Witajcie! :) Na wstępie życzę wam wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym roku 2014 ! Oraz udanego sylwestra :D
Dedykacja dla Kasi piszącej z Anonima <3
Pytanko! Czy chcecie żebym dodała kolejną historię w Sylwestra czy dopiero za tydzień? Pytam się, bo nie wiem czy nie zbrzydła wam moja twórczość :)
Papa ! :*
Coraz więcej młodych ludzi, nie może się doczekać swoich 18-nastych urodzin bo, wtedy można się wyprowadzić z domu i żyć na własną rękę. Szkoda tylko że nie zawsze wiedzą jakie mogą być konsekwencje tej dorosłości. Ja się niestety przekonałam, i na dobre też mi to nie wyszło. Była piękna pogoda. Urodziny mojej przyjaciółki. Zawsze trzymałyśmy się we dwie i, jej osiemnaste urodziny też miałyśmy zamiar spędzić we dwie. W południe poszłyśmy na zakupy, a wieczorem do pewnego klubu. I gdybyśmy poszły do innego miejsca może wszystko potoczyłoby się inaczej. A tak tej pewnej nocy, poznałam właśnie jego. Miał na imię Theo. Oboje byliśmy sporo wypici. Wystarczająco żeby znaleźć się w jednym łóżku. Takim sposobem zaszłam w ciążę. Gdy powiedziałam o ciąży Theo nie był zadowolony....Ba! Był wściekły...powiedział że robi karierę, że ma dziewczynę, a to był tylko jednorazowy wybryk. Tylko że to ja nosiłam owoc tego wybryku...Gdy powiedziałam o tym rodzicom też wcale nie było inaczej. Byli wściekli. Jednak z pomocą przyszła mi moja kochana babcia mieszkająca na obrzeżach Londynu. To właśnie do niej się wprowadziłam, i to ona pomogła mi przy wychowywaniu mojego synka- Mikela. Tego dnia szliśmy przez zatłoczony Londyn do lodziarni na jego ulubione waniliowe lody. Wszystko byłoby ok, gdybyśmy po drodze nie spotkali właśnie jego...
-Cześć...-powiedział zaskoczony na mój widok gdy mijaliśmy się na chodniku.
-Hej...
-Fajnie cię widzieć po tylu latach.
-Słuchaj ja naprawdę nie mam czasu z tobą rozmawiać.
-Poczekaj! To mój syn??-zapytał łapiąc mnie za nadgarstek.
-Trzeba było się tym interesować pięć lat temu, jak byłam w ciąży!
-Ale...poczekaj...Ja tylko zapytałem...Jest strasznie do mnie podobny...
-Mamusiuu...ja chcie na lody...
-Już kochanie. Ten pan już sobie idzie.
-Proszę cię...Błagam...Porozmawiajmy!
-Ale my nie mamy o czym! Zrozum to! I daj mi i mojemu synowi spokój!
-Nie zapominaj że to też mój syn!
-Oo...No proszę...Tatuś się znalazł...Nie za szybko doszedłeś do wniosku że jesteś ojcem? Równie dobrze mogłeś się pojawić w jego życiu dopiero jak będzie pełnoletni.
-Błagam Cię...Daj mi naprawić mój błąd...Wiesz gdzie mieszkam prawda?
-No i co z tego?? Daj mi już spokój! Chodź synku...
Złapałam Mikela za rączkę i poszliśmy w stronę budynku. Byłam strasznie zdenerwowana. Nawet nie słuchałam tego co mówił mój syn.
-I wies mamo on ma taki duuuuzy samochód! I tak sybko nim...Mamuś! Nie słuchas...
-Słucham, synku, słucham...Tylko się troszeczkę zdenerwowałam.
-A kim był ten pan?-zapytał się pijąc soczek.
-Uważaj żebyś nie wylał...
-A kim on był?
-Ten pan...to taki...mój dawny kolega...
-Nie lubis go?
-Dlaczego się pytasz? Skarbie uważaj bo sobie poplamisz bluzeczkę.
Próbowałam zmienić temat i zaczęłam wycierać mu buzię.
-Lubis? Bo na niego ksycałaś...
-Kochanie...ja i ten pan...się kiedyś bardzo pokłóciliśmy, i już się nie lubimy. Zjadłeś już?
-Ehe...A pójdziemy na plac zabaw?
-Tak kochanie pójdziemy...-uśmiechnęłam się do syna.
Następnego dnia mocno padał deszcz. Nie chciałam iść do pracy w ulewę dlatego zamówiłam taksówkę. Po pracy zaszłam do sklepu żeby zrobić zakupy. Niestety przy dziale z nabiałem spotkałam dobrze mi znanego mężczyznę.
-Hej...Widzisz znowu się widzimy to przeznaczenie!
-Cześć...Tak...Chyba pech który mnie ostatnio prześladuję.
-Proszę Cię...porozmawiajmy jak dwoje dorosłych ludzi....Nie zachowujmy się jak dzieci.
-Jak dziecko zachowałeś się wtedy! Bo pokazałeś jaki jesteś odpowiedzialny!
-Daj mi szansę...Chciałbym to naprawić...A chyba każdy zasługuję na szansę prawda?
-Dobrze, niech ci będzie.
Po zakupach poszliśmy do pobliskiej kawiarni. Zaczęliśmy rozmawiać. Oczywiście nie obyło się bez przekleństw, złości, krzyków, i płaczu. W końcu zgodziłam się na to aby, mógł oficjalnie poznać syna. Zgodziłam się...Tylko czemu skoro nie potrafiłam mu wybaczyć?
Po paru dniach miał nastąpić ten dzień. Zrobiłam pyszny obiad i czekałam na jego przyjście. Usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Hej...Wejdź...
-No hej. Dzięki.
-Dzień Dobly...-na korytarz wbiegł Mikel.
-Cześć.-ukucnął przy nim.
-Syneczku...Pamiętasz jak mama ci mówiła że twój tata gdzieś jest i na pewno go kiedyś poznasz?-zapytałam łamiącym głosem.
-Ehe...
-No to ja jestem twoim tatą.-powiedział Theo.
-Selio? To supel! A lubis samochody??
-Tak, bardzo.-uśmiechnął się do syna.
-To chodź, tata pokaze ci coś...
Wziął go za rękę i zaprowadził do swojego pokoju.
Ja natomiast zaczęłam przygotowywać do obiadu. Kiedy już skończyłam zawołałam ich na obiad. Mikusiowi nie zamykała się buzia. Cały czas miał do swojego taty różne pytania. Wieczorem Theo poszedł do domu. Zgodziłam się żeby lepiej poznał synka, i mógł go odwiedzać dwa razy w tygodniu. Mały był zachwycony. Theo zabierał go na swoje treningi, czasem na mecze. Kupował mu różne zabawki i wszystko co tylko chciał. Czasem mnie to denerwowało że go tak rozpieszcza, ale po chwili moja złość odchodziła.
Pół roku później.
Theo ma świetne kontakty z synem. Mikelowi długo brakowało ojca, a teraz gdy go ma, nie odstępuje go na krok. Ja natomiast, z Theo się nie pogodziłam...Nie potrafię...Może nie teraz. Po tym gdy w moje życie ponownie wkroczył Walcott, pojawił się jeszcze jeden mężczyzna. Ma na imię John. Bardzo się polubiliśmy. Mogę nawet powiedzieć że chyba coś do niego czuję. Tak...i on do mnie też...Ostatnio mi to nawet powiedział.
Parę tygodni później.
Nie myliłam się! Ja i John się w sobie zakochaliśmy! Wczoraj mi się oświadczył. Zgodziłam się. Tylko jakoś mój synek wcale za nim nie przepada. O! Właśnie Theo go przywiózł. Wyszłam otworzyć im drzwi.
-Hej! Jak było u taty?
-Ceść! Dobze...Mamuś...A ten twój kolega tez ci pzyjedzie??
-Nie, skarbie dzisiaj nie.
-To dobze. Bo on jest gupi!
-Kochanie tak nie można mówić.-upomniałam syna.
-Ale on mnie nie lubi...I ostatnio powiedział ze mój tata słabo gra w piłe...
-Tak ci powiedział? To faktycznie głupi ten wujek.-powiedział Theo, opierając się o szafkę na buty.
-Skarbie idź umyj rączki, zaraz obiadek.
-Oki.-powiedział i podreptał do łazienki.
-A kim jest ten nowy wujek? Jeśli można spytać...
-Tak. To mój narzeczony.
-Yyyy...narzeczony?
-No tak. Masz coś przeciwko? Chyba mam prawo być szczęśliwa.
-Tak. Masz. Tylko za nim coś zrobisz pomyśl czy twój syn będzie tak samo szczęśliwy jak ty.
-Jedź już.
-Rób co chcesz. Pa!
-Pa!
Theo mnie zdenerwował...Choć w sumie ma on po części rację. Jeśli mój syn go nie polubi, to nie chcę żyć w taki sposób. W nocy obudziłam się zlana potem. Miałam okropny sen. Śniło mi się że, John bił mojego syna. Może naprawdę powinnam się zastanowić? A może to przez to że cały czas o tym myślę? Nie wiem sama...
Rok później.
Dzisiaj jest mój wielki dzień. Wychodzę za mąż. Za człowieka który mnie kocha, i stara się zrobić wszystko bym czuła się szczęśliwa ku jego boku. Koleżanki doradzały mi żebym, się zastanowiła czy dobrze robię. A ja jeszcze wczoraj się wahałam. Ale teraz gdy widzę tego przystojnego anglika czekającego na mnie przy ołtarzu jestem pewna. Tak! Jestem pewna! Chcę w tym dniu zostać żoną Theo. Tak wiem, zranił mnie i to potwornie. Ale gdy dowiedział się o tym moim ślubie z Johnem, zaczął mi okazywać więcej czułości, i zebrał się na odwagę by wyznać mi miłość. Stara się żebym była szczęśliwa. Ale gdy sobie pomyśle jaki mój syn będzie zadowolony gdy będziemy mieszkać w trójkę...O przepraszam! Wczoraj byłam u lekarza, i jestem w pierwszym miesiącu ciąży. Ominę pytanie czyje to dziecko. Tak to dziecko Walcotta. Mojego przyszłego męża. Koniec.