przez dłuższą chwilę aż obudził się mój mąż.
-Kochanie...kładź się...Jeszcze wcześnie...Jutro musimy jechać do moich rodziców na obiad wiesz? No...połóż się. Przytul do swojego kochanego mężusia.
Wtuliłam po czym powiedziałam:
-Kocham cię Archie.
-Wiem żabko. Ja ciebie też. Śpij dobrze.
Koniec.